Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Jacek Rybicki: Zastanawiam, czy wszyscy nie żyjemy w Matriksie

Redakcja
Jacek Rybicki
Jacek Rybicki Przemek Świderski
Z Jackiem Rybickim, byłym posłem, działaczem związkowym i sekretarzem Komisji Krajowej NSZZ Solidarność, o tym, dlaczego miesza życie prywatne z zawodowym, nie założy sobie konta na Facebooku, nadal czuje się nauczycielem, a w kuchni potrafi zrobić tylko jajecznicę - rozmawia Anna Werońska.

Pan w swoim życiu zawsze z kimś walczył lub coś zwalczał. Nie zmęczył się Pan?
Nie, bo walczyłem nie z kimś, ale o coś. A to nie męczy, tylko daje satysfakcję.

I dzisiaj ma Pan tę satysfakcję?
Na tyle, na ile można ją mieć w Polsce AD 2012. Satysfakcja jest oczywiście ograniczona, ponieważ efekty działalności publicznej nie zawsze są takie, jakich oczekujemy, a to utrudnia bezpośrednią radość z tego, co się robi. Na pewno mam jednak satysfakcję z tego, że przez te wszystkie lata nie poruszam się na szachownicy ruchem konika szachowego, jak wielu prowadzących różne formy działalności publicznej.

Czytaj wywiad z: Januszem Palikotem: Chętnych do przejścia z PO do nas jest wielu

Zawodowo chce Pan wiele zmienić. A jak się żyje zwykłemu Jackowi Rybickiemu?
Zależy jak na to spojrzeć. Pamiętam to poczucie zwycięstwa, gdy w PRL-u po pięciu godzinach stania zdobyło się papier toaletowy lub kiełbasę, udało się dostać mięso bez kartek. Dzisiaj żyje mi się lepiej, mam mieszkanie, samochód, a jeszcze w latach 90. o tym nie myślałem. Dostrzegam jednak mnóstwo złych rzeczy, które dzieją się wkoło, także w moim najbliższym otoczeniu, w dzielnicy czy mieście. I o tym trzeba mówić.

Prywatnie też jest Pan taki dociekliwy?
Moje życie prywatne nie należy do szczególnie oryginalnych. Mam rodzinę tę samą od zawsze, żonę, dwoje dzieci na studiach, mieszkanie w bloku, w którym mieszkam od lat 90. Patrząc na to z boku to się specjalnie nie dorobiłem na tej działalności publicznej, aczkolwiek jest na pewno mnóstwo osób, którym żyje się gorzej niż mnie.

Wpoił Pan swoim dzieciom aktywność społeczną?
Moje dzieci nie działają w młodzieżówkach politycznych, ale śledzą to, co się dzieje, czyli mają pewną świadomość społeczną i to, czego naprawdę warto uczyć, czyli samodzielność w myśleniu.

Czytaj wywiad z Katarzyną Hall: Młode pokolenie wykazuje się często żenującą niewiedzą
Po latach przerwy pozostało w Panu jeszcze coś z nauczyciela?
Nauczycielem się nie bywa, nauczycielem się jest. Jeśli ktoś podchodzi poważnie do tego zawodu, a mam nadzieję, że ja tak właśnie podchodziłem, to wtedy nie jest to zawód wykonywany od 8 do 14. I w tym rozumieniu, w gruncie rzeczy nauczycielem pozostałem. Zresztą a propos satysfakcji jest to dużo bardziej satysfakcjonujący zawód niż działalność publiczna, bo przekłada się na zauważalne efekty. Można obserwować rozwój młodego człowieka, skutki swojej pracy dydaktyczno-wychowawczej. Swoją drogą w Europie przeprowadzono badania w 2009 roku na temat zaufania czy prestiżu różnych zawodów. W skali Europy bezapelacyjnie zwyciężyli strażacy, a nauczyciele uplasowali się na drugim miejscu. Politycy - na ostatnim.
W Sejmie nie miał Pan poczucia, że Pana praca przynosi efekty?
W sejmie jest trochę inaczej, bo tam działalność jest bardziej - niż np. w samorządzie - oddalona od świata rzeczywistego, choć niewątpliwie na ten świat się przekłada. Gdy podnosiliśmy ręce za jakąś decyzją, to wchodziła w życie i dotyczyła milionów ludzi. Tak na to patrząc, na pewno satysfakcja lub jej brak była nieco innym doświadczeniem.

Co słychać u Franciszka Potulskiego, polityka, nauczyciela, byłego posła SLD i wiceministra edukacji?
Czuje Pan, że spoczywa na Panu duża odpowiedzialność?
Odpowiedzialność jest zależna od funkcji, jaką się wykonuje. Myślę, że ją czuję i czułem także wtedy, gdy podejmowałem określone decyzje w parlamencie, ale był to dla mnie niełatwy czas. U nas polityka jest ciągłą grą; poglądy można zmieniać jak rękawiczki - w zależności, które są bardziej modne. Mnie to przeszkadzało i również z tego powodu nie starałem się przez ostatnie lata do polityki aktywnie wrócić. Nie ułatwia życia przekonanie, że nie można się na chwilę odwrócić, bo się w cudzysłowie dostanie nóż w plecy. Biorąc to pod uwagę, działalność w takiej organizacji jak Solidarność jest dużo bardziej satysfakcjonująca. Jest bez wątpienia bliższa ludzi.

Co Pan w ludziach ceni najbardziej?
Po pierwsze elementarną uczciwość. To, że jeśli z Panią rozmawiam, to nie mówię tego wszystkiego po to, żeby Panią ograć, wykiwać, żeby coś na tym wygrać, tylko mówię o prawdach, wyborach, których faktycznie dokonuję. Po drugie - wiarę w pewne wartości, bo myślę, że człowiek, który jest tego pozbawiony, jest do pewnego stopnia człowiekiem kalekim. I chyba jest wiele takich osób w naszej współczesnej rzeczywistości.

Co słychać u Danuty Hojarskiej? Jest wyleczona z polityki?
Temat emerytur jest teraz gorący. Pan się w tej kwestii dość jasno wypowiadał już dwa lata temu. Jak Pan widzi swoją emeryturę?
W ogóle jej nie widzę. Nie jestem dobrym przykładem dyskusji o emeryturach z tego powodu, że nigdy nie rozdzielałem pracy zawodowej i życia prywatnego. Nie mógłbym pracować "od - do", wychodzić, zapominać o pracy i iść na działkę. Dwa światy - prywatny i zawodowy w moim przypadku się przenikają i chyba wtedy czuję sens tego wszystkiego. To właśnie powoduje, że o emeryturze nie myślę.

Nie ma Pan potrzeby tzw. zresetowania się?
Mam i wtedy się resetuję.

Co Pan robi?
Oglądam sport, np. bardzo lubię siatkówkę, czytam książki. Na pewno nie resetuję się przy "Wiadomościach" czy "Faktach".
Pytam, bo na dłuższą metę takie ciągłe mieszanie tych dwóch światów może być męczące.
Oczywiście i w żadnym przypadku proszę tego nie traktować jako próby stwierdzenia, że ja jestem jakimś totalnym tytanem pracy w przeciwieństwie do leni, którzy mnie otaczają. W żadnym wypadku. Ja po prostu łączę te dwie sprawy - np. przychodzę do domu, mam jakiś pomysł, to siadam do komputera i piszę.

Pana żony to nie denerwuje?
Czasami, może trochę denerwuje, ale znamy się tyle lat, że potrafimy się zrozumieć także w tym względzie.

Żona też tak dużo pracuje?
Żona pracuje więcej, bo oprócz pracy zawodowej ma dom na głowie. Muszę przyznać, że nie jestem typem osoby, która straszliwie angażuje się w sprawy domowe, na przykład w gotowanie obiadu.

Rozumiem, że nie wynika to z tego, że Pan nie umie czy nie lubi, tylko z tego, że Pan na to nie ma czasu.
Przyznaję się, że nie umiem. Chyba tylko jajecznicę potrafię zrobić. Gdybym miał przygotować rosół, to pewnie miałbym z tym problemy.

Czytaj wywiad z Janem Zarębskim, pierwszym marszałkiem województwa pomorskiego
To robi Pan tę jajecznicę czasami w domu na śniadanie?
Rzadko, choć zdarza mi się. Nie chcę się naprawdę ścigać z żoną. Ona potrafi przyrządzić wszystko - robi ciasta, serniki... po prostu chapeau bas. Swoją drogą, dzwoni Pani telefon i tak sobie pomyślałem, czy Pani sobie wyobraża życie bez komórki?

Jak mi się zepsuł telefon i nie miałam innego przez kilka godzin, to nawet tak.
A wyobraża Pani sobie, że ktoś nadaje tysiąc SMS-ów miesięcznie?[/b]

Wychodzi 30 dziennie...
Człowiek się wtedy zaczyna zastanawiać nad Matriksem. Czy żyjemy w świecie rzeczywistym czy przekroczyliśmy tę granicę i rzeczywistością jest tylko to, co jest dostępne w internecie czy w komórce.

Pan dużo korzysta z sieci?
Dużo ze względów zawodowych. Internet, jeszcze nie całkiem, ale już zaczyna mi zastępować prasę codzienną. Jednak muszę też powiedzieć - i tutaj pewnie okażę się nienowoczesny i będę odstawał do tzw. celebrytów życia publicznego - nie mam nigdzie swojego konta. Na żadnym Twitterze czy Facebooku.
Nie korciło Pana, by sobie założyć profil?
Myślę, że gdzieś jest granica szaleństwa. Chcę mieć to, co dla mnie oznacza minimum prywatności. Nie korci mnie, by być w sieci wylewnym. Nie mam takiej potrzeby, choć oczywiście dostrzegam potęgę tego instrumentu, że się wpisuje na Twitterze dwa zdania i za chwilę mówi o tym świat. Postawiłem sobie granicę, choć byłem jednym z pierwszych, którzy mieli pod koniec lat 90. swoją stronę internetową i prowadziłem też wtedy kampanię w internecie. To jest mój świadomy wybór. Inaczej można się złapać na tym, że szukamy dla szukania, a nie żeby znaleźć. Tak jak w przysłowiowej anegdocie - pyta się pracownik drugiego jak mu się pracuje, a on odpowiada - taki zapieprz, że nie mam kiedy taczki naładować.

Co słychać u u znanego pomorskiego piłkarza Janusza Kupcewicza?

Nie boi się Pan, że prędzej czy później to rzeczywistość Pana zmusi do założenia konta na Facebooku?
Raczej nie myślę o tym w kategoriach obawy. Jeżeli miałbym w jakiś sposób się komunikować w internecie, to już chyba skierowałbym się w stronę formy blogowej, komentowania pewnych rzeczy, bo to daje możliwość obnażania półprawd czy nieprawd, które się pojawiają i wypowiadania swojego zdania. Bo ja nie boję się mówić o przekonaniach publicznie, tylko to publiczne obnażanie się i taki ekshibicjonizm mnie nie pociągają. W tym temacie pojawia się też pytanie o wspólnotę. Wolność, którą teraz mamy, paradoksalnie sprawiła, że wspólnota zaczęła się rozchodzić. Dzisiaj jest nią jeszcze rodzina, ale np. sąsiedzi już nie. Pytanie czy taki Facebook stanowi wspólnotę? Moim zdaniem to tylko proteza.

To załóżmy, że ma Pan swojego bloga i dzisiaj Pan zamieszcza notatkę. Co Pan pisze?
Nie wdając się absolutnie w żadne analizy, mógłbym napisać na przykład o tym, że dopiero kilka dni temu - 11 kwietnia, stanęło mi przed oczyma to, co działo się 11 kwietnia przed dwoma laty, ta wspólnota po straszliwej tragedii. Powrót Prezydenta do kraju. I dziś jest mi ciężko z tym, że smoleńska mgła nie rozwiała się przez dwa lata i że panuje takie poczucie niemocy, upokorzenia, że nie potrafimy tej sprawy doprowadzić do końca i wyjaśnić. Tym bardziej, że powoduje ona pęknięcie społeczeństwa na pół.

O TYM SIĘ MÓWI NA POMORZU:
* Parchowo: Pijany 17-latek zgwałcił 11-letnią dziewczynkę?
* Spalone zwłoki w lesie w Strzebielinie. Sekcja wykazała, że to mieszkaniec Gdyni
* Zwłoki na Helu. Czy to zaginiona Iwona Kitowska z Gdyni?
* Pomorze: Nie pojadą do sanatorium, bo lekarze robią błędy
* Pomorze: Rozprawy sądowe będą wkrótce nagrywane
* Lech Wałęsa musi przeprosić Ryszarda Czarneckiego - wyrok sądu w Gdańsku

WYWIADY, OPINIE, KOMENTARZE:
* Barbara Szczepuła: O czerwonych dziennikarzach
* Felieton "Ora et labora" Piotra Dominiaka

Codziennie rano najważniejsze informacje z "Dziennika Bałtyckiego" prosto na Twoją skrzynkę e-mail. Zapisz się do newslettera!

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na dziennikbaltycki.pl Dziennik Bałtycki