Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Jan Brzechwa: Ballada o tkaczce dziwaczce

Jarosław Zalesiński
Ilustracje do tej propagandowej wierszowanki robił Jan Marcin Szancer. Jak podaje wikipedia jego imię noszą trzy szkoły w Polsce
Ilustracje do tej propagandowej wierszowanki robił Jan Marcin Szancer. Jak podaje wikipedia jego imię noszą trzy szkoły w Polsce
Kto zna stalinowskie wiersze Jana Brzechwy, o które była ta cała awantura? Trud ich odszukania i przeczytania zadał sobie Jarosław Zalesiński.

Naszywkę na szkolnym sztandarze, zakrywającą imię i nazwisko Jana Brzechwy, można było nareszcie odpruć. Poeta jest już pełnoprawnym patronem SP 84 w Kiełpinie. - Niepotrzebne było całe to zamieszanie - skomentował minione błędy i wypaczenia prezydent Gdańska Paweł Adamowicz. Rada Miasta w przeszłości najpierw odebrała, a potem przywróciła szkole prawo noszenia imienia autora "Pchły Szachrajki". Zamieszanie wynikło z tego rzeczywiście potężne, na całą Polskę.

Poszło o w sumie dziewięć, jak się doliczyłem, książek i książeczek, zapełnionych wierszami i tekstami satyrycznymi, wydanych w latach 50. ("Wierszy wybranych" z 1955 roku nie liczę). Książek, które są dobrą ilustracją i losów samego Brzechwy, i dziejów polskiego stalinizmu.
Brzechwa, właściwie Jan Lesman, przeżył całą okupację w Warszawie. Imał się drobnych prac, wydawał też "w drugim obiegu" swoje wiersze dla dzieci - w czasach okupacyjnej nocy okazały się one poszukiwanym towarem. O śmierć się otarł raz, w czasie powstania, gdy żołnierze AK omyłkowo wzięli go za hitlerowskiego dostojnika. Po wojnie trafia do Łodzi, gdzie rzuca się w wir nowych spraw. Jest bardzo aktywny, zostaje nawet pierwszym prezesem Związku Literatów Polskich. Wydaje najpierw szopkę polityczną, a w 1947 roku "Palcem w bucie. Wiersze satyryczne", tomik, w którym się odbija ówczesne życie zebranych w Łodzi pisarzy:

Mieszkam w domu literatów:
Uzbierałem trochę gratów -
Stół, patelnię, globus, suszkę,
Trzy doniczki i poduszkę,
Gąbkę, łóżko z materacem,
Czas rozpocząć wreszcie
pracę.

Ważniejszy od żartobliwych opisów zmagań ludzi pióra, dopasowujących się do wymagań cenzury i biegających z zebrania na zebranie, jest wiersz "Marianowi Hemarowi - odpowiedź". Hemar, przed wojną podobnie jak Brzechwa autor tekstów kabaretowych, pozostał w Londynie i stamtąd oskarżał Brzechwę i jemu podobnych krajowych literatów z tego samego paragrafu kolaboracji, z którego obwiniany jest Brzechwa i dzisiaj. Brzechwa w wierszu odpowiada na to, że inaczej niż Hemar przeżył piekło niemieckiej okupacji, wie, że "gdyby "żołdak" sowiecki nie przyszedł, broń Boże,/Któż by z nas się nie dusił w gazowej komorze?", wie też, że nie zmieni geografii "tej części Europy". "Marianowi Hemarowi - odpowiedź" i dziś można czytać jak wykład życiowej filozofii tych wszystkich, którzy po 1945 roku postanowili się włączyć w budowanie nowego ustroju. Dla tych, którzy szli do lasu albo pozostali w Londynie, było to zdradą Polski, kolaboracją z nowym okupantem. Kompromis kompromisowi jednak nierówny. Można było wybierać życie na powierzchni, nie robiąc rzeczy haniebnych. Jak to wyglądało w przypadku Brzechwy?
Okres względnej swobody, z której korzysta także Brzechwa ("swoboda" nie dotyczy oczywiście tych, którzy trafiali do więzień), trwał w Polsce do roku 1948, do zjazdu zjednoczeniowego PPR i PPS. Rok później na zjeździe pisarzy w Szczecinie został oficjalnie zadekretowany socrealizm. Jan Brzechwa z satyryka gładko się wówczas zmienia w gorliwego agitatora. Oto np. wiersz "Nowa Huta".

Niech mnożą się traktory,
które zaorzą pola,
Niech mnożą się maszyny
i książki, i przedszkola,
A jeszcze stal i węgiel. I znowu
stal i węgiel!
Górnicy i hutnicy kują naszą
potęgę.
Nie masz granicy szczęścia,
gdy tworzy się epoka:
Płucom oddech szeroki,
młodym droga szeroka,
Przyszłość należy do tych,
czyja wola niezłomna,
Drogę wskazał nam Stalin
- chwała mu wiekopomna!
Świat nowy budujemy
od podstaw, od podwalin -
Sta-lin!
Sta-lin!!
Sta-lin!!!

Z dużym jadem wypisuje Brzechwa satyry czy to na sanacyjną Polskę (którą skądinąd przed 1939 rokiem w swojej poezji gloryfikował), czy na zachodnich imperialistów:

Na wydziałach psychiatrycznych
Wszystkich państw demokratycznych
Warto nad tym się pogłowić,
Jak uleczyć, jak uzdrowić,
Tych kopniętych w mózg
rektorów,
Zwyrodniałych profesorów,
Imbecylów atomowych
Ludobójców wodorowych...

Całkiem często w tych produkcjach socrealistycznej muzy słychać echa dziecięcej twórczości Brzechwy, co daje niezamierzony efekt humorystyczny. "Ballada o tkaczu i tkaczce" np. to opowieść o miłości tkacza do tkaczki dziwaczki, miłości długo nieskonsumowanej, gdyż tkaczka

Od siebie wciąż go pędzi precz,
Uczuciom każe stygnąć:
"Współzawodnictwo
- główna rzecz,
Wpierw musisz mnie
prześcignąć!"

Dopiero gdy młody tkacz wziął się w garść i we współzawodnictwie pracy pobił rekord tkaczki o "przeszło dziesięć procent"

Tu tkaczka rzekła: "A no, cóż,
Tak tkaczki się zwycięża!"
I nie stawiała przeszkód już,
I wzięła go za męża.

Za to pewną grozą wieje dziś od "Koreańskiej piosenki", którą Brzechwa uczcił wybuch wojny koreańskiej:

Mac Arthur się biesi,
Złoszczą się jankesi,
Uciekają w trwodze
Gubiąc się po drodze.
Już są pogrzebani
W rowach pod Phenianem -
Gdzież są es-esmani
Ze swym Guderianem?
Lud przy Kim-Ir Senie
Stoi niewzruszenie.

Wiersze Brzechwy w niczym nie odbiegają od socrealistycznego kanonu, i w formie, i w treści. Można by je dziś wstawić do Desy jako dobry przykład stylu lat 50. Nawet całkiem już kuriozalna książeczka "Stonka i Bronka", wierszowana opowiastka o żarłocznej rodzinie stonek, zrzuconej na polskie kartofliska z samolotów przez Jankesów, ma swoje odpowiedniki w tamtej publicystyce. Nie kto inny jak Tadeusz Borowski, autor genialnych opowiadań obozowych, w artykule "Pierwszy dzień wojny w Korei" z całą powagą dowodził, że Amerykanie dopuszczają się dywersyjnych zrzutów stonki na wschodnioniemieckie pola. Satyryczne teksty Brzechwy, odpowiadając na kolejne zamówienia, chłostały Trumana i Tito, chuligana i bikiniarza, emigranta, spekulanta i kułaka. Jego szopki, które cytować by tu można w nieskończoność, to spis postaci i tematów ze stalinowskiego propagandowego ABC.

Gorliwy lizus zatem? Gloryfikator Stalina, takiego samego zbrodniarza jak Hitler? Pod takim pręgierzem ustawili Brzechwę ci gdańscy radni, którzy oprotestowali pomysł, by poeta patronował polskim dzieciom, uczącym się w demokratycznej Polsce. W tamtych latach sprawy nie miały się jednak aż tak prosto. Literaci podlegali równie bezwględnemu nadzorowi jak zwykły obywatel, nawet drobne odchylenie od obowiązującej linii groziło niewiadomymi konsekwencjami. Symptomatyczna może być sytuacja, w jakiej znalazł się Jan Brzechwa w 1950 roku. Na jednym z literackich zebrań ujął się za kolegą po piórze, któremu zarzucono, że w czasie okupacji denuncjował Żydów. Brzechwa wiedział, że sprawy miały się dokładnie na odwrót, więc zabrał głos. Nie domyślał się, że ów kolega podejrzewany jest o inne jeszcze burżuazyjne odchylenia i tak czy tak przewidywany jest do odstawki. Brzechwa musiał się od niego potem odciąć, zmuszono go też do złożenia samokrytyki, w której prosił partyjną egzekutywę, by pomogła mu "w zdobyciu prawdziwej, partyjnej postawy". Gdyby tego nie zrobił, bez problemu mógłby zostać uznany za "wroga ludu".
Brzechwę obciąża dziś bardziej to, że nigdy się ze swej gorliwości w latach 50. nie wytłumaczył. Zwyczajnie zatarł za sobą ślady. W antologii jego wierszy z 1957 roku widnieje np. jeszcze wiersz "Apostrofa", w którym cichych krytyków stalinowskiej rzeczywistości opisywał jako tych, którym "ślina wytryska jak zatruty strumień", ale w wyborze z 1959 roku tego wiersza nie ma, nie mówiąc już o "Nowej Hucie", z apostrofą do Stalina. Z lat 50. we wszystkich późniejszych wyborach wierszy Brzechwy pozostają dość w gruncie rzeczy niewinne satyryczne obrazki. Jak o nich napisał Marian Piechal po wydaniu "Palcem w bucie": "dobrotliwość i ironia to dwie stałe cechy twórczości Brzechwy". "Dobrotliwość i ironia" - takim właśnie znamy dziś Jana Brzechwę.

Jednym to wystarcza, by Brzechwę klasyka usprawiedliwiać z jego socrealistycznego epizodu. Z pewnością w żaden sposób epizod ów nie pozbawia go chwały najlepszego polskiego poety piszącego wiersze i książki dla dzieci. A czy nie przeszkadza w tym, by jego nazwisko znalazło się na szkolnym sztandarze?

Tak się złożyło, że w tym samym mniej więcej czasie innej pomorskiej podstawówce w Podjazdach nadano imię Inki, czyli Danuty Siedzikówny, sanitariuszki oddziału AK, ofiary mordu sądowego UB w 1946 roku. Prawdopodobnie w tym samym roku Brzechwa napisał "Balladę o dwóch facetach", kpinę z propagandowych postulatów, by skończyć z drastycznym relacjonowaniem zbrodni á la prasa przedwojenna. Brzechwa na przekór opisał więc w wierszu dwóch bandziorów, którzy m.in.

W mieście bojąc się odwetu,
Na noc szli do N. S. Ze-tu,
I szerzyli terror w lesie,
Jak to pisze się w "Expresie".

Dwoje patronów, dwie postawy. Jedni bezsensownie ginęli, drudzy się przystosowywali. Czy ich racje możemy stawiać na tym samym poziomie?

Biografia

Jan Brzechwa (wł. Jan Wiktor Lesman), 1898-1966. Pseudonim literacki wymyślił mu kuzyn - poeta Bolesław Leśmian. Z wykształcenia prawnik, specjalista od prawa autorskiego, stał się jednym z najwybitniejszych polskich twórców literatury dla dzieci. Autor m.in. "Akademii Pana Kleksa", "Kaczki Dziwaczki" i "Szelmostw Lisa Witalisa". Tłumaczył także poetów rosyjskich, m.in. Puszkina i Jesienina.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na dziennikbaltycki.pl Dziennik Bałtycki