Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Jarzyny i owoce

Redakcja
- Często odwołuję się do moich mistrzów. Jakie to ważne, by w pewnym momencie poznać kogoś niebywałego...
- Często odwołuję się do moich mistrzów. Jakie to ważne, by w pewnym momencie poznać kogoś niebywałego... Tomasz Bołt
Z Wojciechem Misiuro - choreografem, rozmawia Gabriela Pewińska

Twoi fani żałują, że nie ma już Teatru Ekspresji. A przecież dobre rzeczy nie mogą trwać wiecznie...

Nigdy nie wiadomo, czy ten teatr nie odrodzi się na nowo, czy nie odzyska rangi, świeżości. I siły. Czas na tworzenie czegoś podobnego mamy doskonały - absolutny marazm. Jest wielu artystów, którzy są przygotowani na robienie wspaniałych rzeczy. Jednak wszystko to obwarowane jest brakiem zainteresowania i wizji ze strony polityków, władz. To nie daje napędu twórcom. Ofiarą tego padł choćby jeden z moich byłych tancerzy Grzegorz Bzdyl. Okazało się, że Gdańsk nie jest zainteresowany jego teatrem. A Łodź jest. Dlatego wciąż intensywnie marzę o moim teatrze. Jak wtedy, w latach 80. Z tych marzeń zrodził się Teatr Ekspresji.

Kiedy premiera?

Na razie przygotowuję przedstawienie w Operze Bałtyckiej. To dla mnie zaszczyt. To tam natknąłem się kiedyś na prawdziwą, wielką sztukę w osobie Janiny Jarzynówny-Sobczak - artystki europejskiego formatu, i kontynuację jej działań, talentu w osobie Alicji Boniuszko. Na luty przygotowuję jedną z części męskiego wieczoru baletowego "Mens Dance". Ale chciałbym też kiedyś pokazać na tej scenie coś, co byłoby mocno związane z Jarzynówną i Boniuszko właśnie. Bo te dwie niezwykłe damy uświęciły tę scenę. To tu zaczął się polski balet. Dziś za mało się o tym mówi.

Masz już jakiś pomysł?

Chciałbym oprzeć się na przedstawieniach, które były Jarzynówny największym sukcesem, i opowiedzieć je językiem swojego tańca. Ale też wykorzystać fakt, że jest Alicja Boniuszko... I z nią spotkać się na scenie.

Ona już o tym wie?

Może... Jest dla mnie, i zawsze była, inspiracją. Niezwykła osobowość, piękna kobieta. Jej geniusz polega też na tym, że ona się w ogóle nie starzeje.

Janina Jarzynówna widziała przedstawienia Teatru Ekspresji?
Moi mistrzowie byli na moich spektaklach, co było dla mnie przerażające i porażające. Ale obeszli się ze mną łagodnie. Dali mi też ogromną siłę i kopa. Jarzynówna powiedziała o moim teatrze piękną rzecz: Dynamiczny bezruch... Gdy występowaliśmy we Wrocławiu, przyszedł na spektakl Henryk Tomaszewski. Po przedstawieniu zachował się świetnie, bo po swojemu - po prostu uciekł. Ale ja znałem Tomaszewskiego pięć lat i wiedziałem, że to była dobra reakcja.
A Minc?

Tadeusz Minc nauczył mnie dramatycznego teatru, bo przez wiele lat byłem choreografem jego spektakli. Pamiętam, jak bał się tego, że w ogóle musi przyjść na mój spektakl. Emocjonował się: "A jeśli to będzie do dupy? Ja nie umiem kłamać!". Był tym tak przerażony, że nie zjadł obiadu. Próbował się wymigać, ale ja zastrzegłem: - Musi pan przyjść, bo się obrażę i w ogóle nie będziemy ze sobą rozmawiać. Tak więc przyszedł. Był zadowolony.

Teraz wszyscy czekają, z czym wyskoczy Wojciech Misiuro. Szykuje się jakieś wejście smoka?

Może nie do końca, bo to musiałby być teatr chiński, a ja chcę zaproponować teatr japoński. Opowieść w jakimś sensie samurajska, z poetyką właściwą dla tego typu wystawień, z całą tą strefą ciszy, buntu i hałasu jednocześnie. Moja wyobraźnia przywołuje filmy Kurosawy, tę dziwną baśniowość, tę trochę przerażającą ekspresję ruchu, bo ta kultura jest niewiarygodnie, ekstremalnie ekspresyjna. I cały dramat widać w aktorach. Wystarczy przypomnieć sobie "Kobietę z wydm". Z tą opowieścią też wiążę swoje marzenia. Widzę w tym spektaklu mojego mistrza z Pantomimy Wrocławskiej Jurka Kozłowskiego, który grał u Tomaszewskiego starą Japonkę. Dziś jest już starszym aktorem, który u mnie kiedyś zagra młodą gejszę.

A "Jarzyny i owoce"?

Kiedyś przymierzałem się do spektaklu poświęconego Jarzynównej. Z tym trochę przewrotnym tytułem, bo przecież artystycznym owocem Jarzyny jest Misiuro. Myślę, że Jarzynówna nie obraziłaby się za to porównanie. Bo konkurencja nie śpi. Jest w dramacie Grzegorz Jarzyna...
Często odwołuję się do moich mistrzów. Jakie to ważne, by w pewnym momencie swojego życia poznać kogoś niebywałego i zachwycić się nim - mówię o sztuce, ale to też przenosi się na życie. Nie zawsze tym mistrzem musi być matka czy ojciec. To może być zapomniana kiedyś babcia, ciotka, wujek, który mieszka daleko, ale przesyła sygnały, albo jakiś pan z sąsiedztwa, który w pewnym momencie był wyśmiewanym dziwakiem, a potem nagle stał się inspiracją.
Mali mistrzowie?

Mistrzowie momentu. Ale Jarzynówna była moim mistrzem życia. Miałem szczęście, że trafiałem na takich ludzi: Jarzynówna, Tomaszewski, Kajzar, Zatorski, Minc. I mój przyjaciel Maciej Świeszewski, razem dorastaliśmy w naszym myśleniu o sztuce i nasze obserwacje przenikały się do stref, które uprawialiśmy. Ja Maćka nauczyłem, że na obraz trzeba patrzeć jak na ruch. A moje przedstawienia były czasem jak obrazy.

Były także jak walizka wspomnień z dzieciństwa...

Tak, ale to mój zamknięty świat, który jest natchnieniem, ale o którym nigdy nie opowiadam. Tajemnica utrwala mnie w tym, że to, co robię, jest autorskie, tylko moje. Taki świat to wartość. Dobrze jest go ukrywać, ale dobrze też o nim pamiętać. I chronić, by nie zatracić. Moje wspomnienia zawsze mnie fascynowały. Gdy miałem 3,5 roku, kuzyn zamknął mnie w komórce z kozą. (śmiech) Pamiętam ten paniczny strach, który po latach inspirował mnie prawdopodobnie do wielu wspaniałych pomysłów. Lubię też pamięć zapachu. Dzieciństwo spędziłem w Oliwie w kamienicy, gdzie z tyłu domu był sad. Zapach jesiennych zbiorów owoców... Rozkoszny. Spotkanie z sąsiadami, desery, ucztowanie. Ta zbiorowość ludzi... Teatr Ekspresji też był zbiorowością, może wynikiem tamtej, zapamiętanej z dzieciństwa. Potrzebowałem mojego małego prywatnego tłumu.

W twoim przedstawieniu zagrają tancerze opery?

Tancerze opery i dwójka z dawnego Teatru Ekspresji: Krzysztof Baliński i Jacek Krawczyk. Jacek ma dziś swój Teatr Okazjonalny, Krzysztof pracuje z młodzieżą, występuje też gościnnie, choćby u Mariusza Trelińskiego.

To będzie kawałek teatru Wojciecha Misiury z dawnych lat?
To będzie nowe myślenie językiem tańca poprzez nowych ludzi.

O czym będziesz chciał nam opowiedzieć?
Zdradzę tylko tyle, że artysta mówi o sobie za pomocą ukrytych znaków. Dziś po raz pierwszy przyznam, że tylko w takim kierunku trzeba iść.

Kim jest?

Tancerz, mim i choreograf. Absolwent gdańskiego Studia Baletowego oraz Studia Pantomimy Wrocławskiej H. Tomaszewskiego. 1979 - 82 choreograf Teatru Narodowego. W 1987 r założył Teatr Ekspresji, z którym zrealizował m.in "Dantończyków," "ZUN", "Pasję".

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na dziennikbaltycki.pl Dziennik Bałtycki