Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Jak nie wpaść w sidła chwilówki? Opowiadają ofiary szybkich kredytów

Szymon Zięba
Choć pochodzą z różnych stron Polski, łączy ich podobna historia. Dali się nabrać na ofertę firm chwilówkowych. W ten sposób tracili często oszczędności życia. Dziś ostrzegają innych przed szybkimi kredytami - pisze Szymon Zięba.

Grzegorz: Mieliśmy marzenia

Pochodzimy ze Śląska. Z Weroniką, moją dziewczyną, pracujemy w firmie związanej z branżą motoryzacyjną. Na tę firmę chwilówkową trafiliśmy całkowitym przypadkiem. Jej reklamę znaleźliśmy na skrzynce mailowej.

Wówczas bezskutecznie próbowaliśmy wziąć kredyty, to w jednym, to w drugim banku. Można powiedzieć, że mieliśmy problemy ze zdolnością kredytową, bo już wcześniej zaciągnęliśmy kilka zobowiązań. Ale dla przedstawicieli firmy chwilówkowej - jak naiwnie uznaliśmy - potrzebne nam kilkadziesiąt tys. zł nie stanowiło problemu. Zaliczkę, którą nazywali "opłatą" wyliczyli nam na poziomie około 4 tys. zł. Ale po kolei.

Zdecydowaliśmy się na pożyczkę z bardzo przyziemnych powodów. Potrzebowaliśmy pieniędzy na spłatę innych kredytów. Jak to młoda para. Poza tym, wyliczyliśmy, że jeżeli skorzystamy z oferty firmy chwilówkowej, zostanie nam jeszcze sporo pieniędzy w zapasie, a samo zobowiązanie będziemy mogli swobodnie spłacić z pensji. Muszę przyznać, że złapaliśmy się na to, że ta firma gwarantowała w swojej ofercie najlepsze oprocentowanie na rynku. No i wymyśliliśmy, że za pieniądze, które by nam zostały, wyjedziemy na wakacje życia.

Formularz dotyczący wysokości pożyczki wypełniliśmy przez ich stronę internetową. Po kilku dniach oddzwoniła pani z tej firmy. Była bardzo miła. Zaprosiła nas do oddziału firmy, do biura regionalnego. Kobieta, która nas przyjęła, bardzo szybko wszystko wyjaśniła. Powiedziała, jakie papiery powinniśmy donieść. Dwa czy trzy dni później, Weronika dostarczyła wymagane dokumenty. Pracownica firmy chwilówkowej poprosiła, aby zadzwonić następnego dnia. Do tego czasu mieli dla nas sporządzić ofertę indywidualną.

Później się okazało, że wszyscy klienci tej firmy mieli oferty identyczne, ale to najmniejszy problem naszej "przygody" z korporacją zajmującą się chwilówkami.

Kiedy następnego dnia zadzwonił telefon, pani z tej firmy powiedziała, że przygotowała nam ofertę na 70 tys. zł. Stwierdziła, że propozycja ważna jest tylko tydzień. Jedynym warunkiem otrzymania tej pożyczki jest dostarczenie "opłaty" na sporządzenie umowy. Tak nam wyjaśniła. Od tych 4 tys. zależały więc nasze plany na przyszłość. Robiliśmy wszystko, żeby te pieniądze zebrać. I ja, i Weronika poruszaliśmy niebo i ziemię, żeby wytrzasnąć skądś taką sumę. Pomagał każdy, kto mógł - rodzina, przyjaciele. Udało się nam zdobyć potrzebne pieniądze rzutem na taśmę.

Dostarczyliśmy wszystkie niezbędne dokumenty. W firmie chwilówkowej powiedzieli nam, że nie sprawdzają żadnej zdolności kredytowej, podkreślali, że nie musimy jej posiadać.

Weronika podpisała umowę przedwstępną 9 sierpnia tego roku. Obsługująca ją pani zapewniła, że za dwa tygodnie pieniądze trafią na nasze konto.

Dni mijały, a pożyczki nie było. Zadzwoniliśmy do biura. Tam usłyszeliśmy, że przy takiej kwocie trzeba czekać cierpliwie. Minęły dwa tygodnie. Wciąż byliśmy zapewniani, że wszystko jest w porządku, a środków z pożyczki na koncie nie ma, bo przedwstępna umowa została podpisana... w piątek po południu.

Powiedziano nam, żeby kontaktować się w tej sprawie z biurem obsługi klienta w Gdańsku. Wtedy zaczęła się dezinformacja. Ucinano rozmowy, powołując się na ochronę naszych danych osobowych!

Mijał okres, w którym można było odstąpić od umowy. Zapewniano nas, że wszystko jest w porządku. Siedemnastego dnia od podpisania umowy przedwstępnej dowiedzieliśmy się o nierealnych zabezpieczeniach, jakie musimy spełnić, aby otrzymać pożyczkę. Na nic zdały się nasze prośby o zwrot wpłaconych pieniędzy. Wnioskowaliśmy o połowę wpłaconej sumy. Ostatecznie zostaliśmy bez "opłaty" i bez pożyczki.

Katarzyna: Straciłam 2 tys. zł i popadłam w długi

Mam na imię Katarzyna. Żyję i pracuję w Trójmieście. Jestem sprzedawcą w sklepie spożywczym. W zeszłym roku firma chwilówkowa oszukała mnie na 2 tys. zł.

Moja historia wygląda pewnie jak tysiące innych. Nie mam zdolności kredytowej. Z każdego banku odsyłano mnie z kwitkiem. Słyszałam, że w związku z tym, że mam niewielkie dochody i trójkę dzieci na utrzymaniu, jako samotna matka, nawet tysiąc złotych kredytu nie wchodzi w grę. Szukałam pomocy, pieniędzy, bo popadłam w długi. Krótko mówiąc - znalazłam się w poważnym finansowym dołku. Pilnie potrzebowałam 30 tys. zł. Na tę firmę trafiłam przez internet. Przeglądałam strony, na których oferowano kredyty dla zadłużonych albo ludzi z niskim dochodem.

Na stronie internetowej jednej z firm można było wybrać opcję "złóż wstępny wniosek drogą on-line". Zrobiłam to. Za trzy dni dostałam odpowiedź: "Pożyczka została pani udzielona".

Po szczegóły miałam się zgłosić do głównej siedziby firmy. Pamiętam, że biuro wyglądało jak placówka banku. Tak też zachowywali się pracownicy, którzy sprawiali wrażenie kompetentnych, mówili i wyglądali jak profesjonaliści.

Powiedziałam, że złożyłam wniosek o pożyczkę przez internet. Pracownica wzięła ode mnie dowód osobisty, spisała kilka podstawowych danych. Sprawdziła coś w komputerze, potwierdziła: "Pożyczka została pani przyznana". Cały czas byłam uspokajana, wszystko mi "tłumaczono". Wydawało mi się, że została tylko formalność, a chodziło o uzyskanie pewnych zabezpieczeń dla udzielenia pożyczki. Niczego nie podejrzewałam.

Dziś już wiem, że po prostu mydlono mi oczy. Gwarantowano, że wystarczą te 2 tys. zł opłaty, którą wpłaciłam. W pewnym momencie nawet spytałam pracownicę firmy, czy w ich ofercie nie ma żadnego haczyka. Gdzieś z tyłu głowy miałam świadomość, że sprawa jest nieco dziwna. W "normalnym" banku nie chcieli mi dać kilkuset złotych kredytu. A tu nagle powiedziałam, ile chcę i od razu, w ciągu trzech dni, dostaję wiadomość, że pożyczka na 30 tys. zł została mi przydzielona. Niestety, miałam nóż na gardle i zawiodła mnie intuicja.

Umowę przedwstępną podpisałam w sierpniu zeszłego roku. Poza wniesieniem opłaty, miałam przedstawić agentowi firmy dwa zabezpieczenia dla pożyczki. Niestety, nie udało mi się. Chciałam się wycofać i odzyskać wpłacone pieniądze. Wtedy ton pracowników firmy zmienił się o sto osiemdziesiąt stopni. Kontakt z nimi był utrudniony, często wręcz się urywał. Walczyłam z tą korporacją dwa miesiące, może dłużej.

Kiedy stanowczo zażądałam zwrotu sumy, okazało się, że nie ma szans, żeby skontaktować się z prezesami. Pracownicy twierdzili wówczas: "Firma ma ludzi od załatwiania takich spraw, więc nie będą nikogo kontaktować z szefami". Ostatecznie powiedziano mi, że kwota, którą wpłaciłam jest... "niezwrotna".

Zgłosiłam się na policję. Później dowiedziałam się, że nie jestem jedyną pokrzywdzoną.

Pieniądze na "zaliczkę" pożyczyłam. Z pensji sprzedawcy przecież nie byłabym w stanie odłożyć takiej sumy. Dziś nie mam z czego ich oddać. Gotówkę wyprosiłam u dobrej przyjaciółki. Wiem, że dług będzie się za mną wlókł.

Mam nadzieję, że kiedyś odzyskam stracone pieniądze, a tym ludziom zostanie wymierzona sprawiedliwość. Wygląda na to, że ja i wiele innych osób, oszukanych przez tę firmę, płaciliśmy "datki" na przestępcze tryby tej machiny.

Weronika: Pracownicy firmy chwilówkowej zwodzili nas do końca

Żeby zebrać 4 tys. zł potrzebne na "opłatę" na pożyczkę dla mnie i mojego partnera Grzegorza, poszłam m.in. do spółdzielni. Powiedziałam, że dwa miesiące nie zapłacimy czynszu za mieszkanie. Naprawdę potrzebowaliśmy tych 70 tys. zł.
Kiedy skierowano mnie z oddziału tej firmy chwilówkowej na Śląsku do biura obsługi klienta w Gdańsku, telefon za każdym razem odbierała inna osoba.

Usłyszałam wtedy sprzeczne informacje na temat wymaganych zabezpieczeń, których nie byliśmy w stanie dostarczyć. Zwłaszcza, że dowiedzieliśmy się o nich w ostatniej chwili!

Wówczas po raz ostatni poszłam do śląskiego oddziału firmy chwilówkowej. Zapytałam wprost, jak można być tak nierzetelnym i niekompetentnym. Dlaczego nie udzielono mi podstawowych informacji? Ta pani, która przyjęła mnie za pierwszym razem, już nie była tak miła. Powiedziała mi, że pracownicy zatrudnieni w firmie nie mają czasu, żeby omawiać z klientem każdy szczegół umowy. Stwierdziła, że mieliśmy czas na odstąpienie od umowy. Z tym że byliśmy zapewniani, że pieniądze będą, że wszystko jest w porządku!

Na Śląsku powiedziano mi jeszcze, że mogę napisać do zarządu firmy o zwrot "opłaty". Że one już teraz "nic nie mogą", bo sprawa "poszła wyżej". Domagaliśmy się zwrotu wpłaconych pieniędzy. Niestety, bezskutecznie. Nie wiem, czy nam się uda odzyskać pieniądze. Najważniejsze, żeby nikt więcej nie został już oszukany!

Eksperci: Parabanki i chwilówki to ryzyko!

Za odbiór rat w domu, przygotowanie umowy, wydłużenie czasu spłaty pożyczki, czynności detektywistyczne - takie przykłady opłat pobieranych przez parabanki wymieniają urzędnicy Urzędu Ochrony Konkurencji i Konsumenta.

Eksperci UOKiK przeanalizowali koszty stosowane przez 30 przedsiębiorców. Wszystkie skontrolowane punkty wzbudziły zastrzeżenia.

- Najczęściej prezes UOKiK kwestionowała podawanie nierzetelnych danych w formularzach informacyjnych, podawanie błędnej informacji o wysokości RRSO (rzeczywistej, rocznej stopy oprocentowania), pobieranie opłat za obsługę w domu, które nie odpowiadały faktycznie podjętym czynnościom - informuje Małgorzata Cieloch, rzecznik prasowy UOKiK.

Kontrola UOKiK wykazała , że w przypadku dwóch parabanków ich klienci, nawet kiedy podpiszą umowę i wpłacą wymaganą wysoką opłatę, nie mogą być pewni, że otrzymają pieniądze.

- Kontrakty wymagają od klienta ustanowienia wysokiego zabezpieczenia po zawarciu umowy. Konsument nie może spełnić tego żądania, w związku z tym oba parabanki zatrzymują opłaty - mówi Małgorzata Cieloch.

Z danych urzędu wynika, że źródłem przychodów przedsiębiorców nie jest udzielanie pożyczek, ale zatrzymywanie opłat.
Urzędnicy apelują, że w przypadku problemów ze spłatą zobowiązania w pierwszej kolejności należy się skontaktować z instytucją finansową. Jeżeli kredytodawca stosuje postanowienia sprzeczne z prawem, o pomoc należy prosić miejskich i powiatowych rzeczników konsumentów. Pomoc jest udzielana także m.in. pod numerem infolinii 0 800 00 77 07.

***
Imiona bohaterów, których historie zostały opisane, zostały zmienione

[email protected]

emisja bez ograniczeń wiekowych
Wideo

Kto musi dopłacić do podatków?

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!

Polecane oferty

Materiały promocyjne partnera
Wróć na dziennikbaltycki.pl Dziennik Bałtycki