Jako kibic amator (były junior Gedanii), pozwolę sobie na marginesie mundialu odnotować garść spostrzeżeń i uwag...
Perfekcja i wigor
W piłkarskim stylu prowadzenia gry wyróżnia się estetyczną kategorię piłkarskiej elegancji. Piękną grę do perfekcji opanowali Brazylijczycy. Piłkarstwo w ich kraju ma rangę religii. Pięciokrotni mistrzowie świata wprost imponują wirtuozerią. Nie forsują gry siłowej. A jednak „piękna gra” nie zawsze wystarcza do triumfu. Piłkarze na murawie toczą walkę, delikatnie mówiąc, bez pardonu. Brazylia w Katarze w 1/4 finału zremisowała z okazującą szalony wigor drużyną Chorwatów (wszak wicemistrzów świata z poprzedniego mundialu). Wynik meczu rozstrzygnięto po dogrywce dopiero w rzutach karnych, w których Canarinhos nie sprostali zadaniu i przegrali 2:4.
Na skuteczność strzałów z rzutu karnego nie ma snajperów niezawodnych. W Katarze przekonali się o tym boleśnie tacy znamienici gracze, jak Leo Messi, Robert Lewandowski, których intencje genialnie wyczuli bramkarze, czy jak przydarzyło się Anglikowi Harry’emu Kane’owi, który się zapomniał i tak mocno przyłożył na jedenastym metrze nogę do piłki, że poszybowała wysoko ponad poprzeczką bramki.
Robinsonady Szczęsnego
Wykonywaniu rzutów karnych towarzyszy zawsze suspens w najwyższej skali napięcia. Czujność bramkarza często budzi emocje pozytywne, a nierzadko decyduje o losach drużyny w turnieju. Wojciech Szczęsny w Katarze okazywał nieprawdopodobny refleks. Obronił karne dwa razy, najpierw wykonywany przez Salema Al-Dawsariego w meczu z Arabią Saudyjską, a następnie, w ćwierćfinale z Argentyną, gdy wypiąstkował piłkę strzeloną przez Messiego. Niezwykłe robinsonady Szczęsnego parokrotnie ratowały reputację polskiej reprezentacji. Może jeszcze doskonalszą postawę okazał Dominik Livaković, goalkeeper Chorwatów.
Emocje negatywne
W jednym z najbrzydszych spotkań w turnieju, które rozegrała Argentyna przeciw Holandii, po niekończących się faulach i awanturach na boisku, sędzia do czasu regulaminowego doliczył 10 minut. Wówczas Holendrzy zerwali się do walki zaostrzając grę tak, że w pewnym momencie zawodnicy rezerwowi obu drużyn, którzy siedzieli poza boiskiem na ławkach, zerwali się nienawistnie i ruszyli przeciwko sobie. Sędzia chyba udawał, że zapomniał o czerwonych kartkach.
Brutalne starcia
Popełniane - często niestety złośliwie - brutalne faule i to niemal w każdym meczu rozegranym do przedwczoraj w Katarze - chyba powinny skłonić władze FIFA (międzynarodowej federacji piłkarskiej) do rewizji przepisów, które obecnie dostatecznie nie dyscyplinują nawet graczy światowej elity. Zbyt często głowy piłkarzy zderzają się groźnie, a kości trzeszczą również zbyt niebezpiecznie. Postulat rewizji regulaminu jest tym bardziej konieczny w perspektywie rozszerzenia następnego mundialu, w którym udział mają wziąć nie - jak dotychczas - 32 reprezentacje, ale o szesnaście więcej, blisko pół setki drużyn narodowych.
Legenda Maracany
Mundial rozegrany w roku 1950 w Brazylii zapisał się w historii mistrzostw świata między innymi dzięki wybudowaniu wtedy na peryferiach Rio de Janeiro gigantycznego stadionu o nazwie pochodzącej od przepływającej w tym rejonie rzeczki Maracana. Otóż mecz finałowy z trybun na Maracanie oglądało 200 tysięcy widzów; notabene Brazylia doznała wtedy porażki z Urugwajem 1:2. Dopiero gdy w roku 1992 runął jeden z filarów wielgachnego stadionu (zginęły trzy osoby, kilkadziesiąt odniosło rany), pojemność obiektu ograniczono do liczby 79 tysięcy miejsc siedzących.
Godzi się przypomnieć, że papież Jan Paweł II w roku 1997, w czasie pielgrzymki do Brazylii, wygłosił na Maracanie liturgię słowa dla rodzin przybyłych do Rio de Janeiro.
Chorwacja - rewelacja
Chorwacja w Katarze długo skutecznie broniła zdobytego na poprzednim mundialu tytułu wicemistrza świata. Trzy dni temu Chorwaci doznali porażki 3:0 z Argentyną. Panuje zgodna opinia, że ich klęska jest skutkiem obranej defensywnej koncepcji gry. Wcześniej, w wygranym meczu z Brazylią, skupieni na defensywie Chorwaci przez 90 minut nie oddali na bramkę przeciwnika nawet jednego celnego strzału. A wyeliminowała zespół Canarinhos z mundialu, wykorzystując celniej rzuty karne.
Leo Messi, następca Maradony
Na osobną uwagę zasługuje argentyński napastnik Leo Messi. Talent tego ofensywnego wirtuoza nie bez powodu porównuje się do legendy wielkiego Maradony. Kiedy Messi w polu karnym jest przy piłce, to to już jest co najmniej pół gola. Przekonali się o tym w półfinale z Argentyną Chorwaci. Gdy podcięli w polu karnym któregoś z przeciwników, Messi jedenastkę zamienił na bramkę nie do obrony. Parę minut potem wystarczyła chwila nieuwagi i argentyński napastnik Alvarez po przebojowym wypadzie podniósł wynik na 2:0. I wreszcie, po rewelacyjnym skrzydłowym rajdzie Messi posłał piłkę Alvarezowi idealnie do nogi tak, że ten bez pudła posłał ją do chorwackiej siatki, podnosząc wynik na 3:0.
Takie epizody utrwalają się w pamięci kibiców na lata.
Nienadążanie za futbolówką
Piłka była w Katarze sto razy szybsza niż tempo relacji komentujących grę telewizyjnych sprawozdawców. Nic bardziej irytującego, kiedy reporterzy opowiadają o tym, co widzowie właśnie sami doskonale widzą na ekranie. A doprowadza widza do irytacji, kiedy na przykład komentator informuje, że... „futbolówka jest na polu karnym”, gdy de facto o pół sekundy wcześniej już została przerzucona na przeciwną stronę boiska. Albo kiedy redaktor Dariusz Szpakowski - weteran polskich sprawozdawców sportowych - nieustannie ulega emocjom i podniesionym głosem woła do mikrofonu: „Uwaga! Okazja!”, tyle że gra na boisku toczy się dalej bez żadnych rewelacji.
Polska w defensywie
Po dawnej złotej epoce Kazimierza Górskiego reprezentacja polska - niezależnie od tego, jaki selekcjoner w ostatnich dekadach ją prowadził - z uporem przestrzega poetyckiej emfazy z „Reduty Ordona”: „Nam strzelać nie kazano”. W czterech meczach w Katarze Polacy strzelili raptem trzy gole (a Chorwacja dziewięć, głównie z rzutów karnych).
Nasi warszawscy eksperci postawę polskiej kadry tłumaczą - podobnie jak w przypadku Chorwatów - jako skutek przyjętej strategii defensywnej. Czy to ta strategia sprawiła, że selekcjoner Czesław Michniewicz zabrał do Kataru 26 zawodników, a w trzech pierwszych meczach polscy napastnicy oddali na bramki przeciwników zaledwie cztery strzały? Przy tym, nie wiedzieć czemu trener Michniewicz postanowił nie przemęczać bramkostrzelnego, operatywnego napastnika Krzysztofa Piątka. Wpuścił gracza na boisko jedynie raz, i to na końcowy kwadrans meczu.
Turniej paradoksów
Reprezentacja Niemiec rozstała się z tegorocznym mundialem po meczach eliminacyjnych w grupie, ponieważ osiągnęła słabszy bilans bramkowy niż rywalizująca z nią Hiszpania. Z kolei Polacy awansowali z grupy dzięki temu, że rywalizujący z nami Meksyk zainkasował na boisku więcej żółtych kartek.
Czy można pod adresem polskich reprezentantów pokusić się o jakieś racjonalne uwagi? Jest dobrze, ale nie beznadziejnie. Pewien mój dowcipny kolega po półfinałowym sukcesie Argentyny i Francji stwierdził, że możemy się chwalić tym, iż Polska uległa jedynie mistrzom i wicemistrzom świata.
Wielki Piątek u Ewangelików. Opowiada bp Marcin Hintz
Dołącz do nas na Facebooku!
Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!
Dołącz do nas na X!
Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.
Kontakt z redakcją
Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?