Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Kolejki do lekarzy na Pomorzu. Rok czekania do neurologa to norma. Brak lekarzy to największy problem

Jolanta Gromadzka
Kolejki do lekarzy na Pomorzu. Rok czekania do neurologa to norma. Brak lekarzy to największy problem
Kolejki do lekarzy na Pomorzu. Rok czekania do neurologa to norma. Brak lekarzy to największy problem Fot. Karolina Misztal
Na Pomorzu dramatycznie brakuje neurologów zarówno dla pacjentów dorosłych jak i dzieci. Jeżeli sytuacja się nie zmieni to za kilka lat możemy nie mieć kim leczyć pacjentów - alarmuje prof. dr hab. n. med. Jarosław Sławek, prezes Polskiego Towarzystwa Neurologicznego, konsultant wojewódzki ds. neurologii na Pomorzu.

Kolejki do lekarzy Gdańsk 2019. Jaki czas oczekiwania na specjalistę?

Średnio 90 dni a zdarza się, że nawet 200 trzeba czekać na Pomorzu by dostać się do neurologa w poradniach ambulatoryjnej opieki specjalistycznej pracujących na kontrakcie z NFZ.

O wiele dłużej, bo rok, a okresowo nawet półtorej roku, oczekują chorzy na poradę w najlepszych poradniach specjalistycznych, przyszpitalnych jak choćby ta przy należącym do spółki Copernicus Szpitalu im. św. Wojciecha na gdańskiej Zaspie. Poza SM, padaczką, miastenią czy dystrofią mięśniową, ośrodek ten specjalizuje się w leczeniu zaawansowanych postaci choroby Parkinsona (kwalifikuje i prowadzi chorych po zabiegach głębokiej stymulacji mózgu), dystonii, spastyczności i innych zaburzeń ruchowych (m. in. po udarze mózgu) za pomocą iniekcji toksyny botulinowej, a także w diagnostyce i leczeniu choroba Pompego, choroby Huntingtona.

Jako jedyna tego typu placówka na Pomorzu dla wielu pacjentów z Pomorza jest ostatnią deską ratunku. Część z nich odchodzi jednak z kwitkiem. Gdyby zespół lekarzy z oddziału neurologii kierowanym przez prof. Jarosława Sławka był większy, byłby w stanie obsłużyć wszystkich chorych, którzy tego potrzebują. Ale tak nie jest. Na stale w poradni na Zaspie zatrudniony jest tylko jeden lekarz, pozostali „dochodzą” z oddziału.

Brak lekarzy neurologów to problem oddziałów neurologicznych

Z ogromnymi problemami wynikającymi z niedostatku lekarzy borykają się również kierownicy dziesięciu pozostałych oddziałów neurologicznych. Zbyt małe zespoły z trudem radzą sobie z ogromną liczbą chorych i obowiązkami którym muszą podołać na co dzień. W oddziale na Zaspie 35 łóżek, w tym 16 „udarowych” jest prawie non stop zajętych przez chorych ze Szpitalnego Oddziału Ratunkowego. Chory „planowy” na wolne łóżko musi czekać ok. roku.

- Głównym problemem neurologii na Pomorzu (podobnie jak w całej Polsce) są braki kadrowe - twierdzi prof. Jarosław Sławek. Ilu dokładnie mamy neurologów nie wiadomo. Rejestry, które prowadzą Okręgowe Izby Lekarskie nie są aktualizowane. Mają one w swojej ewidencji również lekarzy, którzy nie praktykują już zawodowo w nawet takich którzy już nie żyją. Trudno też oprzeć się na danych Polskiego Towarzystwa Neurologicznego ponieważ nie każdy lekarz tej specjalności do niego należy. Według szacunków prof. Sławka - w województwie liczącym 2,3 miliona mieszkańców jest ok. 200 neurologów, (wykonujących zawód łącznie z emerytami oraz lekarzy w trakcie specjalizacji). - Zdecydowana mniejszość z nich zatrudniona jest w szpitalach - tłumaczy profesor. I to właśnie oddziały szpitalne najboleśniej odczuwają pogłębiający się niedobór lekarzy. Mają one ogromne problemy z obsadzeniem lekarskich dyżurów. Tym większe, że od czasu gdy powstały na nich pododdziały udarowe NFZ wymaga by dyżurowało na nich dwóch lekarzy. Mają oni na głowie również SOR i konsultacje chorych (nawet 30 więcej).

Zarówno dyżurowanie jak i codzienna praca na oddziale jest bardzo ciężka, wyczerpująca, zmusza do pozostawania w szpitalu ponad wymiar czasowy, płace porównywalne a nawet mniejsze niż w poradni na mieście. Poza codziennym doglądaniem chorych na oddziale lekarze mają liczne dodatkowe obowiązki: obsługują programy lekowe, czuwają nad specjalizacją młodych lekarzy i robią to za darmo.

Nic więc dziwnego, że neurolodzy rezygnują z pracy w szpitalu i zatrudniają się w prywatnym gabinecie lub poradniach, które oferują im o wiele wyższe stawki. Nie rozwiązują też problemu braku kadr lekarze rezydenci. Młodzi lekarze nie chcą już pracować „dla idei”, zostawać po godzinach, nie mieć czasu dla rodziny. Poza tym z pięciu lat specjalizacji połowę zajmują im rozmaite staże, kursy i wyjazdy. W macierzystym oddziale pracują tylko 2,5 lata.

- W ubiegłym roku odeszło z naszego oddziału trzech lekarzy, w tym dwóch specjalistów, jedna koleżanka od sierpnia przeszła na emeryturę - wylicza kierownik jednego z większych oddziałów w Trójmieście. I wyjaśnia: - lekarze nie chcą pracować więcej godzin - nie podpisują opt-out, co skutkuje tym, że za nadrobione godziny (głównie poprzez dyżury) trzeba im oddać wolne dni. W ten sposób (po dyżurze nie zostaje się w pracy), lekarza może nie być w pracy nawet 10 dni. Jeśli doliczyć do tego wyjazdy na szkolenia, urlopy, zwolnienia lekarskie etc, to „jedziemy po bandzie”, bo nie da się rzetelnie prowadzić oddziału z garstką lekarzy, nie wywołując efektu wypalenia i poczucia braku sensu. Niestety, Zarząd szpitala nam nie pomaga, nawet w kryzysowej sytuacji (taka była w marcu i kwietniu ub. roku - musiałem wziąć dyżur) nie zgodził się na zatrudnienie chętnej osoby z zewnątrz, która żądała takiego wynagrodzenia, jakie mają lekarze SOR na dyżurze. Nasze stawki nie są najlepsze (ale też nie najgorsze), nie stanowią tak wielkiej zachęty. W medycynie nastąpiła zmiana pokoleniowa, młodzież nie ceni tego, czego się nauczy na oddziale szpitalnym. Liczy się komfort pracy, czyli dobra płaca i spokojna praca. Poza tym neurologia, jako że nie została uznana przez Ministerstwo Zdrowia za „priorytetową” (wyższe stawki dla lekarzy w trakcie specjalizacji), nie cieszy się wielkim zainteresowaniem młodych lekarzy.

Cały czas za mało łóżek neurologicznych w szpitalach

Mitem jest też twierdzenie, że mamy zbyt dużo łóżek w szpitalach, przynajmniej nie w neurologii. Porównywalne pod względem liczby ludności z Pomorskim - województwo lubelskie ma takich oddziałów 30!

Poza Szpitalem Marynarki Wojennej, który ze względy na brak SOR nie powinien mieć oddziału udarowego, takie szpitale jak w Wejherowie czy w Gdyni obsługują populację liczącą 350-380 tys. mieszkańców. Tymczasem zgodnie z normą nie powinno być ich więcej niż 150 tys. Chorzy z udarem mózgu w tej części województwa mają z tego powodu mniej szans na szybkie uzyskanie pomocy.

Między Słupskiem a Wejherowem jest bowiem biała plama, stąd postulowana przez wojewódzkiego konsultanta w tej dziedzinie - pilna konieczność utworzenia oddziału neurologii w szpitalu w Lęborku.

Zobacz także:
Pierwsza pomoc po wypadku

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wideo
Wróć na dziennikbaltycki.pl Dziennik Bałtycki