Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Klub Sportowy Gedania. Duma polskiego Gdańska [ROZMOWA]

rozm. Marek Adamkowicz
Rozmowy z byłymi gedanistami i członkami ich rodzin były dla Janusza Trupindy źródłem wielu wzruszeń
Rozmowy z byłymi gedanistami i członkami ich rodzin były dla Janusza Trupindy źródłem wielu wzruszeń
Klub Sportowy Gedania na trwałe wpisał się w historię nadmotławskiego grodu. O losach związanych z Gedanią zawodników, trenerów i działaczy opowiada książka dr. Janusza Trupindy.

Napisał Pan jedną z najbardziej oczekiwanych książek roku, przynajmniej gdy chodzi o miłośników Gdańska.
Doszły mnie takie głosy - to miłe, choć mocno przesadzone. Świadczy to jednak o zainteresowaniu przedwojennym sportem w Gdańsku. Faktem jest jednak, że moja książka jest pierwszym tak obszernym opracowaniem na temat Gedanii. Wprawdzie ukazywały się już artykuły i inne publikacje na temat klubu i jego zawodników, wydane na przykład z okazji okrągłych rocznic, jednakże pozostawały one na pewnym poziomie ogólności. Ja potraktowałem temat szerzej, bardziej szczegółowo, zarówno pod względem opisywanych ludzi, jak i spraw, choć także z pewnością nie wyczerpałem tematu.

Zaskoczeniem może być, że o sprawach stosunkowo niedawnych pisze mediewista, znawca dziejów Krzyżaków.
Jestem fanatykiem sportu, który towarzyszy mi, odkąd pamiętam. W tym sensie nie ma nic dziwnego, że zająłem się sportem w kontekście historycznym, niemniej książka faktycznie jest odstępstwem od moich dotychczasowych zainteresowań, a zacząłem ją pisać, można powiedzieć, przypadkiem. Impulsem była wystawa zorganizowana w 2012 roku w Muzeum Historycznym Miasta Gdańska, którego zresztą jestem pracownikiem. Celem tej prezentacji było pokazanie istoty sportu, którą nie jest pogoń za sławą i pieniędzmi, ale sport, jak to czasami się mówi, przez duże S. Wystawa miała w tytule hasło „Citius-Altius-Fortius” oraz dopełnienie zawierające się w słowach: „Lokalny wymiar wielkiej idei sportu”. Kiedy zacząłem zbierać materiały, związane z tą prezentacją, pojawili się oni - gedaniści. Sportowcy w biało-amarantowych koszulkach. Z początku wydawało mi się, że Gedania to klub jakich wiele, ale z czasem otworzyła się przede mną niesamowita historia niezwykłych ludzi, ciężko doświadczonych przez los. I zapomnianych. Dlatego postanowiłem, że spróbuję opisać ich sukcesy, porażki, życie poza stadionem. Tak też zrobiłem, choć powtórzę raz jeszcze: moja książka nie wyczerpuje bogactwa tematu. Ma być raczej zachętą do dalszych badań.

No właśnie, zakończył Pan książkę na roku 1953. Ale chyba nie chodziło tu o śmierć Stalina?
Śmierć generalissimusa nie jest cezurą. Wydarzeniem, które w sensie symbolicznym zamyka opisywaną przez mnie epokę, jest pojedynek bokserski Zygmunta Chychły z Siergiejem Szczerbakowem. Walkę stoczono w maju 1953 roku na mistrzostwach Europy w Warszawie. Chychła ją wygrał i zdobył złoty medal, po czym zakończył karierę, zmożony chorobą. Jego odejście zbiegło się w czasie z przemianami w polskim sporcie. Wprowadzono wówczas system wzorowany na sowieckim, kluby zostały podporządkowane rozmaitym resortom. Gedanię powiązano z kolejnictwem i w ten sposób zmieniła ona nazwę na Gedania-Kolejarz Gdańsk.

Chychła był jednym z tych zawodników, których biografia łączyła Gdańsk przed- i powojenny.
Takich postaci jest znacznie więcej. Dawni gedaniści, o ile dane im było przeżyć wojnę i mieli jeszcze siły, próbowali wrócić do uprawiania sportu. Wystarczy wspomnieć boksera Jana Biangę, lekkoatletę Jana Kielasa czy piłkarzy: Wincentego Kurowskiego i Romana Bellwona. Niestety, najczęściej nie mogli oni odnaleźć się w nowej rzeczywistości. Albo mówiąc inaczej: nie dano im szansy na normalne życie. Jako tak zwani autochtoni byli przez władze traktowani z podejrzliwością, i to pomimo zaangażowania w obronę polskości w czasach Wolnego Miasta Gdańska. Po wojnie musieli udowadniać, że są… Polakami. To było upokarzające.

Fakt, że byli gedanistami, okazał się dla władz mało przekonujący?
Niestety. A trzeba przecież pamiętać, że przedwojenna Gedania nie była zwykłym klubem sportowym. Była właśnie ostoją polskości. Jej członkowie organizowali uroczystości patriotyczne i akcje dobroczynne. Także odbywali szkolenia wojskowe, bo tego wymagała specyfika Wolnego Miasta, które było miejscem ciągłych napięć polsko-niemieckich. Z chwilą wybuchu wojny gedaniści bronili Poczty Polskiej w Gdańsku i byli wśród pierwszych więźniów obozu Stutthof. Ciekawostką jest, że Gedania była najliczniejszym klubem sportowym w Wolnym Mieście.

Miała więcej członków niż kluby niemieckie?
O boksie już wspomnieliśmy. Poza tym były sekcje czy też wydziały: lekkoatletyczny, motocyklowy, piłki nożnej, piłki ręcznej, strzelecki, tenisowa ziemnego oraz tenisa stołowego. Do tego sekcja kolarska, hokejowa oraz kobiet. Jak widać, wybór bardzo szeroki. Zwróciłbym przy tym uwagę na działalność Wydziału Młodzieżowego, który starał się, jak to wówczas mówiono, wyrwać polską młodzież z niemieckich „vereinów”. Chodziło o to, aby przez aktywność klubową rozwijać u młodych ludzi poczucie polskiej świadomości narodowej. Komórki sportowe powstawały niemal wszędzie tam, gdzie były skupiska Polaków. Działały one w Oliwie, Nowym Porcie, Sidlicach (Siedlcach), we Wrzeszczu. Lista takich miejsc, oczywiście, jest dłuższa.

Powiedzmy coś więcej o paniach, bo ich aktywność szczególnie warta jest docenienia.
Uczestnictwo kobiet w przedwojennym sporcie nie było tak powszechne, jak mogłoby się wydawać. Wystarczy wspomnieć, że twórca nowożytnych igrzysk olimpijskich, Pierre de Coubertin, uważał, iż nie jest wskazane, aby kobiety podejmowały tego rodzaju wysiłek. W 1896 r. w Atenach kobiety nie startowały. Przeciwwskazaniem były między innymi względy... estetyczne. Rywalizacja, pot i brud nie pasowały do wizerunku damy. Sytuacja zmieniła się po I wojnie światowej. Nasze panie chętnie stawały do walki na boisku czy innej arenie sportowej. Kiedy w 1930 r. tworzono w Gedanii Wydział Kobiecy, zgłosiło się aż 50 chętnych. Uprawiały one lekkoatletykę i piłkę ręczną.

Książka o Gedanii ma charakter popularnonaukowy, jednak widać w niej zaangażowanie emocjonalne. Zrezygnował Pan z chłodnego dystansu poznawczego, jaki winien cechować badacza.
To pewnie wynik rozmów z gedanistami oraz ich rodzinami i zupełnie świadomy zabieg. Każda rozmowa była niezapomnianym przeżyciem, każda pozostawiała we mnie ślad. Skorzystali na tym zapewne również czytelnicy, bo dzięki owym spotkaniom udało się pozyskać wiele interesujących informacji, nieznanych dotychczas zdjęć i dokumentów. Co ciekawe, zdarzało się, że to ja przekazywałem wiadomości o czyichś rodzicach czy dziadkach, wiedziałem więcej niż rodzina. Wyjaśnienie jest tutaj proste. Dawni gedaniści nie chcieli po wojnie opowiadać najbliższym o tym, co robili w klubie, gdzie startowali, jakie osiągali wyniki. Starali się uchronić bliskich przed tym, czego sami doświadczali w powojennym Gdańsku. Dodam, że w nawiązaniu kontaktów z byłymi członkami klubu i ich krewnymi pomocne okazały się teksty w „Dzienniku Bałtyckim”, gdzie informowano o moich pracach nad wystawą, a później nad książką.

Jest paradoksem, że chociaż znaczną część Pańskiej publikacji zajmują opisy polskich sukcesów, to kończy się ona gorzko.
Bo inaczej kończyć się nie może. Gedanistów, czy w ogóle Polaków z Wolnego Miasta Gdańska, historia doświadczyła bardzo boleśnie. Oficjalnie pamiętano o nich, ale w rzeczywistości wyglądało to inaczej. Widać to chociażby po sposobie, w jaki w latach 80. urządzono cmentarz Ofiar Faszyzmu na Zaspie. Pomordowanym ufundowano krzyże z nie zawsze prawidłowymi napisami i postawiono je całkiem dowolnie, zgodnie z projektem architektoniczno-przestrzennym, nie zaś tam, gdzie znajduje się grób danej ofiary. Zresztą współcześnie wcale nie jest lepiej z pamięcią o Polakach z Wolnego Miasta. Wystarczy spojrzeć, w jakim stanie jest boisko Gedanii i budynki klubowe oraz inne miejsca związane z gdańskim sportem międzywojennym. To jednak temat na zupełnie inną rozmowę.

Spotkanie z dr. Januszem Trupindą

Premierę książki „KS Gedania - klub gdańskich Polaków (1922-1953)” zaplanowano na piątek 18 grudnia. Tego dnia w Bibliotece Manhattan w Gdańsku Wrzeszczu (al. Grunwaldzka 82) odbędzie się spotkanie z dr. Januszem Trupindą, które poprowadzi Joanna Wiśniowska. Początek o godz. 18. Wstęp wolny!
Książka ukazała się nakładem Wydawnictwa Oskar w koedycji z Muzeum Historycznym Miasta Gdańska, pod patronatem medialnym „Dziennika Bałtyckiego”.

[email protected]

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na dziennikbaltycki.pl Dziennik Bałtycki