Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Janusz "Krawiec" Wiśniewski: "Wielkie piękno" pokazuje mężczyznę skrojonego na miarę [ROZMOWA]

rozm. Gabriela Pewińska
Janusz "Krawiec" Wiśniewski, słynny mistrz krawiectwa z Gdyni, szył garnitury dla prezydenta Polski, dla premierów, dla artystów, dziennikarzy i biznesmenów. Jest też autorem trzytomowej powieści "Życie skrojone na miarę"
Janusz "Krawiec" Wiśniewski, słynny mistrz krawiectwa z Gdyni, szył garnitury dla prezydenta Polski, dla premierów, dla artystów, dziennikarzy i biznesmenów. Jest też autorem trzytomowej powieści "Życie skrojone na miarę" Karolina Misztal
Pewnego dnia gdyński krawiec Janusz Wiśniewski poszedł na film "Wielkie piękno" Paolo Sorrentino. Bohaterem był "skrojony na miarę mężczyzna", Włoch w pięknej marynarce. Zainspirowała go...

Poszedł Pan na słynny film "Wielkie piękno", a na drugi dzień uszył Pan sobie marynarkę. Identyczną, jaką nosi bohater filmu, Jep Gambardella. To prawda?
A skąd Pani to wie?

Wiem. Pytanie, która to marynarka? Mamy ich w filmie całą rewię: żółtą, błękitną, kremową...
Czerwień złamana pomarańczą. Nie wiedziałem, że to będzie tak piękny, inspirujący film! Poza tym lubię Włochów, często we Włoszech bywam, moja siostra mieszka w Genui. Znam tamtejsze zakłady krawieckie, by tak rzec, od podszewki. Takich marynarek, jakie nosi w filmie Jep Gambardella, mam w swojej szafie mnóstwo. Ja po prostu tak się ubieram. Noszę się w ten sposób, bo tak zostałem wychowany. Elegancki był mój stryj i ja tę elegancję po nim przejąłem. Od przeszło 50 lat staram się tworzyć ludzi piękniejszymi, ubierając ich do ról, które przychodzi im grywać w życiu. Znam się na tym.

Taką marynarkę mają teraz pewnie dwie osoby: Jep Gambardella z oskarowego "Wielkiego piękna" i Janusz Wiśniewski, znany w Gdyni krawiec.
Kiedy przechadzam się w niej ulicami, czuję na sobie wzrok ludzi. Muszę sobie jakoś z tym radzić, bo - wbrew pozorom - jestem niesłychanie nieśmiałym facetem. Materiał kupiłem już wcześniej. Ten film tylko utwierdził mnie w przekonaniu, by uszyć sobie takie ubranie, by powołać do życia taką marynarkę. Można powiedzieć, że wyniosłem ją z filmu do życia. Zobaczyłem, jak rewelacyjnie prezentuje się w niej Jep i stwierdziłem: Mam rację!

Rację?

Mam rację, ubierając się w ten sposób. - Jesteś fantastyczny facet, Jep - myślałem sobie, wychodząc z kina zauroczony pokazaną w tym filmie modą. Ten luz, ten dystans, ten charakterystyczny włoski spleen. To dlatego Polak mało kiedy jest Włochem. Włoszczyznę trzeba mieć w sobie.

Jak ktoś powiedział, w tym filmie Jep Gambardella nosi marynarkę, ale marynarka nosi też jego.
Ma na sobie eleganckie ubranie, a nosi je, jak wygodny dres, piżamę. A to przecież starszy pan, właśnie skończył 65 lat.

Elegancję ma w krwi. Nie ma co się dziwić, pochodzi z Neapolu, stolicy najlepszego włoskiego krawiectwa, a ubrania do filmu szył słynny neapolitański krawiec.
Mnie Neapol rozczarował, jednak to z Włoch czerpałem inspirację. Podstawą dla mnie zawsze była angielska klasyka, to rusztowanie, istota krawiectwa, ale smak ubraniom dodaje dopiero włoskość. Ta subtelna elegancja, te kolory. "Wielkie piękno" nie tylko pokazuje piękny Rzym, ale i skrojonego na miarę mężczyznę. Ten film przyniesie nową modę, znów na fali będzie klasyka. Na razie ja, moimi marynarkami staram się nadawać koloryt miastu.

Bohater filmu ma dystans do świata, jest krytyczny wobec snobów i udawaczy, złośliwy wobec słabych mężczyzn i próżnych kobiet, nonszalancki, pewny siebie, a jednak bardzo zwraca uwagę na to, jak wygląda. Te skarpetki, te buty, poszetki w kieszonkach kolorowych marynarek. Targowisko próżności. Wystrojony do granic.
On się nie stroi! Taki po prostu jest. Przecież Jep w tych garniturach wyleguje się na tapczanie. Ba! Huśta się na hamaku! To jego druga skóra. Jep to taki codzienny facet. Pamiętam, jak wyszedłem z kina i długo błądziłem po okolicy. Nosiłem ten film w sobie, tak jak teraz - noszę po ulicach tę "filmową" marynarkę. Zdaję sobie sprawę, że by nosić ją tak, jak nosi ją Jep, trzeba mieć charakter, charyzmę, to coś. Trzeba się w takiej marynarce urodzić.

To coś...
Czy ktoś ma to coś w sobie, widać już, obserwując dzieci w piaskownicy, jeden jest zasmarkany, a drugi wraca do domu jak cukiereczek, czyściutki.

Czasem ten cukiereczek pozostaje cukiereczkiem do końca, niestety.
Są tacy. Elegant, widać, że się odpicował. Aż boli.

O kimś takim mówiło się, że wygląda jak stróż w Boże Ciało.
Ja czasem też się obawiam, by tak nie wyglądać.

Pan?
Ze względu chociażby na moje lata. Z drugiej strony, myślę sobie: co tam, mogę się ośmieszyć, ale pokażę ludziom, co to znaczy wielkie piękno.

Ma Pan coś wspólnego, oprócz marynarki, z Jepem Gambardellą?
Jak on, napisałem książkę.

On jedną, Pan - trzy.
Cztery kolejne czekają na wydawcę. Przyznam, że już topię się w gąszczu piszących. Więcej nas pisze niż czyta. Co to się porobiło - już nawet krawiec pisze… - śmieję się sam z siebie.

Jep mówi w filmie, że napisał tylko jedną książkę, bo za często wychodził w nocy.
To jest ten jego styl! Trochę mu zazdroszczę, mój styl życia jest zupełnie inny. Podyktowany choćby koniecznością zarabiania pieniędzy. Wciąż zastanawia mnie, z czego on żyje? Ja też noszę kolorowe, uszyte z dobrych materiałów marynarki, ale, mogę sobie na to pozwolić, prowadzę firmę. Szyję, kroję, a na dodatek piszę! A on napisał jedną książkę i na tym jedzie!

Pisuje do gazet, ale głównie jest królem życia. Pali papierosy, włóczy się, baluje, tańczy, bryluje w "wężykach', a te wężyki święcą triumfy na imprezach. Uwielbiam je - mówi. - One prowadzą do nikąd. Cynik z niego, filozof: Wszystko kończy się tak samo. Śmiercią. Ale najpierw jest życie z tym swoim bla, bla, bla.
Takie jest też podejście Jepa do sztuki, i ja uważam, że osiągnęła kres, że stoczyła się na dno. Ta bezmyślna telewizja, prymitywne kabarety, sieczka filmowa, pisk reklam, wszystko to tandeta, wtórność, jedynie dużo krzyku. Karmią nas tym i nie można donikąd uciec. To już nie jest mój świat. Tak jak tamten świat, nie był światem Jepa, choć był w nim zanurzony po szyję.

Jep zakłada swoje wykwintne marynarki i śnieżnobiałe koszule na znak protestu?
Ucieka.

Ale w jakim stylu!
Inni chcieliby może dołączyć, ale nie dają rady go dogonić. Może dlatego, że nie umieją nosić żółtych marynarek. Nie nadążają. On jest z innego świata, z czasu, gdy ludzie starali się wyglądać i dobierać odpowiednie słowa.

Pan czasem czuje się królem życia?
Broń Boże! Ja najszczęśliwiej czuję się pod gruszą...

Akurat!
Ale w błękitnym garniturze! Jestem szczęśliwy pod gruszą, wtedy gdy piszę: następną powieść, nieraz opowiadanie, czasem wiersz… Teraz, myślę, w związku z tym filmem, wróci moda z dawnych lat. Moda na elegancję i klasę w doborze garderoby, ale czy to będzie moda na uczciwość, na kulturę, na klasę - wątpię.

Kiedyś filmy wyznaczały trendy w modzie. Obraz "Dziki" z Marlonem Brando nie pozostał bez wpływu na modę męską lat 50. Dżinsy i skórzana kurtka stały się czymś niezbędnym dla facetów, którzy chcieli podkreślić swoją męskość.
Trudno, żeby styl światu nadawali politycy czy biznesmeni, mody uczymy się od artystów, to są kolorowe ptaki. Dlatego mnie do życia inspiruje kino, po sklepach nie chodzę. Żonie powiedziałem, że do galerii handlowej pójdę dopiero wtedy, gdy otworzą tam kasyno.

Jak wyobraża Pan sobie garderobę Jepa?
Z dwadzieścia garniturów, kilkanaście marynarek, które łączy z jasnymi spodniami. W jego szafie wisi też frak, niegdyś wieczorowe, obowiązkowe ubranie eleganckiego mężczyzny. Ale umiejętność noszenia go uwidacznia się podobno dopiero w trzecim pokoleniu. O tym jest moja jeszcze niewydana książka pt. "Frak w pierwszym pokoleniu", gdzie próbowałem ubierać we fraki nowobogackich w latach 90. Żeby dobrze wyglądać we fraku, trzeba umieć go nosić. A tego nie można nauczyć się na kursach. Wciąż zastanawia mnie, skąd Jep brał fundusze na miarowych włoskich krawców. Bo to są straszne pieniądze! Znałem kilku włoskich mistrzów krawiectwa, utrzymywałem stały kontakt z cechem krawców genueńskich. Nieraz mnie przepędzali, bo za długo przypatrywałem się, jak pracują. Nawet robiłem notatki!

Jak Jep nosi Pan - w kieszonce marynarki - poszetkę.
I tak jak on, latem, uwielbiam jasne skarpetki do brązowych butów.

Kiedyś byli "eleganci", co to nosili do garnituru białe skarpety frotte.
Lata 90. Pamiętam, jak podjeżdżali bmwuchami pod mój zakład. Na nogach mieli buty z frędzlami. Kazali sobie szyć fraki… Mówili o mnie: Ty jesteś nasz! Raz jeden mój pracownik przeglądał gazetę, woła mnie: Szefie, nasz klient! Patrzę, a to bohaterowie napadu na bank...

Kiedy Pan wkłada tę ceglastą marynarkę, to...
Staram się nie pamiętać, że mam ją na sobie. Ale ludzie oczu nie mogą oderwać i mi o tym przypominają.

Przyjdzie czas na żółtą?
Przyjdzie czas żółtej marynarki na każdego, kto choć trochę jest Jepem. Są tacy. Mimo dojrzałego wieku - zawsze młodzi. Potrafią nonszalancko nosić poszetkę, na pewno ładnie pachną.

Jep ładnie pali papierosy...
Niestety, bardzo mu z tym do twarzy. Nic dziwnego, że nie może opędzić się od kobiet. Rzadko widuje się takich mężczyzn. Standard to ten nieogolony, w za dużej marynarze o przydługich, tzw. polskich rękawach, w portkach zwisających na buty. Wyczuwam ich na odległość. Kiedy taki wchodzi do mojego zakładu, wystarczy jeden rzut oka, by wiedzieć, że wyjdą stąd osobno: on i garnitur.
[email protected]

Treści, za które warto zapłacić! REPORTAŻE, WYWIADY, CIEKAWOSTKI

Zobacz nasze Magazyny: REJSY, HISTORIA, NA WEEKEND

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na dziennikbaltycki.pl Dziennik Bałtycki