18+

Treść tylko dla pełnoletnich

Kolejna strona może zawierać treści nieodpowiednie dla osób niepełnoletnich. Jeśli chcesz do niej dotrzeć, wybierz niżej odpowiedni przycisk!

Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Iwona Guzowska: Życie to nie tylko praca. Trzeba pamiętać, żeby żyć tu i teraz

Aleksandra Dylejko
Przemek Świderski
Sportsmenka i posłanka jest zakochana po uszy. Z tego powodu wstaje o 4.50 rano, ale robi to z radością. "Nigdy nie będę politykiem z krwi i kości" - mówi Iwona Guzowska i zdradza nam, czy będzie znów kandydować do Sejmu

Grudzień to dobry czas na podsumowania. Policzyła już Pani te wszystkie przejechane, przebiegnięte i przepłynięte w tym roku kilometry?
Obiecałam sobie, że dokładne podsumowanie zrobię 31 grudnia, ale na pewno będzie to ładnych kilka, jak nie kilkanaście tysięcy. Jedne tylko zawody Ironman to już 226 km! Do tego trzy razy dystans half Ironman, dwa razy dystans olimpijski, trzy razy dystans 1/4 Ironman i na koniec maraton w Poznaniu. Tak naprawdę to są wisienki na torcie, bo przecież trzeba doliczyć ze trzy razy więcej treningów.

Dzisiejszy zaczęła Pani bardzo wcześnie...
O 5.30 już byłam w basenie. Nie ukrywam, że z całego triathlonu pływanie wychodziło mi najsłabiej, ale trafiłam na Marka Krawczyka, doskonałego trenera. Dzięki niemu zaczęłam lubić pływanie. Mało tego! Pobudka o 4.50 nie sprawia mi problemu. Nie wiem jak, ale mnie zaraził... Jego treningi to od początku zadania, na których się trzeba skupić, a ja chyba to uwielbiam.

Po co to Pani? Mało ma Pani zajęć związanych z funkcją posła?
Robię to przede wszystkim dla siebie, bo życie to nie tylko praca. Trzeba pamiętać, żeby żyć tu i teraz. Wszyscy mamy tendencję do wracania do przeszłości i wybiegania w przyszłość, zapominając, że jesteśmy tu i że teraz tworzymy swoją rzeczywistość. Poza tym sport zawsze sprawiał mi wielką radość. Zawsze też miałam dużo determinacji, żeby spełniać swoje marzenia. Jednym z nich było, choć długo stało na półce z napisem "nierealne", by stać się ironmanem. Nie ukrywam, że kiedy 7 lipca wbiegałam na metę triathlonu Ironman we Frankfurcie i usłyszałam to magiczne zdanie: "Iwona, you are an ironman!", przeżyłam coś, czego nawet nie umiem opisać. Więc jeżeli mam swój wolny czas albo spędzać przed przysłowiowym telewizorem, albo na robieniu tego, co kocham - zdecydowanie wybieram drugą opcję. Zresztą od maja mieszkam bez telewizora i dzięki temu mam czas na wiele rzeczy. Chociażby na książki, których przez nadmiar pracy czytam stosunkowo niedużo, a które kocham.

A nie docierają do Pani głosy, że posłowi takie bieganie nie przystoi? Bo że "nie wypada" mówiono, gdy ogłosiła Pani chęć powrotu na ring.
Rozumiem, że ktoś może nie zgadzać się z moimi wyborami, ale mimo wszystko one są moje. Dopóki nikogo nie krzywdzę, mam prawo kierować swoim życiem według własnego widzimisię. Zresztą, moja walka w MMA stoi pod dużym znakiem zapytania, bo wypadki, które ostatnio miały miejsce w ringu, spowodowały, że postanowiłam gruntownie przebadać swój kręgosłup szyjny. Osiem lat temu miałam poważny wypadek samochodowy, nie wiem, czy stan zdrowia pozwoli mi na powrót do ringu. Jakoś wcześniej nie pomyślałam, żeby to sprawdzić... Przy okazji muszę powiedzieć jedną rzecz: powrót na ring
nie jest dla mnie czymś spektakularnym. To raczej rzecz naturalna, przecież przez wiele lat boks był moją rzeczywistością.

Brakuje jej Pani? Stąd ten pomysł?

Na samą myśl o walce podnosi się poziom adrenaliny, serce przyspiesza, w głowie mam obrazy walki i jej taktycznego poprowadzenia, ale nie mogę powiedzieć, żeby mi tego brakowało. Mam tyle zajęć ciekawych w życiu... No i nie ukrywam: jestem po uszy zakochana w triathlonie.

Często powtarza Pani, że jest wojownikiem - i nie ma na myśli tylko kariery bokserskiej.
Bo trzeba nim być, choć łatwiej i wygodniej jest poddać się temu, co nam się w życiu przydarza. Tylko czy w końcowym rozrachunku wyjdzie nam to na dobre? Niewiele rzeczy w życiu przychodzi łatwo. Użalanie się nad sobą jest prostsze i wygodniejsze, bo zawsze będzie ktoś, kto wyciągnie rękę i pomoże. Ale ja nie chcę tak spędzić życia. Od zawsze wiedziałam, że tylko ja jestem za siebie odpowiedzialna. Że nikt za mnie życia nie przeżyje i nie będę miała prawa mieć do nikogo pretensji, jeśli coś mi się nie uda. Albo coś przegapię. Z każdej sytuacji jest wyjście, a nigdy go nie zobaczymy, jeśli się poddamy.

Kto był pierwszą osobą, od której usłyszała Pani: "Iwona, walcz"? Bardzo otwarcie mówi Pani o swoim nie najłatwiejszym życiu: że jest Pani dzieckiem adoptowanym, że dowiedziała się Pani o tym przez przypadek, że w rodzinie, do której Pani trafiła, był alkohol...
Do dziś uważam, że miałam wszelkie szanse, by stać się klientką pomocy społecznej. Na dodatek, jako 18-letnia dziewczyna, zostałam mamą. Nikt mi nigdy jednak nie powiedział: "Walcz". Ktoś mi powtarzał: "Kocham cię, jesteś wyjątkowa". Mówili mi to i mama, i ojciec. Poczucie własnej wartości, że jest się potrzebnym, daje siłę. I wtedy człowiek walczy.

Tę siłę dał Pani ojciec, który był alkoholikiem?

I dalej jest. Ale to, że jest bardzo ciężko chory, nie zmienia faktu, że jest dobrym człowiekiem, który podarował mi cały świat. Skrzywdził przede wszystkim mamę, ja sobie z jego piciem jakoś poradziłam.

Dzieciństwo musiało jednak Panią zahartować.

Myślę, że to też kwestia pewnego - nie boję się użyć tego słowa - daru, z którym przyszłam na świat. Zawsze byłam bardzo silna, mama powiedziała mi kiedyś: "Dziecko, ty chyba byłaś bardziej nam potrzebna niż my tobie".
Wydaje mi się jednak, że byliśmy sobie potrzebni tak samo, wspieraliśmy się na zmianę na różnych etapach życia. Gdyby nie mama, nie byłoby moich sukcesów sportowych. Kto by się zajął Wojtkiem?

Pani syn to już dorosły mężczyzna.
Tak, jest fantastyczny. Jest fajnym, dobrym człowiekiem. To mój najlepszy przyjaciel. Gdy wchodził w wiek nastoletni, zdarzało mu się powiedzieć: "Nie było cię, gdy cię najbardziej potrzebowałem". Mówiłam mu wtedy, że mi przykro i że go bardzo kocham, a on mi na to: "Wiem, i wiem, dlaczego cię nie było, więc nie mam o to żadnej pretensji". Nie mam wątpliwości, że popełniłam niejeden błąd. Byłam bardzo młoda, nie wiedziałam, jak wychowywać dziecko, tym bardziej że sama niejednokrotnie byłam w sytuacjach podbramkowych. A tu jeszcze mały człowiek, którego trzeba mądrze poprowadzić przez życie...

Mam chyba więcej szczęścia niż rozumu, że Wojtek jest taki, jaki jest.

Mówi mu Pani: "Synu, walcz"?
Tak. On wie, żeby się nie poddawać. Gdy jako małe dziecko się przewracał, szybko wstawał i nigdy nie płakał. Bardzo fajny gość od małego...

Młodemu człowiekowi jest dzisiaj ciężko, a Wojtkowi z takim nazwiskiem chyba podwójnie. Gdy próbował sobie znaleźć pracę na wakacje, miał spore problemy.

Mieszkacie już osobno, swój nowy dom urządza Pani w Gdańsku.
Absolutnie! Jestem gdańszczanką, kocham Gdańsk, a Pomorze jest jednym z najlepszych miejsc do treningu, zwłaszcza do triathlonu (śmiech). Mamy fantastyczne ścieżki rowerowe, trasy leśne... Bardzo się cieszę, gdy widzę, że coraz więcej ludzi biega. Że zaczynają dbać o swoje zdrowie i ciało. Dzięki temu mają lepszy humor, bo poziom endorfin, jaki daje aktywność fizyczna, to rzecz, której nie da się kupić za żadne pieniądze. Po Ironmanie we Frankfurcie czułam większą euforię niż zmęczenie. Duża część zawodników lądowała w namiocie pomocy medycznej... Wszystko zależy od przygotowania i tego, co się nazywa mierzeniem sił na zamiary.

Sportowe zamiary na przyszły rok już Pani ma.
Najważniejszym startem będzie Roth Challenge. To impreza triathlonowa o dystansie Ironman, która trzy razy z rzędu dostała nagrodę jako najlepsza na świecie. A drugi Ironman będzie na Pomorzu, w Malborku. 2014 to także rok wyborów samorządowych oraz do Europarlamentu.

Jeżeli któryś z kolegów czy któraś z koleżanek będzie potrzebować mojego wsparcia, mogą na mnie, oczywiście, liczyć.

A myśli Pani o sobie? O trzeciej kadencji w Sejmie?
Nie myślę.

Jeszcze nie, czy nie zamierza Pani kandydować?

Myślę, że jednak nie będę startować w wyborach. Choć, oczywiście, "nigdy nie mów nigdy".

Dlaczego?

Jest tak, jak było z boksem - czuję, że moja rola już się kończy. Nigdy nie będę politykiem z krwi i kości, choć jestem teraz łącznikiem między polskim parlamentem a Zgromadzeniem Parlamentarnym Rady Europy. To dla mnie zaszczyt, że mogę działać w tak ważnej kwestii, jak konwencja z Lanzarote, czyli o przeciwdziałaniu przemocy seksualnej wobec dzieci. Polityka społeczna jest moją pasją, ale żeby działać w tym obszarze nie trzeba być politykiem.

z Iwoną Guzowską rozmawiała Aleksandra Dylejko

Treści, za które warto zapłacić!
REPORTAŻE, WYWIADY, CIEKAWOSTKI


Zobacz nasze Magazyny: REJSY, HISTORIA, NA WEEKEND

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na dziennikbaltycki.pl Dziennik Bałtycki