Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Kłopoty z wójtem Chmielem

Dorota Abramowicz, Robert Gębuś
Popularny wójt jednej z najwyżej ocenianych gmin w kraju, bohater "afery listowej" z 2007 roku, który ministrowi obrony narodowej się nie kłaniał, prawdopodobnie będzie musiał odejść ze stanowiska. Czy Mariusz Chmiel padł ofiarą własnej głupoty, czy prowokacji, dlaczego podsłuchiwały go służby specjalne i czy nie ma już dla niego szansy zachowania fotela wójta gminy wiejskiej Słupsk - sprawdzali Dorota Abramowicz i Robert Gębuś.

Publikujemy tylko 5 proc. treści. Resztę, 95 proc. przeczytasz po zalogowaniu się.

Dzień dobry, panie prokuratorze - mówi Mariusz Chmiel, wójt gminy Słupsk, wchodząc do pustego gabinetu. Trochę to żart, a trochę nie. Po tym jak się dowiedział, że wskutek podsłuchanej rozmowy został oskarżony o uszczuplenie budżetu gminy o 100 złotych, wójta nic już nie zdziwi.

Tymczasem w miejscowościach otaczających Słupsk rośnie plotka. Według niej, Chmiel, pełniący od 14 lat funkcję wójta, został namierzony przez służby specjalne. - Jak to za co? Za sprzeciw wobec umieszczenia u nas tarczy antyrakietowej - mówi jeden z naszych rozmówców. - Za listy pisane do ambasadora USA ponad głowami ministrów, premiera i prezydenta. Uznano go za osobę szkodzącą interesom międzynarodowym.

Jeśli nawet służby namierzyły wójta, to i tak on sam wcześniej się podłożył. Konkretnie 8 lutego tego roku, gdy po imprezie w Smołdzinie wsiadł za kierownicę swojego samochodu. Na skrzyżowaniu dróg w Gąbinie zatrzymał go patrol drogówki, prowadzący akcję "Bezpieczne ferie". Dmuchnął w alkomat - badanie wykazało 0,76 promila.

Z wójtem Chmielem teraz wszyscy mają kłopot. Ci, którzy uważają, że gmina nie będzie mieć lepszego gospodarza, oraz ci, którym on przeszkadza. Pierwsi muszą się uporać z tym, że kierujący jedną z najwyżej ocenianych polskich gmin człowiek został przyłapany na jeździe po alkoholu. Dla drugich niepokojące może być to, iż wójt od dawna specjalizuje się w testowaniu prawa. I jest w tym bardzo dobry. Doprowadził już m.in. do zmiany niekorzystnych dla samorządów przepisów dotyczących opłaty za oświetlenie obwodnic. Może więc - wskutek korzystnej dla siebie interpretacji ordynacji wyborczej - dotrwać na stanowisku do wyborów w 2014 roku.

Nie daję się lubić
Wysoki, opanowany, z charakterystyczną siwą brodą, nieraz występował w mediach. Długi staż w pracy samorządowej, spektakularne osiągnięcia. W tym roku w rankingu samorządów Rzeczypospolitej gmina Słupsk zajęła - na 1571 kandydatów - drugie miejsce w kraju, zdobywając zaledwie 0,09 punktu mniej od zwycięskiej gminy Stepnica.
- Udało się nam mimo braku dostępu do morza, wielkich zakładów pracy, kopalni - mówi z dumą Chmiel.

Do pracy w gminie trafił przed 20 laty, jako geodeta. Dwa lata później ówczesny wójt Władysław Rajszczak zaproponował mu stanowisko zastępcy. Po kolejnych dwóch latach wystartował w wyborach i pokonał swego szefa. Aż do 2010 roku zawsze wygrywał w pierwszej turze.

Zrobiło się o nim głośno w Polsce, gdy napisał do amerykańskiego ambasadora list z prośbą o wyjaśnienia dotyczące tarczy antyrakietowej. Przed pięcioma laty nasz rząd zamierzał przekazać 400 hektarów po byłym lotnisku w podsłupskim Redzikowie Amerykanom.

W bazie miało służyć pół tysiąca obywateli Stanów Zjednoczonych. Amerykanie wycofali się wprawdzie z planów umieszczenia pod Słupskiem tarczy antyrakietowej, ale zadeklarowano, że w zamian powstanie tam do 2018 roku wojskowa baza dla żołnierzy USA z mobilnymi rakietami balistycznymi. Planami zdenerwowali się mieszkańcy Redzikowa, których nikt nie pytał o zdanie, nie mówiąc już o udzieleniu im jakiejkolwiek wcześniejszej informacji. W ich imieniu list do ambasadora wysłał Chmiel. Władze zareagowały ostro. Ówczesny minister obrony narodowej Aleksander Szczygło zagroził wójtowi poważnymi konsekwencjami. Chmiel się nie przestraszył.

- Projekt Amerykanów jest sprzeczny z planem zagospodarowania przestrzennego - mówił jeszcze dwa lata temu.
Sympatię zdobył też dzięki batalii z Generalną Dyrekcją Dróg Krajowych i Autostrad, która na podstawie przepisu z 2003 roku wpadła na pomysł, by gminy zaczęły płacić za oświetlenie obwodnic.

- Są gminy, z których nie można wyjechać na obwodnicę, a muszą płacić - mówi Chmiel. - Według przepisów, nie tylko za prąd, ale także za zaprojektowanie i realizację inwestycji!

Wygrał przed Sądem Rejonowym w Słupsku. Po odwołaniu GDDKiA Sąd Okręgowy uznał, że sprawa jest niejasna i skierował ją do Sądu Najwyższego. Sąd Najwyższy zwrócił tę sprawę do sądów niższej instancji. A za oświetlenie dróg obwodowych nadal płaci GDDKiA.
Mimo spektakularnych sukcesów w ostatnich wyborach różnicą zaledwie 268 głosów wygrał z Małgorzatą Stanisławczuk. Najbardziej zaszkodziła wójtowi rezygnacja z umowy z MZK. Wcześniej do gminy dojeżdżały autobusy komunikacji podmiejskiej. Kiedy MZK zażądał, by samorząd dopłacił za to 1,5 mln zł, wójt podpisał umowę na świadczenie tych usług przez słupską PKS. A to oznaczało dla mieszkańców utratę niektórych ulg na przejazdy i trudniejszy dojazd do konkretnych miejsc w Słupsku.

Konkurentka Chmiela twierdzi jednak, że nie jest to jedyna przyczyna odwrócenia się części wyborców.
- Za dużo nawarstwiło się problemów - mówi dziś Stanisławczuk. - Obecna polityka sprawia, że wsie wokół Słupska się wyludniają.

Ucieka zwłaszcza młodzież. Uważam, że trzeba też zakopać topór wojenny z prezydentem Słupska.
Topór został wykopany, kiedy władze Słupska postanowiły poszerzyć granice miasta kosztem terenów gminy. Chmiel powiedział "nie".
- Nie daję się lubić - powtarza. - Nigdy nie obiecywałem gruszek na wierzbie.

Wpadka
8 lutego 2012. Samorządowcy zjeżdżają na comiesięczny konwent do Smołdzina. Po konwencie na stołach pojawia się alkohol.
- Miałem zostać na noc w zajeździe - mówi Chmiel.- Wcześniej interweniowałem, bo pokoje były nieogrzane.

Na spotkaniu siedzieli w płaszczach. Wzniósł kilka toastów. Jeden z wójtów wracał samochodem do domu. Mógł się z nim zabrać, ale zrezygnował. Wrócił do pokoju. Położył się, ale zimno nie pozwalało spać. Nie czuł, że jest pijany.

Niektórzy sugerowali później, że to był spisek. Chmiel twierdzi jednak, że to mało możliwe.
- Z nikim nie rozmawiałem o chęci powrotu do domu, decyzję podjąłem nagle. Sam. Może jedna osoba wiedziała, że jadę - mówi. - Stawiam sprawę jasno - popełniłem ogromny błąd. Nie będę udawał, że miałem pomroczność jasną, zjadłem za dużo jabłek lub nawdychałem się płynu od spryskiwacza. Bardzo tego żałuję, ale nic już nie zmienię.

Pod artykułami o zatrzymaniu przez drogówkę nietrzeźwego wójta pojawiły się komentarze, że to musiał być nie pierwszy raz.
- Piszą ci, którzy go nie znają - twierdzi radny Dariusz Perlański. - On nigdy nie miał problemów z alkoholem. Zaszokowała mnie ta informacja. Co mu strzeliło do głowy?

A inny radny, Jerzy Karaś, potwierdza: - Osobiście nie znam wójta z tej strony, żeby wsiadał do samochodu po kieliszku. To było zaskoczenie. Jednak stanowisko, na którym reprezentuje się 15-tysięczną społeczność, wymaga tego, żeby się pilnować. Możliwe, że jeśli się jest zbyt długo przy władzy, to z upływem czasu traci się samokontrolę.

Nic straconego?

Sytuacja zmieniała się jak w kalejdoskopie. Początkowo prokurator z Chojnic wystąpił o warunkowe umorzenie sprawy.
- Wójt nie był karany, a stan nietrzeźwości był nieznaczny i nie spowodował szkód społecznych - wyjaśnił Mirosław Orłowski, szef Prokuratury Rejonowej w Chojnicach. Jednak prokurator okręgowy uznał, że decyzja ta zawiera zbyt wiele błędów i ostatecznie sprawa trafiła do Sądu Rejonowego w Słupsku. Ten zaś w lipcu tego roku wydał wyrok skazujący Mariusza Chmiela na 6 tysięcy złotych grzywny i zakaz prowadzenia pojazdów przez rok. Najbardziej bolesna była jednak inna kara - wyrok oznaczał koniec kariery wójta, bo zgodnie z ordynacją wyborczą, tego stanowiska nie może pełnić osoba skazana.

W gminie zaczęto już mówić o przedwczesnych wyborach.
- Oczywiście, że wystartuję - twierdzi Małgorzata Stanisław-czuk. - Nie boję się, że oznacza to rozliczenie już za dwa lata.
- Chmiel był do tej pory za silny, ale teraz w szranki stanie co najmniej pięciu kandydatów - słychać w gminie.
Kiedy wydano wyrok, wójt był na urlopie. Jego adwokat złożył skargę, ale do następnej rozprawy nie doszło, bo wójt cofnął odwołanie od wyroku nakazowego.

- Nie oznacza to jednak, że powinienem zostać odwołany - mówi.
I tu przechodzimy do wyjątkowo zawikłanej kwestii prawnej. W 2011 roku wszedł w życie kodeks wyborczy, który uchylił wcześniejszą ordynację wyborczą. Według nowego kodeksu, tylko w przypadku bezwzględnego wyroku pozbawienia wolności osoba skazana powinna być odwołana ze stanowiska. Problem w tym, że nie wiadomo, od kiedy obowiązuje ów kodeks. Według Państwowej Komisji Wyborczej - od następnej kadencji. Według wyroku Sądu Administracyjnego we Wrocławiu (w innej sprawie) - od wejścia w życie kodeksu, czyli od ubiegłego roku. Odwrotnie uznał sąd w Olsztynie, którego stanowisko podzielił NSA. Jednak Naczelny Sąd Administracyjny nie może być źródłem prawa. Ostatnio marszałek Senatu wysłał do marszałek Sejmu Ewy Kopacz pismo, w którym informuje, że choć PKW w listopadzie 2011 roku przyjęła, że obowiązują stare przepisy, to interpretacja taka nie ma podstawy prawnej. Pozostaje więc Trybunał Konstytucyjny.

- Mamy kolejny spór prawny- mówi wójt. - Będę się odwoływał do momentu, gdy nie zostanie on rozstrzygnięty w tej konkretnej sprawie.

A jeśli moment ten nie nastąpi przed 2014 rokiem? Dotrwa na stanowisku. I znów wystartuje w wyborach?
- Wcześniej mówiłem, że to miała być moja ostatnia kadencja - twierdzi Chmiel. - Pewnie niektórzy czekają, aż powiem, że zmieniam zdanie. Ale to nieprawda. Nie będę kandydował.

Ma już plany. Zajmie się działalnością biznesową, może doradztwem. Oczywiście pod warunkiem że nie pogrążą go podsłuchy.

Afera podsłuchowa
O podsłuchiwaniu burmistrza z Sokółki, Stanisława Małachwieja, Mariusz Chmiel dowiedział się we wrześniu tego roku, gdy został w charakterze podejrzanego wezwany na przesłuchanie do Łomży.

Podsłuch telefonu burmistrza założono w 2010 roku. Służby sprawdzały, czy nie doszło do nieprawidłowości przy rozliczaniu współpracy z jedną ze spółek. Tamta sprawa nie jest jeszcze zakończona, ale z podsłuchiwanych rozmów wyciągnięto dwie inne. Może drobne, ale podpadające pod kodeks karny.

Dowodem przy jednej z nich jest podsłuchana rozmowa ze służbowego telefonu Małachwieja z wójtem Chmielem. Burmistrz najpierw spytał o sens założenia fotoradarów w Sokółce, a potem poprosił wójta o wyrozumiałość. Dostał mandat za to, że w maju 2010 roku jechał niedaleko Słupska z prędkością 69 km na godzinę w miejscu, gdzie dopuszczalna szybkość wynosi 50 km na godzinę. Grozi za to 100 zł mandatu i dwa punkty karne. Mariusz Chmiel miał wyrazić zgodę na zamianę mandatu na upomnienie, rzucając, że teraz Małachwiej będzie mu winien flaszkę.

- Nie pamiętam nawet tej rozmowy- rozkłada ręce Chmiel. - Jedno jest pewne - ani burmistrza, ani flaszki na oczy nie widziałem. Zarzucono mi, że wspólnie z komendantem Straży Gminnej uszczupliłem o 100 złotych majątek gminy. Zastanawiam się tylko, dlaczego prokurator przez 2,5 roku ukrywał tak groźne przestępstwo?- stwierdza z przekąsem. - W dodatku prawo dopuszcza w takiej sytuacji pouczenie zamiast mandatu...

Przed trzema laty gmina Słupsk miała jeszcze umowę z gminą Kobylnica, na mocy której obie gminy dzieliły się zyskami z mandatów. Do kasy wpływało z tego tytułu 3,5 mln zł rocznie.

- Nie podobało nam się jednak tak restrykcyjne podejście do kierowców - twierdzi wójt. - Uważam, że czasem lepszy efekt dla poprawienia bezpieczeństwa przynosi pouczenie niż mandat. Rozwiązaliśmy umowę i nasze zyski spadły do 2,5 miliona złotych. Czy w związku z tym zostanę oskarżony o uszczuplenie budżetu o milion?

Wójt gorzko żartuje, że pewnie niedługo pojawi się spójna teoria jego przestępczej kariery - najpierw wziął flaszkę od burmistrza Sokółki, by półtora roku później wypić ją na konferencji w Smołdzinie. A potem wsiadł i pojechał samochodem, by go złapano.

Między honorem a pragmatyzmem
W sieci mało jest osób wspierających Chmiela. - Powinien zrezygnować, i to szybko - piszą czytelnicy anonimowo na forach. Lub: Niech ma honor, przykład idzie od góry. Albo: Pijak dalej będzie jeździł pijany! Powinien zgnić w więzieniu!
Jednak dla wielu mieszkańców gminy mandat i zabranie prawa jazdy powinny wystarczyć, by uzmysłowić Chmielowi lutowe przewinienie.

- Pani patrzy, ile tu za jego kadencji zrobiono - Wanda Matacz z Redzikowa wskazuje na pobliską szkołę. - I śmietniki, i drogę do szkoły. Po co go odwoływać? Dobry jest i tyle.

- Zrobiono mu wielkie świństwo - denerwują się inni mieszkańcy Redzikowa, Teresa i Janusz Szpotańscy. - Ktoś wywołał go z tamtego spotkania. Wsiadł do samochodu, a to policja czekała na wójta. Kto to zrobił? Konkurencja!
Spiskowa teoria obejmuje także służby specjalne. - Gdy tylko zaczęli się kręcić koło naszego Redzikowa, od razu zauważyli, jak im Chmiel zawadza - rzuca proszący o anonimowość mieszkaniec gminy. - To go załatwiają. A my nie chcemy tu żadnej bazy.
- Biję się z myślami - mówi Dariusz Perlański, pytany o decyzję o dalszych losach wójta. - Z jednej strony mamy duże zasługi, z drugiej słabość.

- Czy na jego miejscu podałbym się do dymisji? - zastanawia się radny Karaś. - Zostałem wychowany w duchu odpowiedzialności za wszystkie swoje decyzje i czyny i zawsze brałem za nie odpowiedzialność. Uważam, że jeśli jest ktoś winny, to musi ponieść karę, niezależnie od jego statusu społecznego, zawodowego i majątkowego.
Tak czy inaczej, wszyscy mają kłopot z wójtem Chmielem.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na dziennikbaltycki.pl Dziennik Bałtycki