Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Jagiellonia wygrała z Lechią 2:1. Rewanż 25 marca na PGE Arenie

Paweł Stankiewicz
Przemek Swiderski/Polskapresse
Piłkarze Lechii Gdańsk wciąż mogą myśleć o awansie do półfinału Pucharu Polski. Przegrali w Białymstoku z Jagiellonią 1:2 w pierwszym meczu ćwierćfinałowym, ale 25 marca rewanż w Gdańsku.

Po pierwszej połowie meczu w Białymstoku piłkarze Lechii byli w trudnej sytuacji. Przegrywali 0:2 i nawet w perspektywie rewanżu w Gdańdsku, to był bardzo zły wynik, który nie dawał podstaw do optymizmu.

Ta pierwsza połowa wcale nie musiała się tak potoczyć. Tym bardziej, że rywale mieli respekt do biało-zielonych, z którymi dwa razy przegrali w lidze w tym sezonie i nie byli pewni swego.

- Lechia to drużyna, która nam nie leży. Potrafiła zneutralizować nasze mocne punkty - mówił przed meczem pucharowym Piotr Stokowiec, trener zespołu z Białegostoku.

Środowe spotkanie Pucharu Polski w Białymstoku mogło potoczyć się po myśli biało-zielonych. To gdańszczanie oddali więcej strzałów, mieli dogodne okazje bramkowe. Bramkarz Jagiellonii świetnie interweniował choćby po dwóch strzałach Marcina Pietrowskiego, a Zaur Sadajew nie trafił w bramkę w znakomitej sytuacji. Na wyniku zaważyły katastrofalne błędy w defensywie, które gospodarze wykorzystali bezlitośnie. Pierwszy gol dla Jagiellonii padł po rzucie rożnym i wygranym pojedynku główkowym przez Ugochukwu Ukaha z Sebastianem Maderą.

Kilkadziesiąt sekund później błąd środkowych obrońców Lechii wykorzystał Bekim Balaj i w sytuacji sam na sam z Mateuszem Bąkiem posłał piłkę do siatki. Co ciekawe, to były jedyne celne strzały "Jagi" w tym meczu.

- Stadion trochę się zmienił, ale fajnie znowu zagrać w Białymstoku - mówił w przerwie meczu Maciej Makuszewski, były gracz Jagiellonii, obecnie występujący w zespole z Gdańska. - Szkoda tylko, że wynik jest dla nas tak zły. A przecież mieliśmy okazje bramkowe. Nie załamujemy się jednak, przed nami druga połowa.

I w tej drugiej części piłkarze Lechii szukali swoich okazji. Nawet nie z myślą o wygraniu w Białymstoku, ale chociaż o strzeleniu jednej bramki, która zwiększyłaby ich szanse przed rewanżem na gdańskiej PGE Arenie. A ponieważ ta gra specjalnie się nie układała, to zaraz po przerwie na boisku pojawił się Patryk Tuszyński, który w tej rundzie jako jedyny strzela gole dla Lechii. Zdobył ich już pięć. W Białymstoku zrobił swoje i zaliczył szóste trafienie.

Zasługa spada jednak na rozgrywającego dobry mecz Piotra Wiśniewskiego. To jego indywidualna akcja zakończyła się faulem Adama Waszkiewicza i rzutem karnym dla biało-zielonych. Pewnym egzekutorem okazał się właśnie Tuszyński. Po zdobyciu kontaktowego gola piłkarze Lechii nie ruszyli na rywali. Raczej pilnowali tego wyniku, żeby nie stracić trzeciej bramki. Porażka 1:2 sprawia, że kwestia awansu jest nadal otwarta, bo jeśli rewanż w Gdańsku piłkarze Lechii wygrają 1:0, to oni awansują do półfinału Pucharu Polski. Choć na pewno jest bolesna, bo to Lechia była lepsza w strzałach w stosunku 16-6, oddała więcej celnych uderzeń, a przewaga biało-zielonych w rogach wyniosła 13-4.

- Trudno się cieszyć, bo przegraliśmy mecz, ale kwestia awansu jest otwarta - powiedział Wiśniewski.

- Mamy problem, bo tylko jeden pikarz strzela dla nas gole. Koledzy też muszą zacząć to robić. Porażka jest zawsze porażką, ale wierzę w awans - przyznał Michał Probierz, trener biało-zielonych.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na dziennikbaltycki.pl Dziennik Bałtycki