Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Jarosław Kotas: Arka Gdynia ma słabych piłkarzy, utrzymać będzie się jej trudno [ROZMOWA]

Szymon Szadurski
Szymon Szadurski
Przemyslaw Swiderski
Jarosław Kotas, były zawodnik m.in. Arki Gdynia i Schalke, ostro mówi o grze gdynian.

Arka popełniła ze Śląskiem takie błędy, że można się za głowę złapać. To stres, czy brak umiejętności?
Stres na pewno. Jednak jeszcze bardziej brak umiejętności. W formacji obrony nie ma stabilności. Gra rotacyjnie ośmiu zawodników, a żaden z nich nie nadaje się na poziom ekstraklasy. Może ci chłopcy się obrażą, ale takie są fakty. Jeśli Arka spadnie, porozmawiamy za miesiąc. Gwarantuję, że żaden z jej obrońców nie dostanie kontraktu w ekstraklasie. Nie weźmie ich nawet Sandecja Nowy Sącz. Dawniej w obronie Arki grały gwiazdy, Zbigniew Bieliński, czy Jacek Pietrzykowski. To były prawdziwe postacie. Dzisiejszym obrońcom Arki bardzo daleko jest do ich klasy.

Rozdawanie prezentów przez obronę Arki stało się w tym sezonie tradycją.
Przy trzeciej bramce dla Śląska nawet amator wiedziałby, że trzeba piłkę wybić w trybuny. Krzysztof Sobieraj tego nie zrobił. Kolejny prezent na własnej połowie dał rywalom Damian Zbozień. Aż prosiło się, aby Śląsk strzelił kolejną bramkę. Tak nie można grać. To tak samo, jakby zawodowy kierowca postanowił, że od dziś będzie przejeżdżał skrzyżowania na czerwonym świetle. Uda się raz, może drugi, ale w końcu kogoś zabije. Lub też siebie.

Jak widzi pan przyszłość Arki?
Życzę jej oczywiście, aby się utrzymała, podobnie, jak Lechii Gdańsk zdobycia mistrzostwa Polski, bo to tylko wzmocni pomorski futbol. Jeśli Arka wygra z Ruchem i Zagłębiem, zapewne uratuje ekstraklasę. Jednak z taką grą będzie o to trudno. Jeśli Arka utrzyma się, na każdą pozycję, od bramkarza po napastnika, potrzebuje nowych, lepszych piłkarzy. Nie ma innego wyjścia, cud drugi raz może już się nie powtórzyć. Gdyby natomiast Arka spadła, i tak nie ma sensu utrzymywać tego składu. Mieli grać ludzie związani z regionem, a przyszedł jakiś zaciąg, który kompletnie się nie sprawdził.

Kogo ma pan konkretnie na myśli?
Choćby Dawida Sołdeckiego. Był niechciany w Niecieczy, więc przyszedł do Arki. Miroslav Bożok wrócił, dostał opaskę kapitana i choćby z tej racji powinien ciągnąć grę, a nie dał rady. Przemysław Trytko grał przed laty w Arce, nie sprawdził się, a znowu pozwolono mu wrócić do Gdyni. Niby dlaczego? Bo strzelił kilka bramek w Kazachstanie? Tam to nawet ja bym jeszcze coś trafił. Żaden z nowych piłkarzy Arki nie wniósł do drużyny nic ciekawego. Grę ciągnie Rafał Siemaszko, który dawniej występował w Gryfie Wejherowo. To zawodnik, którego w Arce wielu w ogóle nie widziało. Gdyby nie Grzegorz Niciński, który kiedyś z nim grał na boisku, Siemaszki w Gdyni zapewne by nie było. Natomiast doświadczeni zawodnicy z przeszłością w ekstraklasie, jak Damian Zbozień, czy Adam Marciniak, powinni zespołowi dawać znacznie więcej, a nie widać tego na boisku. Efekty są, jakie są. Z taką polityką kadrową ciężko jest utrzymać ekstraklasę.

Jednak dla przykładu Dominik Hofbauer, zakontraktowany w trakcie sezonu, kilka razy pomógł drużynie.
Austriak dwa, trzy razy błysnął, ale co z tego? Na pewno nie jest graczem takiego formatu, który mógłby decydować o utrzymaniu Arki. W niższych ligach niemieckich jest wielu zawodników jego pokroju. Bez problemu za podobne zapewne pieniądze udałoby się też zakontraktować Polaka o porównywalnych umiejętnościach. Temat obcokrajowców w Arce nadaje się na osobną historię. Gracze z zagranicy, którzy są z reguły drożsi w utrzymaniu od Polaków, powinni wyróżniać się. Spójrzmy dla przykładu na Legię. Bez Vadisa Odjidji – Ofoe, czy Miroslava Radovica, ten zespół nie istnieje. Do Arki tymczasem sprowadza się obcokrajowców, którzy mało wnoszą do gry drużyny i blokują miejsce wychowankom. Kiedy widzę, że Yannick Sambea w ważnych meczach siedzi na ławce rezerwowych, ogarnia mnie pusty śmiech. To po co mi w ogóle taki obcokrajowiec? Kiedy ja grałem w Niemczech, musiałem być dwa razy lepszy od zawodnika stamtąd, żeby w ogóle powąchać boisko. W Gdyni tego nie widać i jest to duży problem tego zespołu.

Arki jednak nie stać na takich zawodników z zagranicy, jak Odjidja-Ofoe, czy Radović.
Wiadomo, to nie ten sam pułap. Trzeba poruszać się w pewnych realiach. Ale może wobec tego zamiast kontraktować do Arki siedmiu słabych, lepiej wziąć jednego, dwóch dobrych, którzy rzeczywiście pomogą? W tym klubie są przecież mądrzy, doświadczeni ludzie, jak dla przykładu Janusz Kupcewicz. Dziwię się więc, że polityka transferowa wygląda w taki, a nie inny sposób.

Ukrainiec Andrij Waceba, obcokrajowiec z Arki, którego jako trener II-ligowego Gryfa Wejherowo wypożyczył pan do swojego zespołu, przesiaduje u pana na ławce rezerwowych.
To idealny przykład, trafił pan w samo sedno. Brałem do zespołu w ciemno obcokrajowca z ekstraklasy, będącego po zgrupowaniu przygotowawczym na Cyprze, o jakim chłopcy z Gryfa mogą jedynie pomarzyć, święcie wierząc, że musi on nam pomóc w utrzymaniu w lidze. Tymczasem co się okazuje? Ten zawodnik nie ma umiejętności, aby wyróżniać się i prowadzić grę, nawet na takim poziomie rozgrywek. Obraża się, strzela fochy. Jako profesjonalny piłkarz oświadczył mi w trakcie sezonu, że wyjeżdża na tydzień na Ukrainę, bo on musi studiować. Zastanawiam się, kto i po co w ogóle z nim podpisał kontrakt? Przecież zawodnikom takiego pokroju trzeba płacić. Na długo zapadnie też wszystkim w pamięci wyczyn zakontraktowanego w Arce Pavelsa Steinborsa, który w meczu pucharowym nie zauważył zawodnika za swoimi plecami i podał mu piłkę. Takie rzeczy nie powinny dziać się w profesjonalnym futbolu. Obcokrajowcy, jeśli już Arka się na nich decyduje, powinni stanowić o sile tej drużyny. Tymczasem niektórzy z nich robią z siebie pośmiewisko. Generalnie zaś, jeśli drużyna jest słaba, a Arka jest, zawodnicy powinni w każdym meczu wypluwać płuca na boisku. W Gdyni niestety tego nie widzę.

Zarzuca pan zawodnikom brak ambicji?
Były mecze, gdy wszyscy widzieli przecież gołym okiem, że nie walczą na całego. Powtarzam jeszcze raz. W tej drużynie gra obecnie za dużo turystów, którzy przyjechali do Gdyni pomieszkać w fajnym mieście i opalać się nad morzem, a za mało zawodników związanych z regionem. W tej całej sytuacji najbardziej jest mi żal trenera Leszka Ojrzyńskiego. Piłkarze nie walczą, popełniają kuriozalne błędy, a na końcu i tak winny jest szkoleniowiec. Arkowcy zdobyli Puchar Polski i świetnie, chwała im za to. Mieli jednak mnóstwo szczęścia. Aż do finału trafili na tak łatwą drabinkę, że szkoda to nawet komentować. Na Stadionie Narodowym los znowu uśmiechnął się do nich, bo Lech Poznań był zdumiewająco nieskuteczny. Trzeba jednak przyznać piłkarzom, że tym razem też powalczyli. Osiągnęli życiowy sukces, jednak w niczym nie zmienia to faktu, że dla większości z nich dalsze funkcjonowanie w tej drużynie nie ma żadnej racji bytu. Obojętnie, czy w ekstraklasie, czy nawet w pierwszej lidze. Chcą grać w europejskich pucharach? W porządku. Ja też jeszcze chciałbym zagrać choćby trzy minuty w Realu, czy Barcelonie. Trzeba jednak mierzyć siły na zamiary.

Arka Gdynia zaprezentowała Puchar Polski na "Górce"

emisja bez ograniczeń wiekowych
Wideo

Trener Wojciech Łobodziński mówi o sytuacji kadrowej Arki Gdynia

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!

Polecane oferty

Materiały promocyjne partnera
Wróć na dziennikbaltycki.pl Dziennik Bałtycki