Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Jerzy Snakowski: A na nogach mam opera pumps! [ROZMOWA]

Gabriela Pewińska
O smaku opery, podnieceniu i tym, dlaczego Verdi zrobiłby karierę w marketingu. Z Jerzym Snakowskim - znawcą opery rozmawia Gabriela Pewińska

Pamiętam scenę z pewnego filmu, którego bohaterami jest dwójka braci snobów. Żeby zdobyć lożę w operze gotowi byli oddać całą skrzynkę rosyjskiego kawioru, wartego 100 dolarów za uncję! Też byś oddał kawior za lożę?

Ja do opery zawsze kupuję najtańsze bilety, a później poluję na najdroższe miejsca, bo one są zazwyczaj... wolne. Polak potrafi!

Polujesz w smokingu i lakierkach?!

Można być eleganckim nawet z tanim biletem. Dla mnie opera jest świętem, choć wielu nawet do głowy nie przyjdzie, że można tak spędzić czas! Ostatnio uszczęśliwiam znajomych i kupuję im bilet na konkretne przedstawienie. Potem słyszę: "To w piątek?! No nie wiem, czy nie będę miała czegoś innego w planie". A ja na to: "Już teraz możesz mieć w planie tylko to!"

Ratunku!
Wyjście do opery to dobry pretekst, by ładnie się ubrać, odkurzyć garnitur ze ślubu, wyciągnąć z piwnicy etolę po babci. Kiedyś byłem zaproszony na bardzo eleganckie spotkanie w operze z udziałem Placido Domingo. Pomyślałem, że to świetna okazja, by kupić buty zwane opera pumps, lakierki z kokardkami, które nosi się tylko do smokingu.

Nieźle!
Opera to jest coś szczególnego w moim życiu. Jej smak dobrze jest podkreślić szczególnym ubiorem, muchą, podwiązkami...

Po co nam dziś opera?
Są tacy, co wdrapują się na najwyższy szczyt świata, są tacy co wchodzą do Rowu Mariańskiego, a jeszcze inni wybierają kolejne ekstremum - wieczór w operze. To dziś sztuka offowa, niszowa. Ma zaledwie promil fanów. Owa elitarność sprawia, że to rozrywka szalenie snobistyczna. Ale opera jest też po to, żeby się nie nudzić...

Pojęcie niejednoznaczne.

Jedni złaknieni są intelektualnych podniet, inni chcą się oderwać od rzeczywistości i zamknąć w pudełku z własnymi marzeniami, kolejni - co jest charakterystyczne i dla mnie - w tych surrealistycznych, głupawych historiach, w tych surrealistycznych światach, które widzimy na operowej scenie doszukują się sensu realnego świata. Opera to wielkie emocje, patos, który w naszym życiu ukrywa się za takimi słowami jak przyjaźń, wierność, poświęcenie, miłość, heroizm. "Traviata" o tym jest...

O tym, czyli o czym?

Często reklamuje się ją jako historię luksusowej prostytutki. Mnie nie interesują historie luksusowych prostytutek, bardziej interesuje mnie, że jest to opowieść o końcu świata. Jedna z tych, którą sami sobie często wymyślamy. To takie marzenia typu, co by się stało, gdybym wygrał w totka. Albo, gdy czujemy się nieszczęśliwi i chcemy umrzeć, zastanawiamy się, kto przyszedłby na nasz pogrzeb.

No wiesz!

Takie gdybanie. Violetta z "Traviaty" wie, że umrze. Autor pyta: No i co ty kobieto teraz z tym zrobisz? W pierwszym akcie Violetta decyduje: Będę się oddawała przyjemnościom od świtu do nocy. Co się za tym kryje, każdy musi sobie dopowiedzieć sam.

Dla ułatwienia wtrącę, że ona wciąż śpiewa o rozkoszy...

W drugim akcie zmienia postanowienia: "zanim świat się skończy, chcę się zakochać".

Ale...

Ale życie przynosi jej jeszcze jedną propozycję. I tak oto Violetta stwierdza, że zanim umrze, chce się poświęcić dla innych. I to robi. Przechodzi ścieżkę od egoizmu po altruizm. Umiera szczęśliwa. Jej ostatnimi słowami w finale są: "Oh, gioia!". O radości! Uznaje, że wybrała słuszną drogę. Umieram, ale umieram będąc zapamiętana. Opera może być dla nas jakimś drogowskazem w życiu. Też bym chciał umrzeć z takim okrzykiem: Oh, gioia! To znaczy, że moje życie miało sens, że przyjdą tłumy na mój pogrzeb...

Może sam prezydent wygłosi mowę...

(śmiech). Spektakl, który zobaczymy w sobotę na Targu Węglowym, to dzieło wybitne. Ale nawet jeśli komuś inscenizacja nie przypadnie do gustu, to warto przyjść, by po prostu posłuchać ładnych melodii. W "Traviacie" każda aria to hicior do nucenia! Verdi był wielkim artystą i świetnym biznesmenem. Potrafił, jak nikt, sprzedać swój towar. Publiczność tamtych czasów była mieszczańska i konserwatywna, przyzwyczajona do pewnych schematów. Nie chciała żadnych nowinek i rewolucji w teatrze. Ale on w każdym ze swoich dzieł przemycał coś nowego, dla tej publiczności do przełknięcia. Jego pierwsza opera to jest szczyt konwencjonalności, a ostatnia - "Falstaff", którą napisał jako sędziwy człowiek to eksplozja nowinek. Verdi wychował sobie publiczność. Dbał o to, by akty opery nie trwały dłużej niż 40 minut, wiedział, że włoski widz dłużej nie wytrzyma. Każdą ze swoich oper kończył melodią, która wpada w ucho. Meloman wychodził ze spektaklu nucąc ją, stawał się tym samym żywą reklamą dzieła.

Dziś Verdi zrobiłby karierę w marketingu.

Był dość dziwnym człowiekiem. Miał konserwatywne poglądy w kwestii kobiet. Nie chciałabyś wiedzieć, co o was myślał...

Już w sobotę! Opera Verdiego w Gdańsku. Na Targu Węglowym pokażą inscenizację na wielkim ekranie!

Codziennie rano najważniejsze informacje z "Dziennika Bałtyckiego" prosto na Twoją skrzynkę e-mail. Zapisz się do newslettera!

Chciałabym.

"Kobiety do garów!" Ale bardzo kochał te, z którymi żył, choć był wobec nich szorstki. W końcu przestało bawić go komponowanie, zaczął uprawiać ziemię. Kupił sobie majątek ziemski, hodował zwierzęta i bronował pole. Ożenił się z koleżanką z dzieciństwa, Margeritrą. Ojciec dziewczyny bardzo wierzył w jego talent i wspierał go finansowo. Dał mu też pieniądze na naukę w Mediolanie. Przeniósł się tam z żoną i dwójką dzieci. Wtedy jego pierwsza opera odniosła sukces. A gdy zaczął pisać drugą, żona umarła, a po niej dzieci. Niebawem jednak związał się ze śpiewaczką Giuseppiną Strepponi - kochanką szefa La Scali. Była kobietą bardzo poranioną, jej konkubent źle ją traktował, straciła też dziecko. Verdi pragnął jej. Obiecywał szczęśliwe życie.

Uwierzyła?

Szukała pociechy, bo była nieszczęśliwa też jako artystka. Gdy śpiewała w jego operze "Nabucco", straciła głos. Zdarła go, po prostu. Może tak za nią biegał, bo miał wyrzuty sumienia? W końcu mu uległa. Zabrał ją do swego majątku ziemskiego, ale okoliczni mieszkańcy nie byli im przychylni. Ultrakatolicki kraj, mała mieścina, a w niej artyści żyjący na kocią łapę. Zgroza! Kochankowie czmychnęli do Paryża. Wrócili już jako małżonkowie. Nie obnosili się z tym jednak, mieli gdzieś, co inni o nich myślą. Kiedy w paryskim teatrze Verdi zobaczył "Damę Kameliową" Dumasa, dostrzegł w głównej bohaterce podobieństwo do swojej ukochanej. Może dlatego zrobił z tego swoją "Traviatę".

Co za historia! Ci którzy lubią brazylijskie seriale powinni non stop siedzieć w operze.

Ale w brazylijskich serialach wszelkie niedorzeczności kompletnie niczemu nie służą. Są tylko po to, by dłużej zatrzymać widza przy telewizorze. W operze nonsensy wskazują na pewne sensy.

Ale może ktoś chce po prostu przeżyć historię o miłości bez doszukiwania się sensów.

Pewnie! Ładna muzyka, kostiumy, jeśli to ludziom wystarczy do szczęścia to też dobrze. Opera jest i elitarna, i demokratyczna. Każdy znajdzie tu coś dla siebie.

Kiedyś próbowałeś udowodnić, że opera jest też sexy. "Traviata" jest?

Opera mnie podnieca. Wywołuje dreszcze. Ale jest to chyba bardziej metafizyczne niż seksualne. Tak jest, gdy oglądam właśnie "Traviatę". Zwłaszcza przy słowach: O, gioia! Widziałem tę operę setki razy, za każdym razem daję się nabrać, że Violetta jednak przeżyje. Tak wierzę w siłę tego radosnego okrzyku!

Anna Netrebko, którą usłyszymy w tej inscenizacji to gwiazda opery.

Numer jeden! Rosjanka. Jest piękna, świetnie śpiewa i ma talent aktorski.

Współczesne operowe śpiewaczki są piękne i... szczupłe.

Taki trend, choć jest w operze pewne zrozumienie i dla tęgich śpiewaczek. To konwencja, która dobrze się kojarzy...

Powiedziałeś kiedyś, że opera jest jak porsche.

Bo opera to luksus. To wisienka na torcie. Oprócz tego, że płacisz za bilet, to jeszcze dopłacasz doń kilkaset złotych, w podatkach. No, ale etole z norek też kosztują, nie wspominając o smokingu od Armaniego.

Tylko kto tak chodzi dziś ubrany do opery?

Żyjemy w za szybkich czasach. W smoking nie można wskoczyć w pięć minut. Te zapinki, pasy, haftki - to jest czasochłonne. Na operę trzeba mieć czas. Może właśnie taki czas jest nam potrzebny? Przed wyjściem do opery najpierw poświęćmy godzinę na przestudiowanie kilku książek związanych z dziełem, kolejną godzinę na ubranie się, następną, by zabrać żonę przed spektaklem na obiad, a potem już tylko pięć godzin na widowni...

Kto to wytrzyma?
Z operą można spędzić cały dzień! Jak tak mam od trzydziestu lat i żyję!

Już w sobotę! Opera Verdiego w Gdańsku. Na Targu Węglowym pokażą inscenizację na wielkim ekranie!

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na dziennikbaltycki.pl Dziennik Bałtycki