Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Kandydatury Grzegorza Brauna i Piotra Walentynowicza nic nie wnoszą do procesu demokratycznego ani debaty o przyszłości Gdańska

Dariusz Szreter
Piotr Walentynowicz jest skonfliktowany z lokalnymi strukturami PiS. Zobaczymy, jak tę kandydaturę potraktują wyborcy. A co do jego doświadczenia samorządowego… Wydaje mi się, że samo sprawowanie mandatu radnego, bez pełnienia funkcji zarządczych, to trochę mało - mówi politolog dr hab. Michał Wenzel

Czy - z punktu widzenia demokracji - to dobrze, że znaleźli się kontrkandydaci Aleksandry Dulkiewicz w przedterminowych wyborach prezydenckich w Gdańsku?

Z punktu widzenia demokracji obywatele wypowiedzieli się parę miesięcy temu, kto ma być prezydentem ich miasta. Pani Dulkiewicz była w komitecie Pawła Adamowicza i jest naturalne, że kontynuuje ona jego mandat do końca kadencji. Natomiast jeżeli założymy, że sytuacja „wróciła do normy” i ten nadzwyczajny moment minął, właściwe byłoby, żeby startowali kandydaci, którzy reprezentują politycznie jakieś szersze grupy mieszkańców Gdańska. Tymczasem wygląda to tak, że obok pani Dulkiewicz startują dwaj kandydaci, którzy reprezentują zupełny margines polityczny. To nie wpłynie dobrze na poziom debaty. Osobiście nie bardzo rozumiem sens startu Grzegorza Brauna. Co ma wspólnego z Gdańskiem?

Zdaje się, że nic, a już na pewno nie ma nic wspólnego z tą problematyką, którą powinien zajmować się prezydent miasta.

No właśnie. Jego start wydaje mi się jedynie próbą podgrzewania nastrojów. Cała jego dotychczasowa działalność wskazuje na to, że interesuje go tylko generowanie kontrowersji. Tak więc, wracając do pańskiego pierwszego pytania, z punktu widzenia tradycyjnie rozumianej demokracji - te wybory nic nie wniosą, bo te kandydatury nic nie wnoszą.

Piotr Walentynowicz jakieś doświadczenie samorządowe jednak ma. Do niedawna reprezentował w Radzie Miasta klub Prawa i Sprawiedliwości, a więc poważnej siły politycznej, również w Gdańsku.

Zobaczymy, co powiedzą na tę kandydaturę władze lokalne i centralne PiS. Jak dotąd zapowiedzieli bowiem, że nikogo nie wystawiają. Wiem, że Piotr Walentynowicz jest skonfliktowany z lokalnymi strukturami PiS. Zobaczymy, jak tę kandydaturę potraktują wyborcy. A co do jego doświadczenia samorządowego… Wydaje mi się, że samo sprawowanie mandatu radnego, bez pełnienia funkcji zarządczych, to trochę mało. Brak mu też wcześniejszego doświadczenia w kierowaniu jakimikolwiek instytucjami. Jeżeli do tego dołożymy konfrontacyjny język, który stosuje nie tylko do przeciwników, ale wobec członków swojego obozu politycznego, można powiedzieć, że to wszystko nie wskazuje na to, żeby Piotr Walentynowicz naprawdę chciał kierować Gdańskiem. Ja w każdym razie nie wyobrażam go sobie w roli prezydenta Gdańska.

Czy nie może się jednak zdarzyć tak, że Piotr Walentynowicz zbierze głosy tych wszystkich osób, które nie popierały wcześniej Pawła Adamowicza i nie chcą kontynuacji w osobie pani Dulkiewicz? To było około 35 proc. głosów oddanych na Kacpra Płażyńskiego w drugiej turze wyborów w listopadzie.

Tu mamy do czynienia z dwiema kwestiami. Po pierwsze: do jakiego stopnia morderstwo na Pawle Adamowiczu rzeczywiście stanowiło zmianę jakościową, jeżeli chodzi o poglądy i postawy gdańszczan? Wydaje mi się, że po tej tragedii nawet elektorat Kacpra Płażyńskiego w dużej części nie patrzy już tak samo na postać prezydenta Adamowicza jak w czasie ostatnich wyborów. Po drugie, o czym już była mowa, Piotr Walentynowicz nie jest reprezentantem PiS. Być może część najbardziej skrajnych wyborców, zorientowanych narodowo, go poprze. Wszystko zależy od tego, czy dostanie jakieś nieformalne poparcie, co na jego temat będzie mówiła telewizja publiczna oraz tożsamościowe media i portale związane z prawicą. Jeżeli otrzyma tego typu wsparcie, to być może jego rozpoznawal-ność na gruncie lokalnym wzrośnie. Zwracam jednak uwagę, że jest bardzo mało czasu na kampanię i prawdopodobnie jej zasięg będzie bardzo ograniczony.

Media publiczne mają obowiązek przeprowadzenia debat, więc z pewnością ci kandydaci dostaną tam swoje „okienka”. A jak pańskim zdaniem powinny zachować się pozostałe media? Czy należy to traktować jak zwykłą, rutynową kampanię?

Nie roszczę sobie praw do udzielania rad mediom. Zwłaszcza jeśli chodzi o Grzegorza Brauna. Jest to kandydat tak skrajny, i w tak oczywisty sposób niemający nic do powiedzenia w kwestii Gdańska, że ja bym się zastanawiał, czy go zapraszać do studia. Trochę inaczej wygląda to w przypadku pana Walentynowicza. Niemniej, z punktu widzenia obywatela, trudno sobie wyobrażać, żeby głos oddany na jednego czy drugiego był czymś innym niż głosem protestu.

Kacper Płażyński, Jarosław Wałęsa, teraz Piotr Walentynowicz - wygląda na to, że potomkowie wybitnych postaci związanych z opozycja w PRL upatrzyli sobie fotel prezydenta Gdańska.

Próbują kapitalizować dokonania ojców, czy - w tym ostatnim wypadku - babci, ale jak do tej pory za bardzo się to nie udaje. Z drugiej strony ta analogia jest trochę pozorna, bo Jarosław Wałęsa był dwie kadencje w Parlamencie Europejskim, jest doświadczonym politykiem, choć pewnie nie znaczyłby tyle, ile znaczy, gdyby nie nazywał się Wałęsa. Kacper Płażyński to prawnik bez doświadczenia politycznego i bez większego doświadczenia zawodowego. A Piotr Walentynowicz to jest osoba, o której tak naprawdę wiele nie możemy powiedzieć, oprócz tego, że ma trudny charakter.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na dziennikbaltycki.pl Dziennik Bałtycki