Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Kobieta potrafi. Na widok szlifierki śmieją się jej oczy

Beata Gliwka
fot. Beata Gliwka
Meble i sprzęty z popularnych sieciówek są dla niej za nudne. Stolik odlała z betonu, lampę nocną zrobiła z koła od roweru, meble ze skrzynek, desek… Bez strachu posługuje się wiertarką czy szlifierką, sama też szyje i maluje sukienki dla siebie i swojej 8-letniej córki. W jej domu każdy nowy sprzęt otrzymuje drugie życie - takie lepsze, bo „z duszą”.

- Na początku mąż trochę narzekał, a moja teściowa wstydziła się, że zbieram stare rzeczy - wspomina Natalia Gudzio. - Ale kiedy znajomi zobaczyli, co można z nich zrobić, sami zaczęli przynosić, inni zaczęli się z kolei zastanawiać, czy samodzielnie nie przerobić, zamiast wyrzucać...

Natalia Gudzio razem z mężem Przemkiem i córeczką Zosią mieszka w Rychnowach - niewielkiej wiosce w gminie Człuchów. Na co dzień pracuje w przedszkolu i studiuje pedagogikę. Po pracy zmienia się w architekta, krawcową, dekoratora wnętrz i „złotą rączkę”. - Kto robi remonty w naszym domu? Oczywiście ja - śmieje się pani Natalia. - Kiedy się tu sprowadziliśmy, wszystkie meble były do skręcenia. Wyrobiłam się z tym w jeden dzień. Oczy mi się świecą, kiedy widzę szlifierkę, wkrętarkę czy inne narzędzia. Mąż musiał się do tego przyzwyczaić, przekonać. Ale już wie, że ja to lubię i że dam sobie radę, więc nawet nie pyta, tylko mi zostawia takie prace. Inna sprawa, że z reguły mam już swoją wizję, co i jak ma wyglądać i niekoniecznie pozwoliłabym się wtrącać (śmiech). Staram się za to przekonać męża, że nawet jeśli zabiorę się do danej pracy w dziwny sposób, to naprawdę wyjdzie. Tak jak z tą ścianą - mówi pani Natalia, pokazując na wdzięczne białe cegiełki. Cegiełki?

- Bardzo chciałam mieć cegły na ścianie. Ale nie chciałam żadnej gotowej, równiutkiej cegiełki ze sklepu - wyjaśnia pani Gudzio. - Poszperałam wtedy w internecie i znalazłam. Na ścianę położyłam gładź szpachlową, zrobiłam sobie z deseczek foremkę i na bieżąco - kładłam szpachel i odbijałam te cegiełki. Poszło raz dwa.

Koło od roweru z nawiniętym wężem świetlnym, w środku rodzinne zdjęcia na klamerkach - bajkowa lampa wisi na „cegiełkowej” ścianie. Jak wszystko wokół ona też ma swoją historię.

- To koło wymyśliłam dawno temu i długo na nie czekałam. Ale mieliśmy dobre rowery, nie było skąd wziąć. Czekałam, aż mąż jakieś stare, zepsute przyniesie. W końcu - znalazł. Wieczorem lampa daje bardzo fajny efekt.

Największą dumą gospodyni są odnowione fotele. Kupiła je na wyprzedaży… kina w Chojnicach.

- W internecie pojawiło się ogłoszenie, że będzie licytacja. Od razu powiedziałam „Idziemy!” Fotele były sprzedawane segmentami - po trzy. Cena wywoławcza 30 zł. Poszłam tam z mężem z myślą, że foteli jest bardzo dużo, ludzie jeszcze nie kojarzą, że to fajna rzecz i pewnie za te trzy dychy kupię - wspomina pani Natalia. - Tymczasem na miejscu zobaczyłam masę ludzi i wszyscy chcieli fotele! Kiedy przyszło do zdeklarowania, ile kompletów chce się licytować, stwierdziłam, dobra, niech będzie chociaż jeden. Ale pan przede mną stwierdził, że jeśli cena będzie w miarę dobra, to on kupi wszystkie. Pomyślałam, że nici z foteli. Powiedziałam do męża „dobra, niech będzie, to do stówy licytujemy”. Licytacja była naprawdę zacięta. Pierwsze komplety poszły po 200 złotych. Potem były coraz tańsze i moje rzeczywiście kupiłam za stówę. Zmieściliśmy się!

Zakup był jednak dopiero początkiem nowego życia kinowych foteli. Szybko zostały udomowione. - Były ciemnobrązowe, welurowe. Na szczęście były po renowacji, więc kiedy zdjęłam cały ten materiał, w środku wszystko było w bardzo dobrym stanie - opowiada pani Natalia.

Żeby było taniej, za nową tapicerkę posłużyły obrusy z Biedronki w niebieskie i żółte kwiatki. Skomplikowane? Zdaniem pani Natalii - ani trochę. Trwało może z 6 godzin, łącznie z rozkręcaniem i skręcaniem, pomalowaniem płyt, dodaniem numerów… Fotele zgodnie ze swoją naturą służą w domu do siedzenia.

- Na początku było mi szkoda ich używać - śmieje się pani Natalia. - Ale teraz znajomi jak przychodzą, to z reguły zajmują właśnie loże.

Gotowych mebli w mieszkaniu jak na lekarstwo. Nawet zwykły stolik z Jyska - teraz jak z bajki. Wybielony, postarzony i zmniejszony. - Był za duży - tłumaczy pani Natalia- więc przecięłam go pośrodku i złączyłam końcówki. A ze środkowej części blatu, który pozostał po tej operacji powstała między innymi sowa w pokoju Zosi.

Żyrandol z papieru pod sufitem z pewnością nie pochodzi ze sklepu. Drabina służy za ozdobę, ale i wieszak. Stara rama okienna - jako album na rodzinne fotografie podwieszone na klamerkach. Miękkie krzesło ma dziwnie znajome „stare” kształty, ale za to zupełnie niestandardowe obicie…

- Stare krzesła wyprosiłam od teściowej. Nie bardzo chciała mi je dać. Na początku, jeszcze kilka lat temu, było jej za mnie wstyd, kiedy mówiłam, że chcę zabrać starą drabinę czy mebel. Wiadomo, mała wieś, co ludzie pomyślą? Nie stać na nowe? Długo musiałam przekonywać, że to nie będzie wstyd, nikt tego nie będzie widział - śmieje się pani Natalia. - W końcu jak zobaczyła, że rzeczywiście potrafię to przerobić i jest dobrze, sama czasami przyjdzie się poradzić, jak coś zrobić. Ludzie też zaczęli przychodzić, chwalić.

Jest i udomowiony pieniek do rąbania drewna, obok stolik, który wygląda jak plaster drewna, okazuje się jednak, że to… z betonu.

- Robiłam z betonu świeczniki. Stwierdziłam, że spróbuję zrobić i stolik - opowiada pani Natalia. - Wyłożyłam na podłogę tekturę, na to folię, zrobiłam ramkę, wylałam beton, wbiłam nóżki. Nie byłam pewna, czy całość będzie się w ogóle trzymać. Ale jest i… trzyma się całkiem dobrze.

Skrzynka służy za stolik pod telewizor, dekoder leży na pieńku obok, skrzynki służą za półki na książki.

- Nigdy nie lubiłam kompletów - typu zestaw dziecięcy itp. Ale jeszcze kilka lat temu oglądałam przeróżne meble w sklepach i mi się podobały. Teraz byłoby mi żal wydawać pieniądze na meble. Od razu myślę - przecież można to zrobić samodzielnie albo przerobić stare. Ja swoje mam za złotówkę albo za darmo. I każda rzecz ma „duszę” - mówi gospodyni.

Niewielkie mieszkanie nie jest w stanie pomieścić pomysłów gospodyni. Starała się więc o dofinansowanie z urzędu pracy na założenie własnej działalności. Ale nic z tego nie wyszło.

- Nabiegałam się po urzędach, a w końcu stwierdzili, że nie, to się nie sprzeda. Bo mamy przecież w Człuchowie chiński sklep i sklep za pięć złotych… No, fajnie - pomyślałam, tylko mnie nie o to chodziło. Trochę się wtedy załamałam i odpuściłam - mówi.

Ale dla własnej satysfakcji założyła fanpage na Facebooku. Żeby zobaczyć, czy to, co robi, spodoba się ludziom czy nie. Szyła poszewki, malowała na tkaninach i…

- Okazało się, że ludziom się to podoba. Zaczęłam dostawać masę wiadomości, zamówień. Super - mówi pani Natalia. - Przekonałam się, że to się jednak sprzeda. Myślę, że jeszcze spróbuję.

Między innymi dzięki witrynie na Facebooku spełniło się też największe marzenie pani Natalii - publikacja w gazecie „Moje Mieszkanie”.

- Od pięciu lat kupuję tę gazetę. Mój ulubiony dział to „Kobieta z pasją”. Czekam na gazetę i przeglądam te strony po sto razy. Zawsze myślałam sobie „tam wystąpić, to dopiero coś. Ale gdzie ja…” Ale kiedy założyłam fanpage na Facebooku, napisałam do nich z zapytaniem, czy mogłabym zamieścić swój wpis na „blogowisku”. Odpisali, że nie, bo nie mam typowego bloga, Facebook nie wystarczy. Odpuściłam. Ale kiedyś mojego Facebooka zaczęła przeglądać jedna z redaktorek i sama do mnie napisała. Stwierdziła, że tak im się spodobały moje rzeczy, że mogą wpisać moją stronę facebookową. Super - pomyślałam - wspomina pani Gudzio.

Szybko okazało się jednak, że to dopiero początek.

Redakcja odezwała się ponownie, proponując, aby została bohaterką działu Kobieta z Pasją.

- Trochę głupio mi było, porównując to nasze malutkie mieszkanie z tymi, które wcześniej prezentowano w gazecie. Ale w redakcji stwierdzili, że nie mam się przejmować. Było to w grudniu ub.r. Dotarli z Warszawy rano. Zdjęcia trwały 8 godzin non stop. Samo ustawienie głównego zdjęcia na dwie strony trwało dwie godziny. Szok! Ale było bardzo fajnie. Zosia uczestniczyła we wszystkim razem ze mną. Ja cała w stresie, nie wiedziałam, co mówić, a ona wszystkich zagadała (śmiech).

Artykuł na kilku stronach „Mojego Mieszkania” ukazał się we wrześniu br. A pani Natalia założyła profesjonalnego bloga, gdzie można śledzić na bieżąco jej poczynania. Nazwała go ,,Ala ma kota”.

- Praca na tym blogu i wymyślanie, co jeszcze zrobić, to mój najlepszy wypoczynek po pracy - mówi pani Natalia. - A najfajniejsze jest to, że jest to jednocześnie czas, który spędzam razem z Zosią. Ona zresztą ma jeszcze więcej pomysłów niż ja.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na dziennikbaltycki.pl Dziennik Bałtycki