Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Kolej na kolej cz. 2

Jarek Janiszewski, felietonista
Jarek Janiszewski
Jarek Janiszewski
Ostatni felieton, traktujący o przygodach serwowanych przez polskie koleje, nie do końca wyczerpał temat. Stąd jeszcze kilka wynurzeń, które wydają się dość istotne w kontekście ogólnie pojętego zdrowia społecznego.

Z naszą kondycją nie jest najlepiej, co brutalnie ujawnił warszawski maraton. W wielu przypadkach nie pomagają nawet regularne badania lekarskie, bo czynniki degradujące nasze zdrowie miewają charakter pozamedyczny - przegrywamy w piłkę z Ukrainą, Europa ogrywa nas w przepisach dotyczących wydobycia gazu łupkowego, palaczom wkrótce zabierze się mentolowe papierosy, a do tego nachalnie bombarduje się nas ideą referendum. Ta ostatnia sprawa jest szczególnie wnerwiająca, by nie użyć bardziej obraźliwego słowa. Można odnieść wrażenie, że niby wielka Warszawa, chorobliwie zajęta sobą, traktuje resztę kraju jak chłopów zamieszkujących niegdyś czworaki. W takich okolicznościach zastanawiam się, co by się stało, gdyby kiedyś cudownie przywrócono ideę Wolnego Miasta Gdańska. Wiem, że to mrzonki, ale wizja warszawskich cwaniaczków stojących w kolejce po wizę za sto euro już teraz poprawia mi humor.

Wszystkie te marne wydarzenia generują negatywną energię, która tylko czeka na odpowiednie warunki, by ujawnić człowieczą słabość, a czasami wręcz głupkowatą bezradność. Niekiedy owa bezradność bywa przejawem geniuszu, co zdarza się zaobserwować na kolei. Oto skromny przykład.

Siedzę w przedziale pociągu zmierzającego do Kielc. Za mną kawał drogi. Czytam prasę i zauważam ruch na korytarzu. Starsza pani, chyba z mężem, taszczy wielkie torby i przeciska się do wyjścia. Za nią przedziera się kolejna para. Cała czwórka staje przy drzwiach, tarasując przejście do kibelka. Po chwili z trudem mija ich konduktor. Jedna z pań pyta:
- O której będziemy w Kielcach?
- Zgodnie z rozkładem jazdy, o 11-tej - odpowiada konduktor i znika.

Z ciekawości patrzę na zegarek. Do 11 zostało 26 minut.
Jakie trzeba mieć zmiany w mózgu, aby stać prawie pół godziny przy kolejowym wc z wielkimi torbami. Przecież mają miejsca, mogą wrócić. Nie wrócili. Dzielnie stali do samych Kielc, po czym dumnie opuścili wagon.

Początkowo potraktowałem ich jak dzieci specjalnej troski, ale dotarło do mnie, że kierował nimi ogromny strach. Jechali przecież polską koleją, gdzie może się zdarzyć wszystko - wagon się zapali, zaatakują ich tropikalne insekty, w przedziale zagnieździ się kuna, ktoś się obnaży, albo skończą się tory. Zachowali się sprytnie, bo gdyby rzeczywiście jakiś szaleniec zaczął biegać w samych męskich stringach i chciał się całować, mogli nagle porzucić bagaż i zatrzasnąć się w toalecie. Wytrzymaliby tam wieczność, mieli kanapki. Ja wtedy zostałbym wystawiony na pastwę zboczeńca, który zapewne zaproponowałby grę w butelkę albo rozbieranego pokera. Poraziła mnie trzeźwość myślenia nieco grubej czwórki pasażerów. Wydawali się kompletnymi idiotami, ale w ostatecznym rozrachunku intelektualnie pozostawili mnie daleko w polu. Krótkowzroczność bywa zgubna. Trzeba się uczyć od rodaków. Stanie przy kolejowej toalecie ma wielką przyszłość.

Treści, za które warto zapłacić! REPORTAŻE, WYWIADY, CIEKAWOSTKI

Zobacz nasze Magazyny: REJSY, HISTORIA, NA WEEKEND

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na dziennikbaltycki.pl Dziennik Bałtycki