Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

IPN da akta Lechowi Wałęsie, ale jako agentowi SB

Dorota Abramowicz
Lech Wałęsa o dostęp do swoich akt z IPN walczył w sądzie od 2009 roku
Lech Wałęsa o dostęp do swoich akt z IPN walczył w sądzie od 2009 roku Archiwum
Reprezentujący Lecha Wałęsę prawnicy zaprotestowali przeciw udostępnieniu mu akt przez IPN w oparciu o "decyzję administracyjną", co pozwala traktować Wałęsę jako tajnego współpracownika SB. Jeśli instytut nie zmieni trybu wydania dokumentów - sprawa trafi do sądu. Lech Wałęsa chce, by Instytut Pamięci Narodowej postawił kropkę nad "i", uznając korzystny dla niego werdykt sądu lustracyjnego z 2000 roku.

Jeszcze przed miesiącem wydawało się, że sądowa walka o akta dla Wałęsy dobiega końca. Instytut Pamięci Narodowej 31 stycznia uchylił wcześniejsze postanowienie o zablokowaniu byłemu prezydentowi dostępu do dokumentów. Wcześniej taką decyzję podjął nieżyjący już prezes Janusz Kurtyka, który powoływał się na zawartość książki Sławomira Cenckiewicza i Piotra Gontarczyka.

Prezes Kurtyka tłumaczył odmowę Wałęsie dostępu do jego akt z lat 1970-76, gdyż - według IPN - był on zarejestrowany jako tajny współpracownik SB o kryptonimie "Bolek".

Jednak wśród "zablokowanych" siedmiu tomów akt znalazły się także notatki służbowe bezpieki z 21 czerwca i 9 października 1978 roku oraz pochodzący z lat 80. arkusz ewidencyjny Lecha Wałęsy jako osoby przeznaczonej do internowania.

- Większość tych dokumentów była dobrze znana panu prezydentowi, niektóre z nich nawet drukował na swojej stronie internetowej - przypomina reprezentujący Lecha Wałęsę mec. Roman Nowosielski.
Adwokat dodaje, że nikt do tej pory przed sądem nie zakwestionował wyroku sądu lustracyjnego, który w 2000 r. uznał, że Lech Wałęsa złożył prawdziwe oświadczenie lustracyjne. Pięć lat później otrzymał on z rąk ówczesnego dyrektora gdańskiego biura IPN Edwarda Krasowskiego status osoby pokrzywdzonej. A to - według wyroku Trybunału Konstytucyjnego - musi być wiążące dla IPN.

Trybunał Konstytucyjny uznał także za niezgodny z konstytucją zapis odmawiający prawa dostępu do akt IPN osobom, które były informatorami tajnych służb PRL. I teraz IPN, podporządkowując się wyrokom, wydaje akta Wałęsy w "trybie dla agentów".

Przekazanie akt w innym trybie byłoby dodatkowym argumentem w procesach, jakie Wałęsa wytacza o naruszenie dóbr osobistych tym, którzy oskarżają go o agenturalną przeszłość. Właśnie dziś w Sądzie Apelacyjnym w Gdańsku odbędzie się kolejna rozprawa w związku z zarzutami stawianymi gdańskiemu nobliście przez Krzysztofa Wyszkowskiego, byłego działacza Wolnych Związków Zawodowych.

Przed dwoma tygodniami w programie Moniki Olejnik "Kropka nad i" Lech Wałęsa wyjaśniał: - W tamtym czasie wszyscy podpisywali i ja też podpisałem. Podpisałem nie z myślą, że kiedykolwiek przejdę na tamtą stronę, że zdradzę, tylko z myślą "jak was ograć".

- Łatwo rzucać oskarżenia - mówi dr Janusz Marszalec, dziś wicedyrektor Muzeum II Wojny Światowej, były szef Biura Edukacji Publicznej Instytutu Pamięci Narodowej w Gdańsku. - Nikt nie kwestionuje, że jakiś rodzaj współpracy był, ale skutków tej współpracy nie znamy. Publikacje Sławomira Cenckiewicza i Piotra Gontarczyka nie dają oceny człowieka.

Historycy przypominają też, że podpis i część akt "Bolka" zostały sfałszowane przez SB na początku lat 80. Celem stworzenia fałszywki była dyskredytacja Wałęsy przed Komitetem Noblowskim.

Nowelizacja ustawy o Instytucie Pamięci Narodowej, zmieniająca zasady udostępniania dokumentów, obowiązuje od 27 maja ub. roku.

Czytaj też: Lech Wałęsa wygrał dostęp do teczek

W nowelizacji zostały uwzględnione poprawki, których autorem był gdański poseł PO, Arkadiusz Rybicki, który wraz z 96 osobami (w tym także prezesem IPN, Januszem Kurtyką) zginął w kwietniowej katastrofie rządowego tupolewa. Poprawki umożliwiły dostęp do akt także osobom podejrzewanym przez IPN o bycie tajnymi współpracownikami. Z jednym wyjątkiem - jeśli przeciw tym osobom prowadzone jest postępowanie karne. W sprawie dokumentów Lecha Wałęsy Instytut Pamięci Narodowej mówił "nie" nawet po zmianach przepisów. Dopiero po tym, jak w październiku ubiegłego roku sędziowie Trybunału Konstytucyjnego uznali za niezgodne z konstytucją procedury, na podstawie których Instytut Pamięci Narodowej odmawiał dostępu do akt tajnych służb PRL osobom, które te służby uznawały za swych tajnych informatorów, rzecznik IPN oświadczył, że Lech Wałęsa otrzyma akta.

Z Bogdanem Lisem, legendarnym działaczem Solidarności, politykiem Partii Demokratycznej, rozmawia Dorota Abramowicz

Co Pan by zrobił na miejscu Lecha Wałęsy po próbie przekazania przez IPN dokumentów w "trybie decyzji administracyjnej"?
Też bym się nie zgodził na taką formę ich przyjęcia. Uważam, że Wałęsa powinien dostać te dokumenty jak każdy uczciwy, przyzwoity człowiek. Szczerze mówiąc, ręce opadają, gdy po raz kolejny słyszę o takich krokach ze strony Instytutu Pamięci Narodowej.
Nie podobają się Panu działania lustracyjne IPN?
Byłem na procesie lustracyjnym prof. Mariana Filara. Widziałem, co robi prokurator Instytutu Pamięci Narodowej.

Co działo się na tym procesie?

Najkrócej mówiąc - prokurator pokazał, że ma gdzieś prawo, a dla niego najważniejsza jest zawartość szaf w IPN. To jakaś powtarzająca się także przy innych sprawach paranoja, która nas zresztą drogo kosztuje.

Policzył Pan, jak drogo?

Koszt uznania kogoś za winnego w procesie lustracyjnym to 6 milionów złotych. Dla porównania - koszt przeciętnej sprawy karnej nie przekracza 2700 złotych. Zwykła zgoda na normalne wydanie dokumentów Lechowi Wałęsie tak naprawdę nic nie kosztuje.

To dlaczego Pańskim zdaniem IPN wybiera taką formę wydania akt?
Trzeba jakoś uzasadnić sens istnienia pionu prokuratorsko-lustracyjnego. Stąd te drogie procesy, ekshumacje generała Sikorskiego i inne, równie kosztowne pomysły.

Argumentacja jest taka - społeczeństwo ma prawo do prawdy, a prawda kosztuje...
Tylko co to ma wspólnego z prawdą? Cały czas w działaniach tej instytucji widać niepotrzebne zacietrzewienie, próbuje się w jej działaniach i ocenach przemycić pierwiastek polityczny. Tymczasem polityka nie jest potrzebna, trzeba nam zwykłego rozsądku i rzetelnego podejścia do badania historii.
Instytut Pamięci Narodowej odkrył już wiele białych plam w najnowszej historii Polski.
W pełni się z tym stwierdzeniem zgadzam. Znam wiele dobrych, rzetelnych książek i artykułów opublikowanych przez IPN. I właśnie na takiej działalności historycznej i edukacyjnej instytut powinien się skoncentrować.

Bez lustracji?
Wyprowadziłbym w ogóle z IPN prokuratorów lustracyjnych, pozostawiając tylko działy edukacyjno-historyczne.

Rozmowa z Jerzym Borowczakiem, posłem Platformy Obywatelskiej, inicjatorem strajku w Stoczni Gdańskiej

IPN nie przyjmuje do wiadomości, że Lech Wałęsa nie był tajnym współpracownikiem...
Trwa to już od pięciu lat i końca nie widać. Wydaje się, że jest to raczej gra w "gonienie króliczka", niż poważne działanie.

Ile w tym wiedzy, opartej na dokumentach, a ile polityki?
To jest tylko i wyłącznie polityka. Mówiłem już Wałęsie, że nie powinien tym sobie w ogóle zawracać głowy i reagować na to, co robią niektóre osoby. Szkoda na to jego życia i nerwów.

Niektórzy historycy powołują się na badania...
Niech badają, to żadne poważne badania. Cokolwiek by teraz Wałęsa zrobił lub nie zrobił, dla niektórych, nielicznych, będzie "Bolkiem", a dla innych - pozostanie bohaterem. Przy czym tych drugich jest 99 procent.

Rozmowa z Dorotą Arciszewską-Mielewczyk, senatorem Prawa i Sprawiedliwości

Nie dziwi Pani kolejny odcinek serialu "Lech Wałęsa i IPN"?
Ależ to dotyczy nie tylko Wałęsy. PO obiecywała, że - tak jak w innych państwach dotkniętych komunizmem - wszyscy będą mieli dostęp do akt bezpieki. I nadal nie spełniła tej obietnicy. Uważam, że powinniśmy wiedzieć, kto działał w peerelowskich służbach specjalnych.

Były prezydent też chce dostępu do swoich akt z uznaniem, że był pokrzywdzony przez służby...
Lech Wałęsa otrzymał najpierw status osoby pokrzywdzonej, ale potem dwóch historyków dotarło do dokumentów, które rzuciły inne światło na sprawę. Proszę zauważyć, że żaden z krytyków nie zarzuca historykom błędów metodologicznych, a pretensje dotyczą zrzucenia polityka z piedestału. Uważam, że nikt nie powinien stać ponad prawem.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na dziennikbaltycki.pl Dziennik Bałtycki