Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Karp, czyli grudniowa martyrologia

Redakcja
Karp na wigilijnym stole jest typowo polską tradycją. Co prawda w kilku innych krajach Europy w Wigilię również nie je się mięsa, ale obowiązkowe ryby na stole to nasz koloryt lokalny.

Ta tradycja nie jest w żaden sposób skodyfikowana, post w Wigilię jest obecnie tylko zalecany przez Kościół katolicki, teoretycznie więc menu na kolacji rozpoczynającej obchody świąt Bożego Narodzenia jest całkowicie dowolne. Można mieć jednak pewność, że ryby pozostaną w naszym kraju głównym wigilijnym pokarmem, większość Polaków po prostu lubi je jeść. Czy nadal jednak będą to karpie?

We wspomnieniach z okresu międzywojennego karp pojawia się jako ryba ubogich. Nie jest przypadkiem, że tradycyjny karp po żydowsku wszedł do polskiej kuchni wprost ze stołów biedoty wyznania mojżeszowego, której był reprezentacyjnym daniem. Bardziej zamożni obywatele jedli na wigilię pstrąga, jesiotra, łososia, czyli ryby o wiele smaczniejsze i droższe.

Bez względu na zasobność kieszeni swoje miejsce w wigilijnym jadłospisie miał, podobnie jak dzisiaj, poczciwy bałtycki śledź przyrządzany na kilka sposobów. Kres wykwintowi położyła najpierw okupacja, a potem czasy komunistycznego niedostatku. Może to się podobać lub nie, ale masowa hodowla karpia była pomysłem ówczesnych władz, które mało wymagającą, rozmnażającą się ochoczo i szybko przybierającą na wadze rybę wybrała na królową robotniczo-chłopskich stołów.

Import z głębi Azji

Karp (Cyprinus carpio) pochodzi z Azji Wschodniej, a konkretnie z dorzecza Amuru. Stamtąd dotarł do Mandżurii, gdzie został w piątym wieku p.n.e. udomowiony przez Chińczyków. Już oni docenili jej hodowlane zalety, choć zawrotną karierę ta ryba zrobiła dopiero w Europie. Pierwsza zachowana wzmianka o karpiu powstała około 350 roku p.n.e., a jej autorem jest sam Arystoteles.

Ekspansja karpia jest nierozerwalnie związana z ekspansją chrześcijaństwa na naszym kontynencie. Karp był pierwszą rybą hodowaną w sztucznych stawach zakładanych przy klasztorach (dowodem na to chociażby otoczenie byłego opactwa cystersów w Oliwie) - pomiędzy VII a XII wiekiem takie stawy powstawały najpierw na ziemiach dzisiejszej Belgii, później Francji i Niemiec, wreszcie Słowenii i Chorwacji. W Polsce karp pojawił się na początku XIII wieku. Pojawił się i pozostał.

Siatka, wanna, stół

Nikt o zdrowych zmysłach nie wymaga od handlarza rybami żywego morszczuka, śledzia czy dorsza. Zupełnie inaczej jest w przypadku naszego bohatera, w Polsce utarło się, że przed wigilią karpia kupuje się żywego, przechowuje się w warunkach domowych, czyli przeważnie w wannie, i w domowych warunkach zabija.
To, podobnie jak sama "obowiązkowość" karpia na świątecznym stole, tradycja stosunkowo młoda, rodem z PRL. W gospodarce wiecznego niedoboru, która wówczas panowała, bardzo trudno było wyhodować odpowiednią liczbę ryb, a już przechowanie ich i rozwiezienie w dobrym stanie do sklepów było całkowitą niemożliwością. Brakowało chłodni, jeszcze gorzej było z samochodami chłodniami do ich transportu, ktoś więc wpadł na pomysł sprzedaży żywych ryb i tak narodziła się nowa, świecka tradycja.

Oczywiście i w tym przypadku często wkraczała typowo socjalistyczna niemożność i do handlu trafiały już ryby śnięte. W optymistycznym wariancie jednak kupowaliśmy żywą rybę i w wiaderku wypełnionym wodą lub w plastikowej siatce nieśliśmy ją do domu i zabijaliśmy natychmiast albo wpuszczaliśmy do wanny. Gdzie karp sobie pływał aż do momentu egzekucji.

Mydło i nóż

Karp stał się elementem codziennego folkloru PRL, wszedł do kultury masowej, czego dowodem na przykład jeden z odcinków serialu "Wojna domowa". Mało tego: w historii każdej niemal polskiej rodziny znajdzie się z pewnością chociaż jeden epizod związany z karpiem.

A to tata się napił w drodze z rybką do domu i przywiózł ją nieżywą. A to komuś wpadło mydło do wanny i karp nie dość, że popłynął brzuchem do góry, to jeszcze nabrał specyficznego aromatu. A to ktoś dziecięciem będąc przywiązał się emocjonalnie do wigilijnej ryby i płakał, gdy egzekutor wchodził do łazienki z młotkiem i nożem. Najwięcej z tych klechd domowych dotyczy samego zabijania - ran odniesionych przy tym, bladego lica zarzynającego, tudzież ułaskawień, czyli przypadków, gdy karpia nie miał serca zabić nikt, a ryba wracała do stawu.

Piszący te słowa miał okazję wysłuchać wielu takich opowieści, prowadząc przez kilka sezonów w "Rejsach" rubrykę "Konfesjonał". Wśród kilkunastu, zawsze takich samych, pytań zadawanych znanym Polakom, znalazło się: Czy zabijasz karpia na święta? Okazało się, że w elitach zabijanie wigilijnej ryby traci na popularności.

Co prawda karpia zabijał np. Dariusz "Tiger" Michalczewski, ale duża część respondentów odpowiadała, że obowiązki kata pełni w ich rodzinie któreś z rodziców, przeważnie tata, i nikt nie dodawał, że ma zamiar pójść w przyszłości w ich ślady. Najpowszechniejsze były odpowiedzi typu "kupuję już zabitego", zdarzały się też osoby nielubiące smaku karpia lub wręcz wegetarianie. Oznacza to, że zwyczaj po trochu odchodzi w niepamięć. Póki nie odejdzie do końca, jeszcze miliony ryb będą cierpieć katusze.

Śmierć w hipermarkecie

Obecny rok być może będzie przełomowy dla losów karpia w naszym kraju. Relacje ze sklepów, zwłaszcza z hipermarketów, gdzie na oczach kupujących karpie męczą się w przepełnionych basenach, czasem też są zabijane publicznie, także w obecności dzieci.

Ta kampania przemówiła do szerokiej rzeszy rodaków i przekroczyła ramy środowisk wegetarian i obrońców praw zwierząt. Jeśli krowy, świnie i kury są zabijane w ubojniach w regulowanych przepisami warunkach, czemu odmawiamy prawa do godnej śmierci rybom? Okazuje się, że w prawie polskim ta sprawa nie jest uregulowana, co nie znaczy, że należy tolerować tak niehumanitarne traktowanie żywych istot.

- Wielu weterynarzy uważa, że sama sprzedaż żywych ryb powinna być prawnie zakazana - mówił niedawno na łamach "Polski Dziennika Bałtyckiego" Jacek Kucharski, przedstawiciel Wojewódzkiego Inspektoratu Weterynarii w Gdańsku. - Obecnie takiego zakazu nie ma, nawet w prawie unijnym. A nasze przepisy dotyczące uboju zwierząt nie uwzględniają ryb. Tymczasem jest to istota równie wrażliwa jak inne i nie powinniśmy narażać jej na cierpienie. Ryby odczuwają ból jak wszystkie istoty. Wyjęte z wody, przenoszone w siatce, duszą się. Tak samo, jakby ktoś z nas założył sobie plastikową torbę na głowę. Mam nadzieję, że z każdym rokiem prawo sprzedaży żywych ryb będzie zaostrzane aż do całkowitego zakazu.

Jeśli tak wypowiada się przedstawiciel konserwatywnego środowiska specjalistów, zmiany pukają już do bram...

Trochę futurologii

Jeśli karpie będą zabijane tylko przez fachowców, ich mięso podrożeje i część nabywców porzuci sentymenty i poszuka tańszych ryb, na przykład pangi z Dalekiego Wschodu. Miejsce śledzia na wigilijnym stole jest pewne, ale karp z pewnością przegra z pangą, a w bogatszych domach z łososiem i pstrągiem. W dodatku bardzo lubimy brać wzorce z Zachodu, a przecież pamiętamy szok, jaki przeżyli Brytyjczycy, gdy zarobkowi imigranci z Polski odławiali karpie z tamtejszych stawów.

Dla nich to ryba niejadalna...

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na dziennikbaltycki.pl Dziennik Bałtycki