Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Jasiu Góra i jego polish polka

Dorota Abramowicz
Zespół Jana Góry, czyli  John Gora Band,  odnosi sukcesy w kategorii polish polka (Jan Góra - pierwszy z lewej)
Zespół Jana Góry, czyli John Gora Band, odnosi sukcesy w kategorii polish polka (Jan Góra - pierwszy z lewej) Fot. Archiwum prywatne
O tym, jak wielka miłość Józka i Bernadetty sprawiła, że czterdzieści osób z lubelskiej wsi wyjechało do Kanady oraz o muzycznej karierze chłopca z Kocudza, który zdobył sławę i nominacje do muzycznych nagród Grammy, kultywując ludową tradycję i zachowując narodową tożsamość - pisze Dorota Abramowicz

Losy Jasia Góry, jego bliższej i dalszej rodziny - kilkudziesięciu osób, które ostatecznie wylądowały po drugiej stronie Atlantyku - zmieniła wielka miłość brata Józka do Bernadetty. Miłość wybuchła w 1968 r., podczas zabawy w remizie, odbywającej się w lubelskiej wsi Kocudza. Józek wrócił o godzinie 2 w nocy z zabawy, zbudził rodzinę i oznajmił, że się zakochał. I że bierze ślub. Wybranką była Bernadetta, dziewczyna, która przyjechała na wakacje do cioci z dalekiej Kanady.
- Pobrali się w przeciągu tygodnia, są razem do dziś - uśmiecha się szeroko Jan Góra. - Wyjechali do Kanady, a za nimi ruszyła reszta rodziny. Siostra w 1972 roku, ja z rodzicami w 1974, najstarszy brat, który musiał najpierw odsłużyć wojsko - w 1977 r. Łącznie ze czterdzieści osób przez tę miłość znalazło się w Kanadzie.

Łzy w Gdyni

Pożegnalne zdjęcie wykonane w lipcu 1974 r. z Terminalu Morskiego w Gdyni. Jaś to ten młodziutki, wysoki blondyn, pierwszy z lewej. W tle nasz transatlantyk, Stefan Batory, który miał wywieźć chłopaka po ósmej klasie podstawówki, nieznającego ani słowa po angielsku, w daleki świat. Wprawdzie w Kanadzie mieszkali krewni, ale zawsze to obcy kraj... Jan nie ukrywa, że płakał patrząc na oddalający się polski brzeg..

Czytaj także o bezgranicznej matczynej miłości

Dziś John Gora, dla Polaków Jasiu Góra, to kanadyjska gwiazda muzyki polish polka. Na osiem wydanych przez niego płyt - aż cztery nominowane były do słynnej amerykańskiej nagrody Grammy w kategorii "polka". Jako laureat jest członkiem kapituły, przyznającej nagrody w kolejnych konkursach. Zasiada w niej obok takich gwiazd, jak Celine Dion, Stevie Wonder, Willy Nelson... A wszystko dzięki charakterystycznej, żywej muzyce, sięgającej do polskich korzeni.

Talent po mamie

Początki w Hamilton, oddalonym zaledwie 45 kilometrów od słynnej Niagary, były trudne. Rodzice przekroczyli już pięćdziesiątkę. Ojciec poszedł do pracy w fabryce, mama - do pralni.
A 14-letniego Jasia wysłano do high school, odpowiednika naszej szkoły średniej. Lekcje odbywały się w dwóch nieznanych mu językach - po angielsku i francusku. Dramat.
- Na szczęście dyrektor szkoły był z pochodzenia Rosjaninem, więc mogłem się z nim porozumieć - wspomina Góra. - Dostałem nauczycielkę angielskiego, z francuskiego mnie zwolniono. Okazało się, że matematyka i biologia w Polsce były na wyższym poziomie niż w Kanadzie. Ostatecznie bez problemu zaaklimatyzowałem się w szkole.

Czytaj także: Prezydencja to dla nas wielkie wyzwanie i wyróżnienie

W aklimatyzacji pomogła muzyka. Jasiek, choć nie miał wykształcenia muzycznego, miał talent. Mówi, że po mamie, która jeszcze w kraju występowała w zespole koła gospodyń wiejskich i nawet śpiewała Gomułce na ogólnopolskich dożynkach. Jasiek dostał się do szkolnej orkiestry. Najpierw dali mu tubę, potem brat przywiózł z Polski klarnet.
Pięć lat później wraz z kolegami z zespołu przygrywał na dancingach organizowanych przez Legion Polski.

Przeboje i miłość

W Hamilton mieszkało 5 tysięcy Polaków. Ludzie spotykali się w polskim kościele, dzieci zapisywano do polskiego harcerstwa, młodzi tańczyli w zespołach folklorystycznych. Nauczycieli mieli niezłych - byli to członkowie zespołów Mazowsze i Śląsk, którzy uciekli na zachód podczas występów w USA i Kanadzie.
Starzy polonusi ze łzami w oczach słuchali płyt Małego Władka, muzyka szalenie popularnego w latach 50. i 60., który śpiewał ludowe przyśpiewki.
- Niektórzy myśleli, że to Mały Władek jest ich autorem - uśmiecha się Góra. - A ja przecież śpiewałem je jeszcze w rodzinnej wsi, gdy za krowami chodziłem...
Muzyka nie przeszkadzała w nauce chłopakowi z lubelskiej wsi. Poszedł do college'u, skończył prawo administracyjne. Został policjantem w Edmonton, ale po dwóch miesiącach pracę zaproponował mu urząd emigracyjny. Był cennym nabytkiem - wykształcony, ze znajomością języków słowiańskich. Skończył kurs hiszpańskiego i francuskiego, został celnikiem.
- Grać jednak nie przestałem - mówi.
Dzięki muzyce poznał żonę, Danusię. Jego zespół, jadąc na występy, skorzystał z autobusu, w którym podróżował polonijny zespół folklorystyczny. Od razu zwrócił uwagę na poważną, wyróżniająca się w gronie koleżanek, dziewczynę. Góralkę urodzoną w Toronto. Pomyślał - to będzie moja żona.
- W naszej rodzinie mężczyźni podejmują takie decyzje natychmiast. I się nie mylą - stwierdza z powagą Góra. - Jesteśmy 22 lata razem, mamy troje dzieci.

Patent na sukces

Na początku lat 90. Góra odszedł z pracy w służbie celnej i postanowił skoncentrować się na muzyce. W jego kapeli znaleźli się dwa j bracia - Józek i Staś. Wymyślił nawet nazwę: Jasiu Góra i Górale. Wprawdzie z Lubelszczyzny, ale w końcu żona jest góralką, więc tak dużo fałszu w tym nie było...
Przez dziesięć lat - od 1992 do 2002 r. - prowadził polską radiostację w Toronto. Ściągał też do Kanady polskie zespoły, m.in. Budkę Suflera. Pierwszą płytę wydał w 1990 r., następną w 1994 r. Trzecia, z 1997 r., została nominowana w kategorii tanecznego stylu zwanego polish polka do muzycznego Oscara - nagrody Grammy, przyznawanej corocznie przez amerykańską Narodową Akademię Sztuki i Techniki Rejestracji za wyróżniające się osiągnięcia w muzyce. Podczas rozdania nagród występują najpopularniejsi artyści...
I tak chłopak ze wsi Kocudze pojechał do Nowego Jorku po swoją nagrodę. Towarzyszyła mu ekipa telewizyjna, filmująca każdy jego krok. Siedział na sali obok gwiazd, uśmiechał się do fotoreporterów...
Jak było? - Normalnie - mówi spokojnie. - W bezpośrednim kontakcie piosenkarze zachowują się jak zwykli ludzie.
Kolejne nominacje i wyjazdy już do Los Angeles w 2000 r., 2004 r. i 2008 r. Teraz to on decyduje o kolejnych nominacjach...
W zespole Jasia Góry grają Polacy ( np. bracia Winiarze, których ojciec uciekł kutrem z Gdyni do Ystad w 1949 r.) , gra też amerykański Niemiec Ted Lange.

Tradycja i tożsamość

Polka jest tradycyjnym tańcem ludowym pochodzącym z Czech, ale to w Ameryce gra ją około 400 zespołów. Co najmniej 150 kapel tworzą Polacy. Dzięki amerykańskim polonusom, sięgającym do tradycji, otrzymała prawdziwie polską tożsamość. Oczywiście, z amerykańskim akcentem. W tekstach nierzadko płynnie język polski przechodzi w angielski... Na polkę zresztą można przerobić prawie każdą melodię. W tym najnowsze przeboje klasyków amerykańskiej muzyki rozrywkowej i rockowej.
Trójka dzieci Danuty i Jana, choć czuje się Kanadyjczykami, nie zrywa związków z Polską. Czternastoletni Tomek jest harcerzem, uczestniczył w ostatnim zjeździe polonijnych drużyn harcerskich. Najstarsza, 16-letnia obecnie Krysia, wybiera się na studia do Polski. Chce być farmaceutką, niewykluczone, że wybierze Gdański Uniwersytet Medyczny. Wszyscy znają język polski. Zresztą w domu nie mówi się po angielsku. Krysia tak naprawdę angielskiego nauczyła się dopiero w czwartym roku życia, oglądając w telewizji filmy dla dzieci. Trochę przeciw polszczyźnie buntuje się najmłodsza, 12-letnia Wiktoria, która potrafi spytać tatę: - Should I go to my friend , dad?
- Nie rozumiem - odpowiada ojciec. - Mogę iść do friend? - powtarza Wiktoria.
- Do kogo? - No, do pszijaciółki! - mówi wreszcie lekko zła Wiktoria.

I dopiero wtedy tata wyraża zgodę.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na dziennikbaltycki.pl Dziennik Bałtycki