Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Ilona Łepkowska: Nie dajmy się wciągnąć w te plemienne wojenki polityków [ROZMOWA]

Ryszarda Wojciechowska
Ilona Łepkowska zapowiada, że nigdy więcej nie podejmie się pisania scenariuszy do telenoweli. Jest tym znudzona i zmęczona, a poza tym uważa, że to gatunek już przebrzmiały
Ilona Łepkowska zapowiada, że nigdy więcej nie podejmie się pisania scenariuszy do telenoweli. Jest tym znudzona i zmęczona, a poza tym uważa, że to gatunek już przebrzmiały Mateusz Ochocki / KFP
Nie rozumiem, jak matka z córką, mąż z żoną czy siostra z siostrą mogą się śmiertelnie pokłócić i obrazić za to, że jedno jest w PiS, a drugie chodzi na demonstracje KOD - mówi Ilona Łepkowska.

Jak smakuje debiut?

Po sześćdziesiątce? To więcej nerwów, niż przyjemności. Jest w tym też trochę odwagi, bo nagle zaczęłam robić coś innego niż to, co robiłam do tej pory. Wcześniej odniosłam sukces, w dość może wąskiej dziedzinie, ale jednak. A teraz, wydając książkę, musiałam założyć, że może mi się nie udać, że zostanę skrytykowana, że książka się nie spodoba.

Tematem książki „Pani mnie z kimś pomyliła” jest świat, który Pani dobrze zna. Świat telewizji i celebrytów, pokazany od kuchni.

Napisałam o tym, co nie tylko dobrze znam, ale co przestałam już lubić i co mnie bardzo męczy. Ale nie chciałam pokazywać tylko jednej strony tego medalu. Strony, którą znają czytelnicy kolorowych pisemek i plotkarskich portali. Chciałam pokazać też to, jaką płaci się cenę za bycie w tym świecie. I jakie są mechanizmy, które nim kręcą. Jak się manipuluje i używa marketingu do stworzenia celebryty i jak ich potem szybko ten świat potrafi przemielić i wypluć.

Pani bohaterka, która zostaje gwiazdą telewizyjnego programu przez przypadek, potrafi się jednak w porę wyplątać z tego świata. W realnym życiu chyba o to trudniej.

Ależ są takie osoby. Na przykład Agata Trzebuchowska, która zagrała w oscarowej „Idzie”.

Ona od początku zakładała, że to tylko jednorazowa przygoda.

Tak zakłada wiele osób. A potem mimo to dają się wciągnąć. Ona zagrała, wykonała wszystko to do czego zobowiązywał ją kontrakt, a potem powiedziała: - Dziękuję bardzo. Ten świat mnie nie interesuje. Była wokalistka Ich Troje Justyna Majkowska „dziękuję, odchodzę...” powiedziała, kiedy zespół był na topie. Wróciła do swojego, normalnego życia. Można więc mieć w sobie takie głębokie przekonanie, że to nie dla nas. I mieć w sobie siłę, żeby samemu odejść, mimo sukcesu.

O Pani mówiono matka chrzestna celebryckich karier. Dzięki Pani serialowi, na przykład bracia Mroczkowie stali się gwiazdami.

Jednak bracia Mroczkowie rozsądnie pokierowali swoim życiem. Rafał i Marcin mimo ciężkiej pracy na planie, skończyli studia. Marcin opowiadał mi, że pracuje w swoim zawodzie, ożenił się, urodziło mu się dziecko i żyje normalnie. Obaj wyciągnęli z tej szansy, którą dał im los, tyle, ile mogli. Zrozumieli, że nie będą aktorami zawodowymi, choć wiele się na planie nauczyli. Droga, którą przeszli - z Siedlec, z niezamożnej rodziny, z ojcem, któremu rękę wkręciło w maszynę, do tego świata, jest olbrzymim skokiem. I to, że im nie zaszumiało w głowie i nie zwariowali świadczy o nich naprawdę dobrze.

Jest jednak taka grupa celebrytów znanych z tego, że są znani. Jak Natalia Siwiec, którą Pani kiedyś kąśliwie skomentowała.

Zawsze są gwiazdki i meteory jednego, dwóch sezonów. To normalne. Ale prawdziwym problemem jest to, że robi się z nich czasami autorytety. Zaprasza do programów telewizyjnych i każe wypowiadać na każdy temat.

Przypomniała mi się historia z panią i Moniką Olejnik. Zaproszono was do telewizji śniadaniowej, w której miałyście rozmawiać o silnych kobietach. I w charakteryzatorni dowiedziałyście się, że trzecim gościem ma być Izabela Marcinkiewicz.

To była gwiazda, którą TVN nieprzyzwoicie wręcz wtedy lansował. Sama widziałam, jak w tej stacji wielokrotnie wypowiadała się na różne tematy. Ewidentnie miała parcie na szkło i na karierę. To kolejny przypadek lansu osoby, która niczego wielkiego nie osiągnęła poza tym, że wyszła za mąż za byłego premiera i na zamówienie „Vivy” pływała z nim gondolą w jedwabnej sukni.

Pani potrafi odmówić dziennikarzom, którzy proszą o komentarz w jakiejś sprawie?

Teraz zdarza mi się to coraz częściej. Nie mam zamiaru w telewizyjnych stacjach odsłaniać prywatności, opowiadać na przykład o problemach rodzinnych. Nie chcę też być specjalistką od wszystkiego. Od czasu do czasu pojawiam się w programie Marcina Mellera „Śniadanie mistrzów”. Lubię Mellera i jego program oraz to spojrzenie ludzi z zewnątrz na politykę. Bywam też czasami w „Babilonie”.

Od polityki Pani nie ucieka.

Nie uciekam. Ale w programie Marcina Mellera nigdy nie dochodzi do ostrych sporów. Tam się rozmawia bez zacietrzewienia. I to mi się podoba.

Może dlatego, że przy stole siedzą ludzie kultury, a nie polityki...

Ale tacy, którzy często mają odmienne zdanie na to, co się dzieje w kraju. Potrafią jednak wyjść poza schemat bijatyki dwóch wrogich obozów.

A gdyby Pani zaproponowano teraz napisanie scenariusza do serialu, znalazłby się w nim ten nasz podział na dwa plemiona? Ten rodzaj plemiennej i rodzinnej nienawiści, który czasami obserwujemy?

Nie. Mam nadzieję, że ten podział nie potrwa długo. A poza tym - tu nie ma na szczęście, póki co, dramatycznych, ciekawych dla filmowca wydarzeń. To nie stan wojenny, kiedy na przykład jeden brat był drukarzem prasy podziemnej, a drugi służył w ZOMO. Tamte konflikty i wybory były naprawdę istotne i gra szła o wysoką stawkę. To był silny i umieszczony w trudnym kontekście historycznym konflikt, w którym można było nawet stracić życie. W tej chwili takiej stawki, takiego zagrożenia nie ma. Co byśmy nie mówili o tym, że panuje dyktatura, to jeszcze nikt nikogo do więzienia za poglądy nie wsadza. Demonstracje się odbywają i nikt nikogo nie pałuje.

Ale te emocje skutkują już czasem rozpadem rodziny czy przyjaźni...
Nie dajmy się zwariować. W Boże Ciało byliśmy na obiedzie u znajomych. I chyba tylko mój partner Sławek [Czesław Bielecki] był w tej grupie jedyną osobą o takich zdecydowanych poglądach prawicowych, bliskich PiS. Ja jestem gdzieś pośrodku. Pozostałe osoby są wyraźnie platformerskie i chodzą na demonstracje KOD. Ale rozmawialiśmy spokojnie, bez awantur. W pewnym momencie gospodyni powiedziała: - kochani, już wystarczy. Nie rozmawiajmy o polityce. I zmieniliśmy temat. Dla mnie skakanie sobie do oczu z takiego powodu jest jakimś kompletnym absurdem. Nie rozumiem jak matka z córką, mąż z żoną czy siostra z siostrą mogą się śmiertelnie pokłócić i obrazić za to, że jedno jest w PiS, a drugie chodzi na demonstracje KOD.

Ale coś się takiego z nami dzieje. Bracia Kurscy, bracia Glińscy, Krystyna Pawłowicz i jej siostra...

Moim zdaniem sami się nakręcamy na taki poziom emocji. I to dotyczy obu stron.

A nie politycy nas nakręcają?

Oczywiście, że oni rzucają się sobie do gardeł. Ale my powinniśmy sobie powiedzieć, że oni tam na górze jak chcą, to niech się tłuką. Taką mają robotę. My jesteśmy ludźmi, którzy sobie cenią inne wartości, rodzinę i to, żeby być razem. Nie dajmy się wciągnąć w te plemienne wojenki. Ja nie należę do żadnego plemienia.

Jak Pani, człowiek telewizji, ocenia TVP „dobrej zmiany” Jacka Kurskiego?

Po każdej zmianie władzy w telewizji publicznej następowała wymiana kadr. Myślę tylko, że poprzednio tego tak nie nagłaśniano. A czy mnie się ta telewizja podoba? Na razie nie zobaczyłam w tych nowych propozycjach niczego, co byłoby jakąś istotną wartością. Niestety - bo życzę telewizji publicznej jak najlepiej - widzowie chyba też nie zobaczyli. Sama zamiana Pałacu Kultury i Nauki na Zamek Królewski i zmiana podkładu muzycznego pod czołówkę „Wiadomości” niczego nie zmienia. Zresztą „Wiadomości” niezbyt mi się podobają w nowym wydaniu. Uważam, że selekcja informacji i ich prezentowanie jest nadzwyczajnie tendencyjne. Ale po „Faktach” też widać poglądy kierownictwa stacji.

Telewizja to też gwiazdy, a tam usunięto dotychczasowy gwiazdozbiór.

To nierozsądny ruch. Każda korporacja medialna chroni swoje gwiazdy, bo to jej wielki kapitał. I co by nie robiła pani Danuta Holecka i jak by się nie uśmiechała, to i tak nie będzie taką gwiazdą, jaką był Piotr Kraśko czy Hanna Lis. Bo gdyby miała być gwiazdą, to by nią już dawno była, ponieważ w telewizji pracuje od lat. Ale ja czekam na nowe propozycje serialowe w TVP, na filmy historyczne. Uważam, że zostaliśmy w tej sprawie daleko w tyle. Nie odrobiliśmy lekcji filmowej o wybitnych Polakach. To śmieszne, że film o Marii Skłodowskiej-Curie nakręcili teraz Francuzi, a nie my.

U nas projekt filmu o naszej noblistce skończył się na kłótni dwóch aktorek, która ma zagrać Skłodowską.

No właśnie, jakie to polskie... Zachwycamy się tureckim „Wielkim stuleciem”, „Dynastią Tudorów” czy „Rodziną Borgiów”, a nie mamy serialu o Jagiellonach, którzy byli równie silną dynastią. Już nie mówię o tym, że nikt nie nakręcił filmu albo serialu o takich postaciach historycznych jak Kościuszko czy Mickiewicz. Na razie czekam na te zapowiedziane przez TVP seriale, na adaptację książki „Legion” o Brygadzie Świętokrzyskiej i serial o Solidarności Walczącej. W pewnym stopniu rozumiem myśl dyrektora TVP 2 Macieja Chmiela, który - jak mu kiedyś opowiadałam o historii pewnej bohaterki, która zginęła w Katyniu, a której życie nadawałoby się na film, odparł: - owszem, historia fantastyczna, ale kończy się strzałem w tył głowy. A on chciałby robić filmy o polskich zwycięstwach a nie tylko o klęskach. Rzeczywiście, w naszej produkcji filmowej ten kult klęski związany z Powstaniem Warszawskim czy kampanią wrześniową, był do tej pory silnie obecny...

Ale jeśli w serialach mają teraz zaistnieć żołnierze wyklęci, to czyż to nie jest kult klęski?

Zobaczymy, jak te seriale powstaną. Czekam na nie i przypominam sobie żart, kiedy Pan Bóg mówi do malującego go Styki: - Ty mnie nie maluj na kolanach, ty mnie maluj dobrze. „Historia Roja”, na przykład, jest bardzo słabym filmem. Mimo, że wypływa ze słusznych racji.

I Pani już naprawdę skończyła z serialami?

Na pewno już nie podejmę się realizacji telenoweli. Niczego takiego nie wymyślę i nie rozkręcę. Nie tylko dlatego, że jestem tym znudzona i zmęczona. Moim zdaniem to już jest gatunek telewizyjny passe.

Żarło i przestało?

Tak, ale nie wykluczam, że kiedyś mogłabym popracować przy serialu zamkniętym, kilkunastoodcinkowym.

Historycznym?

Może, ale niekoniecznie przy tych, o których się mówi. Mam wątpliwości, czy serial o Solidarności Walczącej chwyci. Zobaczymy, czy pokaże tylko działalność pod-ziemną ludzi znanych dziś z pierwszych stron gazet, czy też dzieło anonimowych ludzi Solidarności, podziemnych drukarzy, ludzi, którzy trzymali w domach powielacze, czy pomagali ukrywać się opozycjonistom.

I ludzie chcieliby to oglądać?

Czuję, że bardziej to, niż serial o Wałęsie, Michniku czy Morawieckim. Znam wielu takich ludzi z dalszych szeregów opozycji, bo Sławek był szefem dużego wydawnictwa podziemnego i co roku organizuje spotkanie swoich współpracowników. Uczestniczyłam w nich wiele razy. To są ludzie o których się nie pamięta. Często schorowani, niezamożni, którzy tej walce poświęcili swoje najlepsze lata i zapłacili wielką cenę. Wiemy gdzie był internowany Wałęsa, Michnik czy Geremek, gdzie się ukrywał Bujak. Ale o nich wszyscy zapomnieli. Sławek mi zwrócił uwagę, że niezależnie od tego, co sądzimy o prezydenturze Lecha Kaczyńskiego, to on był pierwszym prezydentem, który takie osoby doceniał i odznaczał. I serial o wyborach tych ludzi, o ich lękach i o tamtych podziałach w rodzinach mógłby być, moim zdaniem, bardzo interesujący.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na dziennikbaltycki.pl Dziennik Bałtycki