Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Jak noblista z noblistą. Chwinowie o relacji Lecha Wałęsy i Czesława Miłosza ROZMOWA, ARCH. ZDJĘCIA

rozm. Barbara Szczepula
Miłosz bał się takiego Wałęsy, jakiego zobaczyliśmy, gdy był prezydentem. Źle oceniał tę prezydenturę
Miłosz bał się takiego Wałęsy, jakiego zobaczyliśmy, gdy był prezydentem. Źle oceniał tę prezydenturę Stanisław Składanowski
Co Czesław Miłosz myślał o Lechu Wałęsie? A co Lech Wałęsa myślał o Czesławie Miłoszu? Jak wyglądała wizyta poety w stoczni w lecie 1981 roku? Z Krystyną i Stefanem Chwinami rozmawia Barbara Szczepuła.

Czy Czesław Miłosz lubił Lecha Wałęsę?
Stefan Chwin: - Zależy kiedy. Jego postawa wobec Wałęsy zmieniała się. W Sierpniu'80 myślał o nim z prawdziwym zachwytem. Gdy spotkali się w 1981 roku na dziedzińcu KUL w Lublinie, miał może nawet coś w rodzaju kompleksu Wałęsy. Zwracał się do niego per "wodzu"…

"Prawdziwy wodzu, niech mi pan wierzy, że bardzo pana uwielbiam" - tak powiedział.
SCh. - Na co Wałęsa odpowiedział szarmancko: "Ja wcześniej zacząłem pana uwielbiać. Uczyłem się trochę na pańskich wzorach.(…) I my wszyscy".

Miłosz nie pozostał mu dłużny: "W każdym razie jeśli tak zwana współpraca intelektualistów i robotników jest rzeczą ważną, to nie trzeba, żeby intelektualiści przeceniali swoją rolę".
SCh. - Wymieniali komplementy. Wałęsa chwalił się, że kiedyś esbecy zatrzymali go na 48 godzin za kolportowanie wierszy Miłosza. Gdy w 1981 roku poeta przyjechał do Polski, już jako laureat literackiej Nagrody Nobla, jego wiersze pojawiły się oficjalnie w księgarniach (choć częściowo ocenzurowane). To było dla niego niezwykle ważne. Był za to wdzięczny Solidarności.

A jednocześnie - jak piszecie - wcale się nie palił, by przyjechać do Gdańska, choć wszyscy tu na niego czekali.

Krystyna Chwin: - Obawiał się, że zostanie mu narzucona rola poety narodowego, a chciał pozostać niezależny.
SCh: Nie tylko to. Opowiadała nam Renata Gorczyńska, która wówczas była jego sekretarką, z jakimi oporami myślał o przyjeździe do Polski. Ciągle jeszcze niejasny był wówczas jego status prawny. W 1951 roku, w apogeum stalinizmu, jako peerelowski dyplomata zdecydował się pozostać na Zachodzie… W tamtych czasach było to traktowane jako zdrada stanu.
KCh: - W 1976 roku uznano go w Polsce za persona non grata, a dopiero na trzy tygodnie przed przyjazdem do Polski w 1981 roku wykreślono z listy osób niepożądanych.

Polacy przyjęli go jak króla. "Ta korona spada mi na oczy, jest za duża" - bronił się.
SCh: - Żaden poeta nie był tak fetowany! To było prawdziwe święto. W Sali BHP wywieszono transparent "Lud da siłę swojemu Poecie", napisany solidarycą! Pod pomnikiem zebrała się 16 czerwca 1981 roku wielka rzesza ludzi. Byli Wałęsa, Danuta Wałęsowa, prałat Jankowski, dyrektor Gniech i tysiące fanów Solidarności.
KCh: Z tej okazji wydano zbiór wierszy Miłosza, który przygotował i wydrukował w stoczni Andrzej Dorniak, a od strony graficznej opracowali go Krystyna i Jerzy Janiszewscy, autorzy znaku "Solidarność". Miłosz spotkał się z drukarzami. Sprzedano wtedy dwa tysiące tomików i do dobrego tonu należało przechadzanie się po stoczni z tą książką pod pachą. Oczywiście z autografem autora, bo Miłosz chętnie je podpisywał.

Stoczniowcy musieli czytać te wiersze, bo fragment "Który skrzywdziłeś człowieka prostego" znalazł się na pomniku Poległych Stoczniowców. Czyj to był pomysł?
KCh: - Dziś wiele osób przypisuje sobie tę zasługę. Najprawdopodobniej był to ktoś z członków Społecznego Komitetu Budowy Pomnika. Znamienne też, jaka inskrypcja znalazła się na wstędze wieńca, który Miłosz złożył pod pomnikiem. "Oby nigdy brat nie strzelał do brata". Te słowa wpisał też do księgi pamiątkowej. Chciał jakby uzupełnić ogólne przesłanie pomnika, jeśli za takie przesłanie uznamy treść wiersza "Który skrzywdziłeś".

Piszecie, że Miłosz nie bardzo był zadowolony, iż fragment wiersza "Który skrzywdziłeś człowieka prostego" znalazł się na pomniku. Przeprowadziliście całe śledztwo w tej sprawie...
SCh:
To w istocie skomplikowana sprawa. Miłosz wielokrotnie dystansował się od tego wiersza. Napisał go w latach pięćdziesiątych jako odpowiedź na doświadczenia stalinizmu, a nie, jak sądzą niektórzy, po masakrze grudniowej. Nie lubił go i nie cenił. Uważał, że ten wiersz nazbyt go określa jako pisarza politycznego.

I ten nielubiany wiersz stał się najbardziej znany!
SCh: Gdy przedstawiciele Społecznego Komitetu Budowy Pomnika zwrócili się do niego z prośbą o wiersz, Miłosz wysłał im zamiast wiersza cytat z psalmu: "Pan da siłę swojemu ludowi/Pan da swojemu ludowi błogosławieństwo pokoju".
KCh: - W grudniu 1980 roku sytuacja stała się dramatyczna: słowa psalmu umieszczono na murze, wiersz jest odlany w brązie, za dwa czy trzy dni ma nastąpić montowanie pomnika, a komitet orientuje się, że nie ma zgody autora! Piękna jest historia o "międzynarodówce telefonistek". Gdy zaczęto szukać Miłosza, okazało się, że akurat jest w Sztokholmie, gdzie ma odebrać Literacką Nagrodę Nobla i kontakt z nim jest niemożliwy. Wtedy pomogły panie z centrali międzynarodowej, które z pomocą swoich szwedzkich koleżanek ustaliły, w którym hotelu poeta mieszka i połączyły go z parafią świętej Brygidy, gdzie siedzieli zdenerwowani przedstawiciele komitetu. Czy w takiej chwili Miłosz mógł się nie zgodzić? Choć sformułowanie "zgodził się" nie jest dobre. Lepsze byłoby: "nie wyraził sprzeciwu".

Gdy Miłosz przyjechał do Gdańska, na pomniku był i fragment wiersza, i psalmu. Dało mu to satysfakcję?
SCh:
- Według relacji Grzegorza Borosa, gdy podeszli do pomnika, Miłosz wykrzyknął: "O, mój wiersz »Który skrzywdziłeś człowieka prostego« w brązie odlany!". Członkowie komitetu zrezygnowali z umieszczenia ostatniej, najbardziej drastycznej zwrotki: "Lepszy dla ciebie byłby świt zimowy/I sznur i gałąź pod ciężarem zgięta". Natomiast słowa NIE BĄDŹ BEZPIECZNY wypisano na płycie pomnika niezgodnie z oryginalnym tekstem wiersza wielkimi literami, nadając w ten sposób wierszowi Miłosza charakter pogróżki dla władz. Tymczasem Miłosz nie chciał, by jego teksty na pomniku miały charakter konfrontacyjny.
KCh: - Także jego wystąpienie w sali BHP nie w pełni było zgodne z oczekiwaniami stoczniowców. Miłosz stanowczo potępił profanacje pomników żołnierzy radzieckich, do jakich wówczas dochodziło w Polsce.

Mówiło się wtedy, że to były esbeckie prowokacje, a nie działania solidarnościowe.
SCh: - Dotarliśmy do teleksów Komitetu Centralnego PZPR, z których wynika, że partia przywiązywała ogromną wagę do możliwie jak najszerszego rozpowszechniania informacji na ten temat. Każda profanacja dokonana w najmniejszej nawet miejscowości była odnotowywana w ogólnokrajowych mediach. Chodziło o to, by przedstawić zwolenników Solidarności jako ludzi nieodpowiedzialnych, szalonych, chorych z nienawiści do Rosji. Podczas spotkania w sali BHP zdumienie i niedowierzanie uczestników wywołały słowa Miłosza o wdzięczności dla żołnierzy radzieckich, którzy polegli, wyzwalając Polskę spod okupacji niemieckiej i ratując życie milionom Polaków! To już zabrzmiało jak herezja. Niezależne Zrzeszenie Studentów protestowało w swoich gazetkach! Tymczasem Miłosz wypowiedział te słowa nie tylko do stoczniowców zgromadzonych w sali BHP. Kierował je także do opinii światowej. Jego wystąpienie rejestrowały dziesiątki mikrofonów i kamer telewizyjnych! Chciał pokazać światu, że Polaków nie napędza patologiczna nienawiść do Rosji, jak to przedstawiała antysolidarnościowa propaganda, ale pragnienie wolności i chęć pokojowego współżycia z narodami sąsiadującymi z Polską.

Piszecie, że Solidarność go zachwycała i przerażała jednocześnie. Przerażała?
SCh: - Bał się, że Solidarność może przekształcić się w ruch powstańczy. Opowiadał mi, że parę dni przed przyjazdem do Gdańska spotkał się ze studentami w klubie Stodoła w Warszawie i był przerażony patriotyczną euforią. Studenci domagali się, by zagrał ludowi pieśń wiodącą na barykady. To przemówienie w sali BHP miało być oliwą, którą lał na wzburzone fale solidarnościowego ducha.
KCh: - Natomiast w Sztokholmie, po odebraniu Nagrody Nobla, mówił o zagrożeniu sowiecką interwencją. Wypowiadał się na ten temat tak ostro, że zaniepokoił ambasadę ZSRR.

Wałęsa - twierdzicie - wpisał Miłosza do panteonu ojców założycieli Solidarności. Czy poeta był z tego koniec końców zadowolony?
SCh
: - Tu wracamy do stosunku Miłosza do Wałęsy. Im dalej, tym Wałęsa mniej mu się podobał.

Po przyznaniu Wałęsie Pokojowej Nagrody Nobla Miłosz przysłał mu telegram: "Lechu, to radosny dzień dla nas wszystkich".
SCh: - Noblista gratulował nobliście, bo co innego miał napisać? Ale bał się takiego Wałęsy, jakiego zobaczyliśmy, gdy był prezydentem. Źle oceniał tę prezydenturę.

Wcześniej jednak stwierdza: "Polska ma swoje bogactwa naturalne, może nie za wielkie, jednym z nich jest na pewno Wałęsa". I pisze wiersz "Do Lecha Wałęsy", w którym porównuje go do Kościuszki.
SCh: - Jak to ujawnił Andrzej Franaszek w swojej biografii Miłosza, wiersz powstał na zamówienie kobiety…
KCh: - Zresztą sam Miłosz mówił w wywiadach, że wiersz został napisany na zamówienie kobiety… Renata Gorczyńska natomiast opowiadała nam, że gdy Miłosz zatelefonował do niej i przeczytał jej wiersz "Do Lecha Wałęsy", poprosiła go, aby dał go do druku w "Nowym Dzienniku", w którym wtedy pracowała: "Trochę się wzdragał i być może stąd wzięła się ta legenda". Przeczytał go też w Radiu Wolna Europa w październiku 1982 roku. Potem jednak o wierszu wypowiadał się źle.

Czy to dobry wiersz? - pytam teraz Stefana Chwina - profesora literatury.
Pisał lepsze, ale i ten nie jest zły.

Przy okazji tych poszukiwań wykryliście, że na pomniku obok nazwisk poległych stoczniowców znajduje się nazwisko zabitego w grudniu 1970 r. przez tłum milicjanta Mariana Zamroczyńskiego. Wydawało mi się, że sporo wiem o tym, co działo się w Solidarności w Gdańsku, ale o nazwisku milicjanta na Pomniku Poległych Stoczniowców nie słyszałam.

SCh: - Nie wspominają o tym nawet przewodnicy oprowadzający wycieczki po stoczni. Według niektórych źródeł w grudniu 1970 roku Zamroczyński podczas szturmu demonstrantów na komendę milicji w Gdańsku zastrzelił jednego z demonstrantów, Józefa Widerlika i wtedy tłum rzucił się na niego...

Kto zdecydował o umieszczeniu jego nazwiska na pomniku?
KCh:
- Pewne jest, że sprzeciwiała się temu Anna Walentynowicz i część działaczy Solidarności. Inni argumentowali, że Grudzień '70 był tragedią narodową i ludzie ginęli po obu stronach. Ponieważ przedstawiciele Społecznego Komitetu Budowy Pomnika nie mogli się w tej sprawie porozumieć, pojechali do prymasa Wyszyńskiego. Powiedział dyplomatycznie mniej więcej tak: to piękny i chrześcijański gest, ale w związku z panującymi nastrojami lepiej się od umieszczania nazwiska milicjanta na pomniku na razie powstrzymać. Nie mogliśmy ustalić, kto w końcu zdecydował, że nazwisko Zamroczyńskiego, mimo wszystko, znalazło się na pomniku. Rozgorzał wtedy spór jak nazwać pomnik: "Poległych Stoczniowców" czy "Ofiar Grudnia". Anna Walentynowicz bała się, że komuniści będą manipulować nazwą. I miała rację, bo na przykład w "Głosie Wybrzeża" nagminnie pisano: "Pomnik Stoczniowców".
KCh: Nazwisko milicjanta nie mogło znaleźć się tam przez przypadek. Natrafiliśmy na dokument z nazwiskami, które znalazły się na tablicy pomnika. W dokumencie tym podano też ich zawody. Obok Zamroczyńskiego napisano "zatrudniony ZOMO Gdańsk, st. sierż. MO". Natomiast przygotowując płytę, zrezygnowano z umieszczania przy nazwiskach poległych ich zawodów. W ten sposób wybrano "wariant cichej prawdy". Nazwisko zabitego jest, ale nie ma żadnej informacji, że to nazwisko milicjanta.

Oboje szukaliście tych dokumentów?
SCh: - Szukaliśmy w archiwach państwowych, partyjnych, kościelnych i prywatnych. Ale to Krystyna ma prawdziwego "niucha" archiwistycznego. Bardzo ją za to cenię.

Czy Miłosz był pod pomnikiem, gdy przyjechał do Gdańska w latach dziewięćdziesiątych?

KCh: - Z nami tam nie chodził. Miał mnóstwo zaproszeń, był zmęczony i zdecydował, że nie będzie się z nikim spotykał. Przypominam sobie jednak, że wraz z marszałkiem Sejmu Maciejem Płażyńskim, którego bardzo cenił, i jego żoną Elżbietą jedliśmy kolację z Czesławem Miłoszem i jego żoną Carol. Udało mi się też namówić go na spotkanie z dziennikarzami.
Było bardzo interesujące, też byłam wtedy w hotelu Hansa. Ale właściwie dlaczego Solidarność wybrała Miłosza na swojego barda? W dodatku jakby wbrew niemu? Czy bardziej do tej roli nie nadawał się Zbigniew Herbert?
SCh: Rozważano też taką ewentualność. Znaleźliśmy dokument, który przysłała Solidarność Uniwersytetu Jagiellońskiego, z sugestią, by na pomniku umieścić zdanie z wykładu Herberta na Wawelu: "Poległym w walce o chleb". Zdecydowano się jednak na fragmenty wiersza Miłosza "Który skrzywdziłeś człowieka prostego".

Uważam, że to był dobry wybór. Znakomicie tu pasuje.
KCh: Podczas pobytu Miłosza w Gdańsku w 1981 roku zaprosił go też Tadeusz Fiszbach. Ale jako przewodniczący Wojewódzkiej Rady Narodowej, a nie pierwszy sekretarz KW PZPR! Myśleliśmy, że to taki kurtuazyjny gest, tymczasem władzom chodziło o stworzenie w społeczeństwie wrażenia, że Solidarności i opozycyjnym intelektualistom nie udało się Miłosza zawłaszczyć. Znaleźliśmy dokument partyjny zalecający wręcz, by Miłosz był zapraszany do urzędów państwowych. Chodziło o pokazanie światu, że on władz komunistycznych wcale nie bojkotuje!

Codziennie rano najważniejsze informacje z "Dziennika Bałtyckiego" prosto na Twoją skrzynkę e-mail. Zapisz się do newslettera!

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na dziennikbaltycki.pl Dziennik Bałtycki