Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Kiedyś pod jednym szyldem, teraz przeciw sobie

Paweł Durkiewicz
"Świadomi sukcesów i tradycji koszykówki męskiej w Trójmieście, podkreślamy wymiar sportowy, promocyjny i wychowawczy tej wspaniałej dyscypliny sportowej i pragniemy współdziałać dla jej rozwoju zarówno w Sopocie, jak i w Gdyni. Poszerzając dotychczasową formułę działania, wciąż pamiętamy o tożsamości drużyny i jej związku z lokalną społecznością. Deklarujemy wsparcie dla drużyny Trefl Sopot oraz Asseco Prokom Gdynia - zespołów grających w ekstraklasie koszykówki męskiej" - oto wspólne oświadczenie wydane 23 czerwca 2009 r. przez prezesa zarządu Asseco Prokomu Przemysława Sęczkowskiego, prezesa zarządu Prokomu Investments Ryszarda Krauzego, prezesa Trefla SA Kazimierza Wierzbickiego oraz prezydentów Sopotu i Gdyni Jacka Karnowskiego i Wojciecha Szczurka.

Rozłam na dwa ciała

Pełna pięknych idei deklaracja była raczej ostatnim wspólnym przedsięwzięciem wymienionych postaci. W praktyce oznaczała jedno: po 14 latach funkcjonowania w najlepszym polskim klubie koszykarskim dokonała się swoista secesja. Oto dawny Prokom Trefl Sopot (w sezonie 2008/2009 pod nazwą Asseco Prokom Sopot) podzielił się na dwa odrębne ciała: do Gdyni powędrował mistrzowski zespół Tomasa Pacesasa i Sportowa Spółka Akcyjna, z kolei Sopot zachował prawo do klubowej tradycji, w tym do pierwotnej nazwy i żółto-czarnych barw. Na tej podstawie budowę zupełnie nowej drużyny rozpoczął Kazimierz Wierzbicki, czyli założyciel klubu z 1995 roku. W Asseco Prokomie postanowili zmienić "image" na żółto-niebieski, a ukłonem w stronę gdyńskiego środowiska sportowego była zmiana nazwy spółki na GKK Arka SSA.

Fani basketu w grupach

Dość enigmatyczne oświadczenie wydane przez działaczy spadło na trójmiejskich sympatyków sportu jak grom z jasnego nieba i rozpoczęło spekulacje. Kibice podzielili się na cztery grupy: pierwsza poszła za ekipą trenera Tomasa Pacesasa do Gdyni, druga została w Sopocie, by wspierać nową drużynę, trzecia z kolei deklarowała swoje wsparcie obu ekipom. I wreszcie czwarta, niestety, dość liczna grupa, to fani, którzy się rozczarowali sytuacją na tyle, by zupełnie się odwrócić od basketu.

Z perspektywy czasu secesja z lata 2009 przyniosła efekty zarówno pozytywne, jak i negatywne. Korzyść to na pewno dwukrotnie większa liczba meczów i okazji do oglądania koszykówki w wydaniu ekstraklasy. Dość nieoczekiwanie za każdym razem świetnymi widowiskami są nowe derby. Wbrew początkowym obawom nowo zbudowany Trefl błyskawicznie dołączył do czołówki ekstraklasy, dzięki czemu żadna z dotychczasowych konfrontacji z euroligowym Asseco Prokomem bynajmniej nie była meczem do jednego kosza.

Są jednak i gorsze strony. Smutną konsekwencją rozłamu są podziały, jakie błyskawicznie narosły pomiędzy kibicami obu stron. Powstała typowa "zimna wojna". Co prawda strony sopocka i gdyńska starały się po prostu nawzajem ignorować, jednak co rusz się zdarzały "życzliwe" komentarze czy poważniejsze zarzuty o niekompetencję bądź fałszowanie historii. Przodowali w tym zwłaszcza trener Tomas Pacesas i prezydent Jacek Karnowski. Nie jest tajemnicą, że obydwaj panowie nie darzą się szczególną sympatią.

Przykre widoki

Niestety, klimat "wojen podjazdowych" udzielił się też fanom. W czasie meczów derbowych nowe kluby kibica nie raz wymieniają się docinkami w postaci transparentów i złośliwych okrzyków. Przykrym widokiem są sympatycy Trefla wspierający litewski Żalgiris Kowno w meczu Euroligi z Asseco Prokomem czy też gdyńska publiczność kibicująca... odwiecznemu rywalowi z Anwilu Włocławek w półfinale Pucharu Polski z sopocką ekipą. O ile gorąca atmosfera rywalizacji zawsze mobilizuje do aktywnego uczestnictwa w sportowym święcie, to nikt nie chce, by do koszykarskich hal weszły chuligańskie praktyki ze stadionów piłkarskich.

Stanem idealnym w obecnej sytuacji byłoby porozumienie pomiędzy zwaśnionymi fanami. Nikt nie wymaga, by z dnia na dzień na linii Gdynia - Sopot zapanowała miłość. Warto się zastanowić, jak na te relacje powinny wpływać wspólne korzenie i wspaniałe lata, w których Prokom i Trefl były częściami jednego szyldu. To zobowiązuje do obustronnego szacunku.

Jak kibice odbierają dwa kluby w Trójmieście?

Tomasz Zelmański

Po podziale z lata 2009 roku bardziej czułem się związany z Asseco Prokomem niż z Treflem. Samą decyzję o rozłamie przyjąłem ze zdziwieniem. Po szoku poszedłem po prostu do Gdyni, ale jakiś niesmak pozostał. Z zażenowaniem odbieram "wojny podjazdowe" działaczy i fanklubów. Smutno się patrzy, jak ludzie, którzy przez ładnych parę lat budowali wspólnie coś ciekawego, są gotowi skakać sobie do gardeł.

Krzysztof Czuszyński

Rozłam w trójmiejskiej koszykówce bardzo mnie rozczarował. Wydaje się, iż łatwiej pozyskać znaczniejsze środki od sponsorów, gdy dysponuje się zarówno silnym składem, bogatą historią, licznym gronem kibiców oraz nową, atrakcyjną i bardzo pojemną halą. Na arenie krajowej mocniej ściskam kciuki za drużynę z Sopotu, gdyż jest ona bliższa memu miastu.

Maciej Nałęcz

Niedawno trafiłem na pierwsze zakupione bilety na mecz koszykówki, jeszcze "Treflowe", z sezonu 98/99. To były czasy... Po secesji kibicuję Prokomowi, głównie chyba przez to, że dla mnie to ten sam klub co w Sopocie, zmienił po prostu miejsce, na bliższą mi Gdynię. Ale chodzę też na mecze Trefla i staram się kibicować klubowi z Sopotu.

Tomasz Jadczak

Kibicuję przede wszystkim Asseco Prokom Gdynia, jednak jestem także sympatykiem Trefla Sopot, chodzę na mecze obu ekip, obu klubom życzę jak najlepiej. Przeniesienie do Gdyni, jakkolwiek kontrowersyjne, odebrałem jako kolejny krok w ewolucji klubu.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na dziennikbaltycki.pl Dziennik Bałtycki