Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Jak utopiono tramwaje wodne. Rozmowa z prezesem Żeglugi Gdańskiej

Jacek Sieński
Z Jerzym Latałą, prezesem Żeglugi Gdańskiej, rozmawia Jacek Sieński.

- W tym sezonie żeglugowym po raz pierwszy nie wyruszy na regularne linie, wiodące przez Zatokę Gdańska, żaden trójmiejski tramwaj wodny. Jakie były początki funkcjonowania tych linii?
- Linie tramwajów wodnych, prowadzące z Gdańska do Sopotu i Helu oraz z Gdyni do Helu i Jastarni, uruchomiono w 2006 roku z inicjatywy władz samorządowych Gdyni, Gdańska i Sopotu. Był to pierwszy w Polsce projekt komunikacji wodnej i najbardziej rentowny, gdy chodzi o miejski transport pasażerów. Do ich obsługiwania władze tych miast wybrały, na drodze przetargów, naszą firmę. Na linie tramwajowe skierowaliśmy trzy katamarany pasażerskie, a jeden pozostawał w rezerwie, aby w razie awarii jakiegoś z tych statków, nie dopuścić do wstrzymania rejsów. Tym bardziej, że umowy z miastami zobowiązywały nas do ścisłego przestrzegania rozkładu jazdy tramwajów, a w przypadkach opóźnień przekraczających 15 minut czy odwołania kursu groziły nam kary umowne.

- Jak likwidowano poszczególne linie tramwajowe, bowiem nie zrobiono tego jednocześnie?

- Najpierw, bo już w roku 2009, z dofinansowania linii F 3 , między Gdańskiem a Sopotem, zrezygnowały władze tego drugiego miasta. Można to zrozumieć, bo do sopockiego kurortu bez problemów dojeżdża się koleją SKM lub samochodem. W 2012 roku gminy Hel i Gdańsk przestała dopłacać do linii F 1, prowadzącej z Gdańska do Helu. Natomiast w tym roku z dofinansowania linii Gdynia - Jastarnia wycofały się Jastarnia, Gdynia i Urząd Marszałkowski Województwa Pomorskiego. Decyzje te są dla mnie zupełnie niezrozumiałe i irracjonalne. Zmarnowano dorobek siedmiu lat, pozbywając się jedynych tanich i ekologicznych połączeń Gdańska oraz Gdyni z Półwyspem Helskim. Stracili przede wszystkim mieszkańcy Trójmiasta, a także - turyści i dzieci przebywające na koloniach nad morzem. Mogli oni nie tylko dostać się szybko statkami na mierzeję, ale i przewozić nimi rowery, za symboliczną opłatą 2 złotych i korzystać z sieci helskich ścieżek rowerowych. Tramwaje wodne stały się bardzo popularne i uznawano je w całym kraju, jako dużą atrakcję turystyczną Trójmiasta.

- Jaki mógł być powód likwidacji linii tramwajów wodnych?

- Uważam, że stało się to w ramach szukania przez władze samorządowe miast oszczędności, bez przeanalizowania ich skutków. Te same władze dopłacają po kilkadziesiąt milionów rocznie do komunikacji miejskich. Dofinansowanie tramwajów wodnych przez Gdańsk i Gdynię, wysokości ponad 2 milionów złotych, stanowiło więc wydatek do zaakceptowania. Ich likwidacja, a szczególnie ostatnio linii Gdynia - Jastarnia, było strzałem we własna nogę samorządu Jastarni. Wstrzymał on dotację wysokości 200 tysięcy złotych, pozostawiając Gdynię samą, gdy chodzi o dofinansowanie tej linii. Tymczasem dzięki tramwajowi Jastarnię, a tym samym Mierzeję Helską, w ubiegłorocznym, dwumiesięcznym sezonie letnim odwiedziło prawie 100 tysięcy turystów. Oznacza to, że tyle osób nie musiało jechać samochodami przez Puck i Władysławowo na Półwysep Helski i stać godzinami w wielokilometrowych korkach, tracić czas i zatruwać spalinami środowisko. Każdy z turystów wydał w Jastarni przynajmniej 5 złotych na lody. Zyskiwali więc także mieszkańcy miasta, prowadzący sklepy, punkty gastronomiczne, restauracje, dyskoteki czy wypożyczalnie sprzętu nurkowego i wodnego. Z kolei liczni wczasowicze przebywający w Jastarni mogli szybko dostać się do Trójmiasta. Jeszcze więcej stracił Hel, do którego tramwajami przypływało w sezonie do 500 tysięcy pasażerów.


- Czy Pana przekonanie o tym, iż należy utrzymać połączenia tramwajowych na zatoce, nie wynikają z tego, że statki wycieczkowe Żeglugi Gdańskiej, pływające jako tramwaje, miały zapewnione stałe zatrudnienie, a firma - przychody?

- Jestem pasjonatem żeglugi pasażerskiej, z którą zetknąłem się już na praktykach zawodowych, będąc jeszcze uczniem Technikum Żeglugi Śródlądowej we Wrocławiu. Dlatego też zależy mi na jej rozwijaniu, a nie - zwijaniu. Zatoka Gdańska, osłonięta od otwartego morza półwyspem i z leżącymi na nią atrakcyjnymi miastami, ma znakomite warunki, sprzyjające regularnemu kursowaniu po niej tramwajów wodnych, pełniące rolę przede wszystkim środka komunikacji. Wielka szkoda, ze warunków tych już się nie wykorzystuje. Linie tramwajów wodnych nie musi obsługiwać nasza firma. Mogłyby to robić spółki miejskie, transportowe albo nowo utworzone - żeglugowe. Miasta i wojewódzkie władze samorządowe mają możliwość opracowania odpowiednich projektów i skorzystania ze wsparcia z funduszy Unii. My damy sobie radę na rynku żeglugowym bez obsługiwania linii tramwajowych. Utrzymujemy stałe połączenie Gdynia - Bałtyjsk, a w sezonie na różne inne trasy wyruszą katamarany i mniejsze wycieczkowce. Eksploatujmy też flotyllę 5 statków handlowych, pływających z ładunkami pomiędzy portami europejskimi. W ubiegłym roku uruchomiliśmy tramwaj wodny na linii z Gdańska do Helu, ale jest to przedsięwzięcie komercyjne. Bilet kosztuje nie 10 złotych jak dawniej, a 35 złotych. Za przewóz roweru trzeba zapłacić 5 złotych. Ceny te wynikają z wysokich kosztów eksploatacji statków. Żaden prywatny armator nie jest w stanie samodzielnie finansować tramwajów, które przewoziłyby pasażerów taniej. Nasomiast całkowicie zrezygnowaliśmy z obsługiwania linii Gdynia - Jastarnia.

- Dziękuje za rozmowę.

Treści, za które warto zapłacić!
REPORTAŻE, WYWIADY, CIEKAWOSTKI


Zobacz nasze Magazyny: REJSY, HISTORIA, NA WEEKEND

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na dziennikbaltycki.pl Dziennik Bałtycki