Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Jarosław Śmietana - jazzman z Krakowa i lasu

Bartosz Cirocki
Dziesiątki płyt, tysiące koncertów i festiwal w Sulęczynie - spuściznę po zmarłym w tym tygodniu mistrzu gitary, Jarosławie Śmietanie - przypomina Bartosz Cirocki.

Pisząc wraz ze swoim niegdysiejszym bębniarzem, Jackiem Pelcem, słynny tekst rapowanego kawałka "A Story of Polish Jazz", Jarosław Śmietana wspomniał w nim swoje nazwisko, ale niezbyt je eksponując. Jeśli ktokolwiek miałby dopisać kolejną zwrotkę, na pewno byłaby długa i zakończona frazą: Jarek Śmietana: kto to jest? One of the Giants in Polish Jazz.

Krakowianin symbolem festiwalu na Kaszubach

Nie był, lecz jest, bo jak wszyscy wielcy artyści, dzięki swojej twórczości nigdy nie umrze. Jego ciało natomiast za tydzień, 13 września spocznie w Alei Zasłużonych Cmentarzu Rakowickim w Krakowie. Wieść o śmierci Jarosława Śmietany wstrząsnęła muzycznym światem, choć od miesięcy bliscy, muzycy i melomani mieli świadomość, że koniec jest bliski.
- Pozostaje nam się modlić, aby za rok Jarek był tutaj z nami - mówił Przemek Dyakowski w lipcu tego roku, podczas festiwalu Jazz w Lesie w Sulęczynie.

Właśnie ta miejscowość stała się jednym z ukochanych miejsc pochodzącego z Krakowa artysty. Ze swoją muzyką zjeździł niemal cały świat, grał też chyba we wszystkich zakątkach Polski i Pomorza, ale to mała wieś na Kaszubach zawdzięcza mu ogromnie dużo. Na festiwalu Jazz w Lesie grał od początku - pierwszy raz jako lider kwintetu z Antonim Dębskim, Adamem Czerwińskim, Piotrem Baronem i Grzegorzem Nagórskim. Odtąd do Sulęczyna przyjeżdżał co roku, przyczyniając się do rozwoju festiwalu i sukcesywnego wyrabiania wydarzeniu świetnej marki. To dzięki m.in. jego znajomościom i rekomendacjom do Sulęczyna zaczęły przyjeżdżać muzyczne znakomitości z całego świata, a za nimi tysiące słuchaczy.

- Jarek jest ojcem chrzestnym festiwalu, wraz z Adamem Czerwińskim dba o stronę muzyczną i tylko dzięki ich kontaktom grają tutaj takie nazwiska - podkreślał wielokrotnie Jacek Leszewski, współorganizator Jazzu w Lesie.

To w Sulęczynie wybitny jazzman zorganizował benefis z okazji swoich 60. urodzin.
- Mamy szesnastą edycję, ale może doczekamy się sześćdziesiątej - żartował wtedy jubilat. - Ten festiwal jest wyjątkowy, kameralny, w uroczym miejscu, niesamowitym, z pewną wibracją, magią. Jestem bardzo szczęśliwy, że przetrwał tyle lat dzięki determinacji Jacka Leszewskiego i Adama Czerwińskiego, którym udaje się znaleźć sponsorów. Artyści, w większości moi znajomi i przyjaciele, występują za niewygórowane stawki, ale pozostałe koszty zorganizowania takiej imprezy są ogromne.

Tegoroczny festiwal po raz pierwszy odbył się pod nieobecność ojca chrzestnego. Jego duch i muzyka były jednak wszechobecne, gdyż przyjaciele z estrady przygotowali "Wieczór Jarka Śmietany". Było fantastycznie, a jednak zabrakło tego czegoś, a raczej kogoś.

Pan Jarek zaprasza na kolację

Właśnie Adam Czerwiński, znakomity perkusista i współtwórca Jazzu w Lesie, był najbliższym współpracownikiem i przyjacielem krakowskiego artysty przez ostatnie lata. Stanowili wspólny mianownik dziesiątków najróżniejszych projektów, płyt oraz tras koncertowych niemal na całym świecie.

- W tym roku mieliśmy obchodzić 25-lecie wspólnej pracy... - przyznaje Adam Czerwiński. - Wszystko się zaczęło na warsztatach w Chodzieży, gdzie ja byłem adeptem, a on wykładowcą. Potem trochę jamowaliśmy, widocznie zapadłem mu w pamięć, bo później zaprosił mnie na trasę koncertową do Niemiec, a potem do kolejnych projektów. Jarek był wspaniałym człowiekiem, otwartym w stosunku do ludzi, tak samo jak w muzyce.

Jako wielka osobowość mógł stwarzać pozory niedostępnego, ale nie dla tych, którzy mieli okazję wielokrotnie go widywać, choćby podczas sulęczyńskiego festiwalu. Nie odgradzał się murem, nie stawiał się na piedestale, nie dystansował się wobec swoich fanów. Na nocnych jam sessions grał i słuchał innych muzyków razem z publicznością, na balkonie lub przy barze porozmawiać mógł z nim każdy. Podczas kameralnych koncertów lubił konwersować z publicznością, swobodnie podśpiewywać, żartować.

Znajomy z kolei opowiedział mi historię z jednego z zimowych koncertów Jarka Śmietany w Sulęczynie.
- Po koncercie zostaliśmy chwilę z kolegą przy barze, poza muzykami byliśmy już chyba jedynymi gośćmi - wspomina. - Pan Jarek podszedł do nas i powiedział "Panowie, zapraszam na kolację". Oniemieliśmy, ale nalegał, więc wieczór spędziliśmy przy posiłku i nieskrępowanych rozmowach z nim, Billem Nealem i innymi muzykami.

Zrobił ogromnie dużo, więcej nie zdążył

Większość zna jednak Jarka Śmietanę poprzez jego twórczość. A zna dobrze, bo zostawił po sobie wspomnienia z niezliczonej liczby koncertów i ogromny dorobek płytowy. Zagrał na 85 krążkach, w tym 37 autorskich i sześciu z zespołem Extra Ball. To właśnie od tej legendarnej grupy zaczęła się wielka kariera absolwenta Wydziału Jazzu i Muzyki Rozrywkowej Państwowej Wyższej Szkoły Muzycznej w Katowicach, choć wcześniej zdążył zdobyć kilka nagród na festiwalach i wystąpić na Jazz Jamboree z Jan Lenz Big Band. W kolejnych latach współpracował z największymi sławami Polski i świata, których nie sposób nawet wymienić. Szybko został niekwestionowanym gitarzystą jazzowym numerem jeden w Polsce i jednym z najlepszych w Europie, a jednocześnie wybitnym kompozytorem i aranżerem.

Był artystą nie tylko niezwykle płodnym, ale też z lubością eksperymentującym, poszukującym i czerpiącym garściami z innych gatunków, a przy tym poruszającym sięw różnych estetycznych światach. Kiedy w Sulęczynie wraz z Nigelem Kennedym wykonywał "Autumn Suite" albo z orkiestrą symfoniczną pod dyrekcją Leszka Kułakowskiego "Pamiętasz, była jesień", docierał do najczulszych obszarów lirycznej strony duszy. Niczym rockman z krwi i kości szalał po strunach w "Voodo Child" i innych przy kompozycjach Jimiego Hendriksa, śpiewając samemu lub obsadzając w roli wokalistów Z Star czy Billa Neala. Kiedy zaprosił do współpracy największe tuzy krajowego jazzu, a jednocześnie raperów Bzyka i Guzika, niektórzy odebrali to jak obrazoburstwo, ale większość nie mogła wyjść z podziwu. Bardzo bliski był mu także blues.

- Granica między bluesem i jazzem jest bardzo płynna, jedno jest w drugim i nie wyobrażam sobie muzyki jazzowej bez elementów bluesa - mówił mi po wydaniu płyty "I Love The Blues". - Blues był prawdopodobnie wcześniej, giganci, którzy stanowią filary jazzu, nie stronili od niego, byli bardzo zakorzenieni w bluesie. Nagrywając tę płytę, wraz z Wojtkiem Karolakiem chcieliśmy zwrócić uwagę, że obaj jesteśmy bardzo mocno związani z tym gatunkiem.

Czegokolwiek Jarek Śmietana by nie zagrał, zawsze dało się odczuć niebywałe poczucie muzycznego smaku i charakterystyczne brzmienie gitary.
- Szalenie dużo pracował, a wobec muzyków ze swoich składów był wymagający, chcąc aby wykonanie jego pomysłów było perfekcyjne - mówi Adam Czerwiński. - To ogromna strata dla jazzu, dla kultury i Polski.

Wydawałoby się, że w muzyce zrobił już niemal wszystko, ale nic bardziej mylnego. Miał głowę pełną pomysłów.
- Zazwyczaj gram w combach lub małych składach, z big bandami nie mam aż tak wielu doświadczeń, być może coś takiego zrobię jako kolejny projekt - zdradzał w 2011 roku. Tego i innych pomysłów nie zdążył wcielić w życie.

Ten ostatni koncert

Choroba brutalnie przerwała także koncertowe plany Jarka Śmietany. Ostatni raz zagrał 12 stycznia tego roku w Poznaniu.
- Mieliśmy w planach całą trasę, musieliśmy ją przerwać w trakcie pierwszego koncertu - wspomina Adam Czerwiński, który występował wówczas z krakowianinem obok Andrzeja Olejniczaka i Adama Kowalewskiego. - Zawieźliśmy Jarka do szpitala. Widać było, że jego stan jest poważny, ale tomograf komputerowy był zepsuty i badanie to udało się załatwić po dwóch dniach.
Wynik był druzgocący - wykrył w mózgu obecność guza wielkości 6 cm. Muzyk natychmiast przeszedł operację w Bydgoszczy. Guza usunięto, ale sprawdził się czarny scenariusz przewidziany przez lekarzy - zaczął odrastać, co spowodowało paraliż lewej części ciała. Przez kilka miesięcy chory był rehabilitowany w szpitalu, a przyjaciele pomagali mu, organizując charytatywne koncerty "Gramy dla Jarka". Ostatnie dwa miesiące spędził już w domu z rodziną. Zmarł 2 września 2013 roku. Miał 62 lata.

[email protected]

Treści, za które warto zapłacić!
REPORTAŻE, WYWIADY, CIEKAWOSTKI


Zobacz nasze Magazyny: REJSY, HISTORIA, NA WEEKEND

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na dziennikbaltycki.pl Dziennik Bałtycki