Spot, którym chwali się Sopot, jest naprawdę profesjonalnie zrobiony. Przez ponad 20 lat pracy w branży marketingu widziałem znaczenie gorsze gnioty i znacznie lepsze reklamy. Nie tutaj tkwi jednak problem.
Sopot od lat ma niełatwy do rozwikłania dylemat – kim jesteśmy i kim chcemy być? Jeden mniej lub bardziej udany spot reklamowy nie jest w stanie ani polepszyć, ani zepsuć sytuacji, w jakiej znalazło się miasto. A jest to sytuacja głębokiego rozdźwięku pomiędzy tożsamością naszej wspólnoty, jej oczekiwaniami i aspiracjami, a tym jak – mówiąc kolokwialnie – Sopot jest opakowywany przez ekipę rządzącą miastem od lat dziewiećdziesiątych minionego wieku.
Cóż, działania wizerunkowe najlepiej ocenia się po ich efektach. W przypadku miasta jest to zazwyczaj kategoria turystów, których ono przyciąga. Z tym chyba jest u nas poważny problem, przynajmniej z perspektywy mieszkańców. Ludzie z branży turystycznej, właściciele hoteli, restauracji, pensjonatów, zdają się również dostrzegać fakt, że staczamy się po równi pochyłej.
W dotychczasowych aktywnościach władzy nie widać jednolitej strategii. Prace nad nią trwają już dobre dwa lata. Oczywiście mamy pandemię, a tego typu projekty charakteryzują się swoim tempem, jednak jesteśmy pozbawieni drogowskazu. A bez drogowskazów nigdzie nie da się dojść, czego konsekwencje widać wyraźnie w sezonie letnim. Na naszych ulicach pojawiają się wówczas sytuacje godne pożałowania, wynikające wprost z wizerunku miasta-imprezowni.
Jak zwykło się mawiać w korporacjach, nowa reklama „adresuje wyzwanie, jakim jest sezonowość oferty” naszego kurortu. To zdecydowanie jeden z głównych problemów branży i dobrze, że miasto chce tu zadziałać. A jednak w tym kontekście staram się zrozumieć sensowność zapraszania turystów do odwiedzania jesiennego Sopotu w… połowie listopada. Przecież spot, jeśli ma pracować efektywnie, powinien być wypuszczony wiele miesięcy wcześniej! Jesień zaczyna się w Sopocie we wrześniu. O ile intencją miasta było przedłużenie sezonu, to chyba ktoś zaspał.
W reklamie nie wystarczy czegoś ładnie pokazać, chociaż bezdyskusyjnie jest to bardzo ważne i moim zdaniem w tym konkretnym przypadku udało się to zrobić. Trzeba przede wszystkim wiedzieć, do kogo kierujemy przekaz. W rzeczonym spocie jest z tym duży kłopot – nie wiadomo, czy odbiorcą mają być grzybiarze (połowa ujęć to las), czy melomanii (druga połowa to ujęcia instrumentów i muzyków). Zatem spot prawdopodobnie jest kierowany do grzybiarzy-melomanów. Można i tak.
Nie byłby to najgorszy kierunek dla wizerunku miasta, które od lat jest odwrócone do otaczających go lasów plecami. Dzieje się tak z powodu politycznych animozji, ze stratą dla wszystkich. Sopot oczywiście bardzo lubi podkreślać swoją „zieloność”, a trend ekologiczny
jest nie tylko rozsądny, ale i modny. Złośliwi twierdzą, że w ciągu ostatnich trzech lat uwiarygodnieniem „zielonego Sopotu” są powszechnie widoczne neony jednej z sieci sklepów spożywczych, która kolonizuje z zapałem nasze ulice.
Jestem jednak optymistą, który wierzy, że czasem po prostu od czegoś trzeba zacząć. Dlatego dobrze, że ten spot powstał i mam nadzieję, że dalsza komunikacja miasta będzie utrzymana w podobnej konwencji, choć trafniej zaadresowana do właściwego odbiorcy.
Paweł Szrot ostro o "Zielonej Granicy"."To porównanie jest uprawnione"
Dołącz do nas na Facebooku!
Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!
Dołącz do nas na X!
Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.
Kontakt z redakcją
Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?