Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Jak rodzina z Otomina wyszła cało z ,,Piekielnego hotelu" [ZDJĘCIA]

Dorota Abramowicz
Zanim w hotelu Otomin, prowadzonym przez Urszulę i Stanisława Frankowskich oraz ich córkę Katarzynę i zięcia Dariusza Stangreckich (prezentujemy na zdjęciach) pojawiła się Małgorzata Rozenek, sytuacja w firmie była nie najlepsza. A w rodzinie, co przyznają dziś zgodnie Ula i Kasia - napięta. I jak zwykle w takich przypadkach bywa, złożyło się na to wiele niezależnych przyczyn...

Przed laty plany państwa Frankowskich były opracowane w najdrobniejszych szczegółach: kupujemy hotel, ciężko pracujemy, rozkręcamy interes przy pomocy dorosłych dzieci, a potem stopniowo przekazujemy go w ich ręce. Wszystko runęło, gdy w wypadku zginął ich syn.

- Rodzice stracili sens życia - powiedziała w telewizyjnym programie Kasia. Ciężar prowadzenia firmy spadł na barki jej męża, Dariusza. Wcześniej - instruktora żeglarstwa. Problemy narastały.

- Pewnego grudniowego dnia siedzieliśmy przed telewizorem, gdy pojawiła się reklama nowej produkcji TVN, ,,Piekielnego hotelu" - wspomina Katarzyna. - Dobrze znałam program ,,Hotel Hell" z Gordonem Ramseyem, obejrzałam chyba wszystkie odcinki. W Polsce czegoś takiego jeszcze nie było. Znaliśmy za to zupełnie inny program, ,,Kuchenne rewolucje" z Magdą Gessler, który pomógł wielu restauratorom. Długo się nie zastanawiałam, postanowiłam wysłać zgłoszenie.

Od tego momentu wszystko potoczyło się błyskawicznie. Tuż po Bożym Narodzeniu odezwała się pani z produkcji programu. Kasia musiała odpowiedzieć na dziesiątki pytań.

- Na koniec usłyszałam - odezwiemy się - wspomina Katarzyna. - Po godzinie odebrałam kolejny telefon, że dzień przed sylwestrem pojawią się u nas goście z programu. To był trudny czas na niezapowiedzianą inspekcję, przygotowywaliśmy bal na 180 osób. Ale oczywiście zgodziliśmy się.

Tuż po sylwestrze nadeszła wiadomość - hotel Otomin został wybrany na bohatera pierwszego odcinka ,,piekielnego programu". Pytane o radę koleżanki Katarzyny, pracujące w działach marketingu i PR, odpowiadały: - Trzeba w to iść. Podobna szansa może się nie powtórzyć.

Małgosiu, to nie ten program...

Zanim ekipa telewizyjna na sześć dni zamieszkała nad Jeziorem Otomińskim, trwało - o czym właściciele dowiedzieli się dopiero później - sprawdzanie hotelu. Pojawili się - incognito - goście, którzy sprawdzali czystość pokoi, zachowanie personelu, jakość posiłków. W ramach testu przychodziły maile z pytaniem o rezerwację miejsc, oceniano, w jakim czasie zostanie nadesłana odpowiedź. - Raz się zdarzyło, że odpisaliśmy dopiero po 24 godzinach - wspomina Urszula Frankowska, która przyznaje, że późniejsze wysłuchanie ,,na wizji" serii zastrzeżeń nie było komfortowym doświadczeniem.

Kasia podchodzi jednak do sprawy z większym dystansem. - Od początku wiedziałam, czego się spodziewać - mówi. - Format programu polega na wyszukaniu wszystkich niedociągnięć, najpierw prowadzący musieli pokazać nam, co jest nie tak. Trzeba było się z tym pogodzić.

Pogodzenie się było tym łatwiejsze, że Małgorzata Rozenek okazała się bardzo sympatyczna, bezpośrednia, pozbawiona sztuczności. Zdarzały się jednak momenty, gdy wychodziła z niej poprzednia rola ,,perfekcyjnej pani domu". - Kiedy z rozmachem wyrzuciła brudny dywanik, usłyszała od pani reżyser ,,Małgosiu, to nie ten program..." - wspomina Ula.
Choć nie były to ,,Kuchenne rewolucje", telewizyjna ekipa oceniła także hotelowe jedzenie. Zastrzeżeń nie było - menu sporządzone przez szefa kuchni, Grzegorza Fularczyka (mającego za sobą m.in. doświadczenie kierowania kuchnią w sopockim hotelu Sheraton) zachwyciło gości z Warszawy, a Małgorzata Rozenek wręcz stwierdziła, że to kuchnia daje hotelowi nadzieję.

- Postanowiliśmy to wykorzystać - Katarzyna Stangrecka kładzie na stole kartę potraw zatytułowaną ,,Piekielne menu". - Będziemy oferować naszym gościom cały ,,rybny zestaw" - od zakąski, przez zupę, po danie główne z deserem śliwkowym, który tak bardzo smakował Małgosi Rozenek.

Konflikt w tle

Program zapewne nie ściągnąłby przed ekrany dużej widowni, gdyby pokazywano jedynie pokoje hotelowe i pracę szefa kuchni. Dla widzów najciekawsza jest opowieść o ludziach - z ich historią, emocjami, wzajemnymi zależnościami.

- Taka była umowa - stwierdza krótko Katarzyna. - Mamy świadomość, że w tego typu programach akcja musi toczyć się wartko, że trzeba wyraźnie zarysować postaci.

Do Otomina wraz z ekipą telewizyjną przybyły dwie panie psycholog. Podczas rozmów z pracownikami i właścicielami hotelu (umawiano się z każdym osobno) szukały mniej lub bardziej widocznych konfliktów. To po ich sugestiach w sali bilardowej doszło do konfrontacji dwóch ,,samców alfa" - teścia i zięcia. Panowie szczerze i bez owijania w bawełnę porozmawiali o sprawach finansowych.

Trudno też było uniknąć rozmowy o Stasiu, tragicznie zmarłym bracie Katarzyny. Chociażby dlatego, że do wypadku doszło zaledwie trzy miesiące po zakupie przez rodzinę hotelu. Wypadek sprawił, że wszystkie wcześniejsze plany legły w gruzach. Pogrążeni w smutku rodzice nie byli w stanie skoncentrować się na pilnowaniu rodzinnego interesu, a obecne kłopoty hotelu pośrednio mają swój początek w dramacie sprzed lat...

- To bolesny temat, ale nigdy tego, co się stało, nie ukrywaliśmy - słyszę od właścicieli hotelu.
Jedno jest pewne - program nie pogorszył relacji w rodzinie. Za to pomógł naprawić wcześniejsze błędy, wpływające na jakość usług hotelowych.

Po naprawie

Rewolucja w hotelu Otomin zaczęła się od zmiany wystroju jednego z pokoi (jest super, pokazano nam, w jakim kierunku powinniśmy iść - mówi Kasia) i położeniu na ścianie nowej elewacji. Ekspert poradził, by hotel, położony nad jeziorem, z zapleczem przygotowanym na wizyty rodzin z małymi dziećmi, z kilkudziesięcioma miejscami noclegowymi, nastawił się na imprezy integracyjne i wesela. W tym punkcie akurat nie była to zbyt odkrywcza rada.

- Już teraz organizujemy rocznie około 30 wesel - twierdzi Katarzyna. - Nie wykluczam, że po programie będzie ich jeszcze więcej. Od poniedziałku wszystko się ruszyło - odbieramy kolejne telefony od par zainteresowanych imprezami weselnymi.
Najważniejszą jednak zmianą był zgodny wybór nowego kierownika hotelu. Władza przeszła w kobiece ręce, a męża na stanowisku ,,szefa wszystkich szefów" zastąpiła Katarzyna.

- Do tej pory każdy z nas chciał czegoś innego - mówi Urszula, spoglądając na córkę. - Musi być ktoś, kto będzie podejmować decyzje.

- Na pewno łatwiej porozumiem się z rodzicami niż Darek - uśmiecha się młoda kobieta. - A i z Darkiem lepiej się dogadam niż rodzice. Wprawdzie jako mama trójki małych jeszcze dzieci mam dużo obowiązków, ale już rodzina zadeklarowała pomoc. Zresztą dzieci w naszym hotelu są szczególnie dobrze widziane. Urządziliśmy dla małych gości specjalną salę zabaw przy restauracji.

Kasia dobrze wie, że trzeba przede wszystkim wykorzystać szanse, jakie daje hotelowi bezpłatna reklama w popularnym programie telewizyjnym. Postanowiła wydrukować papierowe podkładki pod talerze ze zdjęciami wykonanymi podczas kręcenia ,,Piekielnego hotelu", a na stronie internetowej hotelu Otomin pojawiło się hasło ,,Piekielne ceny, niebiański standard".

- Jestem pełna optymizmu - mówi Katarzyna Stangrecka. - W recepcji ciągle dzwoni telefon. Teraz może być tylko lepiej.

Treści, za które warto zapłacić! REPORTAŻE, WYWIADY, CIEKAWOSTKI

Zobacz nasze Magazyny: REJSY, HISTORIA, NA WEEKEND

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na dziennikbaltycki.pl Dziennik Bałtycki