Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Jednemu kotki, drugiemu bridge, czyli o dawnych wielkanocnych zwyczajach

Marek Adamkowicz
Zwyczaj malowania jaj wielkanocnych odżył na Kaszubach w latach trzydziestych XXw. - jako wpływ tzw. „szkoły polskiej”
Zwyczaj malowania jaj wielkanocnych odżył na Kaszubach w latach trzydziestych XXw. - jako wpływ tzw. „szkoły polskiej” 123rf.com
Wydaje się, że nie ma nic bardziej stałego niż świąteczne zwyczaje. Ale kto dziś pamięta postne łapanie wron, pogrzeb śledzia czy panieńskie wróżby?

Niektóre tradycje odchodzą w niepamięć, w ich miejsce rodzą się nowe. By się o tym przekonać, wystarczy się cofnąć do lat przedwojennych, gdy pomorskie zwyczaje wielkanocne badała etnograf Bożena Stelmachowska.

Kotki dla zdrowia

Bezpośrednią zapowiedzią Wielkanocy jest, już u końca Wielkiego Postu, Niedziela Palmowa. Z poświęconych tego dnia gałązek wierzbowych obrywano bazie (zwane też kotkami, koćkami, puźkami lub pućkami) i połykano je. Według wierzeń - miały chronić przed chorobami gardła. Z kolei rybacy wkładali bazie do sieci, aby połowy były udane, choć tłumaczy się również, że chodziło o zagrodzenie dostępu do nich… czarownicom.

Kotkami obsypywano kury wylęgające pisklęta albo wkładano do uli, żeby zapewnić obfitość miodu. W Chojnicach, choć zapewne i w innych miejscowościach, bazie wrzucano do butelek i zakopywano na polu, co miało uchronić zboże przed gradobiciem.

Gospodarze, wychodząc wiosną z pierwszą orką, przywiązywali do pługów - z myślą o urodzaju - święcone gałązki, natomiast bydło, dla ochrony przed nieszczęściem, smagano palemką przy pierwszym wygonie.

Pogrzeb śledzia i delikatesowe wrony

Według przedwojennych opisów, w niektórych miejscach na Pomorzu urządzano pogrzeb śledzia, co miało zwiastować koniec postu i powrót mięsiwa na stoły, przy czym bywało, że grzebano też żur. Owe pogrzeby zwykle odbywały się w Wielki Piątek lub Wielką Sobotę. Zresztą cały czas Triduum Paschalnego miał (i ma nadal) szczególne znaczenie w obrzędowości. Wielki Czwartek był np. w niektórych wioskach zarezerwowany na sadzenie drzewek owocowych.

Warto przypomnieć osobliwość z Jastarni, gdzie przez cały okres postu łapano wrony. Mięso było zasolane i czekało do Wielkiej Soboty, kiedy to chodzący po wsi chłopcy przypominali okrzykiem, że nadeszła pora, by ten wroni specjał „wrzucić do garnka”.

Czas na wróżby

Pobożne, chrześcijańskie przeżywanie męki Zbawiciela nie przeszkadzało we wróżbach. Według zwyczaju odnotowanego w Miłobądzu, w Wielką Sobotę dziewczęta marzące o zamążpójściu brały do kuchni koguta i otaczały go kołem. Każda wyciągała do niego garść ziaren, a ta, do której kogut się zbliżył, miała - jak wierzono - wyjść pierwsza za mąż. Popularne były też wielkosobotnie wyprawy do studni. O poranku dziewczęta obmywały twarz wodą, co rzekomo chroniło przed piegami i gwarantowało gładką cerę. Co ważne, jeżeli w czasie tej wyprawy panna spotkała mężczyznę, to „na pewno” miał on wkrótce zostać jej mężem.

Wiosenni „kolędnicy”

Tak jak tradycją bożonarodzeniową są wizyty kolędników, tak i w czas wielkanocny nie brakowało nietypowych gości. Gdzieniegdzie wioski nawiedzały pastuchy z bazunami. Ich nadejście zwiastowało trąbienie, na który to głos ludzie wynosili mięsiwo, ciasta czy inne smakołyki.

W Jastarni już w Wielką Sobotę chłopcy odwiedzali domostwa, życząc „Wesołego Alleluja”, natomiast w Chmielnie, Mechowej, Starzynie i Żarnowcu, jak odnotowano, otrzymywali za te życzenia pisanki.

A propos pisanek: jak zauważano, a mowa tu o roku 1935, „pod wpływem szkoły »polskiej« na Wybrzeżu i w głębi Kaszub” zaczął odżywać dawny tradycyjny zwyczaj malowania jajek wielkanocnych i zanoszenia święconego do kościoła. „Obyczaj ten znany jest starym Kaszubom, gdyż tradycja zwie go »polskim«. Ulubioną potrawą wielkanocną rybaków kaszubskich [ale nie tylko ich - dop. MA] jest prażnica (jajecznica), z tłustemi kawałkami szynki, przy tem mocno osolona, poza tem wszelkie pieczywo sporządzone z twarogiem oraz »plocki«”.

Gdybyśmy przyjrzeli się przedwojennej pomorskiej święconce, to okazałoby się, że składała się ona z chleba, pieczywa słodkiego, kiełbasy, różnego zboża, masła i sera oraz ryb, zaś „modelowy” świąteczny stół nakryty był śnieżnobiałym obrusem i zastawiony wspomnianą już jajecznicą, jajkami malowanymi, dużą szynką przybraną goździkami, pietruszką i wieńcami kiełbas. Nadto musiały być placek drożdżowy z rodzynkami, duża lukrowana baba, sól i pieprz oraz - pośrodku - baranek z masła. Ważnym elementem był talerz ze święconą wodą i kropidłem, a to dlatego że jeśli nie zaniosło się święconki do kościoła, potrawy święcili ojciec lub matka.

Degowanie i bridge

Mimo upływu lat nie zmienił się podział dni świątecznych. Niedziela wielkanocna jest zarezerwowana dla najbliższej rodziny, natomiast poniedziałek to czas składania wizyt i zabaw.

Jakkolwiek udział we mszy rezurekcyjnej był najważniejszą częścią Wielkanocy, to pożądana była też kąpiel w lodowatej wodzie strumyka albo przynajmniej obmycie się. Akt ten miał chronić przed chorobami lub nawet z nich leczyć, zwłaszcza z chorób oczu.

Niewątpliwą atrakcją drugiego dnia świąt było dyngowanie (lub degowanie). Etnografowie wyjaśniają fachowo, że znamy dwa rodzaje dyngusa: zielony i oblewany. W obu przypadkach chodzi jednak o to samo. Chłopcy gonią za dziewczętami, aby rózgą (na Kaszubach raczej jałowcem) smagać je po łydkach lub oblać wodą (znów motyw wypędzania choroby lub oznaka rychłego zamążpójścia). W nagrodę ścigającym dawano placek bądź jajka. Degowanie zawsze było okazją do okazania afektu upatrzonej pannie, co oczywiście mogło się nie podobać jej ojcu. W Osiu na Kociewiu odnotowano np., że aby uchronić dziewczę przed dyngusem, gospodarz wypuścił świnię na podwórze. Nic dziwnego, że chętnych do zmierzenia się z takim strażnikiem po prostu zabrakło.

Opisując przedwojenne zabawy wielkanocne, z niejakim żalem zauważano, że w wielu miejscowościach zakorzenił się niemiecki zwyczaj ukrywania barwionych jaj w ogrodzie, które następnie są poszukiwane przez dzieci. „Niepolski ten zwyczaj - na szczęścia zanikający - łączy się ściśle z zajączkiem wielkanocnym, który tu i ówdzie wyrugował polskiego baranka”.

Akurat ta diagnoza okazała się nietrafna. Nadal szukamy zajączkowych prezentów. A mówiąc o zanikających zwyczajach, należałoby prędzej wskazać grę w brydża. „Prawda, bridge! Przecież to jedna z najmilszych rozrywek w dnie świąteczne, zwłaszcza gdy większość różnych lokali rozrywkowych, jak: restauracje, dancingi, teatry i kina są nieczynne z powodu pierwszego dnia świąt” - słusznie konstatowano w latach 30. Może więc w nadchodzące święta, „gdy nacieszymy się już dość słońcem i wiosną” i „skonsumujemy tradycyjne święcone - arcydzieło uroczej gosposi”, usiąść przy stoliku i rozegrać partyjkę? Bo skoro była taka tradycja…


[email protected]

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na dziennikbaltycki.pl Dziennik Bałtycki