Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Iwona Guzowska o adopcjach: Dziecko to nie szczeniak, którego oddajemy "w dobre ręce"

Rozm. Dorota Abramowicz
Z Iwoną Guzowską, posłanką PO, współautorką ustawy o wspieraniu rodziny i pieczy zastępczej, rozmawia Dorota Abramowicz

Polskie prawo adopcyjne jest wadliwie skonstruowane - twierdzi Krzysztof Orszagh, były doradca ministra spraw wewnętrznych, oskarżony o pośredniczenie w nielegalnych adopcjach. Czy Orszagh postępował słusznie, wyręczając krytykowane przez siebie ośrodki adopcyjne?
Nie robił niczego dobrego. Namawiał kobiety, by podawały nieprawdziwe informacje, że przyszły ojciec adopcyjny jest ojcem biologicznym. Brał za to pieniądze. Rodziny, adoptujące w ten sposób dziecko, unikały niezbędnej procedury adopcyjnej, gwarantującej temu dziecku bezpieczeństwo.

Nielegalne adopcje, zdaniem Orszagha, miały być sposobem na biurokratyczne przeszkody, na jakie natykają się ludzie chcący stworzyć rodzinę dla porzuconego dziecka. Natykają się na nie też kobiety chcące dyskretnie oddać noworodka w dobre ręce.
Zawsze rodziny adopcyjne były dokładnie sprawdzane. Dziecko to nie szczeniak, którego oddajemy "w dobre ręce". Rodzina musi spełnić wiele warunków, by można było powierzyć jej los małego człowieka. Nie każdy się do tego nadaje i trzeba czasu, by kandydatów na rodziców odpowiednio zweryfikować. Biologiczna matka również ma zagwarantowany czas - sześć tygodni - na ewentualną zmianę decyzji o oddaniu dziecka.

Warunków czasami jest tak dużo, że rodzina pozostaje bez dziecka, a dziecko bez rodziny. Czy adopcje nie są w Polsce zbyt niedostępne?
Wiele razy dyskutowano na ten temat. Nie można skrócić procedury do minimum. Trzeba dopasować rodziców do dziecka, jego wieku, płci, ewentualnych problemów ze zdrowiem.

Kandydaci na rodziców skarżą się, że po wejściu w życie ustawy o wspieraniu rodziny i pieczy zastępczej zlikwidowano wiele ośrodków pośredniczących w adopcjach i w tworzeniu rodzin zastępczych. Czy trudniejszy dostęp nie oznacza, że mniej dzieci trafia do nowych rodzin?
Rzeczywiście dochodzą do mnie informacje o mniejszej liczbie kandydatów na rodziców zastępczych. Z napływających danych trzeba wyciągać wnioski. Przyczyn jest kilka, w tym głośna i tragiczna sprawa z Pucka, która sprawiła, że system weryfikujący kandydatów na rodziny zastępcze stał się bardziej szczelny. Nie można mówić, że wszystkiemu winna jest ustawa. Dzięki niej zwiększyły się środki finansowe przekazywane na dziecko przebywające w rodzinie zastępczej. Doszło jednak do wielu nieciekawych sytuacji, takich jak przekazywanie "nieswoich" dzieci, przebywających w rodzinie zastępczej, z jednej gminy do drugiej.

Gmina nie chciała płacić za dzieci rodzinom spoza swojego terenu?
Bywało i tak. Generalnie jednak "stare" rodziny zastępcze są w lepszej sytuacji, głównie finansowej, niż były przed wejściem w życie ustawy.

Jednak nowych kandydatów jest coraz mniej. Nie powinniśmy wrócić do systemu bardziej otwartego na stowarzyszenia i fundacje, które pomagają w szkoleniu rodziców?

Nigdzie nie jest zapisane, że gminy nie mogą korzystać z pomocy organizacji pozarządowych, które przez ostatnie lata zdobyły ogromne doświadczenie, zajmując się rodzinami zastępczymi.

Problem w tym, że gminy postawiły na oszczędność. Uznały, że najłatwiej i najtaniej będzie zorganizować wszystko własnymi siłami.
Ustawa obowiązuje od niespełna dwóch lat i podlega stałej weryfikacji. Są gminy, które świetnie sobie radzą, są i takie, które w organizowaniu pieczy zastępczej poszły na łatwiznę. Wyznaczyły po prostu swoich urzędników, by się zajęli rodzinami zastępczymi. Niektórzy z nich sobie z tym nie radzą.

Czy można taką niedającą sobie rady gminę zmusić do współpracy z fachowcami?
Nikt nikogo do współpracy nie może zmusić.

Zwłaszcza że za pomoc trzeba płacić.
Wszystkich, również samorządy, dotyka kryzys. Gdyby marszałkowie mieli pieniądze, pewnie wystarczyłoby na kompleksowe szkolenia. Nie powinniśmy jednak uprawiać czarnowidztwa, mówiąc i pisząc tylko o drastycznych, ekstremalnych przypadkach. To wyjątki.

Czy to oznacza, że w ustawie o rodzinie i pieczy zastępczej nie należy nic zmieniać? Czy jednak jakieś korekty nie są potrzebne?
Pewnych zmian już dokonaliśmy. Najpierw musimy zbierać informacje z różnych stron, od organizacji i instytucji, co jest dobre, a co nie. Potem zbiera się sejmowa podkomisja, dyskutujemy, jakie poprawki można wprowadzić, nie wylewając dziecka z kąpielą.

Kiedy przewidziana jest najbliższa dyskusja?
Spotykamy się już dzisiaj.

Napisz do autorki wywiadu: [email protected]

Możesz wiedzieć więcej! Zarejestruj się i czytaj wybrane artykuły Dziennika Bałtyckiego www.dziennikbaltycki.pl/piano

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na dziennikbaltycki.pl Dziennik Bałtycki