Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Kończy się piłkoszał, wraca politykobicie

Dariusz Szreter
Będzie znów Euro, ale już chyba po raz ostatni. O czym innym jednak tu pisać, skoro tak się naprężyliśmy i wykosztowaliśmy, żeby zorganizować te zawody? Teraz trzeba spić tę śmietankę do końca, póki świeża, no i zanim jej zabraknie.

Piłką interesują się więc wszyscy, choć niektórzy w sposób dość specyficzny. Prezes Kaczyński mecze ponoć ogląda w wyselekcjonowanym towarzystwie swojego elektoratu. Z całą pewnością zaś studiuje statystyki, szczególnie te, które uwzględniają wzrost piłkarzy występujących na boiskach Polski i Ukrainy. Ujawnił bowiem, że będzie kibicował Hiszpanom, bo są najniżsi z uczestników turnieju. Trzeba przyznać, że to wyjątkowo nowatorskie podejście do futbolu. Mnie nigdy nie przyszłoby do głowy kibicować drużynie dlatego, że ma na przykład najwyższą średnią wieku albo najwięcej brodaczy.

Szef największej partii opozycyjnej przy okazji wypracował też misterny plan naprawy polskiej piłki nożnej w oparciu m.in. o międzynarodowe koneksje Zbigniewa Bońka i Michała Listkiewicza. Cóż z tego, skoro obaj panowie, mający, w zamyśle prezesa PiS, odegrać kluczową rolę w procesie naprawczym PZPN, bezzwłocznie dali jasno do zrozumienia, że w jednej drużynie z Jarosławem Kaczyńskim grać nie zamierzają. I wydaje się, że to nie nazbyt imponujący wzrost prezesa był przyczyną tej niechęci.

Czytaj także inne felietony Dariusza Szretera

Kaczyński, również dzięki osławionej "liście osób zagrożonych", stał się jednym z niewielu polityków, jakim udało się przebić do mediów między nogami Hiszpanów, Niemców i Cristiano Ronaldo. Ten fakt (nie przebicie się prezesa, ale niemal całkowite wyeliminowanie obecności polityków i polityki z przekazów medialnych) wzbudza niemal powszechną ulgę i zadowolenie. Co ciekawe, wśród tych zachwyconych nie brakuje wytrawnych i prominentnych publicystów, dziennikarskich decydentów, którzy cały ten chocholi taniec polskiej polityki codziennie nakręcają swoim akompaniamentem, a teraz cieszą się, że media przez chwilę grają na zupełnie inną nutę.

Czy jest zatem szansa, że po Euro nie będziemy skazani na ciągłe wysłuchiwanie komentarzy posła A na temat opinii senatora B o wypowiedzi ministra C? Nie i to z kilku względów.

Czytaj wszystko o Euro w Gdańsku

Po pierwsze, większość komentatorów stosuje zasadę wypowiadania opinii, o których wiedzą, że ludzie chcą je usłyszeć, ale to ma się nijak do praktyki ich własnych działań. Zresztą wiadomo, że najłatwiej robić to, do czego się przywykło, tak jak robiło się do tej pory. Ale jest też inny powód, dla którego skazani jesteśmy na powrót do tego co było.

Euro - jakby nie patrzeć - to igrzyska, o czym chyba wszyscy pamiętamy i niestety chyba łatwo nie zapomnimy, dość kosztowne. Żałosna działalność naszych polityków to także rodzaj igrzysk na potrzeby gawiedzi, ale w porównaniu z wydatkami na organizację mistrzowskiej imprezy sportowej - niskobudżetowych. Wystarczą dwie kamery, parę mikrofonów, a kilku facetów gadających co im ślina na język przyniesie zawsze się znajdzie. Wychodzi niedrogo, nawet przy uwzględnieniu wysokości diet poselskich płaconych z budżetu.

Codziennie rano najważniejsze informacje z "Dziennika Bałtyckiego" prosto na Twoją skrzynkę e-mail. Zapisz się do newslettera!

Gdybyśmy jednak zamiast panów Niesiołowskiego, Suskiego czy trzódki Palikota chcieli zatrudnić Borata, Jasia Fasolę i grupę Monty Pythona wyszłoby nieporównanie drożej.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na dziennikbaltycki.pl Dziennik Bałtycki