Scenka numer 1.
Jest 4.50 nad ranem. Stoję na peronie we Wrzeszczu. Czekam na express. Miły głos z megafonu informuje, że pociąg zatrzymuje się przy peronie dla kolejek SKM. Tak się czasami zdarza. Patrzę na bilet. Próbuję zorientować się, w którym wagonie przyjdzie mi podróżować. Peron jest duży i warto stanąć w odpowiednim miejscu. Czekam na kolejny miły komunikat.
Po chwili zasłyszany wcześniej głos namawia, by odsunąć się od torów. O numeracji wagonów ani słowa. Kątem oka zauważam dwie starsze panie z ogromnymi walizkami. Czuję, że to będzie ich niezapomniana noc. Po kilku sekundach w megafonach pojawia się komunikat po angielsku. Odetchnąłem z ulgą. Znam na tyle język, że zorientuję się, gdzie stanie mój wagon. I tu niespodzianka. Męski głos prosi, by odsunąć się od torów i milknie.
Miało być niby po europejsku. I było. Gdy wjechał pociąg, ludzie zaczęli nerwowo biegać po peronie. Przerażone starsze panie niczym psy husky ciągnęły z mozołem potężne walizy. Czuło się w ich oczach strach - przecież express krótko stoi. Miałem rację. Staruszki długo nie zapomną tej nocy.
Mój wagon był ostatni. Gdy dobiegałem do końca bardzo długiego składu, ujrzałem rozbrajający widok - ostatni wagon stał poza peronem. Na szczęście z przedostatniego wyłonił się konduktor i przyjacielsko krzyknął:
- Panie, wsiadaj pan tu, przejdziesz pan sobie do ostatniego!
Co za porządny chłop - pomyślałem. Są jeszcze ludzie na kolei.
Spocony jak norka dotarłem do przedziału i powoli wracałem do siebie. Po kwadransie pojawił się znajomy konduktor i zaczął rutynowo sprawdzać bilety. Zapytałem, czy tak trudno przekazać pasażerom informację o kolejności wagonów.
- Panie, co ja mogę - bezradnie stwierdził.
Popatrzyłem na jego zmęczoną twarz i chciałem posłać kilka słów otuchy, że może zostanie kiedyś szefem. Przecież umie liczyć. Niestety, sny o potędze przerwał prosty komunikat informujący, że wyjątkowo w składzie pokonującym expressowo cały kraj nie ma wagonu barowego.
Scenka numer 2.
Tym razem czekam na pociąg nocny. Jest 23.00 z minutami i za chwilę wjedzie skład do Katowic. Pamiętam niedawne przygody z Wrzeszcza i z ciekawością czekam na komunikat o kolejności wagonów. Rutynowo patrzę na bilet, gdzie wydrukowano, iż obywatel Janiszewski ma miejsce w wagonie numer 35. Szumy w megafonie leją miód na moje serce - za chwilę dowiem się prawdy. Przemiły głos zaczyna opowiadać o ustawieniu składu. Odetchnąłem, wreszcie jest normalnie. Padają liczby jak w totolotku: 19, 18, 17, 33, 32. I kilka innych. Numeru 35 nie ma. Jeszcze raz sprawdzam bilet i pędzę na koniec składu.
W ostatniej chwili dopadam konduktora i pytam:
- Przepraszam, gdzie jest wagon 35? Nikt go nie zapowiadał.
- W środku - pada lakoniczna odpowiedź.
Nie chcę się kłócić, bo wiem, że nie ma to żadnego sensu. Zziajany jak zaszczuty zając, w ostatniej chwili wpadam do wagonu numer 35. Stoję na korytarzu i zastanawiam się, czy może jestem chory albo zainhalowałem klej do drewna - nie usłyszałem w zapowiedzi numeru mojego wagonu. Na wszelki wypadek podchodzę do typa stojącego obok:
- Czy zapowiadano wagon numer 35? - zapytałem niepewnie.
- Nie - odparł przypadkowy pasażer i głupio się uśmiechnął.
Szczęśliwy, w nocnym do Katowic, zapadłem w sen. Jeszcze jestem normalny.
Jarek Janiszewski na antenie Radia Gdańsk co wtorek #o godz. 23 prowadzi autorski program "Czego".
Dołącz do nas na Facebooku!
Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!
Dołącz do nas na X!
Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.
Kontakt z redakcją
Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?