Kiedy po raz pierwszy w Polsce zaczęło się mówić o spodziewanym wybuchu wojny?
Po zawarciu paktu o nieagresji z Sowietami w 1932 r. i podpisaniu deklaracji o nieagresji z Niemcami dwa lata później Józef Piłsudski wypowiedział bardzo charakterystyczne słowa. Stwierdził wtedy, że Polska siedzi na dwóch stołkach i należy oczekiwać, że prędzej czy później z któregoś z tych stołków spadnie.
Który z tych stołków miał być bardziej chwiejny?
Piłsudski dostrzegał większe zagrożenie ze strony Wschodu niż Zachodu. Przez cztery, pięć lat ta teoria miała podstawy. Do 1938 r. z Niemcami mieliśmy względne porozumienie. Jeszcze w listopadzie tego roku Berlin zaproponował Polakom wspólne uderzenie przeciwko Rosji, co jednak Józef Beck, ówczesny minister spraw zagranicznych, zdecydowanie odrzucił. Później te propozycje powracały jeszcze kilkakrotnie, ponieważ Niemcy liczyli, że uzyskają w zamian Gdańsk. W niektórych polskich książkach pojawiają się czasem bzdurne tezy, że powinniśmy byli pójść na współpracę z Niemcami, bo później dzięki niej moglibyśmy defilować na placu Czerwonym po zwycięstwie nad bolszewikami.
Wiemy, jak skończyła się wojna. Oceniając z perspektywy czasu, naprawdę uważa Pan, że nie byłoby sensowne stworzyć osi Berlin - Warszawa - Tokio?
Całe szczęście, że tego nie zrobiliśmy, bo to byłby początek procesu odbierania państwu polskiemu odrębności i suwerenności.
Albo po prostu coś w rodzaju Realpolitik. W starciu z Niemcami nie mieliśmy szans. Może więc lepiej było przeczekać najgorsze w sojuszu z nimi, a później przejść do obozu zwycięzców? Podobnych wolt dokonały przecież Rosja i Włochy - choć każde z nich w innych okolicznościach.
Pójście na współpracę w 1938 r. z Niemcami byłoby wejściem na równię pochyłą. Musiałoby się skończyć tak, jak skończyło się w przypadku Czechosłowacji. To, w jaki sposób Beck odpowiedział na propozycje i żądania Niemców, było najlepszą z możliwych reakcji. Zresztą skutecznie pokrzyżowało to plany Hitlera.
Jakie plany?
Niemcy po zajęciu Czechosłowacji planowali uderzyć na Francję. Hitler był jednak przekonany, że Polska nie będzie umiała mu odmówić i pójdzie z nim na współpracę. Odpowiedź Becka była więc dla niego wielkim zawodem.
Naprawdę liczył na to, że zgodzimy się razem z nim zaatakować naszego sojusznika Francję?
Albo że przynajmniej zachowamy spokój w nadziei, że później wspólnie uderzymy na Związek Radziecki. Naprawdę Hitler był przekonany, że wiosną 1939 r. dojdzie do odwrócenia sojuszy. My jednak dokonywaliśmy własnych kalkulacji. Przede wszystkim liczyliśmy, że Anglia i Francja nas wspomogą. Wiadomo było, że Hitler najbardziej obawia się wojny na dwa fronty, więc to była szansa na szybkie zakończenie działań wojennych.
Sojusznicy nas jednak zawiedli. Ale czy Polska - nawet sama - nie miała szans w starciu z Niemcami?
Żadnych.
Ale przecież udało nam się stworzyć w 1939 r. czwartą armię w Europie. Co by było, gdybyśmy do wojny zaczęli przygotowywać się wcześniej? Przecież należało się jej spodziewać. Czy nasz sztab generalny nie popełnił grzechu zaniechania?
Trudno nazwać to grzechem zaniechania. Zdawaliśmy sobie doskonale sprawę, że musimy dokonać przezbrojenia wojska, zmechanizowania, nowoczesnego uzbrojenia. Na to wszystko brakowało jednak pieniędzy. Słychać argumenty, że sprzedawaliśmy broń własnej produkcji do innych państw, na przykład bardzo dobre bombowce Łoś sprzedaliśmy Belgom, choć sami mieliśmy ich zaledwie 120. Robiliśmy to jednak po to, żeby znaleźć fundusze na zakup broni. Przecież nasz przemysł zbrojeniowy, choć zaczął się rozwijać z inicjatywy Eugeniusza Kwiatkowskiego, był ciągle w powijakach. Należy też dodać, że władze długo nie spodziewały się wybuchu wojny.
Nawet po zajęciu Czechosłowacji?
Nawet wtedy. Oczywiście, ton wypowiedzi Hitlera nie budził wątpliwości, że będziemy celem jego ataku. Ale sztab zakładał, że dojdzie do niego najwcześniej w 1942 r. Wydawało się więc, że mamy jeszcze sporo czasu na przygotowania - a produkcja uzbrojenia ruszyła wtedy pełną parą. Niestety, w latach 30. nieliczni spodziewali się, że Niemcy tak szybko przygotują się do wojny.
Dlaczego tego nie przewidzieliśmy? Zawiódł wywiad, analizy sztabu generalnego czy Hitler rzeczywiście był taki nieprzewidywalny?
Wywiad mieliśmy dobry. Natomiast sztab nie docenił jednej rzeczy: możliwości organizacyjnych Niemiec. Ich przemysł zbrojeniowy był bardzo mocno okrojony postanowieniami traktatu wersalskiego. Niemcy jednak umiejętnie obchodzili te ograniczenia, przygotowywując się do stworzenia silnej armii. Przecież w tym celu już w okresie Republiki Weimarskiej powstały organizacje paramilitarne. One formalnie nie naruszały traktatu, ale stały się podstawą do gwałtownej później rozbudowy armii.
Niemcy złamali traktat wersalski w 1936 r., dokonując remilitaryzacji Nadrenii.
Złamali go już wcześniej, wprowadzając do regularnej służby różne rodzaje broni, m.in. ciężką artylerię czy lotnictwo, czego zabraniał im traktat. On zabraniał im także organizowania obowiązkowej służby wojskowej, a jednak Hitler przywrócił ją 16 marca 1935 r.
Czyli sygnały ostrzegające przed ekspansjonizmem niemieckim były.
W 1933 r. Józef Piłsudski, obawiając się rozwoju sytuacji w Niemczech, gdzie Hitler właśnie wygrał wybory i doszedł do władzy, zaproponował Francji wojnę prewencyjną przeciw naszemu wspólnemu sąsiadowi. Liczył, że w ten sposób uda się uniknąć odbudowy potęgi militarnej Niemiec. Wprawdzie żadne oficjalne dokumenty się nie zachowały, ale wiadomo, że Piłsudski ponawiał propozycje w 1934 r. To były delikatne negocjacje i niestety nie przyniosły rezultatu. Francja nie była tym absolutnie zainteresowana.
Ewidentny błąd. Zabrakło umiejętności perspektywicznego myślenia?
Tak, ale to niejedyny poważny błąd popełniony w tamtych czasach. Wiele złych decyzji podjął nasz sztab generalny już w 1939 r. Przede wszystkim zadecydował on o podjęciu obrony przeciw niemieckiej agresji na całej szerokości granicy. Tymczasem dużo korzystniej było oprzeć się na naturalnych przeszkodach, jakie stanowiły rzeki, przede wszystkim Wisła - to by skróciło linię obrony. Takie były względy strategiczne, ale niestety przeważyły argumenty polityczne. Ówcześne władze uznały, że nie można bez walki oddać Śląska i Wielkopolski. Choć tutaj też zabrakło konsekwencji. Na Górnym Śląsku zbudowano system bunkrów, gdzie można było stawiać silny opór. Jednak już 2 września zapadła decyzja o jego opuszczeniu i wycofaniu wojsk.
Był sens tam się bronić?
Najlepiej dowiodły tego walki pod Mławą. Tam również zbudowano cały system bunkrów i Niemcy mieli gigantyczne problemy z ich sforsowaniem. Zablokowano tam całą dywizję pancerną 3. armii niemieckiej, która szła na Warszawę. Szkoda, że nie udało się stworzyć całego ciągu takich zapór, bo wojna obronna wyglądałaby całkowicie inaczej. Niestety, to były kosztowne instalacje. Zwyczajnie zabrakło na nie pieniędzy i czasu. Podobne urządzenia obronne udało się postawić jeszcze nad Wizną - i tam także zaledwie 720 polskich żołnierzy było w stanie przez trzy dni odpierać ataki prawie 50 tys. Niemców z XIX korpusu pancernego. Naprawdę możemy tylko żałować, że takich węzłów obronnych nie powstało więcej.
Czyli wojna obronna mogła potoczyć się inaczej.
Na pewno potoczyłaby się inaczej, gdyby nasi sojusznicy wywiązali się ze swych zobowiązań. Zgodnie z podpisanymi umowami, po ataku Niemiec na Polskę w sukurs miały nam przyjść Francja i Wielka Brytania. Natychmiast miały zaatakować ich lotnictwo, a także oba te kraje miały od razu rozpocząć powszechną mobilizację - tak, by w ciągu najdalej dwóch tygodni móc ruszyć nam z odsieczą. Polskie władze były więc przekonane, że najdalej 16 września alianci ruszą z kontrofensywą.
Ale w tym terminie ruszyli tylko Rosjanie z ofensywą przeciw Polsce.
A francuskie i brytyjskie dowództwo już 12 września uznało, że wojna jest przez Polskę przegrana i nie ma sensu podejmować kontrataku. W związku z tym wycofano siły, które już przekroczyły, wprawdzie płytko, niemiecką granicę i zakazano prowadzenia nalotów na terenie Niemiec, by nie dać pretekstu do kontruderzenia. Brytyjczycy zaatakowali jeden z niemieckich fortów i dostali tam zresztą nieźle w kość, stracili kilka samolotów i zrezygnowali z dalszych działań. Zresztą Paryż i Londyn były przekonane, że Niemcy w ostatecznym rozrachunku i tak przegrają wojnę, więc nie ma sensu ginąć za Polskę. Chcieli mieć więcej czasu na odpowiednie przygotowanie.
Byliśmy pozostawieni sami sobie, czego się zresztą mogliśmy spodziewać. A czy mogliśmy się lepiej przygotować do wojny?
Był projekt modernizacji polskich sił, ale zabrakło pieniędzy na jego wcielenie w życie. Przede wszystkim nie rozbudowano broni mechanicznej - a przecież niemiecki blitzkrieg to była głównie zasługa ich nowoczesnych czołgów i samolotów. Powstała jednostka gen. Maczka, która bardzo efektywnie walczyła z niemieckimi jednostkami - niestety, to była kropla w morzu.
FLESZ: Elektryczne samoloty nadlatują.