18+

Treść tylko dla pełnoletnich

Kolejna strona może zawierać treści nieodpowiednie dla osób niepełnoletnich. Jeśli chcesz do niej dotrzeć, wybierz niżej odpowiedni przycisk!

Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Kolacja z doktorem Goebbelsem

Barbara Szczepuła
Wigilia 1941 r. w domu Tessmerów. Na zdjęciu Stefa z dziećmi
Wigilia 1941 r. w domu Tessmerów. Na zdjęciu Stefa z dziećmi
O Polce spod Grudziądza, która siedziała przy jednym stole z ministrem propagandy III Rzeszy - opowiada Barbara Szczepuła

Stefania czasem widuje duchy. Duchy ludzi i kamienic pojawiają się nagle w biały dzień, w środku miasta. Wrzeszcz, jak za dotknięciem czarodziejskiej różdżki - zmienia się w Langfuhr.

Domy są wysokie, bogato zdobione, z wykuszami, balkonami, loggiami, wieżyczkami, markizami nad oknami wystaw. Ulica nazywa się Adolf Hitler Strasse. Wracające z zakupów panie mają wysoko upięte włosy, krótkie sukienki i buty na koturnach. Tramwaj linii numer 1 głośno dzwoni, odjeżdżając w stronę Technische Hochschule…

Stefania widzi samą siebie, jak odprowadza do szkoły Giselle. Z Adolf Hitler Strasse skręcają w Jaschkentelerweg. Jasnowłosa Giselle wygląda jak inne dzieci. Ona zaś różni się od kobiet idących ulicą, choć też jest nieźle ubrana jak na tamte lata. Ale na granatowym płaszczu, przerobionym z palta Herthy Tessmer, ma przyszyty skrawek materiału z literą "P".

- Tu właśnie - mówi do Joli, gdy trzymając się za ręce, wchodzą do domu towarowego - stała kiedyś wytworna kamienica, w której mieszkałam. I chodziłam na spacery z małą dziewczynką, taką jak ty.
- Co to była za dziewczynka, mamo? - pytała Jola.
- To nie jest historyjka dla dzieci - denerwuje się Stefania, niezadowolona, że zaczęła ten temat.
- Dziewczynka miała ma imię Giselle - rzuca na odczepnego, bo Langfuhr znika tak nagle, jak się pojawił, rozpływa jak dryfująca po Bałtyku kra, i znowu są we Wrzeszczu, na alei Grunwaldzkiej, którą zabudowano po wojnie blokami w stylu socrealistycznym, i wchodzą do Państwowego Domu Towarowego "Neptun". Jola, którą mama ciągnie w kierunku "punktu repasacji pończoch", spogląda z zachwytem na stoisko z zabawkami i zapomina o Giselle.

Wieczorem Stefania kładzie się do łóżka w swoim mieszkaniu na pięterku, w domu pięknie położonym w oliwskim lesie. Budynek należy do spółdzielni Żeliwiak, w której jest księgową. Sama wychowuje Jolę, bo jej ojciec zmarł na zawał, gdy córeczka miała ledwie 11 miesięcy. No więc kładzie się spać, ale nie może zasnąć, duchy wracają po każdej wyprawie do Wrzeszcza, obrazy Langfuhr wypełniają pokój, mieszają się, ustępując miejsca następnym i następnym.
Urządzone ze smakiem mieszkanie Tessmerów składało się z pięciu pokoi położonych w amfiladzie i służbówki, którą zajmowała Stefa. Steffi, jak nazywali ją Tessmerowie. Gdy przychodzili goście, a bywało ich wielu, drzwi między salonem, jadalnią i gabinetem rozsuwano.

Po kolacji panie przechodziły do buduaru Frau Herthy na słodkie wino i pogaduszki, panowie zostawali w gabinecie Herr Tessmera, drzwi zamykano, a Steffi, ubrana w czarną sukienkę z białym fartuszkiem, stała za krzesłem gospodarza i na jego znak dolewała gościom koniaku, zmieniała kieliszki, gdy któryś z nich chciał się napić goldwassera albo innego szlachetnego trunku, który Herr Tessmer trzymał w gdańskiej szafie.

Opróżniała też popielniczki. Panowie rozmawiali o polityce, nie krępując się zupełnie obecnością młodej Polki. O czym konkretnie mówili? Dziś już nie może sobie przypomnieć, czy popierali Führera, czy robili się trochę krytyczni, w miarę jak stawało się oczywiste, że Niemcy wojny nie wygrają. Może nie rozumiała wszystkiego, może nie łapała aluzji, choć mówiła po niemiecku świetnie, bo pod Grudziądzem, gdzie się wychowała, miała wielu rówieśników Niemców. Zresztą pilnowała raczej kieliszków i popielniczek.

Panowie zostawiali jej zawsze dobre napiwki, byli bardziej hojni niż ich żony, którym usługiwała pokojówka Martha. Oprócz Steffi i Marthy, Tessmerowie zatrudniali jeszcze kucharkę. Kucharka i pokojówka wieczorem wracały do swoich domów, zaś Steffi zostawała u Tessmerów. Dokąd miała iść, skoro mama mieszkała na obrzeżach Grudziądza? Ogarnia ją złość, gdy przypomni sobie, jak musiała nago paradować przed komisją Arbeitsamtu, czuła się okropnie, jak niewolnica. Była młoda, zdrowa i silna, więc najpierw wysłano ją do pracy w gospodarstwie. Dokładnie 19 stycznia 1940 roku, w dniu jej urodzin.

Majątek położony był w Łostowicach, po niemiecku Wonneberg, na obrzeżach miasta Danzig, tam, gdzie dziś jest cmentarz. W stronę Ujeściska, hen za górkę ciągnęły się w nieskończoność pola kartofli i żyta. Właścicielką była Frau Martha von Schwatrz. Steffi zajmowała się jej kurami. Gdy w 1941 roku, po wybuchu wojny niemiecko-sowieckiej Frau von Schwartz dostała do pomocy 20 jeńców krasnoarmiejców, Steffi wybłagała u lekarza zaświadczenie, że powinna wykonywać lżejsze zajęcie.

Lekarz wspomniał, że państwo Tessmerowie z Langfuhr potrzebują kogoś do opieki nad dziećmi. Już po paru dniach Steffi wiedziała, że się jej udało. Nigdy nie było jej tak dobrze. Przed wojną bieda była wielka, chodziła ciągle głodna. Harowała w cegielni za złoty czterdzieści dziennie, bo jej matka, wdowa, nie mogła sama utrzymać gromadki dzieci.

Złoty czterdzieści stanowiło wartość pół kilograma słoniny, więc za co tę przedwojenną Polskę miała lubić? Do dziś nienawidzi rządzących wtedy Polską, bo pozwalali na wyzysk robotników, a gdy wojna wybuchła, zabrali dupy w troki i uciekli, zostawiając naród na pastwę Niemców. Co innego w PRL, tu robotnika się szanuje. Stefa skończyła zaocznie technikum ekonomiczne i jeszcze dwuletnią szkołę dodatkowo. I pokój służbowy w domu przy spółdzielni Żeliwiak w Oliwie dostała.

Wstaje z łóżka, bo robi się głodna od tego rozmyślania o cienkich zupach, które przed wojną jadała. Smaruje masłem kromkę chleba. U Tessmerów jedzenia nie brakowało, wojny zupełnie się nie czuło, choć żywność była na kartki. Herr Tessmer (och, jaki to był przystojny mężczyzna!) miał delikatesy przy głównej ulicy w Langfuhr, miał też jakieś fabryki w Łodzi. Zaś jego teściowa, poza wielkim majątkiem w Ostpreussen, koło Allenstein, była właścicielką hotelu w Langfuhr, przy skrzyżowaniu Adolf Hitler Strasse z Baumbuchallee (dziś Konopnickiej) i pobliskiej restauracji.

Frau Emillie Strunk, do której Steffi zwracała się per "wielmożna pani", spędzała w niej całe dnie, kontrolując personel i zachęcając klientów do konsumpcji. Chętnie też grała z nimi w karty. Gdy Steffi z Giselle wracały ze szkoły, starsza pani brała je czasem do siebie na ciasteczko.

Tessmerowie mieli dwoje dzieci, Giselle i Jürgena. Gdy Steffi zaczęła u nich pracować, dziewczynka miała sześć lat, jej brat kilka miesięcy. Chłopiec pokochał Steffi i nie chciał się z nią rozstawać ani na chwilę. Wieczorami płakał, dopóki go nie uśpiła, a gdy trochę podrósł, to gdy się w nocy obudził, przybiegał boso pod jej drzwi. Dobijał się, aż matka wstawała i mówiła: - Steffi, weź go, bo spać nam do rana nie da. Zachwycony dzieciak, przytulał się do Steffi i zasypiał.

Hertha, choć nie pracowała, mało zajmowała się dziećmi, zajęta była głównie sobą, wychodziła gdzieś z koleżankami albo zapraszała je do siebie, siedziała nad żurnalami i obmyślała modne kreacje. Od czasu do czasu do domu przychodziła krawcowa, gdańszczanka zresztą, która mówiła po polsku i w ciągu kilku dni obszywała całą rodzinę. Dla Steffi przerabiała sukienki Herthy.

Latem szofer zawoził Steffi z dziećmi do majątku Omy, czyli babci, pod Allenstein. Jak tam było pięknie! Stary dom w lesie, jezioro, słońce, Steffi zupełnie zapomniała o wojnie. Tym bardziej że adorował ją Horst. Miał wprawdzie 36 lat, ale był bogaty. Oświadczył się Steffi, także jego rodzice bardzo nalegali na to małżeństwo, nie przeszkadzało im nawet, że Steffi jest katoliczką, a Horst zarzekał się wręcz, że zmieni wyznanie. Imponował jej, to prawda, ale nie mogła sobie wyobrazić, że ma męża Niemca.

Pamiętała przecież swojego narzeczonego Wiktora Krause z Grudziądza, który był jej pierwszą, wielką miłością. Poległ we wrześniu 1939 roku, więc gdyby teraz została żoną Niemca, to byłaby straszna zdrada. Ale tak naprawdę o odmowie przesądziło to, że Horst był ryży, a ona ryżych po prostu nie znosiła!
Przewraca się z boku na bok, zasnąć nie może i znowu widzi Langfuhr i Jürgena, którego trzyma na kolanach. Sadzali ją w jadalni przy stole, bo mały bez niej nie chciał jeść, ale nie lubiła tego, bo obowiązywała sztywna etykieta, nawet w rodzinnym gronie używano tylu widelców i widelczyków, noży i nożyków, talerzy i talerzyków, że musiała bardzo uważać, by jakiejś gafy nie popełnić. Wolała zjeść bez ceremonii w kuchni, ale nie miała wyboru.

Dlaczego Herbert Tessmer nie był w wojsku? Może zajmował się dostawami dla armii? Gdy wyjeżdżał w interesach, a to zdarzało się często, siadały z Frau Herthą przy napalonym piecu, kucharka podawała im kawę z ciastem drożdżowym i były wtedy sobie równe. Dwie kobiety, które się sobie nawzajem zwierzają.

Stefa opowiadała o swoim Wiktorze, o tym, że mieli brać ślub na Wielkanoc 1940 roku. Zaś Hertha o mężu, który pochodził z Tczewa. Poznała go, gdy jeszcze była w szkole. Hertha wspominała o różnych sprawach łóżkowych, a Steffi, która była jeszcze dziewicą, słuchała tego z zaczerwienionymi policzkami, nie bardzo rozumiejąc, bo dziewczyny były wówczas cnotliwe i ona, 23-letnia, wiedziała o seksie mniej niż dziś piętnastolatka.

Potem Steffi omawiała to, co usłyszała, z pokojówką Marthą, która była bardziej doświadczona, ale i tak nie wszystko było jasne. Gdy tak sobie raz siedziały z Frau Herthą, wpadła Oma, wołając, że już czas najwyższy wyjść z dziećmi na ulicę, bo będzie przejeżdżał Führer! I rzeczywiście, Adolf Hitler jechał w otwartym samochodzie ulicą nazwaną jego imieniem, wśród pięknych kamienic, które niebawem przestaną istnieć…
Kiedyś Stefa, wraz z całą rodziną Tessmerów, pojechała do Berlina na ślub kuzynki Herberta. Frau Tessmer kazała jej odpruć literę "P", więc wyglądała jak Niemka. W Berlinie wynajęto dorożkę i Stefa z dziećmi przez kilka godzin jeździła po mieście, oglądając potężną stolicę III Rzeszy. Czasem przechodziły ją ciarki, bo to wielkie i potężne miasto wydawało się niezwyciężone…

Panna młoda była sekretarką doktora Josepha Goebbelsa, ministra propagandy! Podczas weselnej kolacji, którą urządzono w jakiejś eleganckiej sali, minister siedział tuż przy pannie młodej. Jego krzesło było, tak jak i krzesła pary młodej, udekorowane kwiatami. Pewnie były też dzieci Goebbelsów, ale tego Stefa nie pamięta, bo wiele dzieci kręciło się po sali, a ona musiała pilnować małych Tessmerów. Nie, nie zastanawiała się wtedy zbyt długo nad tym, co doktor Goebbels sądził o Polakach, że mianowicie są odrażający, brudni, źli, "bardziej zwierzęta niż ludzie, całkiem tępi, bez wyrazu, brud Polaków jest wprost niewyobrażalny, również ich zdolność dokonywania ocen jest równa zeru".

Intuicja zawiodła tego kulawego konusa - myśli Stefa - nie zauważył, że siedzi przy jednym stole z kimś tak odrażającym… Idąc do toalety, przejrzała się w lustrze, wyglądała całkiem ładnie, może nawet lepiej niż ministrowa Magda Goebbels - ciemne, gładko uczesane włosy, czarna sukienka z bufiastymi, modnymi rękawkami, zgrabne nogi… A co by było, gdyby tak nagle przypięła do sukienki literę "P"?
***
Idylla nagle się skończyła, Herr Tessmer dostał powołanie do wojska. Frau Hertha nie płakała, lecz snuła się smutna i zamyślona, choć na pozór wszystko pozostało tak jak dawniej, czuło się już, że nadchodzi zmierzch bogów. Straszne wieści o tym, co sowieccy żołnierze robią z niemieckimi kobietami, rozchodziły się lotem błyskawicy. Ktoś przyniósł wiadomość, że Herbert Tessmer jest ciężko ranny i leży gdzieś w lazarecie.

- Rosjanie nadchodzą! - podawano sobie z ust do ust, zapełniły się piwnice i schrony, zewsząd słychać było strzały. Bomba spadła tuż obok domu Tessmerów… Jak znalazły się w piwnicy przy ul. Mirchauerweg (dziś Partyzantów), nie pamięta, biegły to tu, to tam… Steffi siedzi schowana w piwnicy za jakimś szezlongiem na kupie węgla, a na środku piwnicy rosyjski żołnierz gwałci kobietę, najpierw jeden, potem drugi, trzeci, następny.

Kobieta jęczy, a oni stoją z rozpiętymi rozporkami, z których wystają sine przyrodzenia, takie straszne się robią, że Steffi zaczyna się trząść, bo nigdy dotąd mężczyzny rozebranego nie widziała, a teraz kilku z tymi wystającymi z mundurów gołymi, wielkimi członkami przytupuje z niecierpliwości… Boże ratuj - modli się i dotyka różańca, który powiesiła sobie na szyi, Matko Boska pomóż, widzi, że gwałcą starszą kobietę, która już nie żyje, ale pewnie tego nawet nie zauważają w amoku.

Omę gwałcą po kolei, a gdzie jest Hertha i Giselle - myśli, a tu jeden żołnierz szezlong przewraca, chwyta ja za rękę, ciągnie na górę do mieszkania, rzuca na łóżko, spodnie rozpina. Zdejmuj majtki! - krzyczy. Za nim koledzy w kolejce stają, rozporki rozpinają, bo im się też spieszy. - Jestem Polką! - drze się Stefa i wtedy wpada jakiś oficer. Ryczy na sołdatów, żeby się, k..wa mać, zbierali, bo Niemcy tuż za progiem…
***
Koło Żukowa siedzą na jakimś polu, ogrodzeni drutem kolczastym, Jürgen płacze z głodu, Stefa prosi jakąś Kaszubkę o trochę mleka…
- Steffi, weź go, nie wiadomo, co z nami będzie - prosi Hertha. - Z tobą ma szanse przeżyć. Tak cię kocha. Po wojnie po niego przyjadę… Jürgen przypada do Stefy, wczepia się w jej spódnicę i szlocha, och, jak strasznie płacze.
- Nie mogę - myśli Stefa. - Nie mogę go zabrać, bo powiedzą, że to moje panieńskie dziecko. I do tego niemieckie.

Wychodzi za druty i dołącza do grupy Polaków. Nie ogląda się, ale i tak cały czas ma przed oczami proszącą Herthę Tessmer, obolałą Omę, wystraszoną Giselle i małego chłopca, którego siłą oderwała od siebie.
Idzie i słyszy jego krzyk: Steffi!
Słyszy go jeszcze nieraz nocą.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na dziennikbaltycki.pl Dziennik Bałtycki