Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Kobiety z kalendarza

Irena Łaszyn
Piękne, zadbane, z błyskiem w oku.Każda reprezentuje inny miesiąc.
Piękne, zadbane, z błyskiem w oku.Każda reprezentuje inny miesiąc. Fot. T. Bołt
Trzy miesiące temu skupiały się głównie na swojej chorobie. Dziś jedna otwiera firmę, druga maluje paznokcie na jagodowo, wszystkie promienieją. O dwunastu niepełnosprawnych mieszkankach Gdyni, które zapozowały do kalendarza, pisze Irena Łaszyn

Ewa jest Wrześniem.- W tym miesiącu urodziłam się po raz pierwszy - wyjawia. - Po raz drugi urodziłam się w marcu, kilkanaście lat później. Marzec był już jednak w kalendarzu zajęty.

To była marskość wątroby. Ewa miała trzy lata, gdy zaczęła się choroba. Tylko przeszczep mógł odmienić jej życie. Przeszczep w prywatnej klinice, za granicą. Oznaczało to ogromne pieniądze. Zbiórkę prowadzili szkolni koledzy Ewy, w Gdyni odbywały się akcje charytatywne, bardzo je wspierała ówczesna prezydent miasta Franciszka Cegielska.

W marcu 1993 roku, w klinice w Wiedniu, Ewa dostała nową wątrobę. Już trzecią, bo poprzednie dwa przeszczepy się nie przyjęły.
- Od tego czasu żyję w miarę normalnie - podkreśla. - Do tego stopnia, że zdołałam skończyć studia, zakochać się i urodzić dziecko, choć wszyscy, włącznie z lekarzami, odradzali. Córka Aleksandra ma dziewięć lat. Na znak zwycięstwa, daliśmy jej na drugie Wiktoria.
Ewa ma 34 lata, pracuje w firmie Vectra.

O "Projekcie - Kobieta", wymyślonym przez Centrum Integracja Gdynia, dowiedziała się z e-maila koleżanki. Postanowiła się zgłosić, traktując to jako przygodę. Nie miała dużych oczekiwań, a wyszła z tego wielka sprawa. Mówi, że nie tyle chodzi o kalendarz, do którego zapozowało 12 niepełnosprawnych gdynianek, co o ten czas, który był przedtem. O spotkania, warsztaty, konsultacje. O otwieranie się na siebie i innych.

- Przedtem to choroba sterowała moim życiem - tłumaczy. - Teraz zeszła ona na drugi plan. Zrozumiałam, że najważniejsza jestem ja sama. Myślę, że prezydent Cegielska byłaby ze mnie dumna.
Marcem jest Lucyna. W tym gronie najmłodsza, ma 24 lata.
- Nigdy nie marzyłam o sławie, nawet jako dziewczynka - podkreśla. - Z wiekiem trochę rozhasałam się, ale generalnie zawsze byłam szarą myszką. I nagle poczułam się jak modelka. Sesja zdjęciowa, kalendarz, wernisaż. A przedtem - stylistka, wizażystka, fryzjerka. Kazały mi związać włosy, choć zawsze miałam rozpuszczone.
To wydawało się najtrudniejsze. Pewnie przez ten aparat słuchowy, który nosi od 13 roku życia. Wyszła super.
Lucyna uczy się w szkole policealnej, będzie instruktorką fitness, a w przyszłości chciałaby otworzyć własny salon kosmetyczny.
- Wiele osób mówiło, że powinnam to zrobić, ale ja dopiero teraz wiem to na pewno - wyznaje.
Alicja, Październik, od dziesięciu lat jest po przeszczepie nerki.
- To darowane lata - uważa. - Tak, jakbym się urodziła na nowo. Bo przedtem moje życie było uzależnione od dializ.

Ma 46 lat, dwie dorosłe córki, pracuje w szkole językowej. Żyje intensywnie. W trakcie projektu, wraz z innymi, obejrzała film "Sekret". Wynika z niego, że każdy człowiek sam, poprzez myśli i marzenia, wpływa na swoje życie.

- Warsztaty dały mi energię - podkreśla. - Dodały odwagi. Wcześniej nie położyłabym sobie różu na policzkach, nie pomalowałabym paznokci na jagodowo, nie kupiłabym pomadki w ostrym kolorze i… różowego płaszcza.
Marzenia? Wyjazd w Alpy, na jakieś ukwiecone łąki pośród gór. Ona rzadko podróżuje. Ale jeździ z mężem do Karwi. Nawet, gdy była uzależniona od dializ, kąpała się w morzu.

* * *
Michał Urban, dyrektor Centrum Integracja Gdynia: - Zaczęło się od tego, że przyniosłem książkę Jolanty Kwaśniewskiej "Lekcja stylu". Przejrzeliśmy ją i pomyśleliśmy, że moglibyśmy zrobić coś podobnego, ale własnego, gdyńskiego. I tak, przy kawie, powstał "Projekt - Kobieta". Daliśmy impuls, a potem panie wzięły inicjatywę w swoje ręce.

Psycholog Inga Borowska:
- Niektóre z nich mówiły na początku, że ograniczają swoje pole znajomości do osób z niepełnosprawnością, bo tylko w takim gronie czują się bezpiecznie. Chodziło więc o to, by uwierzyły we własne możliwości. A także o zmotywowanie do działania. One potrzebowały jakiegoś bodźca. I rzeczywiście, przynajmniej dwie po tych paru tygodniach podjęły ważne życiowe decyzje. Ale zmieniły się wszystkie. Inaczej chodzą, inaczej siedzą, są rozpromienione. To ich praca własna.
One podkreślają, że to dzięki Indze i jej warsztatom bardziej się otworzyły, zyskały pewność siebie. Dzięki zajęciom z wizażu, stylizacji, savoir-vivre'u - wyeksponowały swoją kobiecość. Rozbłysły.
- Co było najtrudniejsze?
- To, że trzeba było opowiedzieć o sobie. O swojej niepełnosprawności. Zrozumieć, że inne mają gorzej.
Listopad to Krystyna, z uczestniczek najstarsza, lat 66. Amazonka, podobnie jak Maria, która jest Styczniem i która ją tu przyprowadziła.
- Zapytałyśmy, czy takie jak my, też przyjmują - relacjonuje. - Bo ktoś powiedział, że jesteśmy za stare. Usłyszałyśmy, że nie ma żadnych barier, tylko trzeba przejść testy psychologiczne. Z młodszymi koleżankami szybko znalazłyśmy wspólny język. Równie szybko zrozumiałyśmy, że nie wolno się nad sobą rozczulać i wszystko przed nami.

- Listopad był dużym objawieniem - uważa Anna Biel, stylistka. - Krystyna tak rozkwitła, że nas wszystkich zachwyciła. Ale i inne panie były otwarte na zmiany, bardzo chłonne.
Agnieszka Kozłowska, wizażystka: - Gdy namawiam do łączenia ciepłych kolorów z chłodnymi, jasnych z ciemnymi, na początku niektóre były przerażone, krzyczały, że to zbyt odważne. Ale zdjęcia są dowodem, że to był dobry kierunek.

* * *
Luty to Ania, Kwiecień - Maryla, a Maj - Marzena, która uwielbia wiosnę i kwitnący bez.
- Podczas sesji czułam się jak gwiazda - uśmiecha się. - A przecież przez połowę życia byłam bankowcem.
Pierwsza Agnieszka jest Czerwcem. Energiczna, zadbana, z nowymi pomysłami na życie. Ma 32 lata, męża, córeczkę.

- Jestem osobą niepełnosprawną, ale nigdy nie miałam wśród znajomych osoby o kuli czy na wózku - wyjawia. - Trochę się tego środowiska bałam. Bo ja trafiłam do Centrum Integracja prosto z… basenu. Z pytaniem, czy nie mają dla mnie pracy. Okazało się, że to ostatni dzień zapisów do "Projektu - Kobieta". Zaakceptowali mnie.

Agnieszka mówi, że podczas warsztatów otworzyły jej się oczy. Do tego stopnia, że zamiast pukać do różnych drzwi w poszukiwaniu pracy, postanowiła założyć własną działalność.
- Grawerowanie laserowo w 2D i 3D - precyzuje. - To jest coś niesamowitego, bo operuje się wewnątrz szklanej bryły, w trójwymiarze. Mój mąż sprawił mi na urodziny takie szklane serce, z podświetlanym zdjęciem córki w środku i napisem: Kochamy się. Zachwyciłam się tym bez reszty. A ponieważ w Trójmieście nie ma konkurencji, postanowiłam być pierwsza, wystąpiłam o dofinansowanie do PFRON, chodzę na szkolenia, załatwiam formalności.

Druga Agnieszka, lat 39, jest Lipcem. Na wernisaż przyszła z Rafi.
- To pies asystujący - wyjaśnia. - Jest ze mną już rok i cztery miesiące, przez 24 godziny na dobę. Pomaga w codziennych zajęciach, gdy trzeba - nawet przynosi kule.
Śliczna, zadbana, uśmiechnięta.
- Zawsze o siebie dbałam -podkreśla. - Bo ludzie tak nas odbierają, jak nas widzą. Do wnętrza zaglądają później.

Agnieszka jest niepełnosprawna od urodzenia, ma dziecięce porażenie mózgowe. Gdy 14 lat temu wyszła za mąż, trochę zamknęła się w domu. Teraz częściej wychodzi do ludzi, aktywnie szuka pracy.
- Marzy mi się jakieś zajęcie przy komputerze - nie ukrywa.
Marta, czyli Sierpień, studiuje zaocznie filologię polską. Ma pięcioletnią córkę.
- Po tych warsztatach dotarło do mnie, że nieważne, jak mnie postrzegają inni, ważne, jak ja się sama ze sobą czuję - mówi.

Marta, podobnie jak Agnieszka, cierpi na dziecięce porażenie mózgowe.
Twierdzi, że nigdy się nie poddawała. Starała się żyć normalnie. A nawet przejść 40-kilometrowy szlak w górach.
- Uwielbiam przełamywać bariery swego ciała - wyznaje. - I swoje własne.
Dlaczego wybrała sierpień? Bo wszystkie dobre rzeczy zdarzają się w tym miesiącu. Włącznie z jej narodzinami.

Grudzień, czyli Grażyna: - Uczyłyśmy się być takie, jakie jesteśmy, a jakie na co dzień po prostu nie mamy czasu być. Projekt pokazał, że najpierw liczymy się my, nasze emocje, uczucia, potrzeby.
Dariusz Majorek, dyrektor Oddziału Pomorskiego PFRON w Gdańsku: - Gdy patrzymy na te zdjęcia, wyłączamy percepcję. Nie myślimy o niepełnosprawności. Skupiamy się na pięknie, kobiecości, odwadze. Która najpiękniejsza? Będę nieobiektywny. Marzena mi się podoba. Ma takie imię jak moja żona.
"Projekt - Kobieta" rozpoczął się w sierpniu, trwał trzy miesiące. Jego zwieńczeniem była sesja zdjęciowa. Zorganizowana została w pobliżu orłowskiego mola, fotografie robiła Barbara Pirska.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na dziennikbaltycki.pl Dziennik Bałtycki