18+

Treść tylko dla pełnoletnich

Kolejna strona może zawierać treści nieodpowiednie dla osób niepełnoletnich. Jeśli chcesz do niej dotrzeć, wybierz niżej odpowiedni przycisk!

Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Katastrofa smoleńska. Czy można jeszcze o niej rozmawiać? Czy tylko się kłócić?

Tomasz Słomczyński, Jarosław Zalesiński
Erupcja aktywności zespołu Macieja Laska, nieustające działania Antoniego Macierewicza spowodowały, że konflikt smoleński osiągnął nowy, a właściwie stary wymiar.

W kwietniu tego roku mogło się wydawać, że na froncie "wojny smoleńskiej" nastąpiło coś w rodzaju zawieszenia broni. W telewizji publicznej pokazano oba głośne wtedy filmy: paradokumentalny film National Geografic Channel oraz "Anatomię upadku" Anity Gargas. Profesor Michał Kleiber zaproponował naukową konferencję na temat katastrofy smoleńskiej, pod auspicjami PAN. Zapowiedział, że zaproszeni zostaną na nią zarówno naukowcy z zespołu ekspertów Macieja Laska, jak i naukowcy z zespołu parlamentarnego prowadzonego przez Antoniego Macierewicza.

Dziś widać, jaką naiwnością było przekonanie, że do takiej debaty dojdzie. Nawet jeśli sam prof. Kleiber miał szlachetne intencje, to trudno zachować wiarę, że podobne intencje mieli ci, którzy na ową debatę mieli się stawić.

Przypomnijmy więc, jak upadała wizja merytorycznej konferencji i jak w debacie publicznej wróciliśmy niejako do punktu wyjścia, czyli podziału na dwa, coraz ostrzej się zwalczające, obozy i coraz bardziej rozkręcających się emocji.

Burze i przejaśnienia

Już w maju Antoni Macierewicz wrócił do swojej strategii artyleryjskiego ostrzału ciągle nowymi (choć w tym przypadku wydobytymi z dawnego arsenału) pociskami. - Po trzech latach można powiedzieć, że są dowody świadczące, że trzy osoby przeżyły katastrofę smoleńską - wypalił na spotkaniu w Kielcach. Wypowiedź trafiła do YouTube i spowodowała kolejną burzę. Ci, którzy uważali sensacyjną wypowiedź Macierewicza za wiarygodną, powoływali się na krążące bezpośrednio po katastrofie pogłoski. Prokuratura wszystkie te informacje dementowała.

Kiedy już przycichła afera wywołana słowami Macierewicza, tak jak ileś poprzednich burz, Maciej Lasek zadeklarował, że jego drużyna jest gotowa do debaty. "Trzeba tylko ustalić zasady" - mówił. Potem dyskusja o dyskusji toczyła się wokół takich kwestii jak miejsce samego starcia i udział w nim dziennikarzy.

Wkrótce miało się okazać, że "rządowi" eksperci pod przywództwem Macieja Laska, od trzech lat milczący, ze sfinksowym spokojem, zamierzają wkroczyć w przestrzeń publicznej debaty. Umocował ich w tym działaniu premier Tusk, który już w kwietniu podpisał zarządzenie o powołaniu zespołu, którego zadaniem miała być polemika z tezami zespołu Macierewicza. To przegrupowanie radykalnie zmieniło obraz smoleńskiej wojny. Z batalii, która wyglądała dotąd jak ostrzeliwanie twierdzy, zmieniła się w ciąg błyskawicznych potyczek.

Kiedy więc np. 21 maja rano, na specjalnej konferencji, Maciej Lasek stwierdził, że "każdy wybuch zostawia ślad. Takich śladów na wraku samolotu Tu-154 nie znaleziono", już kilka godzin później, na innej konferencji, Antoni Macierewicz odparł, że rządowi eksperci "powtarzają tezy rosyjskiej propagandy". Szybko utrwalił się nowy zwyczaj: zamiast wspólnej debaty - kolejne konferencje prasowe.

Miesiąc później swój finał miało "zamieszanie trotylowe", rozpoczęte pamiętną publikacją "Rzeczpospolitej" "Trotyl na wraku tupolewa". - Na elementach wraku tupolewa nie stwierdzono śladów materiałów wybuchowych lub elementów ich rozkładu - ogłosiła w czasie konferencji Naczelna Prokuratura Wojskowa. Był to wniosek z przebadania znacznej partii próbek, zebranych przez prokuratorów w Smoleńsku.

Na odpowiedź Macierewicza nie trzeba było długo czekać.
- Prokuratorzy nie są w stanie orzec, czy był wybuch, czy go nie było - mówi. I dodaje: - Trudno komentować oświadczenie, bo to jest unik.

Lipiec i sierpień mijają spokojnie, tak jakby eksperci szukali cienia, chroniąc się przed wakacyjnym upałem. Ciekawie robi się już od początku września.

Najpierw 4 września Maciej Lasek oświadcza, że przyjmuje zaproszenie prof. Kleibera do debaty na temat Smoleńska.
Tydzień później odzywa się Macierewicz: - Eksperci parlamentarnego zespołu ds. zbadania przyczyn katastrofy Tu-154M są gotowi do udziału w dyskusji ze stroną rządową.

Fachowcy czy modelarze

Szybko okazało się to jednak tylko chwilowym zawieszeniem broni. 17 września "Gazeta Wyborcza" ujawnia treść fragmentów zeznań ekspertów Macierewicza złożonych przed prokuratorem. Okazuje się, że "do protokołu" przyznali się oni do - mówiąc oględnie - nikłej wiedzy o katastrofach samolotów. Powołują się na swoje doświadczenie zdobyte m.in. przy sklejaniu modeli samolotów w dzieciństwie, obserwacji wybuchających stodół czy przyglądaniu się skrzydłom samolotów podczas lotów pasażerskich.

To wywołuje medialną burzę. Przeciwnicy tezy o zamachu twierdzą, że to całkowita kompromitacja zespołu Macierewicza i głoszonych tam tez. Zwolennicy teorii zamachu z kolei oburzali się na ujawnienie zeznań, dopatrując się w tym prowokacji prokuratury.

Głos zabiera Maciej Lasek:
- Zeznania ekspertów zespołu Antoniego Macierewicza dyskwalifikują ich jako "fachowców" w sprawie lotnictwa.
- Trwa brutalna i bezprecedensowa nagonka na świat polskiej nauki i naukowców, którzy chcą służyć prawdzie - mówi Antoni Macierewicz.

Cztery dni po publikacji "Gazety Wyborczej" prezes PAN prof. Michał Kleiber stwierdza: - Nie wyobrażam sobie, żeby konferencja dotycząca katastrofy smoleńskiej odbyła się wcześniej niż na przełomie roku.
Inni są bardziej sceptyczni i nie wiedzą, po co miałaby się w ogóle odbywać. Prezes Fundacji Batorego, Aleksander Smolar, ogłasza, że nie rozumie pomysłu debaty z udziałem ekspertów Macierewicza. Leszek Miller mówi, że prof. Kleiber "ma problemy z odróżnieniem sensu od nonsensu". Natomiast Stefan Niesiołowski wzywa prof. Kleibera, by podał się do dymisji (dodajmy - za to, że w ogóle chciał rozmawiać z ekspertami od Macierewicza).

Fachowcy czy modelarze

Początek października to już niemalże festiwal następujących po sobie konferencji prasowych. Najpierw Lasek oświadcza, że przyczyną upadku tupolewa było zderzenie z brzozą, potem Macierewicz żąda dowodów, na co Lasek odpowiada, że główne dowody to odczyty z rejestratorów. Następnie, przechodząc do kontrataku, Lasek oskarża zespół Macierewicza: wykorzystane w dokumentacji zespołu Macierewicza zdjęcie rozbitego tupolewa jest zmanipulowane. O sfałszowaniu dowodu zostaje powiadomiona prokuratura.

"Jeden z kluczowych dowodów na potwierdzenie zamachu smoleńskiego został sfałszowany poprzez obróbkę zdjęcia w komputerze oraz wykorzystany przez członka zespołu parlamentarnego Antoniego Macierewicza, prof. Wiesława Biniendę do argumentacji o rzekomym zamachu bombowym na samolot Tu-154M" - czytamy w komunikacie zespołu Laska.
Wkrótce się wyjaśniło, że zdjęcie wykorzystane przez prof. Biniendę rzeczywiście zostało przerobione przez rosyjskiego blogera.

Riposta Macierewicza: - Mam wrażenie, że pan Lasek zachowuje się jak złodziej złapany na gorącym uczynku, który krzyczy: "to nie moja ręka". Do dzisiaj pan Lasek nie wyjaśnił, dlaczego korzysta ze sfałszowanych odczytów czarnej skrzynki autorstwa pani Anodiny i dlaczego raport, który podpisał, mówi o obecności generała Błasika w kabinie i wydawaniu przez niego komend oraz że słychać dźwięk uderzenia w brzozę. Żeby zatrzeć fałszerstwo, powołuje się na niewydarzone historie, których nie można zweryfikować, nie wskazuje dokładnie, o jaką prezentację profesora Biniendy mu chodzi.

Wygadany Rońda

17 października wybucha kolejna bomba: jeden z ekspertów Macierewicza, prof. Jacek Rońda, wygadał się, że podczas debaty w TVP, która się odbyła 8 kwietnia, mówił nieprawdę i powoływał się na nieistniejący dokument. "Występ" Rońdy to już definitywny koniec nadziei na wspólną merytoryczną debatę. Dwa dni później prof. Kleiber stwierdza, że "zawiesza" pomysł konferencji naukowej, na której spotkaliby się eksperci obydwu zwaśnionych stron.

I choć słowo "zawiesza" zakłada jeszcze, że istnieje jakaś furtka, która pozwoliłaby w przyszłości na jakieś "odwieszenie", to już chyba nikt nie ma złudzeń, że inicjatywa z 8 kwietnia została niniejszym pogrzebana.

Brzoza czy śmieci?

21 i 22 października odbyła się kolejna konferencja smoleńska, na której zdetonowano całkowicie nowy ładunek. Prof. Chris Cieszewski z Uniwersytetu Georgii, analizując zdjęcia satelitarne, doszedł do przekonania, że smoleńska brzoza została złamana już 5 kwietnia. Zgodnie z nową strategią, odpowiedź zespołu Laska była błyskawiczna: to, co prof. Cieszewski interpretuje jako zdjęcie leżącego pnia brzozy, to po prostu śmieci - ogłosili.

Końcowym etapem wojen błyskawicznych mogło być już tylko dążenie do wyniszczenia przeciwnika.
Zaczęło się od Pawła Deresza, który wystosował list otwarty do marszałek Sejmu Ewy Kopacz, z apelem, aby "dołożyć wszelkich starań w celu jak najszybszego zakończenia haniebnego spektaklu". Mówiąc w skrócie - apeluje o likwidację zespołu Macierewicza.

Macierewicz błyskawicznie zwołuje w odpowiedzi konferencję, podczas której apeluje o likwidację zespołu Laska. Czy to starcie rozstrzygające? Trudno powiedzieć, choć prawdopodobne jest, że żadna ze stron tej wojny nie wygra. Przegranych za to będzie wielu.

[email protected]
[email protected]


To ciągle tylko cyrk

Cyrk, jaki towarzyszy (nie)wyjaśnianiu przyczyn katastrofy smoleńskiej, jest potrzebny obu stronom - opozycji, która zyskuje paliwo do podsycania nienawiści wobec zdradzieckiej władzy, i samej władzy, która zyskuje paliwo do podsycania strachu przed pełną oszołomów opozycją. W takim układzie żadna debata nigdy się nie odbędzie, a na plan dalszy schodzą fakty naprawdę istotne - te, które wymagają samodzielnego myślenia. Myślenie jednak ma wady - jest trudne i nudne. Słabo sprzedaje się w mediach. Niestety, wciąż bardziej emocjonujące są blefy Jacka Rońdy. I jest jak w cyrku - trochę śmiesznie, trochę strasznie.
Tomasz Słomczyński

To początek końca

Blisko rok temu napisaliśmy z Tomkiem Słomczyńskim artykuł, w którym zestawiliśmy argumenty przemawiające za katastrofą z tymi, które dowodzą zamachu w Smoleńsku. Cieszę się, że po roku nasz pomysł zaczyna być - choć w bólach - wdrażany w życie, czego przykładem uruchomienie (wreszcie) portalu ekspertów Laska. Zamiast bowiem wzajem się dezawuować, lepiej zestawiać fakty. To najlepiej pokaże, że argumentacja "zamachowa", choć w części oparta na lukach argumentacji przeciwnej, tak naprawdę jest paliwem politycznym, które musi być stale podsycane. To, co dziś widzimy, to początek końca skuteczności tej metody.
Jarosław Zalesiński

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na dziennikbaltycki.pl Dziennik Bałtycki