Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Jarosław Tyrański przed premierą spektaklu "Murzyn Warszawski" w Teatrze Wyrzeże w Gdańsku [ZDJĘCIA]

rozm. Gabriela Pewińska
Z Jarosławem Tyrańskim, aktorem Teatru Wybrzeże, grającym rolę Konrada Hertmańskiego w sztuce "Murzyn warszawski".

Antoni Słonimski tak przedstawia w didaskaliach Konrada Hertmańskiego: "Przystojny brunet koło pięćdziesiątki, orli nos prawie sarmacki, czarne amerykańskie okulary".
Z opisu wynika, że facet nieźle wygląda. Choć ja nie wiem, czy akurat mieszczę się w tych kryteriach. (śmiech)

W tej sztuce prawie wszyscy są przystojni... Córka Hertmańskiego, Zaza - "oczywiście przystojna", syn - Mitek, "przystojny, bardzo dobrze ubrany, lat 34". Tylko Ciocia Sala to krzykliwa, prowincjonalna, źle ubrana Żydówka.
Problem bohatera, którego gram, tkwi jednak nie w fizyczności, a w jego wybujałej wyobraźni czy wręcz megalomanii, na którą cierpi.

Księgarz Hertmański choruje na polskość. Marzą mu się polskie ordery, na ścianach jego sypialni, obok fotografii rodzinnych, wiszą portrety Kościuszki i Poniatowskiego, nawet ryngraf i szabla!
Ta megalomania ma oczywiście swoje podłoże. To są jakieś kompleksy, które ten człowiek w sobie czy z sobą po świecie nosi. Oczywiście w grę wchodzi jego żydowskie pochodzenie, które ukrywa, ale ja postrzegam mojego bohatera bardziej uniwersalnie. Każdy z nas coś nadrabia miną, każdy coś, kogoś gra i coś udaje w życiu.

Lubisz tę postać?
Nie da się jej nie lubić! Ten tekst wywołuje uśmiech, od pierwszej lektury.

Hertmański to jest też postać właściwa dzisiejszym czasom. Snob z ambicjami do bycia stuprocentowym Polakiem. Pozer.
Dziś ludzie wciąż za czymś gonią, są przekonani, że do czegoś, do kogoś trzeba koniecznie doszlusować. Wszyscy na przykład musimy być teraz Europejczykami... Każdy ma jakąś swoją idée fixe, którą za wszelką cenę chce zrealizować. Hertmański też pędzi, też chce doszlusować, zwłaszcza do polskich elit. Wydaje mu się, że tam jest jego miejsce, że tam się spełni. Wciąż jest w nim niezgoda na to, kim jest, jaki jest.

Narzeka, że wielu rzeczy musiał się wyrzec, by się do tych polskich elit doczłapać.

Między innymi śledzi, które tak bardzo lubił. Jada za to karczochy, których nie znosi, ale co robić, gdy są modne. Pije wódkę, która mu szkodzi. Piłsudskiego ma za dziadka.

Śpiewał U Fukiera "Kurdesz nad kurdeszami"...

To komedia o snobizmie. Temat bardzo aktualny i dziś, zawsze. To również tekst o tym, że nie potrafimy siebie zaakceptować.

Hertmański ma wygórowane ambicje. Córkę - oczywiście przystojną - Zazę, chce wydać za urzędnika polskiego MSZ.

O pracy w MSZ zwykł mawiać, że to nie jest posada, a sytuacja towarzyska. Te sytuacje towarzyskie interesują go najbardziej. Do nich dąży, o nie zabiega. Podlizuje się wysoko postawionym notablom. Imponują mu. Jak tylko pojawi się Mariusz, uchodzący za tego, który bywa na salonach, to Hertmański jest cały w pąsach! Do wysoko postawionych urzędników umizguje się, przyklaskuje im, przypochlebia. Takich ludzi znamy i dziś. W polityce, ale nie tylko. Hertmańskich mamy na pęczki.

Córka Jarosława Iwaszkiewicza, Maria, opowiadała, że jej rodzice często cytowali "Murzyna warszawskiego", to był ponoć ich ulubiony utwór Słonimskiego: "Ta komedia zawierała mnóstwo aluzji i trzeba było znać kontekst i klucz do utworu, aby zrozumieć, z czego i z kogo tak naprawdę Słonimski się śmieje. Moi rodzice dobrze się w tym orientowali".

Czy teraz jest to możliwe? Jakby się ktoś postarał, to pewnie coś by znalazł (śmiech). Ale mnie to w tym tekście nie interesuje. Myślę bardziej "człowiekiem", mało tego, uważam, że każdy z nas, po trosze, nie zdając sobie z tego sprawy, jest takim Hertmańskim. Udajemy na okrągło.

Ludzie potrzebują blasku, pochlebstwa, Hertmański tylko tym żyje, że go minister pochwalił. Mówi: "Minister spojrzał na mnie, ale tak ciepło, tak życzliwie, tak blisko - tak po naszemu. Nic nie powiedział. Tylko uścisnął mi rękę. Tę rękę."...
Czasem mówi się "zdrowy snobizm". Myślę, że jest tylko jeden snobizm. Zawsze ten sam.

Sztuka, której premiera odbyła się w warszawskim Teatrze Małym, w listopadzie 1928 roku, po wojnie nie była już wystawiona.
Sam Słonimski uważał, że to już nie był czas na takie tematy.

Kiedy Stefan Jaracz w sezonie 1928/1929 objeżdżał Polskę z "Murzynem warszawskim", ponoć katolicy w Lublinie bojkotowali spektakl, nie życzyli sobie autorów żydowskiego pochodzenia. To, że Jaracz grał Hertmańskiego, ma dla ciebie jakieś znaczenie?
Wielki aktor, ale już nie mój mistrz. Choć moi mistrzowie też już na tamtym świecie: Gustaw Holoubek, Tadeusz Łomnicki, wreszcie Zbigniew Zapasiewicz, którego ceniłem szczególnie, zwłaszcza za umiejętność właściwego akcentowania słów. Jak on mówił Herberta! Wszystko, każdą najgłębszą myśl tłumaczył odpowiednio wypowiedzianym słowem.

Kilka lat temu, podczas festiwalu Wybrzeże Sztuki, wystąpił w Gdańsku w sztuce "Żar". To był jego ostatni występ. Zmarł kilka dni później, wczoraj minęła szósta rocznica jego śmierci.

To niezwykłe, że go w tej rozmowie wywołaliśmy, właśnie teraz, tu, w teatrze. Niebywałe!

Dla ciebie, przed premierą, chyba dobry znak.

Rozmawiała
GABRIELA PEWIŃSKA

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na dziennikbaltycki.pl Dziennik Bałtycki