Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Janusz Lewandowski o mistrzostwach Euro 2012 i budżecie Unii Europejskiej

rozm. Barbara Szczepuła
Janusz Lewandowski: - Jaki sens miałoby cięcie tych części budżetu, które są ważne dla krajów na dorobku?
Janusz Lewandowski: - Jaki sens miałoby cięcie tych części budżetu, które są ważne dla krajów na dorobku? Grzegorz Mehring/Archiwum
O Euro i euro z Januszem Lewandowskim, komisarzem do spraw budżetu w Komisji Europejskiej, rozmawia Barbara Szczepuła.

No to w EURO 2012 nie było zaskoczenia: wygrali Hiszpanie i to w stylu bezdyskusyjnym.
Viva Espania! Piękno i skuteczność futbolu w jednym. Zaskoczeniem może być bezradność Włochów, którzy wcześniej wyrobili sobie markę dobrze zorganizowanych "spryciarzy", zdolnych ograć najlepszych...

Przedtem jednak Włosi pokonali Niemcy w półfinale EURO 2012 i pokonali ich na szczycie UE w Brukseli. Balotelli strzelił dwa zwycięskie gole, a premier Monti nakłonił panią kanclerz Merkel do ustępstw. Włochy ograły Niemców?
Tak to może wygląda z Warszawy czy z Gdańska, ale unijny mecz w Brukseli przyniósł inne rozstrzygnięcie. Głównym wygranym tej rozgrywki, tak jak w Kijowie, była Hiszpania, a w stosunkach między Południem a Północą wewnątrz Unii jest remis.

Ale jednak mieliśmy do czynienia z polityczną rozgrywką na linii Północ - Południe?
Rzeczywiście, taki jest dziś podział Europy. Dawne zróżnicowanie na "starych" i "nowych" członków Unii traci na znaczeniu, choć oczywiście jeszcze są ludzie hołdujący za Metternichem poglądowi, że na przedmieściach Wiednia zaczynają się Dzikie Pola. Dziś piszą w komentarzach, że kłopoty Unii Europejskiej spowodowało jej rozszerzenie na wschód i nawołują do zamknięcia się we własnym kręgu kulturowym, do którego nie należy ani Polska, ani Słowacja, ani nawet Szwecja. Mylą się, bo to jest dziś właśnie zdrowsza część Europy. Są kraje, które są kłopotem i są takie, które krzepią Wspólnotę. Polska należy do tej drugiej kategorii.

Dlaczego, Pana zdaniem, to Hiszpania jest największym wygranym zeszłotygodniowego szczytu Unii?
Na szczycie najostrzej formułował swoje racje premier Włoch. Jego postulaty uwzględniono nie wprost, ale w postaci pomocy dla banków. To odciąża finanse publiczne krajów Południa, bo ogranicza koszty obsługi ich zadłużenia. Te banki trzymają dług państwowy. Skorzystają na tym oczywiście Włochy, ale przede wszystkim Hiszpania, bo to banki hiszpańskie są najbardziej zagrożone. W dodatku te 100 miliardów pomocy nie będzie wpisane w księgi jako hiszpańskie zadłużenie.

Kreatywna księgowość?
Potrzeba jest matką wynalazków. Europa musi być dzisiaj kreatywna.

Czy nie skończy się po prostu na druku banknotów?

Na poziomie euro tak już jest, w postaci akcji Europejskiego Banku Centralnego, nazywanej fachowo "monetyzacją długu". Na poziomie krajowym nie można sobie na to pozwolić. Zwiększenie wydatków publicznych oznaczałoby wzrost zadłużenia, czyli coś wprost przeciwnego do tego, do czego zobowiązały się kraje strefy euro, zawierając porozumienie.
Pożegnaliśmy się z turniejem EURO 2012. Z żalem, bo dostarczył nam wspaniałych przeżyć, nie tylko stricte sportowych. Ale niektórzy prorokują, że nadchodzi też czas pożegnania z euro jako wspólną walutą europejską.
Zacznę od piłki nożnej i turnieju w Polsce. Pokazaliśmy Europie i światu inną twarz, bo do tej pory na nasz wizerunek składały się folklor i martyrologia. Teraz nastąpiło nowoczesne otwarcie. Okazaliśmy gościnność bez kompleksów. Ludzie, którzy przyjechali do Polski, zobaczyli piękne stadiony, zadbane miasta, odnowione dworce, nowe lotniska. Gorzej było z drogami, tego nie udało się w pełni wykonać.

A co do euro?
Po powtórnych wyborach greckich i rozwiązaniach, które uznane zostały przez rynki finansowe za wiarygodne - jestem umiarkowanym optymistą. Europa zaczyna łączyć wizję z konkretem. Konkret - to wspomniana już możliwość rekapitalizacji banków, a wizja - to nadzór bankowy. W ten sposób Południe spotkało się z Północą. Jeśli ten kierunek zostanie zachowany, to wizja, czyli unia bankowa i unia fiskalna staną się rzeczywistością i wyjdziemy z kryzysu. Wspólna waluta stanie się wówczas atrakcyjna także dla Polski.

Wróćmy do szczytu w Brukseli. Był inny niż poprzednie, bo wcześniej kanclerz Merkel zawczasu ustalała najważniejsze sprawy z prezydentem Sarkozym, teraz tej współpracy z prezydentem Hollandem nie ma.
Ta zmiana ma i dobre, i złe strony. Brak wcześniejszej harmonii na osi Berlin - Paryż niesie ryzyko rozejścia z się z niczym, z protokołem rozbieżności. Gdyby na szczycie nie doszło do porozumienia już w piątek, a z większą siłą w poniedziałek - po jego zakończeniu poziom kosztów obsługi zadłużenia dla państw Południa skoczyłby do niebotycznego poziomu i mielibyśmy kryzys na ogromną skalę. Z drugiej strony, po wyborach we Francji, także dzięki komunikatom politycznym, napływającym z wyborów w innych krajach, jednostronna recepta na kłopoty, czyli oszczędności, została wzbogacona o szukanie odpowiedzialnego sposobu na ożywienie Europy. I tu nagle wszyscy odkrywają budżet europejski.

No właśnie. Jakie są szanse, że ten nowy budżet Unii będzie taki, o jakim marzą Polacy, to znaczy duży?
Wydaje mi się, że będzie bliższy marzeniom Polaków niż dorobek drużyny narodowej podczas EURO 2012.

Szanse Polaków na mistrzostwo Europy szacowano na trzy procent...

Dopóki piłka w grze, nie dam się wciągnąć w dyskusję o tym, jaki w szczegółach będzie ten budżet. Nie widać chętnych do powiększania propozycji, którą złożyliśmy, są za to chętni do ich cięcia. Tym cięciom jestem przeciwny i mam po temu nowe argumenty, bo nastał w Unii czas szukania sposobu na inwestycje i miejsca pracy. Doceniono fundusze strukturalne jako czynnik wzrostu gospodarczego. Skoro tak, to jaki sens miałoby cięcie tych właśnie części budżetu, które są najbardziej istotne dla krajów na dorobku? Stąd płynie mój umiarkowany optymizm.
Najwięcej będą miały do powiedzenia Niemcy?
Czy się to komuś podoba, czy nie - to kraj, od którego najwięcej zależy w obronie stabilności i szans rozwojowych Europy. Niemcy są gigantem, jego technologie ceni cały świat, z jego gospodarką liczą się wszyscy, bo kochają "made in Germany". Z polskiej perspektywy warto zdawać sobie sprawę z jeszcze jednej okoliczności. Zarówno jeśli chodzi o panią kanclerz, jak prezydenta Gaucka, mamy do czynienia z ludźmi o "wrażliwości wschodniej", wyniesionej z czasów NRD. To dla nas kapitalny, wyjątkowy atut historyczny. W dodatku łączy się on dziś z rosnącym szacunkiem Niemców dla Polski. Przeglądamy się w najbardziej wymagających, kapryśnych oczach, jakie istnieją w tak zwanej "starej Europie". Jestem świadkiem przemiany wizerunkowej - od "polskich dowcipów" w niemieckich telewizjach do autentycznego uznania, nie tylko dla naszej stabilności gospodarczej, ale także dla polskiego społeczeństwa, które choćby podczas EURO 2012 pokazało nowoczesne, otwarte oblicze, tak różne od stereotypów z przeszłości. Zbliżenie polsko-niemieckie jest dziś międzyludzkie, nie tylko międzyrządowe. To podstawa, na której można budować zupełnie nowe relacje geopolityczne w naszej części Europy.

Niemcy się zmienili czy Polacy się zmienili?
W kraju nie doceniamy własnego sukcesu gospodarczego. Widzimy rozmaite problemy, bez wątpienia autentyczne, ale na giełdzie dwudziestu siedmiu krajów członkowskich Unii Europejskich jesteśmy notowani bardzo wysoko. Polska suchą nogą przeszła kryzys, a świat dostrzega to, że mamy całą rzeszę ludzi, którzy potrafią podejmować ryzyko i odnosić sukcesy. To nas wyróżnia spośród społeczeństw, które wychodzą na ulicę, by narzekać na brak perspektyw. Duży wpływ na to, jak jesteśmy postrzegani, mają też Polacy pracujący w Wielkiej Brytanii, Irlandii i innych krajach. W Dublinie miałem niedawno okazję przekonać się, że polski jest tam drugim językiem - po angielskim, ale przed irlandzkim!

Czy jednak w debatach, które trwają na forum Unii Europejskiej, Polska może opowiedzieć się jednoznacznie po stronie "rozważnej" Północy z Niemcami na czele? Przecież relacje gospodarcze choćby z Włochami czy Hiszpanią też są dla nas bardzo ważne.
Elementarną zasadą polityki i geopolityki jest równowaga. Uważam, iż możliwe jest na przykład nowe otwarcie w stronę Paryża, mimo że to teraz inna "familia" polityczna. Z rozmów z Francuzami wynoszę wrażenie, że wyzbyli się poczucia wyższości, które swojego czasu dawał nam odczuć choćby prezydent Chirac.

I prezydent Sarkozy. Ale wróćmy do piłki. Ciągle przeżywamy jeszcze EURO 2012, ale może nie ma się z czego cieszyć? Spotkałam się z opinią, iż kłopoty Grecji zaczęły się od ogromnych wydatków związanych z przygotowaniami do Igrzysk Olimpijskich 2004 roku...
Mamy szansę na to, by obrócić nasz obecny sukces organizacyjny i wizerunkowy w trwałą pozycję na mapie turystycznej Europy. Nadzieją są wydarzenia pozasportowe, bo sam sport nie wystarczy do zapewnienia rentowności obiektom, które powstały w związku z EURO. Organizujmy kongresy, organizujmy wielkie, masowe imprezy. Portugalia, która miała EURO w roku 2004, tę szansę umiała wykorzystać.
No, z portugalskim klimatem i krajobrazem!
Klimat nie przesądza o wszystkim. Polska jest potencjalnie krajem atrakcyjnym.

Ale Grecy nie dali rady...
W moim gabinecie pracują dwie Greczynki, które zresztą swoimi kompetencjami zawodowymi i pracowitością całkowicie przeczą stereotypom. Obie zainteresowały się historią Polski i usłyszałem od nich, że współczesna Grecja kojarzy się im z Polską przedrozbiorową - w sensie nieodpowiedzialności i ślepoty elit.

Więc może nie należy się dziwić Niemcom, że nie chcą ciągle do tego dokładać?

Niemcy wynoszą szereg korzyści ze wspólnej waluty i wspólnego rynku. Bardzo chętnie dokładają na przykład do polskich projektów infrastrukturalnych, bo wiedzą, że to się obróci na dobre, że Polacy te środki mądrze wykorzystają. Żądają jednak tego, co stało się przedmiotem niedawnego porozumienia w Brukseli, czyli np. europejskiego nadzoru bankowego. A także interwencji Wspólnoty w nieodpowiedzialne polityki budżetowe poszczególnych krajów. W uproszczeniu: dając komuś kartę kredytową, domagają się rozsądnego z niej korzystania.

A wracając jeszcze do EURO 2012: może to dobrze, że w turniej wygrali przedstawiciele Południa?
Stereotypy rozsypują się. W polityce upadł podział na "starą" i "nową" Europę, w sporcie upadł mit pięknego futbolu z południa i toporności futbolu z północy. Jako piłkarz amator, a przed laty także członek piłkarskiej reprezentacji Sejmu, oceniam futbol przez pryzmat stylu, piękna gry. Niemcy przed warszawskim półfinałem grali ładniej niż Włosi. W Anglii niektóre kluby grają tradycyjny futbol wyspiarski, inne demonstrują zupełnie inną piłkę. Także na boiskach mamy więc typową dla współczesnej Europy wielokulturowość.

Codziennie rano najważniejsze informacje z "Dziennika Bałtyckiego" prosto na Twoją skrzynkę e-mail. Zapisz się do newslettera!

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na dziennikbaltycki.pl Dziennik Bałtycki