Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Jarosław Kaczyński oskarża, ksiądz Witold Bock odchodzi

Barbara Szczepuła, publicystka
Barbara Szczepuła
Barbara Szczepuła
Dzisiaj Demokracja jest zagrożona! Podejrzewaliśmy to od dawna, ale gdy szesnastego listopada straszna ta prawda wypełzła na światło dzienne w całej swej szpetocie, nikt już wątpliwości mieć nie może. Kto wymyślił wybory akurat teraz, skoro już Wyspiański przestrzegał, że listopad to dla Polaków niebezpieczna pora? Wykrakał wieszcz, wykrakał: na naszych oczach sfałszowano wybory! Jarosław Kaczyński ogłosił to expressis verbis z sejmowej trybuny.

Powiedzmy wprost: gdyby wybory przeprowadzono uczciwie rządziłoby przecież Prawo i Sprawiedliwość, które wygrało głosowanie, a tymczasem w piętnastu sejmikach rządzą nadal nie ci, którzy powinni, czyli PO z PSL. A PiS tylko w jednym - podkarpackim w dodatku. Czy nie jest to porażający i oczywisty dowód wyborczego oszustwa? Jest o tym święcie przekonany zwłaszcza wyborca, który stawia kilka krzyżyków na jednej (choć "zbroszurowanej") karcie do głosowania.

Wyborca, popierający jednocześnie PiS, PSL, PO, SLD i jeszcze kilka komitetów wyborczych na jednej (choć zbroszurowanej) karcie, bo nie może pojąć, że jest "zbroszurowana"? To "zbroszurowanie" wymyśliło z pewnością PSL i umieściło się perfidnie na pierwszym miejscu, więc ci wyborcy, którzy w dobrej wierze postawili tylko jeden krzyżyk, poparli wbrew sobie partię chłopską, choć chcieli poprzeć - wiadomo kogo. Jeszcze niedawno to Platforma była samym złem, a tu nagle pojawia się kolejne, ludowe siedlisko zepsucia! Leszek Miller, który broni demokracji ręka w rękę z Kaczyńskim, złośliwie pozdrowił "rolników z Gdyni", bo w tym mieście rekordowy wynik zrobił Janusz Kupcewicz, jedynka na liście PSL. Miller, który - wbrew pozorom - jest posłem z Gdyni, uważa, że on, owszem, mógł tu wygrać, ale Kupcewicz? Żadną miarą!

Politycy mają więc o czym mówić, kręci się karuzela, ale że nie samą polityką ludzie żyją, więc teraz kilka słów na temat poważny. Nawet bardzo poważny. Ze wspólnoty Kościoła katolickiego odszedł Witold Bock, ksiądz w Gdańsku znany. Przez lata organizował wraz z księdzem Krzysztofem Niedałtowskim oraz Katarzyną Żelazek i Anną Śpiewak Gdański Areopag. Przedsięwzięciu patronował arcybiskup Tadeusz Gocłowski, metropolita gdański. Areopagowe spotkania cieszyły się wielkim powodzeniem w Trójmieście i sala filharmonii, w której intelektualiści dyskutowali o sprawach najważniejszych: sprawiedliwości, prawdzie, dobru wspólnym, powinnościach człowieka była zawsze wypełniona po brzegi. Gdy metropolitą został arcybiskup Sławoj Leszek Głódź, Areopag zakończył swój żywot. Oficjalnie nie podano powodu, ale panowało przekonanie, że nie zaakceptował go nowy zwierzchnik gdańskiego Kościoła.

Media przytaczają wypowiedź osoby, która z Witoldem Bockiem rozmawiała. Podobno "miał dość zakłamania, w którym żyje polski kler". Piszę "podobno", bo Witold Bock unika kontaktów z mediami, więc nie można uzyskać potwierdzenia tych słów. Pewne jest natomiast, że nie ma już Areopagu i że Witek Bock nie jest już księdzem. Czytam SMS od znajomego młodego człowieka: "Powiedział głośno to, co ludzie mówią między sobą".

Codziennie rano najważniejsze informacje z "Dziennika Bałtyckiego" prosto na Twoją skrzynkę e-mail. Zapisz się do newslettera!

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na dziennikbaltycki.pl Dziennik Bałtycki