Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Kanalizacja to nie dla nich. Dlaczego w gminie Szemud ludzie wolą szamba?

Joanna Kielas
Do granicy działki przyłącza robi gmina, ale na swojej działce każdy sam na własny koszt musi rury pociągnąć....
Do granicy działki przyłącza robi gmina, ale na swojej działce każdy sam na własny koszt musi rury pociągnąć.... Archiwum PP
Gmina buduje kanalizację za grube pieniądze, ale mieszkańcy nie chcą się podłączać - z takim, wydawać by się mogło, kuriozalnym problemem zderzyła się gmina Szemud. Samorząd teraz szuka rozwiązania, żeby jakoś ludzi zachęcić, bo w przeciwnym wypadku nawet siedem milionów unijnego dofinansowania trzeba będzie zwracać. Dlaczego w Koleczkowie, Bojanie i Dobrzewinie ludzie wolą szamba, sprawdzała Joanna Kielas.

W Bojanie, Kolecz-kowie i Dobrzewinie uwagę przyciągają mniej lub bardziej zamożne wille i pałacyki, ukryte w uliczkach wytyczonych w lesie. Bogactwo widać niemal na każdym kroku. Tradycyjne gospodarstwa rolnicze są tu w zdecydowanej mniejszości.

Nic dziwnego, że wschodnią część gminy Szemud upodobali sobie na miejsce zamieszkania co zamożniejsi obywatele Trójmiasta, bo to obszar dobrze skomunikowany z metropolią, do pracy niedaleko, a tereny czyste i nieskażone przez cywilizację. Można tu dojechać własnym autem, ale jest też komunikacja miejska. 15 minut i jest się w Chwaszczynie. Kursów jest kilkanaście dziennie, od czwartej rano do 21.

Prawie na każdym zakręcie głównej drogi można napotkać ogłoszenia o treści: "działki budowlane", "działki sprzedam", "działki pod dom". Ale próżno szukać w na tych tablicach przymiotnika "tanio". Żeby kupić najmniejszą, 1000-metrową działkę w Koleczkowie (to miejscowość najdalej położona od Trójmiasta z całej wymienionej trójki) trzeba zapłacić co najmniej 95 tys. zł. Im bliżej metropolii, tym jeszcze drożej - w Bojanie działka kosztuje 100 tys. zł, zaś w Dobrzewinie, które graniczy z Chwaszczynem - aż 125 tys. zł.

Półtora roku temu gmina Szemud zakończyła jedną z największych inwestycji w swojej historii - kanalizowanie tejże wschodniej części gminy. Wybudowano wiele kilometrów sieci, w dużym stopniu z unijnego dofinansowania. Aż tu nagle niczym zimny prysznic do urzędu gminy napłynęła wieść, że trzy, a w skrajnym przypadku nawet i siedem milionów złotych z dotacji trzeba zwrócić, bo nie osiągnięto tzw. efektu ekologicznego.

Co z tego, że rury w ziemię rzeczywiście wkopano w terminie, skoro inwestycja przewidywała podłączenie 841 domostw, tymczasem jedynie 170 przyłączy jest kompletnych, z ważną umową na odbiór ścieków. Dlaczego?

Może to technika zawiniła

Sołtysowie są w trudnej sytuacji i niezbyt chętnie na temat kanalizacji mówią. Nie chcą się narazić mieszkańcom, wójtowi też nie wypada. Jeśli winne nie są chęci i pieniądze, to może zawiodła... technika?

- To nie jest tak, że ludzie nie chcą. Są różne sytuacje i różne przyczyny - tłumaczy Wojciech Korbolewski, sołtys Bojana. - Nie wszyscy mogą się przyłączyć, czasem są kłopoty techniczne. Jeśli czyjaś posesja jest poniżej drogi, to przecież nieczystości pod górę same nie popłyną. Tak mają na przykład mieszkańcy na końcu ulicy Warszawskiej. Poza tym część osób ma tu domy, ale większość czasu spędza u rodziny w Trójmieście albo wyjechała gdzieś dalej...

- Ja byłem jednym z pierwszych, którzy podłączyli sobie u nas na wsi tę kanalizację - chwali się Eugeniusz Walkusz, sołtys Dobrzewina. - Przede wszystkim to wygoda. Dawniej trzeba było pamiętać, żeby raz w miesiącu zamawiać szambo. A jak było prawie pełne, a tu nagle sporo gości przyjechało, to niemały kłopot był... Bo jak tu rodzinie powiedzieć, że z toalety mają korzystać w ograniczonym zakresie? Teraz mieszkając na wsi mam wygody jak każdy miastowy i bardzo mi z tym dobrze. I wydaje mi się, że u nas większość ludzi jest tego zdania. Koszty? Coś około tysiąca złotych trzeba było wydać, ale to dawno było, w maju rok temu.

Mieszkańcy są bardziej rozmowni.
- Większość ludzi domy pobudowała tu niedawno, szamba zrobili, w tym te ekologiczne, które same oczyszczają ścieki, a teraz okazuje się, że to szambo jest niepotrzebne, i czekają nas następne wydatki, bo trzeba podłączyć się do kanalizy. Skoro raz ludzie kasę na szambo wydali, to co się dziwić, że teraz drugi raz płacić nie chcą? Kolejność nie taka była. Najpierw kanaliza, potem domy - twierdzi starszy pan.

- Bo proszę pani gmina od złej strony się za to zabrała. Pięknie mówili nam na zebraniach o kanalizacji, wkopali te rury w ziemię, a potem nagle pojawił się temat opłaty adiacenckiej za wzrost wartości nieruchomości. Jak jest kanalizacja, nasze nieruchomości są więcej warte. Więc czy się podłączasz czy nie, opłatę każdy musi zapłacić. My mamy średnią działkę i 1200 zł tej opłaty, ale są i tacy, co siedem tysięcy do gminy muszą płacić - opowiada pani spotkana przy sklepie w Bojanie. - A to dopiero początek wydatków. Bo mapę geodeta musi zrobić i te rury trzeba wkopać. Zasada jest jasna i wszędzie taka sama: do granicy działki przyłącze zrobiła gmina, ale na swojej działce każdy sam na własny koszt musi te rury pociągnąć.

- Pani, toż ta kanalizacja to kolejne opłaty. Rachunek za wodę razy dwa. Kto by to pomyślał? - chwyta się za głowę starsza pani. - Ja mieszkam z synem. Za gaz płacimy 500 zł, 100 zł na prąd raz na dwa miesiące, 62 zł lekarstwa na nogi i 50 na migrenę. A emerytura 830 zł. I jak do tego kanalizacja się ma? Za co?

Przed szkołą w Bojanie rozmawiają dwaj panowie w średnim wieku i chętnie swoimi spostrzeżeniami na temat kanalizacji się dzielą.
- Ta kanalizacja to wydatek rzędu 3 tysięcy złotych. Niby niedużo, ale ludzie albo kasy nie mają, albo kredyty spłacają. Bo Bojano dziwne jest. Nie ma tak zwanej klasy średniej. Albo są ludzie naprawdę biedni, albo bogaci, którzy z Trójmiasta się sprowadzili. Dziewięć lat temu, jak tu zamieszkałem, to były i krowy, i konie, i króliki. A teraz jaka to wieś? Małe miasteczko.
- I tych bogatych z Gdyni czy Gdańska nie stać na kanalizację, wolą bawić się z szambem? - pytam.
- Skoro gmina na dzień dobry przywaliła każdemu opłatę adiacencką, to co? Jak mam dwie działki tu i trzy tysiące do gminy muszę odprowadzić - tłumaczy drugi pan.

A Unia żąda efektu ekologicznego

Z całą tą sytuacją próbują zmierzyć się władze gminy. Sprawa niełatwa szczególnie dla nowego wójta, który w końcówce maja objął dopiero urzędowanie (jego poprzednik nagle zmarł i w Szemudzie były wybory przedterminowe) i na początek ma zwracać trzy miliony dotacji, która została oczywiście wydana na budowę i której w formie gotówki w kasie nie ma.

- 4 czerwca dowiedziałem się o problemie związanym z rozliczeniem inwestycji dofinansowanej z Programu Operacyjnego "Infrastruktura i Środowisko" - mówi Ryszard Kalkowski, wójt gminy Szemud. - Już kolejnego dnia rozmawiałem w Gdańsku z przedstawicielami Wojewódzkiego Funduszu Ochrony Środowiska i Gospodarki Wodnej w tej sprawie. Potem były konsultacje z firmami doradczymi, specjalizującymi się w unijnych dofinansowaniach. Zdecydowałem, że problem jakoś trzeba rozwiązać, najgorszym wyjściem byłoby poddanie się i zwrot dotacji. Za radą chyba czwartej firmy rozszerzyliśmy obszar objęty kanalizacją, poprowadzimy system tam, w trzech miejscowościach, gdzie go nie ma. Kolejni mieszkańcy będą mogli się podłączyć. Ci z zakończonej inwestycji mają prolongatę na podłączenie do 2014 r., a nowi na przyłączenie się do systemu, który dopiero wybudujemy, mają czas nawet do 2015 r. I tym samym nie musimy zwracać pieniędzy, mało tego: otrzymaliśmy kolejne dofinansowanie.

Ale jak zrobić, żeby mieszkańcy się podłączyli, bo liczba 170 przyłączy zrealizowanych w czerwcu na ponad 800 planowanych mówi sama za siebie?

- Sprawa jest prosta. Część mieszkańców ma pseudoekologiczne szamba, czyli nieszczelne. Bogaty czy biedny, kombinują tak samo. Beczkowóz wołają raz od święta, więc wiadomo, że kanalizacja się nie opłaca. Gdyby gmina sprawdziła, czy wszyscy regularnie opróżniają swoje szamba, od razu problem by się rozwiązał - mówi mieszkaniec Dobrzewina, jeden z tych już korzystających z dobrodziejstw kanalizacji.

Zabieganym wytłumaczyć

- Od kiedy sprawa możliwości utraty dofinansowania wyszła na światło dzienne, staramy się nagłośnić temat przyłączenia do kanalizy, zachęcać mieszkańców, chociażby na zeszłotygodniowym zebraniu w Bojanie - mówi wójt Ryszard Kalkowski. - Powoli jest lepiej, w ciągu tygodnia spływa do urzędu po kilka umów na odbiór ścieków. Chcemy również pójść ludziom maksymalnie na rękę, może zrobimy dyżury naszych urzędników w tych wsiach, na przykład popołudniami w szkole? By wytłumaczyć wszystko pod względem technicznym, by ludzie za każdym razem nie musieli jechać do Urzędu Gminy w Szemudzie, bo z Bojana czy Koleczkowa to jednak kawałek jest, ludzie teraz tacy zabiegani.

[email protected]

Codziennie rano najważniejsze informacje z "Dziennika Bałtyckiego" prosto na Twoją skrzynkę e-mail. Zapisz się do newslettera!

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na dziennikbaltycki.pl Dziennik Bałtycki