- Zadomowiłaś się już na stałe w narodowej drużynie?
- Nie wiem (śmiech). Ciężko powiedzieć. Jest przecież duża konkurencja. Do pierwszej drużyny dobija się dużo młodych zawodniczek. To mobilizuje, więc zamierzam walczyć o miejsce w składzie.
- Przecież przetasowań w tym roku było dużo, ale zawsze znajdowało się dla ciebie miejsce na najważniejszych zawodach międzynarodowych.
- Pewna byłam tylko tego, że w lipcu wystartuję w mistrzostwach Europy w Lipsku. Dużo dało mi jednak zdobycie we wrześniu mistrzostwa Polski. Dzięki tamtemu zwycięstwu podskoczyłam na drugą lokatę w krajowym rankingu, a regulamin związku jest taki, że dwie pierwsze zawodniczki gwarantują sobie udział w mistrzostwach świata. Trener musiał więc mnie wziąć, bo ciężko byłoby mu obejść regulamin. Myślę, że z perspektywy czasu jest z tego faktu zadowolony. Nie wiem jednak, co by było, gdybyśmy nie zdobyły wicemistrzostwa świata w Paryżu. Martyna Synoradzka [AZS AWF Poznań - przyp. red.] miała lepszy sezon ode mnie. Mam jednak nadzieję, że po sukcesie we Francji jestem mile widziana w drużynie.
- Ale po kolei. W Lipsku byłyście o krok od wywalczenia brązowych medali mistrzostw Europy. Dlaczego nie udało się wam pokonać Rosjanek?
- To drużyna, która jest silna, i to bez znaczenia, w jakim składzie występuje. To przecież mistrzynie olimpijskie z Pekinu. Stało się tak, że przegrałyśmy jednym punktem [29:30 - przyp. red.]. Myślę, że jest sześć drużyn, które mają tak wyrównany skład, że mogą między sobą wygrać z każdym lub przegrać z każdym. Na wyniku zaważyła chyba dyspozycja dnia.
- Mało mówisz o sobie. Przejdźmy więc do sukcesu na krajowych planszach. Twoje akcje wzrosły po dublecie w mistrzostwach Polski?
- Tak, jak powiedziałam wcześniej, wygrywając zapewniłam sobie start w mistrzostwach świata. Trudno jednoznacznie powiedzieć, czy coś zyskałam. Ważniejsze są zawody Pucharu Świata. Wtedy pozostawał jeszcze miesiąc do wyjazdu do Paryża. Ciężko było oceniać formę w tamtym momencie.
- Ale w finale indywidualnych zawodów pokonałaś w dogrywce 10:9 Sylwię Gruchałę. To dodało skrzydeł?
- Każde zwycięstwo dodaje pewności siebie. Utwierdza, że trenowanie ma sens. To było moje pierwsze mistrzostwo Polski. Zawsze byłam tą drugą. Odpadałam we wcześniejszych etapach. Cieszę się też dlatego, że wygrałam w seniorkach, a nie w juniorkach czy kadetkach. Przyznaję, że trudno jest zaskoczyć koleżankę, z którą często się trenuje. Na zawodach walczy się jednak inaczej. To taka rywalizacja psychologiczna. Czasem można nawet przegrać z młodszą koleżanką, którą ogrywa się podczas ćwiczeń.
- Na mistrzostwach Europy nie udało się z Rosjankami, ale na mistrzostwach świata odprawiłyście je już w ćwierćfinale. Co się zmieniło w ciągu trzech miesięcy?
- Rosjanki bardzo się obawiały tego meczu. Były spięte. Pamiętały, że wygrały, ale po ciężkich bojach. My z kolei stworzyłyśmy dobrą drużynę. A trzeba przyznać, że dawno nie było takiego klimatu w reprezentacji. Poza tym pracowałyśmy przez te trzy miesiące. To właśnie zaowocowało.
- W wielkim finale nie udało się przejść Włoszek, ale wygrałaś 5:1 z Valentiną Vezzali i 7:5 z Elisą Di Francisca.
- Szkoda, że nie udało się to w turnieju indywidualnym (śmiech). Ale faktycznie, udało mi się pokonać dwie najlepsze zawodniczki świata. Mam nadzieję, że nie był to przypadek i że będę coraz lepsza.
- No, właśnie. Indywidualnie w Paryżu byłaś dopiero 34. Skąd taka wielka różnica miejsc?
- Uważam, że turniej indywidualny i drużynowy to dwie różne dyscypliny sportu. Naprawdę. Można napisać kilka prac doktorskich na ten temat. W turnieju indywidualnym zbyt dużo od siebie wymagałam i wkradła się nerwówka. W drużynie, jeśli potknie ci się noga, to koleżanka może zadać decydujące trafienie później, albo odwrotnie. Dziwne prawda? Te same plansze. Te same zawodniczki. Ale to w drużynie pokonałam Vezzali i Di Franciscę.
- W Paryżu sama sprawiłaś sobie prezent urodzinowy.
- Wszyscy się śmiali, że nie udało się przed urodzinami, ale po nich prezent okazał się idealny. Lepszego nie mogłam sobie sprawić. A muszę przyznać, że żartowałam o tym z rodzicami.
- Podobno, gdyby nie floret, to byłabyś podróżnikiem?
- To informacja z naszej strony klubowej? Dostaliśmy pytania, na które szybko musiałyśmy odpowiedzieć. Tak więc odpowiedziałam. Chciałam trenować lekkoatletykę, ale kiedy poszłam do szkoły, to okazało się, że już nie ma klasy sportowej o tym profilu. Wybrałam więc szermierkę.
- A w lipcu 2012 roku zamierzasz odwiedzić Londyn?
- Oczywiście. Taki mam plan. Jeszcze w Londynie nie byłam, więc liczę na ten pierwszy raz.
Dołącz do nas na Facebooku!
Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!
Dołącz do nas na X!
Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.
Kontakt z redakcją
Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?