Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

J. Śniadek: Nie wszyscy politycy zdradzili. P. Gosiewski to przykład heroizmu

rozm. Ryszarda Wojciechowska
Janusz Śniadek
Janusz Śniadek Robert Kwiatek/Archiwum
Jak wojsko idzie do boju, to defetystów się rozstrzeliwuje - mówi poseł Prawa i Sprawiedliwości Janusz Śniadek w rozmowie z Ryszardą Wojciechowską.

Można odnieść wrażenie, że PiS już stoi w blokach startowych do władzy.
W sportowej terminologii z przymrużeniem oka, tak. Ale traktujemy to poważniej. Zdobycie władzy to środek do realizacji wizji Polski. Konsekwentnie robię to, co zacząłem kiedyś, wstępując do Solidarności. Rozmawiamy dzisiaj na Uniwersytecie Gdańskim, podczas seminarium z okazji 25 rocznicy strajku majowego. I wie pani, co się okazuje? Że tamtą drogę musimy kontynuować. Żyjemy w wolnej Polsce, ale wciąż padają mocne słowa tęsknoty za niespełnionymi wartościami.

Za czym?
Za tamtym wielkim poczuciem wspólnoty. Za jednością i solidarnością, które nas łączyły. Brawami przyjęto słowa o dzisiejszej młodzieży żyjącej w lepszych warunkach, ale nieznającej tamtego poczucia jedności, bezinteresownego poświęcenia dla idei. Dzisiaj, pod hasłem radź sobie sam, postępuje atomizacja społeczeństwa. Egoizm wypiera solidarność.

Pan wrzuca kamyczek do własnego ogródka. Przecież to wy, politycy, skutecznie nas podzieliliście. I nie twierdzę, że winne jest tylko PiS.
Wy, politycy - zdumiewa mnie to uproszczenie, wszyscy do jednego worka. Odpowiem innym stereotypem, powszechnym wśród pracowników, ludzi Solidarności. Panuje przekonanie, że elity zdradziły wartości Sierpnia. Często osoby publiczne powołujące się na swój solidarnościowy rodowód maszerują pod prąd tamtych ideałów. Co do kamyka w ogródku polityków, odpowiem tak - nie wszyscy zdradzili. Przemek Gosiewski to piękny przykład wierności. Niezłomnego herosa, który nie poszedł na żadne koniunkturalne alianse. Podobnie jak Lech Kaczyński, który się cieszył tak wielkim szacunkiem zwłaszcza u zwykłych ludzi.

Jarosław Kaczyński ruszył w Polskę. Pan myśli, że prezes da radę? Ma tyle sił, żeby jeździć od gminy do gminy?
Pan prezes na pewno da radę. Z większym niepokojem obserwuję, czy my wszyscy, czy reszta za nim nadążamy.

Co prezesowi dodało takiego przyspieszenia?

Wyczucie sytuacji. Ta podróż po Polsce to odpowiedź na nastroje i oczekiwania. Zdumiewająca do niedawna magia PR Platformy, tak skuteczna przez wiele lat, w końcu przestaje działać. Prysła jak bańka mydlana. Kolejnych wpadek i kompromitacji PO nie udaje się już przysłaniać.

Każda władza ma coś za uszami.
To wygodny zwrot, gdy nie ma argumentów. Platforma rządzi prawie sześć lat i ma tyle za uszami, że już się więcej nie mieści. Ludzie muszą się przekonać i uwierzyć, że jest lepsza alternatywa dla złych rządów PO. Dlatego trzeba więcej niż zwykle spotykać się i rozmawiać z ludźmi o rozwiązywaniu ich problemów.

Rozumiem, że Pan się nie zgadza z opinią tych publicystów i obserwatorów, którzy piszą, że prezes jest zmęczony, że na tych spotkaniach nie tryska energią, nie tworzy nowych myśli.
Mówią tak ci, którzy szukają kija, żeby uderzyć, i nie potrafią znaleźć nic lepszego. Takie zarzuty to nerwowa reakcja na zmianę nastrojów społecznych i wyników sondaży. Wszyscy jesteśmy zmęczeni tym rządem.

Pierwszym sprawdzianem będą eurowybory. W PiS krąży już lista kandydatów?
Prezes Kaczyński kilka miesięcy temu uciął te spekulacje krótkim życzeniem, żeby do niego z tym nie przychodzić, dopóki sam nie da sygnału. Zrobi tak, gdy sytuacja do tego dojrzeje. Co nie znaczy, że nie ma różnych aspiracji w tej sprawie.

Spytam kolokwialnie - Pan przebiera nogami w stronę Brukseli?
Odpowiem konkretnie...

Że kto by nie przebierał?
Krąży anegdota o jednym z europosłów, który powiedział: z każdą dietą staję się większym euroentuzjastą. Rozumiem, że to uposażenie, te uprawnienia emerytalne, świadczenia dla nas niemal księżycowe, dużo wyższe od wynagrodzenie premiera, są ogromną motywacją do przebierania nogami. Ja już dwukrotnie byłem oficjalnie zapytany w tej sprawie przez moich kolegów w strukturach lokalnych i dwukrotnie odpowiedziałem tak samo: nie jestem zainteresowany kandydowaniem do Parlamentu Europejskiego.

A gdyby prezes kazał, tak jak Tadeuszowi Cymańskiemu?
Podjąłem się funkcji prezesa PiS w okręgu gdyńskim i niech tak zostanie. Poza tym chętnych do kandydowania wydaje się być tak dużo, że taka ewentualność nie budzi we mnie niepokoju (śmieje się).

Prezes mówi: musimy sami wygrać wybory. Zdolność koalicyjna PiS nie wchodzi w grę?
Przed paroma laty zapowiadana przed wyborami koalicja, tak zwany PO-PiS, nie tylko nie doszła do skutku, ale rozpoczął się wtedy okres zimnej wojny, konfliktów i głębokich podziałów. Dzisiaj Prawo i Sprawiedliwość wysyła jasny sygnał do ludzi - najlepszym wyjściem jest samodzielne rządzenie.

Ale to nie trąci arogancją? Albo będziemy rządzić sami, albo wcale?
Nieprawda. Wielu ludzi w Polsce z zazdrością przywołuje przykład Węgier, gdzie partia Fidesz ma większość konstytucyjną. I pomimo różnych problemów, dolegliwych reform, ciągle ma autentyczne poparcie społeczeństwa węgierskiego.

Już dawno słyszeliśmy, że prezesowi Kaczyńskiemu marzy się Budapeszt w Warszawie.

Marzy się wielu Polakom. Słyszę to na spotkaniach z ludźmi, którzy mówią, że chcieliby, aby takie samodzielne ugrupowanie, broniące naszych interesów, w Polsce rządziło.

Myślą oczywiście o PiS?

Tak. Równocześnie zapewniam, że z całą pokorą podchodzę do możliwości powtórzenia sukcesu partii Fidesz. Ale nie mówię, że to niemożliwe. Kiedyś byłem sportowcem wyczynowym i wiem, że jeśli się chce osiągnąć dobry wynik...

Naprawdę był Pan sportowcem?
Strzelałem z karabinku małokalibrowego. Dobrze wiem, że kiedy się chce osiągnąć dobry wynik, trzeba poprzeczkę ustawiać dwa razy wyżej. Wtedy jest szansa na bicie rekordu życiowego. Ktoś, kto jest mało ambitny, nie tylko w sporcie sukcesu nie osiągnie. Nie ma to nic wspólnego z arogancją.

Ale może być tak, że PiS wygra nie na tyle wysoko, żeby samodzielnie rządzić. Czy znajdzie wtedy koalicjanta?

Jest takie powiedzenie: jak wojsko idzie do boju, to defetystów się rozstrzeliwuje. Albo łagodniej - jeżeli drużyna chce wygrać mecz, to rozważanie remisu demoralizuje drużynę. Gra się po to, żeby wygrać - a każdy, kto sieje zwątpienie, działa na szkodę partii. Na pewno są robione analizy na temat koalicjantów w gronie ekspertów, a nie publicznie. To sprawy sztabowe. Wódz prowadzący do bitwy nie opowiada żołnierzom o tym, jak mają w razie czego uciekać.

Były premier waszej partii Kazimierz Marcinkiewicz mówi tak: Macierewicz doprowadzi do rozłamu w PiS, Kaczyński zaczyna się go bać.
(Śmiech).

To może rację ma Zbigniew Ziobro, który powiada: Macierewicz to usta prezesa Kaczyńskiego. Co jest prawdą, a co fałszem?
Wie pani, co jest prawdą? To, że nieudani politycy próbują ciągle istnieć za wszelką cenę. Prawdą jest to, że panowie Marcinkiewicz i Ziobro wygadują dzisiaj różne głupstwa, po to żeby przyciągnąć uwagę mediów. Im większa bzdura tym bardziej przyciąga uwagę.

Antoni Macierewicz to wartość dodana PiS?

Mam dla niego wielki szacunek za jego konsekwencję i upór. Za to, że bez względu na nieustanne szyderstwa i ataki, uparcie drąży niewyjaśnione sprawy. Nie oceniam jakości jego wypowiedzi. Sądzę, że czasem wywołanie kontrowersji to sposób na zwrócenie uwagi na jakiś problem. Wyznawcy ,,religii smoleńskiej" to ci, którzy wierzą (albo udają, że wierzą) i zmuszają innych do wyznawania wiary w raport MAK i pana Millera. W świetle ujawnianych faktów coraz więcej zapisów z obu raportów obraża inteligencję uczciwego człowieka. Szanuję pana Macierewicza, bo niestrudzenie dąży do znalezienia odpowiedzi na nurtujące wielu Polaków i mnie pytania.

Jeśli pytają Pana, czy wierzy w zamach, to co Pan odpowiada?
Że nie wierzę w raporty Anodiny i Millera. Uważam, że zbyt wiele pytań pozostawionych jest bez odpowiedzi. Dalsze utrzymywanie takiej sytuacji uprawnia wszystkie, najbardziej nieprawdopodobne hipotezy.

Mecenas Rafał Rogalski to teraz problem dla Prawa i Sprawiedliwości.
Tak, jest wielkim problemem, ale dla środowiska adwokackiego.

Ale te pieniądze, które mu płacono, odbijają się teraz partii czkawką.
Nie wracajmy do bzdur. To były nasze, dobrowolne składki, członków Klubu Parlamentarnego PiS.

A podatek od darowizny, który trzeba by ewentualnie zapłacić?
O nie, nie dam się wpuścić w ten tok myślenia. Powtarzam, Rogalski jest problemem dla adwokatury. Mamy do czynienia z prawnikiem, obrońcą, który po utracie zaufania klienta i cofnięciu zlecenia przeistacza się w oskarżyciela. To stawia pod znakiem zapytania kwestie etyki zawodowej całego środowiska adwokackiego.

Nie możemy stosować odpowiedzialności zbiorowej.
To puste hasło. Dzisiaj każdy, kto się zwraca do adwokata, będzie musiał sobie zadać pytanie, czy za chwilę jego mecenas nie zacznie biegać po mediach i nagłaśniać intymnych spraw. Jeśli jest inaczej, to dlaczego Rada Adwokacka tak błyskawicznie na Rogalskiego zareagowała, wszczynając dochodzenie dyscyplinarne wobec niego?

To czym Pan tłumaczy zachowanie mecenasa?
Kiedy utracił zaufanie klienta i cofnięto mu zlecenie, skończyło się źródło dochodów. Wpadł na szatański, ale skuteczny pomysł bezpłatnej reklamy. Równocześnie zdejmuje z siebie odium zwolennika Prawa i Sprawiedliwości. Tylko w ten sposób można racjonalnie tłumaczyć te nieuczciwe szaleństwa, które on wyczynia.

Codziennie rano najważniejsze informacje z "Dziennika Bałtyckiego" prosto na Twoją skrzynkę e-mail. Zapisz się do newslettera!

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na dziennikbaltycki.pl Dziennik Bałtycki