Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Jerzy Latała - armator pod biało-czerwoną banderą

Jacek Sieński
Grzegorz Pachla
Z południa Polski trafił na wody śródlądowe i morza. Po latach zainwestował w firmę żeglugową w Gdańsku i trzyma się polskiej bandery - Jerzy Latała, właściciel Żeglugi Gdańskiej

Jeszcze w połowie lat 90. ubiegłego stulecia Przedsiębiorstwu Państwowemu Żegluga Gdańska groziła likwidacja. Dziś, jako firma prywatna Żegluga Gdańska sp. z o. o. należąca do kpt. ż.w. Jerzego Latały, nie tylko kontynuuje turystyczne przewozy pasażerskie na wodach śródlądowych i morskich, ale rozwija się i poszerza zakres działalności, zatrudniając prawie 400 pracowników. Obok niedużych statków wycieczkowych, morza i oceany przemierza jej pięć uniwersalnych statków drobnicowych, przewożących ładunki ciężkie, masowe, drewno czy kontenery.

Morze poznał dzięki książkom

- Pochodzę z Bodzentyna, małego miasteczka w województwie świętokrzyskim - opowiada kpt. ż.w. Jerzy Latała, prezes ŻG. - Ojciec zajmował się rolnictwem, z którego starał się utrzymać rodzinę, w tym dwoje mojego rodzeństwa. Mimo że nie należał do zamożnych gospodarzy, zadbał o nasze wykształcenie. Mieszkałem i wychowywałem się więc daleko od morza. Zainteresowanie nim wzbudziły we mnie przeczytane książki, między innymi Josepha Conrada Korzeniowskiego. Wiele zawdzięczam czytaniu miesięcznika "Morze". Czasopismo to odgrywało ogromną rolę w propagowaniu problematyki i kształtowaniu świadomości morskiej młodych ludzi, a szczególnie z odległych od Wybrzeża, południowych regionów kraju. Może dlatego wielu ludzi z południa pływa na statkach.

Nie bez znaczenia była niegdyś wysoka ranga zawodu marynarza. Wynikało to z tego, że stwarzał on możliwość poznania świata, wtedy niedostępnego dla większości obywateli PRL i gwarantował wysokie zarobki. Marynarze przewyższali pozycją społeczną nawet górników, którzy wtedy należeli do najlepiej sytuowanych finansowo. Do tego zawód marynarza wzbudzał respekt, bo kojarzył się z odwagą w zmaganiu z żywiołem morskim. Dlatego też wybrałem naukę w Technikum Żeglugi Śródlądowej we Wrocławiu, dającym szansę na pływanie zarówno na statkach śródlądowych, jak i na morskich.

Droga z technikum do stopniakapitana

Jak wspomina prezes Latała, na jedno miejsce we wrocławskim technikum przypadało 10 kandydatów. Zdał jednak dobrze egzamin wstępny i został przyjęty. Miał wówczas niecałe 14 lat. Uczniowie technikum nosili mundury, a w szkole obowiązywała dyscyplina wojskowa. Była to prawdziwa lekcja życia. Praktyki zawodowe odbywały się najpierw grupowo, na rzecznych barkach szkolnych - Młoda Gwardia i Westerplatte, a po trzecim roku nauki, już indywidualne, na statkach przedsiębiorstw żeglugowych.

- Trafiłem na praktyki do Żeglugi Gdańskiej, w której zostałem później zatrudniony. Pływałem na statkach pasażerskich Karol Wójcik i Halka po Zalewie Wiślanym oraz Zatoce Gdańskiej. Zatem miałem przedsmak żeglugi morskiej. Praktyki polegały przede wszystkim na sprzątaniu i utrzymywaniu porządku w pomieszczeniach pasażerskich, łączne z sanitarnymi. Uważam jednak, że w wypadku młodych ludzi były to bardzo pożyteczne zajęcia. Absolwenci technikum odbywali staże na statkach śródlądowych i po krótkim czasie uzyskiwali stopień porucznika żeglugi śródlądowej, a po dłuższym pływaniu i egzaminach - kapitana żeglugi śródlądowej. Na statkach morskich byli oni marynarzami pokładowymi albo motorzystami. Po kursach i egzaminach mogli zdobywać kolejno stopnie oficerskie.

Po roku 1981 Żegluga Gdańska wyczarterowała swój nowy katamaran Szmaragd armatorowi francuskiemu. W zatrudnieniu polskiej załogi pośredniczyła Agencja Morska. Katamaranem dowodził legendarny kapitan Józef Strug, który wcześniej był kapitanem na holownikach Polskiego Ratownictwa Okrętowego w Gdyni i uczestniczył w wielkich holowaniach oceanicznych statków i różnych obiektów morskich. Pływał z nim, jako I oficer, Jerzy Latała. Rejsy turystyczne Szmaragda odbywały się pomiędzy portami leżącymi nad burzliwą Zatoką Biskajską. Potem francuski armator zrezygnował z jego czarterowania. Zakupił on statek wycieczkowy Santa Monica I i zaproponował Latale stanowisko kapitana. Dowodził on tym statkiem, kursującym po Morzu Śródziemnym, 2 lata.

Lata u zagranicznych armatorów

Następnie pływał na wycieczkowcach armatora brytyjskiego i statkach handlowych niemieckiej firmy żeglugowej, na liniach wiodących do portów Afryki Zachodniej, poznając porty - od Casablanki do Moandy nad Congo River. Docierał niemieckimi statkami także do innych zakątków świata.

- U obcych armatorów pływałem w sumie 11 lat - zaznacza kpt. Latała. - Kontrakty były długookresowe i czasami nie wracałem do kraju, bo mogłem stracić paszport służbowy. Paszporty takie często odbierano, nie podając przyczyny. Za granicą zdobyłem cenne doświadczenia nie tylko jako oficer, a potem kapitan dowodzący statkami, ale i shippingowe, w morskiej żegludze pasażerskiej i towarowej. Uczestniczyłem w załatwianiu spraw związanych z ubezpieczaniem, czarterowaniem i nadzorowaniem remontów statków. Poza doświadczeniami zawodowymi, zdobyłem umiejętność regulowania stosunków międzyludzkich na statkach. Załogi stanowią specyficzne, zamknięte grupy złożone z ludzi wielu narodowości różniących się mentalnością i przekonaniami religijnymi. Z wydawałoby się błahych powodów może łatwo dojść do konfliktów, a nawet dramatycznych wydarzeń. Trzeba więc pamiętać między innymi o tym, że muzułmanie przestrzegają ramadanu i nie można im serwować posiłków z wieprzowiną.

Kapitał na prowadzenie żeglugi

Kpt. Latała nie ukrywa, że pracując za granicą, zgromadził kapitał, który w 1994 roku pozwolił mu na założenie w kraju z Adamem Skórą, swoim byłym I oficerem, firmy Żegluga Ltd. Będąc kapitanem na niemieckich statkach, zarabiał miesięcznie 8,5 tysiąca marek. Była to wówczas ogromna kwota i do tego już po opodatkowaniu. W tamtym czasie zarobki marynarzy wliczano do podatku tonażowego statku, o ile spędzali oni na morzu określoną liczbę godzin. Na początku lat 90. flota wycieczkowa i towarowa Żeglugi Gdańskiej stopniała o 70 proc. Powodem tego były gwałtowny spadek zapotrzebowania na przewozy towarowe i ich opłacalność, wstrzymanie dotowania żeglugi pasażerskiej przez państwo i duży wzrost kosztów eksploatacji statków. Ponieważ przedsiębiorstwo ponosiło straty, Maciej Płażyński, ówczesny wojewoda pomorski, wprowadził w nim zarząd komisaryczny. Natomiast Ministerstwo Przekształceń Własnościowych przeznaczyło je do sprywatyzowania.

Żegluga Ltd. zakupiła majątek Przedsiębiorstwa Państwowego Żegluga Gdańska na drodze przetargu, spełniając jego warunki, dotyczące pakietów inwestycyjnego oraz socjalnego i stając się jego następcą prawnym. Powrócono też do historycznej nazwy firmy, dodając do niej: sp. z o. o. Armatorowi nie udało się jednak nabyć nadmotławskich nabrzeży, które były własnością przedsiębiorstwa ŻG. Przekazano je miastu, a spółce tylko wydzierżawiono na 15 lat. Obecnie spółka ŻG bierze udział w przetargach miasta na użytkowanie nabrzeży.

- Mimo trudności na zmiennym, globalnym już rynku żeglugowym nasza firma przetrwała, rozwinęła się i pozostaje największym armatorem białej floty w Polsce - podkreśla prezes Latała. - Było to moim celem i zrazem spełnieniem woli nie żyjącego wojewody Płażyńskiego, któremu bardzo zależało, żeby biała flota pozostała na pomorskich wodach śródlądowych i na morzu. Z czasem poszerzyliśmy zakres swoich usług, bowiem z sezonowych rejsów pasażerskich nie da się utrzymać statków wycieczkowych i firmy. Obecnie oferujemy również morskie przewozy ładunków naszymi statkami handlowymi. Pływają one cały rok i można na nich zatrudniać marynarzy ze statków wycieczkowych, którzy mogą podnosić swoje kwalifikacje zawodowe. Ładunki zapewnia nam duńska firma Wind Shipping, z którą współpracujemy na podstawie długoletniej umowy. Jesteśmy właścicielami i operatorami statków, co pozwala na ustalanie stawek za przewozy towarów tak, aby zapewnić dochodowość przewozów. Zajmujemy się także handlem statkami - ich kupowaniem i sprzedawaniem. Zbudowaliśmy hotel Admirał, co pozwala nam na oferowanie usług hotelarskich i gastronomicznych, powiązanych często z działalnością żeglugową.

- Wszystkie statki spółki pływają pod polską banderą, choć jest to kosztowne i nierzadko przysparza nam kłopotów. Powiewa jednak na nich i staramy się ją utrzymać z pomocą ludzi, którzy są przychylni naszej działalności żeglugowej - dodaje prezes Latała.

[email protected]

Treści, za które warto zapłacić!
REPORTAŻE, WYWIADY, CIEKAWOSTKI


Zobacz nasze Magazyny: REJSY, HISTORIA, NA WEEKEND

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na dziennikbaltycki.pl Dziennik Bałtycki