Od samego początku mieliśmy duże oczekiwania wobec Kasi. Tym bardziej, że w zeszłym roku Michał Szpak wyśpiewał Polsce 8. miejsce w końcowej klasyfikacji Eurowizji. Po półfinałowym występie artystki wszyscy byli zachwyceni. Bo choć piosenka Kasi jest ciężka, to jej występ był fenomenalny, zaśpiewany czyściutko. Na finale miało być tak samo, tyle że Kasia zachorowała tuż przed eurowizyjnym występem.
https://twitter.com/olgakrzyzyk/status/863474149003595780
Na szczęście Polka poradziła sobie z chorobą, która nie przeszkodziła jej w genialnym zaśpiewaniu "Flashlight". Na scenie pojawiła się jako druga, tuż po kandydacie z Izraela, który - swoją drogą - śpiewał bardzo nieczysto. Takich fałszujących artystów było w tegorocznej odsłonie Eurowizji sporo. Piosenek nie udźwignęli m.in. kandydaci z takich krajów jak Austria, Chorwacja, Grecja czy Hiszpania.
Eurowizja 2017: Kasia Moś na 22. miejscu
Świetnie poradził sobie za to reprezentant Portugalii, który zapewnił swojemu krajowi pierwsze zwycięstwo w historii Eurowizji. Salvador Sobral w wyjątkowej, bardzo nietypowej jak na standardy Eurowizji piosence pt. „Amar Pelos Dois" chwycił za serca już podczas półfinałów. Bardzo musicalowy utwór, nastrojowy, bez żadnych efektów specjalnych. Tylko reprezentant Portugalii i muzyka. Utwór ma w sobie coś wyjątkowego, sam wykonawca też jest nietuzinkowy. Trzeba przyznać, że choć takich utworów na Eurowizji raczej się nie spotyka, to w tym roku okazało się to strzałem w dziesiątkę. Był niewątpliwie jednym z faworytów. Co tu dużo mówić: Salvador ma w sobie niesamowitą wrażliwość i bardzo dobry warsztat.
Nie tylko on budził jednak podczas finału zachwyty. Isaiah z piosenką „Don't Come Easy" to 17-letni reprezentant Australii. Świetny, młody wokalista również był jednym z faworytów tegorocznej odsłony Eurowizji. Jego pełne imię i nazwisko to Isaiah Firebrace. Przypomnijmy, że to kolejny silny kandydat Australii na konkursie Eurowizji. W zeszłym roku Dami Im z piosenką pt. "Sound Of Silence" od samego początku była najwyżej oceniania przez jurorów z różnych krajów. Ciągle prowadziła, aż do momentu rozdawania głosów przez telewidzów, którzy mimo tego, że wręczyli jej sporo punktów, to jednak było to zbyt mało, by mogła wygrać.
Udział Australii w Eurowizji co roku budzi jednak kontrowersje i te same pytania, mimo wyjaśniania tej kwestii wielokrotnie. Warto rozwiać więc wszelkie wątpliwości ponownie, albowiem konkurs - wbrew pozorom - nie jest zarezerwowany wyłącznie dla krajów Europy. Stąd nie pierwszy występ Australii w tym konkursie (zaczęła występować w 59. edycji, teraz mamy 62. finał), a także obecność Gruzji, Azerbejdżanu czy Izraela.
Euforię wzbudziła też 17-letnia Blanche z Belgii, która rozpoczęła utwór pt. „City Lights" w towarzystwie oklasków widzów. Dziennikarze DZ na Twitterze jeszcze w czasie półfinałów rozpisywali się o tym, że to wokalistka o głosie wielkich gwiazd. Skrzyżowanie Lorde i Lany Del Rey, ale głos jeszcze nieoszlifowany. Widać było braki w warsztacie, choć jej występ i ładna barwa ujmowały prostotą. To się spodobało i sprawiło, że Belgia zajęła 4. miejsce w klasyfikacji.
Skoro mówimy jednak o faworytach, to wspaniały odzew przyniósł też 17-letni reprezentant Bułgarii. Okazuje się, że wszystkie występy nastolatków w tym roku były bardzo dobre. Kristian Kostov w piosence pt. „Beautiful Mess" zachwycił widzów. Utwór wykonał bardzo dobrze i mimo młodego wieku czuł się pewnie na scenie. To już duży plus. Wokół występu Kristiana narosły jednak kontrowersje ze względu na fakt, że - podobnie jak niedopuszczona do Eurowizji reprezentantka Rosji - wystąpił na okupowanym przez Rosję Krymie. Miał jednak wówczas 14 lat, więc uznano, że nie był do końca świadomy całej sytuacji i ostatecznie dopuszczono go do konkursu. Chłopak doprowadził swój kraj do drugiego miejsca w końcowej klasyfikacji. Zdobył też najlepszy rezultat w historii startów Bułgarii w konkursie.
Kukiz o Eurowizji: Gdyby Kasia Moś wyszła za uchodźcę z ISIS, mielibyśmy szansę na podium
Ale skoro o tego typu kontrowersjach mowa, zaznaczmy, że po raz pierwszy od wielu lat Rosja nie pojawiła się na konkursie właśnie ze względów politycznych. Julia Samojłowa, która miała reprezentować kraj, ostatecznie nie pojawiła się w konkursie. Jej występ od samego początku stał pod znakiem zapytania, kiedy w zeszłym roku Eurowizję wygrała kandydatka Ukrainy. Oznaczało to bowiem, że kolejny finał odbędzie się w Kijowie, a Julia Samojłowa ma zakaz wjazdu na Ukrainę. Otrzymała go ze względu na swój występ na terenie Krymu w czasie, gdy został on zajęty przez Rosjan.
Przebywała więc na tamtym terenie nielegalnie, co ukraińskie władzy uznały za poparcie aneksji Krymu. Rosja nie zamierzała się ugiąć i zmieniać kandydata, więc ostatecznie postanowiła nie występować na Eurowizji. Ich telewizja publiczna nie pokazała też występów innych uczestników, mimo tego, że robiła to rok w rok. A warto zaznaczyć, że Rosja w ostatnich latach wzbudziła falę euforii wśród publiczności, choć jeszcze nie tak dawno temu była wygwizdywana przez publiczność, m.in. przez działania właśnie na terenie Ukrainy. W pamiętnym 2014 roku wygwizdano bliźniaczki, które występowały na Eu