Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

"Ja tu rządzę", czyli jeden z ostatnich polskich filmów kręconych przed 1939 r. Młody aktor, który zagrał Józia, zginął w czasie wojny

Gabriela Pewińska
Gabriela Pewińska
Narodowe Archiwum Cyfrowe
To jeden z ostatnich polskich filmów kręconych przed 1939 r. Do dziś ma swoich fanów. Wielu śmieje się z wyczynów hrabiego Józia, nie zdając sobie sprawy, że młody aktor, który go zagrał, zginął w czasie wojny

Obraz wszedł na ekrany w zupełnie innych okolicznościach niż planowano. To już nie była beztroska publiczność, która się dobrze bawi - o filmie „Ja tu rządzę” mówi Grzegorz Rogowski z Filmoteki Narodowej Instytutu Audiowizualnego.

„Ja tu rządzę” to jeden z ostatnich polskich filmów nakręconych przed wojną. Komedia, ale i ... tragedia.
Dla ówczesnej kinematografii polskiej dramat na pewno. Wojna wstrzymała wszelkie filmowe produkcje, jedynie niewielka ich część została po 1939 roku ukończona. „Ja tu rządzę” jest jednym z filmów, którego zdjęcia pozwolono sfinalizować. Okupant zezwolił nawet na premierę, która odbyła się w grudniu 1941 roku. Kopia dotrwała do naszych czasów, co uważam za cud.

Film Mieczysława Krawicza to typowa komedia omyłek ze znakomitymi kreacjami aktorskimi, przede wszystkim Mieczysławy Ćwiklińskiej i Władysława Grabowskiego. Głównym bohaterem jest młody, przystojny birbant hrabia Józio Lulewicz. Na złość matce, która nie chce dać pieniędzy na teatr, jaki synek - hulaka pragnie założyć wraz z przyjaciółmi, postanawia zatrudnić się, pod przybranym nazwiskiem, w zakładzie szewskim, w roli czeladnika... Tam spotyka piękną szewcównę...

Nie był to obraz, który w jakiś sposób zrewolucjonizował kinematografię polską, ale trzeba przyznać, bardzo udany. Lekki humor, który bardzo lubi publiczność. No i gwiazdy!

Losy realizatorów tego obrazu, aktorów tu grających, są symboliczne dla tamtego czasu.
Zacznijmy od Mieczysława Krawicza, to wówczas jeden z tytanów polskiego przemysłu filmowego. Największe jego dzieła to choćby „Sportowiec mimo woli”, „Paweł i Gaweł”, „Jadzia” czy „Robert i Bertrand” z 1938 roku, słynna komedia z Adolfem Dymszą i Eugeniuszem Bodo. Z trwającego 80 minut obrazu zachowało się niecałe 55 minut! Niemal kompletną kopię odnaleziono dopiero w 2017 roku w zbiorach Instytutu Polskiego w Londynie. W 1939 roku obraz ten miał reprezentować kinematografię polską w Cannes, razem z filmem „Czarne diamenty”, festiwal jednak z powodu napaści Niemiec na Polskę odwołano. Mieczysław Krawicz zginął we wrześniu 1944 roku. Był szefem operatorów filmowych dokumentujących powstanie warszawskie.

Równie tragiczny los spotkał Zbigniewa Rakowieckiego grającego hrabiego Józia Lulewicza. W „Ja tu rządzę” ma niespełna 26 lat. Typ amanta, którego kariera dopiero nabierała tempa.
Był prekursorem stepowania w polskim kinie! Taki Fred Astaire naszej przedwojennej kinematografii. Sporo grał na scenach rewiowych, ale o skali jego talentu świadczy fakt, że do Teatru Ateneum zaangażował go ówczesny dyrektor tej sceny sam Stefan Jaracz, niestety, stało się to tuż przed wybuchem wojny... Kariera filmowa Rakowieckiego przyśpieszyła w 1939 roku, choć główną rolę dostał już w 1936 roku w filmie „Fredek uszczęśliwia świat”. Ale zaraz potem przyszły kolejne, w „Ja tu rządzę”, i w „Żołnierzu królowej Madagaskaru”, który miał być pierwszym polskim musicalem z prawdziwego zdarzenia. To, obok „Ja tu rządzę”, jeden z nielicznych polskich filmów ukończonych w czasie wojny, wypuszczony na ekrany w 1940 roku. Ponoć bardzo dobry. Chwalono szczególnie sceny taneczno-śpiewane. Jeszcze po wojnie jedyną ocalałą kopię pokazywano w kinach. Chwilę później film jednak zaginął i do dziś nie udało się go odnaleźć. Co do Zbigniewa Rakowieckiego, jego świetnie zapowiadającą się karierę przerwała tragiczna śmierć. Podobnie jak Krawicz zginął w czasie powstania warszawskiego.

Cywilną ofiarą powstania był i Józef Orwid grający w filmie postać dobrodusznego majstra szewskiego. Jego charakterystyczną fizys znamy z innych filmów: „Paweł i Gaweł”, „Zapomniana melodia” czy „Pani minister tańczy”. Komediowy talent pokazał zwłaszcza w filmie „Piętro wyżej” z 1937 roku. To historia sąsiedzkiej wojny dwójki lokatorów domu przy Szczęśliwej 13: starszego - Hipolita Pączka kochającego muzykę klasyczną (Orwid) oraz - mieszkającego piętro wyżej - Henryka Pączka, spikera radiowego (Bodo). To z tego filmu pochodzi słynna scena na balu kostiumowym, w której młody Pączek przebrany za symbol seksu amerykańskiego kina lat 30., śpiewa słynny szlagier „Seksapil - to nasza broń kobieca”. Na przebierankę nabiera się stary Pączek. Zakuty w rycerską zbroję wodzi za sąsiadem - prężącym biust w obcisłej sukni - ogłupiałym z zachwytu wzrokiem... Dopiero niedawno dowiedziałam się, że Orwid zginął w 1944 roku w wyniku eksplozji niemieckiego czołgu - pułapki, tuż przed koncertem, jaki wraz z kolegami mieli dać powstańcom.
Wielu aktorów mocno angażowało się w te występy na barykadach. Chcieli dodać otuchy walczącym, zapewnić im nieco normalności w tych nienormalnych czasach. Brał w nich udział choćby Mieczysław Fogg. Kilkoro udało się nawet na powstańczych kronikach uwiecznić. Na filmowej taśmie widać np. Marię Gorczyńską rozmawiającą z bliżej niezidentyfikowanymi ludźmi. Jest też ujęcie bardzo smutne - płytkiego grobu filmowego amanta Franciszka Brodniewicza na jednym z podwórek.

Jeszcze nie tak dawno historycy kina byli przekonani, że w 1944 roku zginęła też jedna z najpiękniejszych przedwojennych polskich aktorek Ina Benita, piękna szewcówna w „Ja tu rządzę”. Historia jej życia urwała się właśnie w czasie powstania, w dniu, gdy widziano ją, z dzieckiem na ręku, schodzącą do kanałów...
To skomplikowany, pokręcony życiorys. W czasie wojny współpracowała z kontrwywiadem Związku Walki Zbrojnej AK...

Ponoć m.in. dzięki niej udało się uwolnić z Auschwitz przyjaciela Franciszka Brodniewicza i Zbigniewa Sawana.
Wiosną 1943 Ina Benita związała się z Hansem Georgiem Paschem - Niemcem opozycyjnym wobec polityki nazistowskiej, który pomagał Polakom i Żydom. Zostali aresztowani i osadzeni na Pawiaku, tam urodziła syna, którego ojcem był Pasch. Wypuszczono ją w 1944 roku. Potem zniknęła. Uznano, że poniosła śmierć. Aż pojawiły się nowe fakty. Z dokumentów udostępnionych w listopadzie 2018 roku przez rodzinę Paschów wynika, że pod koniec wojny aktorka wyjechała razem z synem i Hansem Georgiem Paschem do Niemiec, tam pobrali się. W 1945 roku Pasch został zamordowany, aktorka zdecydowała się wyjechać do Francji. W nocnych klubach Nicei i Cannes pracowała ponoć jako tancerka. W tym czasie poznała Amerykanina Lloyda Frasera Scuddera, przedstawiciela służby cywilnej United States Air Force, któremu urodziła dziecko i za którego wyszła w 1954 roku. Zmarła w Stanach Zjednoczonych, w roku 1984.

Po wojnie nie wróciła już ani na scenę, ani na ekran. Pod koniec życia ponoć pracowała jako szefowa pokojówek w motelu. Ale czy to prawda?
Jak najbardziej. Przymusowa wojenna czy powojenna emigracja dla aktorów i aktorek to zawsze był koniec kariery. Przynajmniej tej filmowej. Musimy pamiętać, że byli to już ludzie 30-, 40-letni. Na rozpoczynanie nowej i niepewnej kariery za oceanem było już za późno. Tym samym wielkie gwiazdy przedwojennych ekranów w USA kończyły jako kelnerzy, recepcjonistki, opiekunki czy pracownicy budowlani. Zawsze, gdy o tym pomyślę, czuję niesamowity smutek.

O smutnych losach przedwojennych gwiazd kina pisałeś w książce „Skazane na zapomnienie”.
Wszystkie te artystki, będąc na emigracji, grubą kreską odcięły się od przeszłości. Miały za sobą piękne życie, które lubiły wspominać, ale obdarzone były też sporą dozą pokory. Nie udawały wielkich dam, po prostu starały się normalnie żyć i nie rozpamiętywać tego, co było. Wszystko, co osiągnęły, w jednym dniu utraciły bezpowrotnie, mimo to do końca zachowały godność i klasę. Ina Benita po wyjeździe z Polski nikomu nie zdradziła, że była aktorką. Jej rodzina długo nie była tego świadoma.

A była jedną z największych gwiazd polskiego przedwojennego kina.
Platynowa blondynka - typ, który kino kocha. W 1939 roku okrzyknięto ją „królową seksapilu”. Ponadczasowa uroda. Podobała się wtedy, mogłaby podobać się i dziś. Głównych ról nie grała zbyt często, a jednak to, w jaki sposób zaistniała na ekranie, wystarczyło, by wybić się na aktorski piedestał tamtego czasu. Rok 1939 był dla niej przełomowy. Zachwyciła w „Sportowcu mimo woli”, chwilę potem w „Ja tu rządzę”. Kariera, jak u Rakowieckiego, zaczęła nabierać tempa...

Aktora Stanisława Sielańskiego, w „Ja tu rządzę” terminatora szewskiego los też nie oszczędził...
Mistrz drugiego planu. Aktor charakterystyczny. Grywał zwykle warszawskich cwaniaczków, fajtłapy. Tytan pracy! Zagrał w niemal 50 filmach! Udało mu się wykreować - podobnie jak Mieczysławie Ćwiklińskiej, która prawie zawsze wcielała się w prezesowe czy baronowe - role, które pamięta się do dziś. W recenzjach zawsze doceniano jego pracę. Historia Sielańskiego jest typowa dla losów wielu artystów z tamtego czasu. We wrześniu 1939 roku przekroczył granicę polsko-rumuńską, potem przedostał się do Francji. W 1941 wyemigrował do Nowego Jorku. Nigdy nie wrócił do kraju. Przez jakiś czas występował w teatrze, w kabaretach, pokazywano nawet dawne filmy z jego udziałem. W radiu polonijnym miał swoją audycję. Zmarł nagle, w 1955 roku, w wieku 54 lat. Inny nowojorski emigrant Jan Lechoń napisał: „Pogrzeb Sielańskiego - jeszcze jedno uderzenie w łeb, jakby ktoś z góry chciał nam powiedzieć: Patrz durniu! Oto wasze życie i wasza emigrancka śmierć”. Nie miał w Ameryce żadnej rodziny. Umierał samotnie.

Wojna złamała życie Lody Niemirzanki, która w filmie gra temperamentną śpiewaczkę Lolitę.
Aktorka, którą możemy pamiętać ze słynnego filmu „Ada, to nie wypada”. Jej mąż był jednym z twórców polskiego państwa podziemnego, ona porzuciła teatr, otwierając pracownię sukien, która była jedynie przykrywką dla działalności konspiracyjnej. Nie wiem, na ile można było jej wierzyć, ale w latach 70. twierdziła jakoby była twórczynią powstańczej kotwicy... Redaktorzy „Przekroju”, których o tym zawiadomiła stwierdzili jednak, że były to jedynie mrzonki starszej już wówczas pani. Syn Niemirzanki z pierwszego małżeństwa, Stefan Kopczyński, też zginął w powstaniu. Miał ledwie 18 lat. Chwilę wcześniej ożenił się na barykadach... Z tego, co opowiadała mi kiedyś rodzina aktorki, Niemirzanka znalazła go z roztrzaskaną głową w jakiejś bramie. Ten obraz został w niej do końca. Nie potrafiła się z tego otrząsnąć...

Autor zdjęć do „Ja tu rządzę”, Zbigniew Gniazdowski działał w strukturach AK...
Scenarzysta, Emanuel Schlechter trafił do lwowskiego getta, a potem do obozu koncentracyjnego we Lwowie, tam zginął w 1942 roku, wraz z żoną i synem...

Scenograf Jacek Rotmil został rozstrzelany w ruinach warszawskiego getta...
A przecież film, który wszystkich ich łączy, jeden z ostatnich realizowanych przed wojną to... komedia! Obraz wszedł na ekrany w zupełnie innych okolicznościach niż planowano. To już nie była beztroska publiczność, która się dobrze bawi. To publiczność powołanego do życia Generalnego Gubernatorstwa. Na ekranie powiew starego dobrego świata, który na chwilę pozwalał zapomnieć o wojnie i dawał nadzieję, że to, co było, może jeszcze powróci. To jeden z niewielu polskich filmów, które wtedy trafiły na ekran. Po wojnie też cieszył się popularnością. Do dziś ma swoich fanów. Wielu śmieje się z hulaszczych losów hrabiego Józia, nawet nie zdając sobie sprawy, że to była ostatnia rola tego młodego aktora...

emisja bez ograniczeń wiekowych
Wideo

Instahistorie z VIKI GABOR

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!

Polecane oferty

Materiały promocyjne partnera
Wróć na dziennikbaltycki.pl Dziennik Bałtycki