Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Jak daleko jest Polska od takiej tragedii, jaka wydarzyła się w Genui?

Agaton Koziński
W Genui zawalił się most, o którym od 1979 roku mówiono, że może w każdej chwili runąć. Ile w Polsce jest podobnych pułapek infrastrukturalnych? Mamy sporo problemów z przeprawami mostowymi, za to bloki z wielkiej płyty są w lepszym stanie niż przypuszczano.

Tragedia w Genui, gdzie w wyniku zawalenia się mostu zginęły 43 osoby, a 20 zostało rannych, była szokiem. Nie tylko z powodu liczby ofiar. Także - a może nawet przede wszystkim - z tego powodu, że do niej doszło. Owszem, tego typu dramaty zdarzają się na Dalekim Wschodzie czy w krajach Ameryki Łacińskiej, ale wydawało się, że kraje cywilizacji zachodniej tego typu problemy infrastrukturalne mają dawno za sobą.

Tymczasem sytuacja w Genui dowiodła, że jest inaczej. Okazało się, że we Włoszech jakość infrastruktury drogowej jest taka, jaką spodziewalibyśmy się raczej spotkać w Indiach czy w Wenezueli. Już po zawaleniu się mostu media obiegły cytaty z wypowiedzi inżyniera Riccarda Morandiego, który już w 1979 r. - po oględzinach tego mostu - ostrzegał, że może dojść do tragedii. Badania wykazały, że korozja dotknęła 10-20 proc. całej konstrukcji (rdza nie rozkładała się równomiernie).

Mimo to przez kolejne dekady nie zrobiono z nim kompletnie nic. Wprawdzie kwestia remontu przeprawy regularnie powracała, ale nikt nie zdobył się na to, by ją zamknąć. W 2017 r. zawiązał się nawet społeczny komitet na rzecz remontu przeprawy. Bez efektu. Zawsze górę brał argument, że to zbyt ważny most (kluczowe połączenie między Włochami i Francją), by go wyłączać z ruchu. Aż nadszedł feralny 14 sierpnia.

A nad Polską zawisło kluczowe pytanie: skoro takie rzeczy dzieją się we Włoszech, to jak blisko my jesteśmy podobnej tragedii? Czy w Polsce może mieć miejsce taka tragedia jak w Genui? Poniżej robimy krótki przegląd najsłabszych ogniw polskiej infrastruktury.

Mosty i wiadukty

Tydzień temu media obiegła wiadomość, że Generalna Dyrekcja Dróg Krajowych i Autostrad (GDDKiA) nakazała rozebrać dwa ledwo co zbudowane wiadukty w pobliżu Kłobucka.

„W związku z negatywnymi wynikami badań laboratoryjnych konieczna będzie rozbiórka ustrojów nośnych (płyt) wiaduktów WD-362 i WD-361 na jezdni prawej. Pozostałe elementy wiaduktów spełniają stawiane im wymagania techniczne i nie będą rozbierane” - poinformowała Dorota Marzyńska-Kotas z GDDKiA i dodała, że dyrekcja oczekuje informacji, kiedy wiadukty zostaną odbudowane, ale z wykorzystaniem właściwej mieszanki betonu (badania laboratoryjne wykazały, że tutaj wykonawca popełnił błąd).

Z raportu NIK wynika, że co trzecia przeprawa mostowa w Polsce jest w stanie budzącym niepokój. Ale nic się z nimi nie dzieje

Gdyby potraktować tę sytuację jako normę, to można by uznać, że sito kontroli infrastruktury w Polsce jest tak szczelne, że żadna niedoróbka przez nie się nie prześlizgnie. Niestety, jest inaczej - o czym dobitnie świadczy raport Najwyższej Izby Kontroli (NIK) sprzed dwóch lat. Jak ustalili kontrolerzy, nie do końca wiadomo, ile różnego rodzaju przepraw w Polsce mamy.

Z danych GUS wynika, że istnieje ponad 35 tys. obiektów mostowych (zalicza się do nich mosty, wiadukty, estakady, kładki oraz przepusty), tymczasem według szacunków NIK ta liczba jest zaniżona o przynajmniej kilka tysięcy. Skąd się bierze ta różnica? Okazało się, że lokalne zarządy dróg nie dosyłają na czas raportów okresowych do GDDKiA, mimo że są zobligowane do tego, by robić to raz do roku. Kontrolerzy NIK-u ustalili, że opóźnienia dotyczą nawet 40 proc. zarządów. Efektem tego są niepełne statystyki centralne.

W dalszej części raportu znalazły się dane groźniejsze. Z ustaleń kontrolerów NIK wynikało, że co trzecia przeprawa mostowa budzi zastrzeżenia techniczne. „W najgorszym, tzw. niepokojącym stanie, w którym obiekty mają zagrożoną trwałość eksploatacyjną znajdowały się obiekty mostowe (głównie mosty) oraz przepusty wbudowane w ciągi dróg gminnych. Na drogach powiatowych udział obiektów znajdujących się w stanie niepokojącym lub poniżej tego stanu wynosił od 35 do 90 proc., a na drogach wojewódzkich od 3 do 73 proc. W stosunkowo najlepszym stanie technicznym znajdowały się konstrukcje na drogach krajowych (6 proc. budowli w najgorszym stanie)” - napisano w raporcie. Badanie przeprowadzono na próbie 339 przepraw mostowych w całym kraju.

Skąd się biorą zaniedbania? Według NIK, głównym powodem jest brak pieniędzy na remonty. W raporcie zwrócono jednak uwagę, że standardem jest brak kontroli jakości przepraw - a nawet gdy takie kontrole są przeprowadzane, to później nie wprowadza się w życie zaleceń, które powstały w ich wyniku. Sugestia jednoznaczna: do powtórki z Genui zbliżamy się wielkimi krokami.

Rząd wprawdzie uruchamia program „Mosty plus” - ale polega on na budowie nowych przepraw przez rzeki (do 2025 r. ma ich powstać przynajmniej 21). Nie słychać o ekstrapieniądzach na remonty mostów już istniejących. Nadzieja w tym, że politycy - uczuleni tragedią we Włoszech - postawią tę kwestię na odpowiednio wysokim miejscu w czasie kampanii przed wyborami samorządowymi.

Wielka płyta

O ile mosty są problemem, to przynajmniej wiadomo, jaka jest skala wyzwania. Dużo trudniej postawić diagnozę w kwestii budownictwa, zwłaszcza bloków wielorodzinnych. Chodzi przede wszystkim o wielką płytę. Pierwsze osiedla w tej technologii zaczęto budować w latach 50., ale rozkwit popularności tego rozwiązania zaczął się w latach 70. Szacuje się, że do 1996 r. powstało w ten sposób ok. 4 mln mieszkań, mieszka w nich mniej więcej 12 mln Polaków.

12 mln Polaków mieszka w blokach z wielkiej płyty. Ich żywotność szacowano na 50-70 lat, ale eksperci twierdzą, że nie runą

Mają problem? Eksperci zapewniają, że nie. Podkreślają, że wprawdzie żywotność wielkiej płyty szacowano na 50-70 lat, ale nie należy traktować tego dosłownie. Pół wieku temu mówiono o tym okresie przydatności do użytkowania bardziej w kontekście zmian cywilizacyjnych - to znaczy, że w latach 70. XX wieku była moda na wielką płytę, a w latach 20. XXI stulecia będzie moda na zupełnie inny typ budowania mieszkań - a ludzie się przeniosą z jednego typu do drugiego.

To, że jest to prawda, potwierdzają dane. Póki co żaden dom z wielkiej płyty nie złożył się niczym domek z kart - a tak ich przyszłość przewidywali przeciwnicy stawiania tego typu konstrukcji. Na razie czarny scenariusz się nie ziścił. Jedyne nieprzyjemne zdarzenia, jakie miały miejsce, to odpadnięcie płyty elewacyjnej z budynku - takie sytuacje w całym kraju zdarzyły się czterokrotnie. Trudno mówić, że to fatalny wynik. Tym bardziej że bloki z wielkiej płyty przetrwały tak dramatyczne historie jak wybuchy gazu czy tąpnięcia ziemi.

- Bloki w tej technologii są bardzo trwałe i mocne. W 1977 r. w Rumunii doszło do trzęsienia ziemi. Zniszczeniu uległo 35 tys. budynków, z tego 30 tys. w Bukareszcie. Budynki z wielkiej płyty w ogóle nie ucierpiały. W 1995 r. w Gdańsku wybuchł gaz. Mimo ogromnej siły eksplozji uszkodzeniu uległa tylko jedna kondygnacja - mówi Paweł Łukaszewski, powiatowy inspektor nadzoru budowlanego z Poznania.

Udawało się nawet stawiać do pionu konstrukcje z metrowym odchyleniem. Jak radziecki kamaz - gniotsa nie łamiotsa.

Nawet kwestie, które wzbudzają w wielkiej płycie powszechny niepokój, tak naprawdę problemem nie są. Chodzi o pęknięcia, które są cechą charakterystyczną tych konstrukcji i które są źródłem większości komentarzy o tym, że bloki z wielkiej płyty zaraz się zawalą.

W Polsce mamy 4 mln mieszkań w blokach z wielkiej płyty. Termoizolacja styropianem sprawia, że łatwo w nich o pożar

- Budynki wielkopłytowe się rysują, ale nie pękają. Jak mawiał znajomy profesor z AGH, zarysowanie jest do momentu, kiedy nie mieści się w nim ludzka głowa, a pęknięcie, kiedy głowa się mieści. Taka jest ich natura, taka jest specyfika systemu i tego już nie zmienimy. Niepokoić się można tylko wtedy, gdy rysa pojawi się nagle. Ale jak się ustabilizowała, to nie ma problemu - twierdzi Jacek Dębowski z Politechniki Krakowskiej.

Co może pójść nie tak?

Czy to oznacza, że wielka płyta to wszystko co najlepsze w architekturze, a koncept Le Corbusiera budowy bloków-maszyn do mieszkania jest ponadczasowy i niezniszczalny? Zbyt wielu Polaków mieszkało w blokach wielkopłytowych, żeby takie zdania pisać na poważnie - wiadomo bowiem, że takie twierdzenia wywołają tylko salwy śmiechu. Te bloki są niewygodne, niefunkcjonalne, zawilgocone, pozbawione elementarnych wygód - by wymienić główne wady. Rekompensują je jedynie niskie ceny takich mieszkań. Jak się nie ma, co się lubi, to się lubi, co się ma. Dlatego dalej 12 mln Polaków ma swoje M w takim miejscu.

Jacek Dębowski z Zakładu Budownictwa i Fizyki Budowli Politechniki Krakowskiej zwraca uwagę na jeszcze jeden problem, który się pojawia: ocieplanie budynków. Z jednej strony obawy związane z tym, że wielka płyta może się zacząć walić, wywołały całą falę modernizacji budynków, przede wszystkim wzmacniania sposobu łączenia płyt (powszechnie uważa się, że to może być ich ewentualna pięta Achillesa). Z drugiej strony bloki trzeba dostosować do coraz bardziej wygórowanych norm emisji dwutlenku węgla. Żeby ją ograniczyć, trzeba poprawić termoizolację budynków - z tego powodu przez całą Polskę przetacza się fala okładania kolejnych bloków styropianem.

I właśnie ten styropian może być problemem, przede wszystkim dlatego, że jest łatwopalny. - Nie wiadomo, jak by zareagowała wielka płyta, gdyby wybuchł pożar pod ociepleniem styropianowym - podkreśla Jacek Dębowski. Innymi słowy, jest ryzyko, że niedawno co ocieplone bloki, które dumnie ozdabiają okolicę swoją pastelową barwą (swoją drogą, nikt nigdy nie wyjaśnił, dlaczego tak bardzo agresywne kolory zdominowały fasady bloków, które przeszły przez proces termomodernizacji), mogą się okazać bardzo podatnymi na pożary.

Pozwolić uniknąć tego mogłaby zmiana metod termoizolacji. Na przykład w Niemczech czy w Austrii bloki ociepla się tylko z wykorzystaniem wełny mineralnej, obowiązuje tam zakaz stosowania styropianu, mimo że jest lżejszy i tańszy. Gwarancja, że uda się uniknąć pożaru, jest ważniejsza.

Czy można zastosować taką metodę w Polsce? Nie wiadomo. Wełna mineralna jest sporo cięższa od styropianu - gdyby więc tylko na niej oprzeć termoizolację bloków, to wielka płyta mogłaby tego nie wytrzymać. Gdy bowiem budowano bloki w tej technologii, nie przewidywano, że w przyszłości miałyby one dźwigać takie ciężary. Pod tym względem styropian jest lepszy.

Doktor Dębowski wskazuje na to, że można stosować rozwiązanie pośrednie: korzystać ze styropianu, ale pod nim - co kilka kondygnacji - mocować zakładkę z wełny mineralnej. W ten sposób, nawet gdyby styropian zajął się ogniem, wełna by blokowała pożar, nie pozwalałaby mu się rozprzestrzenić po całym bloku. Wilk byłby syty (czyli elewacja bloku z wielkiej płyty nie byłaby zbytnio obciążona), a owca cała (istniałoby zabezpieczenie przeciwpożarowe).

O tym, jak groźny jest pożar w budynku wielomieszkaniowym, w ostatnich latach przekonaliśmy się tylko raz. W 2009 r. spłonął hotel socjalny w Kamieniu Pomorskim. On nie był wprawdzie zbudowany w technologii wielkopłytowej - tylko parter miał konstrukcję betonową, kolejne dwie kondygnacje oparto na szkielecie wykonanym z żelaza, który był wypełniony łatwopalnymi materiałami. Ten typ konstrukcji sprawił, że budynek spłonął jak zapałka. W wyniku tej tragedii 23 osoby zginęły, a 21 zostało rannych.

Nie można wykluczyć, że w podobny sposób płonąć mogą bloki z wielkiej płyty ocieplone tylko styropianem. Na całe szczęście to cały czas rozważania tylko teoretyczne, gdyż do tej pory taka sytuacja nie miała miejsca. Jakiekolwiek zaniedbanie może doprowadzić do tragedii.

To, co się wydarzyło w Genui, było dowodem na to, że błędów systemowych nie da się uniknąć - nawet w najbardziej rozwiniętych krajach Zachodu zdarzają się tragedie będące wynikiem błędów i zaniedbań (w tym przypadku trwających kilkadziesiąt lat). Podobna katastrofa miała miejsce w Polsce, gdy zawaliła się hala Międzynarodowych Targów Katowickich w 2006 r. Bezpośrednią przyczyną było zbytnie obciążenie dachu leżącym na nim śniegiem - ale późniejsze dochodzenie wykazało, że błędy konstrukcyjne zostały popełnione już na etapie projektowania i budowy hali, a zawalenie się dachu było tylko kwestią czasu. I do tragedii doszło, mimo że wcześniej wielokrotnie pojawiały się sygnały o tym, że są problemy z dachem, że zbyt łatwo ugina się on pod ciężarem śniegu.

Lekceważenie tych ostrzeżeń doprowadziło do tego, że w Katowicach zginęło 65 osób. Brak reakcji na sygnały ostrzegawcze w Genui sprawił, że tamtejszy most się zawalił. Oto przepis na uniknięcie takich tragedii w przyszłości: łatwy w teorii, ale wyjątowo trudny do zastosowania w praktyce.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wideo

Materiał oryginalny: Jak daleko jest Polska od takiej tragedii, jaka wydarzyła się w Genui? - Portal i.pl

Wróć na dziennikbaltycki.pl Dziennik Bałtycki