Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Kobieta na wojnie krzyczy, agituje, rodzi dziecko. To jej walka

Tomasz Słomczyński
Amina i to dopiero co narodzone dziecko to jest prawdziwy obraz wojny, bez szarży, szturmów i gestów zwycięstwa. Wojny doświadczanej przez kobiety - Maciej Moskwa dotarł do bizantyjskich ruin w Syrii. Przed wojną była to znana na całym świecie atrakcja turystyczna. Dziś jest skupiskiem wojennych uchodźców.
Amina i to dopiero co narodzone dziecko to jest prawdziwy obraz wojny, bez szarży, szturmów i gestów zwycięstwa. Wojny doświadczanej przez kobiety - Maciej Moskwa dotarł do bizantyjskich ruin w Syrii. Przed wojną była to znana na całym świecie atrakcja turystyczna. Dziś jest skupiskiem wojennych uchodźców. Maciej Moskwa
Kobiety na wojnie: ta w polskim mundurze pomoże tej, która nosi burkę. Inna zrzuciła hidżab, jeszcze inna po prostu krzyczała.

Wszystko, co wiemy o wojnie, powiedział nam "męski głos". Wszyscy tkwimy w niewoli męskich wyobrażeń i "męskich" doznań wojennych. "Męskich" słów. Kobiety milczą - napisała Swietłana Aleksijewicz w głośnej książce "Wojna nie ma w sobie nic z kobiety". To wstrząsający zapis wojennych wspomnień żołnierek armii sowieckiej z czasów drugiej wojny światowej. Białoruska dziennikarka, która ich wysłuchała, stwierdziła w jednym z wywiadów: - Kobiety zawsze mówiły o wojnie ze zdumieniem.

Bohaterki Majdanu

Ostatnio świat obiegły zdjęcia, na których starsza pani podbiega do skatowanego przez berkutowców demonstranta. Obejmuje go, zasłaniając przed kolejnymi ciosami. Odciąga go. Ratuje mu życie?

Inny obrazek z Majdanu: kobiety stoją naprzeciw szyku berkutowców. Zasłaniają sobą demonstrantów. Wierzą, że uzbrojeni w pałki chłopcy, którzy mogliby być ich wnukami lub synami, nie ruszą na te, które mogłyby być ich matkami lub babkami.
Albo historia postrzelonej przez snajpera 21-letniej sanitariuszki, która zdążyła napisać na Twitterze: "ja umieram". Stała się twarzą rewolucji, wzbudzając wściekłość świata na tych, którzy próbują zabijać dziewczęta niosące pomoc rannym.
A same dziewczęta, matki, babki stają czasem do walki. Z bronią i w mundurze lub bez wojskowych atrybutów. Czy walczą o to samo, o co walczą mężczyźni? Czy ich walkę w ogóle dostrzegamy? Tak czy inaczej, w teatrze działań wojennych występują w bardzo różnych rolach.

W obronie "zbrukanych"

W skład polskiego kontyngentu w Afganistanie, na każdej jego zmianie, wchodzi kilkadziesiąt kobiet. Marcin Ogdowski, dziennikarz Interia.pl, autor blogu zAfganistanu.pl, wielokrotnie pracował w polskiej bazie w prowincji Ghazni.

Są w Ghazni dziewczyny, które w Polsce służą na etatach "liniowych". Wiele z nich to oficerowie, którym na czas misji przeznacza się stanowiska administracyjne. Dlaczego nie mogą dowodzić ludźmi w polu? - Ogdowski przywołuje swoją rozmowę z jednym z polskich oficerów (mężczyzn): - "Taki kraj… W tym kręgu kulturowym pozycja kobiet jest, i pewnie długo jeszcze będzie, bardzo niska. Tymczasem nasz kontyngent na co dzień współpracuje z afgańską armią i policją. Nie jest tajemnicą, że członkowie tych formacji nie grzeszą dyscypliną.

Po co więc stwarzać im dodatkowe preteksty do niesubordynacji? Armia musi szanować ów kulturowy kontekst także z innego powodu. Chodzi o to, żeby urażony dyktatem kobiety komendant czy dowódca nie przeszedł na stronę talibów. Ci przecież hołdują tradycyjnym zasadom" - przekonywał Ogdowskiego pułkownik Wojska Polskiego.

Marcin Ogdowski nazywa siebie niepoprawnym feministą i przekonuje, że właśnie ze względu na różnice kulturowe kobieta potrzebna jest w pododdziale bojowym, gdy np. wchodzi on do wioski. Po pierwsze - dlatego że żołnierki są odważne, waleczne i praktycznie w niczym nie ustępują kolegom. Po drugie zaś - są potrzebne szczególnie w takim kraju jak Afganistan.
- Afgański konflikt wygląda inaczej niż na przykład w Syrii. Nie ma permanentnych walk, linii frontu. Nie występuje problem rzeszy uchodźców. Ale Afganki wcale nie mają łatwiej, bo na ich sytuację nakłada się specyficzny kontekst kulturowy.

Wyjątkowo opresyjna odmiana islamu sprowadza kobiety do poziomu użytecznych obiektów. Wielokrotnie widziałem 13-14-letnie dziewczynki siłą wydane za mąż, będące już matkami dwójki, czasem trójki dzieci.

Jedną z kobiet leczono w polskim szpitalu wojskowym. Po wszystkim odebrał ją krewny i tuż za bramą bazy zadał kilkanaście ciosów nożem. Poprzez kontakt z naszymi lekarzami mężczyznami pacjentka została, według niego, "zbrukana". Za swoją "nieczystość" zapłaciła życiem.

W Afganistanie nie zawsze tak było. Dopiero w latach 90., gdy do władzy doszli talibowie, wprowadzono szariat.
- Dziś w wielkiej metropolii, jaką jest Kabul, widzimy odkryte kobiety, jednak w Ghazni, gdzie stacjonują Polacy, niepodzielnie rządzi burka. Z jednej strony, udało się objąć obowiązkiem szkolnym wiele dziewczynek, z drugiej zaś, afgańscy politycy na poważnie zastanawiają się nad prawnym usankcjonowaniem ukamienowania. Nie sądzę, by do tego doszło, póki w Afganistanie stacjonują zachodnie wojska, ale co będzie, jak wyjdą?

To jednak nie znaczy, że Zachód to tylko wybawienie dla Afganek. Stanowi również realne zagrożenie. - Natowskie procedury kładą ogromny nacisk na unikanie przypadkowych ofiar, talibowie zaś zakładają miny w pobliżu domostw i pól uprawnych, nie obawiają się wejścia w walkę w środku wioski. Afgańskie kobiety są między młotem a kowadłem. Dodatkowo splątane, bo żołnierze to obcy, de facto okupanci, którzy jednak starają się nieść jakąś pomoc materialną, na przykład zbudować studnię czy szkołę. Talibowie zaś to swoi, często krewni - ojcowie, mężowie, synowie.

Codzienność na misji: wchodzi pododdział bojowy do wioski, w której jeszcze wczoraj byli talibowie. Kobiety nie mają prawa odezwać się do obcych mężczyzn okupantów.

- I tu wracamy do punktu, w którym mówiliśmy o Polkach służących i pracujących dla armii. W tej wojnie konieczne są kontakty z cywilami, również kobietami. Kobiety żołnierze niosą w tej sytuacji nieocenioną pomoc. Mogą, skuteczniej niż mężczyźni, stanąć po stronie kobiet afgańskich - podsumowuje Marcin Ogdowski.

Huk bomb i wiatr we włosach

Maciej Moskwa jest fotoreporterem, w marcu zeszłego roku pracował w ogarniętej wojną Syrii i na pograniczu syryjsko-tureckim:
- Danę Bakdones i Obaidaih Zaytoon poznałem w marcu zeszłego roku w Turcji, w Antiochii. Znalazły się tam, bo musiały uciekać z Syrii. Islamiści postawili im ulitmatum: albo się wyniosą, albo... No cóż, groził im zarzut szpiegostwa, a za to w Syrii jest tylko jedna kara - śmierć. Poszło o to, że zostały uznane za aktywistki.

Dana urodziła się w Arabii Saudyjskiej. Do 20 roku życia nosiła hidżab, który zrzuciła na początku Arabskiej Wiosny. Wtedy opublikowała swoje zdjęcie z odsłoniętą głową, trzyma na nim w ręku paszport. "Zrzuciłam hidżab, bo przez 20 lat nie mogłam poczuć wiatru we włosach" - podpisała to zdjęcie. Sprawa zrobiła się dość głośna, odbiła się w Syrii szerokim echem. Dana musiała się pożegnać z rodzinnym domem.

O co dziś walczą Dana i Obaidaih? Otwarcie krytykują zarówno islamistów, armię rządową, jak i rebeliancką. Twierdzą, że tak długo jak mężczyźni będą do siebie strzelać, konflikt w Syrii będzie trwać. Walczą o równouprawnienie kobiet, zdecydowanie protestują przeciwko wprowadzeniu szariatu. Marzy im się Syria, w której będą szanowane, gdzie będą funkcjonować niewielkie wspólnoty, w oparciu o islamską tradycję, którą szanują. Wierzą, że islam może być przyjazny. Że nie trzeba kobiet zamykać w domach, a mężczyzn batożyć za odpalenie papierosa.

- Są odważne. Dość powiedzieć, że Obaidaih potrafi stanąć naprzeciw uzbrojonych mężczyzn i otwarcie na nich krzyczeć.
Po spotkaniu z Maćkiem wróciły do Syrii.

- Zajmują się dokumentowaniem walk i tego, co się dzieje z ludnością cywilną. Są dziennikarkami, kręcą filmy, a w Syrii każdy, kto trzyma kamerę, jest "aktywistą" - czyli osobą podejrzaną. Dlatego ryzykują w dwójnasób. Po pierwsze, dlatego że tam są zabijani wszyscy, którzy mają jakikolwiek inny pomysł na Syrię niż kalifat. Po drugie, dlatego że docierają na linię frontu, gdzie się strzela z ostrej amunicji i wybuchają prawdziwe bomby.

Życie za dolary

To było na płaskowyżu Jebal Zawiyya w Syrii, w marcu zeszłego roku. - Podszedł do nas jakiś mężczyzna. "Chodźcie, chodźcie". Poszliśmy za nim.

Maciej Moskwa pokazuje zdjęcie. Widać na nim dwie postacie leżące na kamieniach. Kobieta nicniewidzącym wzrokiem spogląda w punkt poza kadrem, jest owinięta w koc. W oczach brak sił. Rezygnacja. Apatia. Obok leży, również owinięte w koc, dziecko. Nie płacze, oczka ma zamknięte. Śpi.

- To dziecko urodziło się dzień wcześniej. Zawieźli tę kobietę do wsi, ktoś tam ten poród odebrał. Pani Amina straciła dużo krwi, była krańcowo wyczerpana. I tak ją zastaliśmy, w wyziębionych kamiennych ruinach, bez wody, prądu, czegokolwiek, co mogłoby zapewnić jej i jej dziecku warunki do przetrwania.

Akuszerka, która odebrała poród, miała wenflon, wężyk, igłę i plastikowy pojemnik z glukozą - najprawdopodobniej z jakichś darów. Matce w połogu, już po wszystkim, wręczono to wszystko. Ale mąż pani Aminy nie miał pojęcia, co z tym zrobić.
Kolega Maćka odbył przeszkolenie jako sanitariusz. Zaaplikował glukozę. Pokazał mężowi pani Aminy, jak podawać leki za pomocą wenflonu.

- Pani Amina nie miała pokarmu. Wyruszyliśmy więc na poszukiwanie mleka w proszku. To nie jest tak, że tam nic nie ma. Jest mleko w proszku, a jakże... Tylko żeby je uzyskać, trzeba mieć pieniądze, twardą gotówkę, dolary. To jest nieosiągalne dla 99 procent ludzi, którzy tam żyją. Zdobycie mleka i powrót do ruin zajęły nam cztery dni. Kiedy wróciliśmy, dziecko jeszcze żyło.

To kolejna walka, jaką staczają kobiety, być może najważniejsza: przetrwać. Ochronić dzieci przed chłodem, głodem. Zasłonić je od karabinowych luf własnym ciałem.

Leżałam i darłam się

Tak jak 28 lutego 2000 roku, we wsi Barzoi w Czeczenii. Kalimat siedzi w wykopanym w ziemi schronie. Jeden z synów jest przy niej, drugi został w domu. Słychać strzały. Za chwilę czeczeńscy wieśniacy po raz pierwszy ujrzą rosyjskich żołnierzy.
Z początku wydaje im się, że z gór zeszli partyzanci.

- Sukinsyny, sprowokują Ruskich i polecą na nas bomby! Czemu się nie wyniosą do lasu, gdzie nie ma ludzi? Tam mogą się bawić w wojnę do woli! - o tym, co się wydarzyło, Kalimat opowiedziała czeskiej dziennikarce Petrze Prochazkowej, autorce książki "Ani życie, ani wojna. Czeczenia oczami kobiet".

Partyzanci jednak nie mówiliby po rosyjsku, nie wyprowadzali mężczyzn z domu, nie stawiali ich pod płotem.
Kalimat myślała, że Rosjanie pobiją mężczyzn, będą torturować. Nie wiedziała jeszcze, że można zabić człowieka jak psa.
- Chciałam już paść przed żołnierzami na kolana i całować ich buty, żeby tylko nas zostawili, gdy nagle padła komenda: "Skończcie to". Usłyszałam serię z broni maszynowej. W Kalimat coś pękło.

- Wrzeszczałam tak, że mało nie ogłuchłam. Ludzie z wioski mówili mi potem, że mój krzyk niósł się bardzo daleko, a jego niesamowite brzmienie przeraziło wszystkich. Trwało to kilka minut, leżałam na gołej ziemi i darłam się.

Na chwilę powstrzymało to Rosjan. Ale to jeszcze nie był koniec. W schronie był 17-letni syn Kalimat. Rosjanin podszedł z granatem do wejścia do schronu.

- Skoczyłam do środka i przykryłam syna własnym ciałem. Przytuliłam go mocno, otoczyłam ramionami niczym sznurem i ruszyłam do wyjścia. Byłam przekonana, że zginiemy, chciałam więc być jak najbliżej syna. Krzyczałam tak przeraźliwie, że do dziś o tym opowiadają w Barzai.

Rosjanie nie zabili już nikogo więcej.
Kiedy potem Petra Prochazkowa dotrze do Groznego, o Kalimat będą mówić: "Matka Bohaterka". Ta, która swoim krzykiem ratowała ludzi.

Najtrudniej zachować godność

Wojciech Jagielski, autor wielu książek reporterskich o ludziach i krajach ogarniętych wojną, przyznaje, że z jego doświadczeń (Azja Środkowa, Kaukaz, Afryka) wynika, że kobiety w wojnach nie uczestniczą w żadnej innej roli jak tylko strażniczek domowych ognisk i ofiar.

Jeśli zaś chodzi o przypadek Kalimat, opisany przez Petrę Prochazkową: - Taki akt rozpaczy bardzo rzadko jest skuteczny. Ludzie zbrojni nie dają się powstrzymać. Mają karabiny, więc stanowią prawo i robią, co chcą. Nie są skłonni poddawać się nastrojom, że nagle w lamentującej kobiecie będą widzieć swoją matkę czy siostrę. To są sceny jak z filmów fabularnych, w rzeczywistości, jeśli się zdarzają, to niezwykle rzadko. Tak przynajmniej wynika z moich doświadczeń wojennych. W opowieściach, których wysłuchałem, wszystko się kończyło tragicznie, pobiciem kobiety, gwałtem, odebraniem jej tego, co broniła - stwierdza Wojciech Jagielski. Przyznaje, że czasem sytuacja kobiet staje się znacznie trudniejsza niż mężczyzn. - W patriarchalnych społeczeństwach funkcja mężczyzny w trakcie wojny jest zachwiana. Przestaje on wykonywać rolę dostarczyciela żywności i gwaranta bezpieczeństwa. Sam często staje się zwierzyną łowną - tak było w Czeczenii, gdzie mężczyźni nie mogli wychodzić z domu z obawy przed aresztowaniami. Jednak nie zamieniali się rolami ze swoimi żonami, chociaż mogliby zacząć prać i gotować. To jednak nie licowało z ich własnym wizerunkiem. W efekcie - ktoś taki nie wykonywał męskiej roli i jednocześnie nie chciał wchodzić w rolę kobiety, a za swoje krzywdy winił własną żonę, odpłacając jej agresją, przemocą, alkoholizmem, narkotykami.

Co jest najtrudniejsze podczas wojny? - Zachować godność w tym wszystkim - stwierdza reporter, który w ciągu 20 lat był na 53 wojnach.

[email protected]

Treści, za które warto zapłacić!
REPORTAŻE, WYWIADY, CIEKAWOSTKI


Zobacz nasze Magazyny: REJSY, HISTORIA, NA WEEKEND

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na dziennikbaltycki.pl Dziennik Bałtycki