Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Holendrzy dziękowali, ojczyzna - nie

Barbara Szczepuła
Starszy strzelec pancerny Władysław Dwojak. Wilhelmshaven 1945
Starszy strzelec pancerny Władysław Dwojak. Wilhelmshaven 1945 Archiwum prywatne zdjęcia wcześniej niepublikowane
O zapomnianych dzielnych pancerniakach generała Maczka pisze Barbara Szczepuła

Podpułkownikowi w stanie spoczynku Władysławowi Dwojakowi, byłemu żołnierzowi 1 Dywizji Pancernej, jest przykro, że bohaterami masowej wyobraźni zostali nie ci pancerniacy, którzy na to naprawdę zasłużyli. "Czterech pancernych" i ich psa Szarika cała Polska kochała dzięki serialowi ze znakomitymi kreacjami aktorskimi i wartką - trzeba przyznać - choć pełną fałszów historycznych akcją. Natomiast o istnieniu Pierwszej Pancernej młodzi nawet nie wiedzieli, bo w podręcznikach historii o niej nie wspominano.

Bierut odebrał obywatelstwo polskie dowódcy dywizji, generałowi Maczkowi, który po wojnie pracował jako barman w londyńskim barze, żeby utrzymać rodzinę. Los jego oficerów i żołnierzy też był nielekki. Taki paradoks, nie jedyny zresztą w PRL. Więc teraz, na emeryturze, pułkownik Dwojak wygłasza w szkołach prelekcje o generale Maczku i jego żołnierzach. Ale pogadanki dziś do młodych nie bardzo trafiają, więc podczas wakacji pułkownik i inni weterani jeżdżą z najbardziej zainteresowanymi uczniami szlakiem 1 Dywizji Pancernej od Falaise po Wilhelmshaven. I to dopiero robi wrażenie.

***

Nie wiemy, czyich modlitw wysłuchuje Pan Bóg. Żołnierze walczący na śmierć i życie w Normandii w 1944 roku, sprzymierzeni i Polacy z jednej strony, a Niemcy z drugiej, ślą gorące modlitwy do nieba i proszą o to samo - o przeżycie. Żołnierz nie zakłada, że zginie, nie może tak myśleć, bo by zwariował, musi być przekonany, że jego właśnie kula ominie, że w ostatniej chwili zmieni bieg, że ręka strzelającego nieprzyjaciela zadrży, a wtedy my jesteśmy górą, bo nasza kula dosięgnie celu. Więc jak Pan Bóg te kule nosi? Po czyjej jest stronie? Przecież Mojżeszowi na górze Synaj dał Dekalog, a w nim przykazanie: Nie zabijaj.

Kto siedział w czołgu, jak starszy strzelec Władysław Dwojak z 2 pułku 1 Dywizji Pancernej, miał o tyle łatwiej, że nie widział twarzy wroga, a przede wszystkim jego oczu. Bo jeśli spojrzeć w oczy, wszystko się zmienia i nawet jeśli jest w tych oczach nienawiść, to już nie tylko wróg, ale i człowiek. Człowiek, który się boi, tak jak ty. Albo on ciebie zabije, albo ty jego. Ale kiedyś starszy strzelec pancerny Dwojak zobaczył przerażone oczy niemieckiego żołnierza i choć od tego czasu minęło sześćdziesiąt pięć lat, widzi je, jakby to było wczoraj.

Czołg przeciska się przez ruiny holenderskiego miasteczka i Dwojak przez peryskop spostrzega leżącego przed shermanem rannego Niemca. Zdaje sobie sprawę, że musi go przejechać, bo po prostu nie ma innego wyjścia, i wie, że Niemiec też o tym wie i zapewne modli się o cud. Oczywiście, są tysiące argumentów, które powinny spowodować, że ta twarz zniknie: bo to przecież Niemcy rozpętali tę straszną wojnę i wiadomo, co robili, i obozy koncentracyjne, i Powstanie Warszawskie, i wszyscy polegli koledzy: spaleni żywcem, okaleczeni, wybebeszeni, ale jednak ten ranny niemiecki żołnierz, patrzący jak śmierć zbliża się powoli, nieubłaganie ciągle tkwi pod powiekami.
Po bitwie następowało odprężenie. Wprawdzie gdzieś obok zbierano zabitych i opatrywano rannych kolegów, ale żywi i cali oddychali jednak z ulgą. Dowódca mówił do nich: Dziękuję wam. Jesteśmy już po żniwach. Stawali do apelu i śpiewali gromko: Wszystkie nasze dzienne sprawy przyjm litośnie Boże prawy, a potem podgrzewali sobie puszki z grochem i szynką, zjadali co tam mieli i szli spać, by rano znów ruszyć do walki.

Generała Maczka nazywali "Bacą", bo troszczył się o żołnierzy jak dobry gospodarz o owieczki. Barczysty, w tej swojej skórzanej kurtce, po ojcowsku z nimi rozmawiał, a jak spojrzał, to przewiercił na wylot, w sam środek duszy. Po wygranej wojnie, a byli pewni, że zwyciężą, szykowali się na wielką defiladę w Warszawie z generałem na czele. Już widzieli siebie, jak jadą Alejami i Krakowskim Przedmieściem, a dziewczyny niosą im bukiety kwiatów. Nie mogli przewidzieć, że w tym samym czasie, gdy oni będą gonić Niemców przez północną Francję, dziewczyny będą ginąć na barykadach, a Warszawa przestanie istnieć. Wylądowali w Normandii pod osłoną nocy właśnie wtedy, gdy w Warszawie wybuchło powstanie. Ale już wcześniej, od 6 czerwca na plażach francuskich walczyli i ginęli żołnierze amerykańscy, brytyjscy i kanadyjscy. D-day rozpoczął historyczną krucjatę w Europie.

I oni do niej dołączyli.

***

Na to właśnie lądowanie czekał Brunon Sosnowski, chłopak spod Czerska wcielony do Wehrmachtu. Jego oddział na normandzkich plażach stawiał słupy, które miały uniemożliwić lądowanie alianckim spadochroniarzom i szybowcom desantowym, ale Brunon całym sercem był po stronie sprzymierzonych. Jeśli jeszcze raz odwołamy się do serialu "Czterej pancerni i pies", to Brunon nie musi się wstydzić przymusowego wcielenia do niemieckiej armii, wszakże jeden z bohaterów filmu, ślązak Gustlik, którego kochały miliony, też zdezerterował z Wehrmachtu. Tyle, że Gustlik uciekł do wojska właściwego, czyli do sowieckiego, uprowadzając w dodatku niemiecki czołg, a Brunon - do generała Maczka i to bez czołgu. Więc o nim nikt w PRL, ani nawet później, w wolnej Polsce filmów nie robił.

Przez całe życie ukrywał ten wojenny epizod. I ukrywa nadal swoje prawdziwe nazwisko. Mówię epizod, bo siedemnastolatek został wcielony w 1944 roku i po kilku miesiącach był już w kanadyjskiej niewoli, a potem trafił do 1 Dywizji Pancernej generała Maczka. Ale jednak siedział w tym bunkrze pod Calais i bronił francuskiego wybrzeża przed sprzymierzonymi.

- Co by pan zrobił, gdyby pod bunkier podeszło polskie wojsko? - pytam, choć to czysto teoretyczna konstrukcja.

- Nie mógłbym odmówić wykonania rozkazu, to oznaczałoby kulę w łeb, ale oczywiście strzelałbym niecelnie. Zresztą, tak właśnie robiłem...

Chrzest bojowy przeszła Pierwsza Pancerna 8 sierpnia. Wycofujące się oddziały niemieckie miały już tylko jedną drogę ucieczki z okrążenia: wąskim jak szyjka butelki korytarzem prowadzącym między Chambois a Falaise. "Korkiem", który zamknął butelkę, stała się właśnie 1 Dywizja Pancerna. Walczyła o miasto przez dziesięć dni, Niemcy byli dobrze okopani i mieli tygrysy, którym shermany nie dawały rady. W dodatku samoloty brytyjskie i amerykańskie przez pomyłkę zbombardowały własne pozycje. Kanadyjczycy, którzy stracili sporo sprzętu, klęli na czym świat stoi, a potem żartowali: Uciekajcie, bo Amerykanie nadlatują!

Gdy wreszcie weszli do Falaise miasto leżało w gruzach, śmierdziało spalenizną i wydawało się całkiem wyludnione, jednak ludzie zaczęli wychodzić skądś spod gruzów, witali ich radośnie nie kwiatami wprawdzie, bo w całym mieście nie było chyba ani jednego kwiatka, ale calvadosem. Dziś także w bistrach przy ruchliwych ulicach Falaise calvadosu można się napić, jednak nie smakuje już tak, jak w 1944, gdy się go ciągnęło po kolei, wprost z butelki.

Los sprawił, że wtedy w sierpniu 1944 roku 1 Dywizja Pancerna starła się pod Falaise z niemiecką 2 Panzer Division, tą samą, z którą pancerniacy Maczka walczyli już w Polsce w 1939 roku. Władysław Dwojak w trzydziestym dziewiątym miał piętnaście lat, więc oczywiście z Panzer Division się wtedy nie ścierał. Ale jako syn legionisty, a więc wojskiem skażony od kołyski, należał do młodzieżowej organizacji Strzelec i stał z bronią nad Dniestrem. Pilnował wraz z żołnierzami drewnianego mostu. 17 września przez cztery godziny bronili go dzielnie przed Armią Czerwoną, ale nie mieli szans, bo Sowieci byli liczni jak szarańcza. Z więzienia w Stanisławowie w samiutką Wigilię chłopców powieziono na Syberię. Jechali z miesiąc.

- A ilu zostało po drodze - markotnieje pan Dwojak, przywykły przecież do śmierci. Ale śmierć w bitwie, w starciu, w walce, to jednak zupełnie co innego niż śmierć dzieci z mrozu i z głodu. Wysadzono ich w lesie, gdzieś pod Omskiem, dostali siekiery, musieli zbudować szałasy i jakoś sobie radzić. Temperatura spadała nawet do minus pięćdziesięciu stopni. Gdyby nie to, że razem z nimi przyjechały rodziny pocztowców, policjantów i leśników, które miały zapasy jedzenia, nie przeżyliby. - Bieda łączy Polaków - mówi sentencjonalnie pułkownik, nalewając mi herbaty. - Wtedy rzeczywiście potrafią się dzielić się tym, co mają.

Do polskiego wojska poleciał Władysław Dwojak samolotem z Iranu w 1943 roku. Był młody, zdolny, chętny do nauki, więc wraz z dziewięcioma innymi chłopcami wysłano go do szkoły oficerskiej do Londynu. Ale gdy tylko chłopcy się dowiedzieli, że formuje się 1 Dywizja Pancerna, zwiali do Maczka, bo chcieli walczyć, bić się za wolność naszą i waszą, jak dziadkowie, jak ojcowie... Po długich i nudnych szkoleniach 29 lipca wypłynęli z Dover na kontynent.
Gdy pułkownik Dwojak wiezie uczniów na lekcje poglądowe w europejskim plenerze, nie omija Bredy, bo nigdzie nie witano pancerniaków tak, jak tam. Uczniowie mogą przeczytać w internecie, że Breda jest najładniejszym miastem Brabancji Północnej. W centrum miasta wznosi się wspaniały kościół, a rynek otulają piętrowe kamieniczki, ale chłopców bardziej interesuje klub piłkarski, a dziewczynki - słynne koronki.

Wracają jednak do historii, oglądając w kościele Świętego Jakuba witraż przedstawiający wyzwolenie Bredy. Widać na nim polskich żołnierzy wjeżdżających do miasta na białych koniach. Jeden z nich trzyma sztandar z wizerunkiem Matki Boskiej Częstochowskiej. Ponad nim znajduje się polski orzeł w koronie. Po prawej stronie powiewa flaga holenderska, amerykańska i angielska. Pod obrazem widnieje napis: "W niedzielę, 29 października 1944, w Święto Chrystusa Króla, zostały nasze modlitwy do Maryi wysłuchane i nasze miasto zostało wyzwolone przez aliantów". To jest oczywiście bardzo podniosła wersja, stosowna do miejsca, ale w rzeczywistości to był szał radości, śpiewy, krzyki, tańce... Holenderki rzucały się pancerniakom na szyję i całowały - nie tylko w policzki.

W Bredzie pan Dwojak prowadzi też uczniów do muzeum poświęconego Pierwszej Dywizji oraz na cmentarz, gdzie generał został pochowany wśród swoich żołnierzy. Zmarł w Londynie w 1994 roku, mając 102 lata.

Mieszkańcy miasta cieszyli się nie tylko z odzyskanej wolności, ale i z tego, że dzięki taktyce generała miasto nie zostało praktycznie zniszczone. Ulicami ciągnęły więc radosne procesje, wiwatom nie było końca. "Dziękujemy Wam Polacy" - takie napisy umieszczono w oknach i na wystawach sklepowych.

- Tak, Breda to miasto szczególne - zamyśla się pan Dwojak. I opowiada o tym, że zostali tam aż do wiosny, bo Anglicy się bali, że na wieść o zabraniu przez Stalina Kresów Wschodnich Rzeczpospolitej, zrozpaczeni Polacy, a Kresowiaków było w Pierwszej Pancernej wielu, nie będą chcieli dalej walczyć. Rozpacz rzeczywiście była straszna. Boże najsłodszy jak to możliwe, że opuściłeś swoich wiernych synów, którzy dla ojczyzny krew przelewali? Pocieszali się flirtując i romansując z Holenderkami, niektórzy pożenili się i już tam zostali. Bo dokąd mieli wracać?

Władysław Dwojak wrócił. Niejako wbrew własnej woli. Postanowił pojechać tylko na dwutygodniowy urlop, by znaleźć rodziców, z którymi nie miał kontaktu od lat. Gdy już było pewne, że Podole, gdzie jego ojciec miał majątek, zostało za granicą, to nie było innego sposobu, jak osobiście ich po Polsce szukać.

- Ledwo wyrwałeś się z paszczy tego potwora i znów chcesz tam leźć? - dziwił się dowódca, ale Dwojak mu tłumaczył, że zaraz wróci, ucałuje tylko tatę, mamę i siostry. Zabrał się do Polski z robotnikami przymusowymi i po długich poszukiwaniach trafił do wsi Brzeziny, gdzieś za Wrocławiem.
Wszedł do poniemieckiego gospodarstwa, całkiem przyzwoitego i rzucił się rodzicom na szyję.
Przybiegli sąsiedzi, wszyscy płakali: Władek z wojny wrócił! Jaki piękny w tym battledressie. Usiedli, tato wyciągnął pół litra. Opowiadają i nagadać się nie mogą, bo jest o czym, nazbierało się przez lata. On mówi o walkach z Niemcami, o generale Maczku, który jest wzorem żołnierza i patrioty, a ojciec, pęcznieje z dumy, że takiego dzielnego ma syna.

Ale co w naszych Oknianach, gdzie ziemia tak żyzna, że pszenica sama rośnie, a lasy szumią stare pieśni o bohaterach? - pyta Władek. Mama zaczyna opowiadać, ale płacze, znowu próbuje… Mówi o tym, jak sąsiedzi, Ukraińcy, z którymi dobrze żyli przez całe lata, w nocy podpalili dwór, od dworu zajęła się stodoła i zrobiło się jasno jak w dzień. Mama usiłowała wypuścić z zabudowań krowy i konie, by je ratować, ale konie jak zobaczyły ogień, cofnęły się i za nic ze stajni wyjść nie chciały...

Spaliły się żywcem. Jedna kobyła była źrebna, to brzuch jej pękł jak balon. Mama płacze, bo znowu widzi ten pożar. - Dlaczego? - pyta. Ojciec ukrywał się w lesie, więc ona była sama z dwiema małymi córeczkami, Bogu dzięki, że dzieciom nic się nie stało. Ale kuzyna Józka Ukraińcy porżnęli piłą na kawałki, jego żonę zgwałciło chyba z dziesięciu chłopa i potem kazali jej składać ciało męża. - Czy człowiek może zrozumieć takie okrucieństwo? - pyta znowu mama, która przykładów ma więcej, bo dziewczynce z sąsiedztwa wyłupiono oczy, potem obcięto jej nos, a na końcu - głowę.

Władek musiał zameldować się w milicji, jak mu przykazano na granicy. A milicjanci zaraz na UB go prowadzą: - Kto was tu przysłał? Jakie macie zadania?! Osiem miesięcy przesiedział w więzieniu w Rawiczu. I to był prawdziwy koniec wojny starszego strzelca pancernego Władysława Dwojaka.

***

Artylerzysta Brunon Sosnowski miał więcej szczęścia, bo uniknął aresztowania. Nie przyjęto go jednak na studia, gdyż był elementem podejrzanym. Nie wiadomo nawet, co było bardziej naganne: Wehrmacht czy Pierwsza Pancerna?

***

Gdy Dwojak wyszedł z więzienia, znajomy ojca, który pracował w komendzie uzupełnień, wciągnął go do Ludowego Wojska Polskiego. Został żołnierzem zawodowym. Z czasem awansował, doszedł do stopnia podpułkownika. Od 1989 roku, gdy wybuchła wolna Polska, ma tylko jedną misję: głosić chwałę generała Maczka i jego żołnierzy. Pięć lat temu doprowadził do budowy pomnika generała we Wrzeszczu.

- Ale jednego w życiu żałuję - mówi mi na pożegnanie. - Tego, że po wojnie wróciłem do Polski.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na dziennikbaltycki.pl Dziennik Bałtycki