Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Interesujcie się Białorusią

Redakcja
Tradycja studenckich protestów w imię solidarności z Białorusią sięga w Gdańsku 2006 roku
Tradycja studenckich protestów w imię solidarności z Białorusią sięga w Gdańsku 2006 roku Zdjęcia z albumu Romana Szczerbowa
Z białoruskimi studentami, organizatorami koncertu "Wolność kultury - kultura wolności" rozmawia Anna Mizera-Nowicka

W piątek o godzinie 19 w sali koncertowej Polskiej Filharmonii Kameralnej na terenie Opery Leśnej w Sopocie organizujecie koncert "Solidarni z Białorusią" pod hasłem "Wolność kultury - kultura wolności". Jak myślicie, czy polscy studenci są solidarni z Białorusią?
Stefan Swidzierski: Myślę, że tak. Gdy po ostatnich grudniowych, sfałszowanych wyborach prezydenckich i brutalnym stłumieniu manifestacji w Mińsku zorganizowaliśmy w Gdańsku akcje solidarności, bez żadnych przygotowań zebraliśmy kilkadziesiąt osób.

Dlaczego studiujecie akurat w Polsce?
Kaciaryna Bychak: Przyjechaliśmy do Polski, bo zostaliśmy wywaleni ze swoich szkół za działalność polityczną. Na Białorusi żadna uczelnia by nas nie przyjęła.
Jauhien Safonau: A Program Stypendialny Rządu RP im. Konstantego Kalinowskiego, podpisany po sfałszowanych marcowych wyborach w 2006 roku, daje możliwość, by białoruscy represjonowani studenci mogli kontynuować studia w Polsce.

Za co można zostać wydalonym z uczelni?
Nadzieja Wiarbouskaja: Różnie, na przykład gdy ktoś siedział w więzieniu lub dostał mandat za udział w manifestacji - to najbardziej typowe. Ale jest też przykład Kasi, która formalnie została wywalona za udział w wyjeździe edukacyjnym do Polski. Co tak naprawdę oznaczało, że usunięto ją z przyczyn "niebezpiecznej" aktywności społecznej i politycznej, na przykład za obronę zabytkowej części Grodna przed zniszczeniem.

Czym się różni polski student od białoruskiego?
S. S.: My jesteśmy typem "homo studentus", który jest ponad wszelkie narodowości (śmiech). Na pewno student na Białorusi szybko musi zdecydować, jaką drogą pójdzie. Ponieważ z założenia student jest osobą myślącą, szybko zaczyna zauważać, że sytuacja na Białorusi nie jest dobra, dlatego albo próbuje ją zmieniać, albo zaczyna się do niej dostosowywać. Większość, niestety, dostosowuje się i zostaje członkiem szarej masy.
N.W.: Mnie zaskoczyła wielka gościnność Polaków. Polska kultura jest bardziej ciepła od naszej. Jak się wchodzi do sklepu, mówi się "dzień dobry", "dziękuję" i "do widzenia". U nas, gdy się na przykład w tramwaju kupuje bilet, podaje się gotówkę, a pani podaje bilet - bez żadnych słów.
Sviatlana Pankavec: Zaskoczyło nas też polskie powiedzenie "idziemy na jedno piwo". U nas, jeśli gdzieś idziemy, to od razu zakładamy, że na jednym piwie się nie skończy. W rzeczywistości i w Polsce, i na Białorusi kończy się tak samo (śmiech).
N.W.: U nas nie ma klubów studenckich.
S. S.: W ogóle białoruski student ma masę ograniczeń. Chyba najgorsze jest to, że bez zezwolenia administracji uczelni oraz kancelarii ministra edukacji nie może wyjechać za granicę.
Nie boicie się, że ze względu na swoją aktywność polityczną, między innymi organizację takich koncertów jak ten, który się odbędzie w piątek, trudno wam będzie wrócić na Białoruś, znaleźć pracę i normalnie żyć?
K. B.: Każdy z nas w swoim życiu już miał taki moment, że wybrał. A teraz tylko idziemy drogą, którą wybraliśmy zgodnie ze swoim sumieniem. Tęsknota za domem oczywiście jest, ale najważniejsza jest świadomość, że na Białorusi ktoś na nas czeka. Dlatego po studiach na pewno tam wrócimy.
J. S.: Czujemy, że nasza rola nie sprowadza się tylko do walki o wolność. Wiemy, że gdy ten system wreszcie upadnie, ster będą musieli przejąć dobrze wyszkoleni fachowcy od różnych dziedzin. Dlatego tu studiujemy.

Macie nadal kontakt z kolegami ze studiów, którzy pozostali bierni wobec systemu, w jakim żyją?
N.W.: Częściowo mamy. Choć ze względu na inny światopogląd zdarza się, że te kontakty się zacierają. Często ludzie, którzy należą do organizacji propaństwo-wych i wiedzą, że to nie jest OK, bo dzieje się niesprawiedliwość, mają wyrzuty sumienia i sami próbują się jakoś usprawiedliwić.
S. S.: Myślą sobie, że jeszcze trochę poczekają, bo dostaną mieszkanie w tanim kredycie państwowym, a potem zaczną działać.
N.W.: I tak biernie czekają przez lata, aż samo się coś wydarzy. Pocieszają się, że to nieważne, że nie mają światła czy wody. Najważniejsze, że nie ma wojny. Z takimi ludźmi oczywiście trudno rozmawiać.

Macie do nich o to pretensje?

N.W.: Nie. To jest wybór każdego z nich.
S. S.: Pretensje mamy przede wszystkim do milicji i KGB. Bronią tego ustroju, a dobrze im w nim jest? Mają 700 złotych, nie mają mieszkania i nie wiedzą, kiedy dostaną. Nie myślą, że coś można by zmienić. Powtarzają tylko, że słyszeli, że w innych krajach jest jeszcze gorzej. A Unia Europejska to zło.

Co Polacy mogą zrobić dla Białorusinów?

N.W.: Naprawdę wiele już robią. Ale chyba najważniejsze, by po prostu interesowali się Białorusią. A my, Białorusini w Polsce, musimy zadziałać, by Białoruś nie kojarzyła się tylko z tym czarnym państwem z dyktaturą, paradą w stylu Korei Północnej i dziwnymi piosenkami na konkursie Eurowizji. Musimy pokazać, że mamy swój język, wartościową literaturę, muzykę. Akcje takie jak koncert "Solidarni z Białorusią" mają temu służyć.
W ostatnim czasie zajmowaliście się organizacją spotkania "Literatura kontra dyktatura - Wersy o wolności", piątkowego koncertu "Solidarni z Białorusią" i sobotniego koncertu plenerowego. Cały czas też studiujecie. Macie jeszcze czas na spotkania ze znajomymi, na życie studenckie?
J. S.: Nasi polscy znajomi zajmują się tym razem z nami. Są w to bardzo zaangażowani. Wiedzą, że ich rodzice wraz z Solidarnością zdziałali wiele i oni teraz też chcą coś zrobić dla Białorusi. Ostatnio nawet mój polski przyjaciel powiedział mi, że złożył dokumenty w sprawie wizy białoruskiej i na Dzień Niepodległości Białorusi zamierza tam pojechać, by wziąć udział w demonstracji białoruskich opozycjonistów.
S. S.: Oczywiście to nie jest bezpieczne i każdemu radzimy się zastanowić nad taką decyzją, bo to może się skończyć aresztowaniem i deportacją.

Czy podczas ostatnich wyborów ktoś z was był na Białorusi?
S. P.: Byłam i brałam udział w demonstracji, a potem trafiłam do więzienia.

Jaki panował nastrój podczas manifestacji?
S. P.: Tak naprawdę wiedzieliśmy, że przegramy.

I mimo wszystko, narażając się, poszliście?

S. P.: Trzeba brać udział w tych manifestacjach, by to zrozumieć. Każdy ma nadzieję, że coś się zmieni, ale mało kto w to wierzy.

A spodziewałaś się, że możesz trafić do więzienia?

S. P.: Łudziłam się, że tak się nie stanie, ale to było pewne na 95 procent. To był już mój drugi pobyt w więzieniu. Razem z mamą zamknęli mnie na 10 dni. Przez to moja mama została zwolniona z pracy i nigdzie nie chcą jej przyjąć, bo jest na "czarnej liście". Gdy się było więźniem politycznym, znalezienie pracy graniczy z cudem.

Jakie emocje panowały w więzieniu?
S. P.: Większość się zastanawiała, jak to jest możliwe, że takie coś dzieje się w centrum Europy. Fakt, że się trafia do więzienia za nic, powoduje, iż chce się działać przeciwko temu reżimowi jeszcze aktywniej.
J. S.: Chyba najbardziej się odgrażają ludzie, którzy trafili tam przez przypadek, bo na przykład stali w tym czasie na przystanku autobusowym i ich też zgarnęli. Wtedy mówią, że nie sądzili, iż w ich kraju jest aż tak źle. Zapowiadają, że dopiero teraz zaczną walkę przeciwko systemowi.

Jak wygląda więzienie dla więźniów politycznych?
S. P.: Ja trafiłam do sześcioosobowej sali, w której było 12 osób, więc część spała na podłodze czy gdzie się dało. Było strasznie zimno. Nie było światła, dlatego nie dało się poczytać. Z higieną też było strasznie. W przesyłkach, które dostawaliśmy, nie mogło być jedzenia ani picia.
S. S.: Ten zakaz wszedł w życie po wyborach w 2006 roku. Bo gdy ja wtedy trafiłem do więzienia, miałem tam lepiej niż na wolności. Codziennie dostawaliśmy w różnych paczkach od ludzi ze 25 kilogramów żywności.
J. S.: Ale w tym roku też przepłynęła fala solidarności i co chwilę do więźniów przychodziły paczki z ciepłymi ubraniami, kartkami i ołówkami, od coraz to nowego kuzyna czy cioci. W rzeczywistości nigdy w życiu nie widzieliśmy tych ludzi na oczy.

Liczycie, że w ten piątek też nieznanych sobie ludzi połączy solidarność z Białorusią?
N.W.: Tak, bardzo na to liczymy. A umilą im zabawę znani białoruscy artyści - Zmicier Wajciuszkiewicz oraz zespół Recha.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na dziennikbaltycki.pl Dziennik Bałtycki