Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Hegemon z Osowej. W czym tkwi fenomen Interplastic Olimpii Osowej Gdańsk?

Krzysztof Michalski
Krzysztof Michalski
Fot. Archiwum klubu
Interplastic Olimpia Osowa Gdańsk w ostatnich latach absolutnie zdominował kobiece rozgrywki. Jaka jest recepta na sukces naszych unihokeistek?

Jest w Gdańsku klub, który w swojej dyscyplinie jest absolutnym hegemonem w Polsce. Który od 2009 roku nie zszedł zligowego podium, zdobywając w tym czasie siedem tytułów mistrzowskich. Którego zawodniczki tworzą trzon reprezentacji narodowej. Którego potęga opiera się na wychowankach. Ten klub to Interplastic Olimpia Osowa Gdańsk, mistrz Polski w unihokeju kobiet.

Historia Olimpii jest nierozerwalnie związana z dwójką braci Ludwichowskich, Piotrem i Pawłem. Ba, ta dwójka ma ogromny wpływ nie tylko na nasz klub, ale w ogóle na unihokej w całej Polsce od samego początku, czyli od roku 1991. Wtedy to dyscyplina ta trafiła do naszego kraju za sprawą państwa Ewy i Rogera Żółtowskich z Gdyni, którzy organizowali spotkania i prezentacje unihokeja, połączone z przekazywaniem materiałów szkoleniowych. Podsumowaniem tej akcji był pokaz unihokejowy na gdańskim AWF-ie, na który zaproszono pracowników uczelni wyższych z całej Polski. - Byłem wówczas na drugim roku studiów na AWF-ie. Państwo Żółtowscy poprosili mnie, mojego brata i naszego kolegę Wojciecha Niewiadomskiego o demonstrację sprzętu unihokejowego i pokazową grę. Pierwszy raz mieliśmy do czynienia z tak profesjonalnym sprzętem, musieliśmy więc obejrzeć materiały szkoleniowe ze Szwecji - wspomina Paweł Ludwichowski.

Rok później w Gdyni zorganizowano I Ogólnopolski Festiwal Unihokeja dla dzieci, w którym uczestniczyło dwanaście zespołów z całej Polski. Machina nabrała rozpędu i w niedługim czasie pojawiły się pierwsze turnieje i kluby. Pierwszym z nich był Uno Gdynia, którego założycielami i działaczami byli, a jakżeby inaczej, Żółtowscy. W jego barwach występował właśnie Paweł Ludwichowski. - Nie było wtedy jeszcze ligi, więc jeździliśmy na ogólnopolskie turnieje drużyn amatorskich. Potem wprowadzony został system Grand Prix i kilka razy zdobyliśmy mistrzostwo Polski. Jednocześnie byłem także pierwszym polskim sędzią na ogólnokrajowych turniejach - opowiada Ludwichowski. Rozwój sportu trwał w najlepsze. W 1995 roku powstała Polska Federacja Unihokeja (w 2002 roku przemianowana na Polski Związek Unihokeja), która już dwa lata później stała się członkiem Międzynarodowej Federacji Unihokeja (IFF). Pod koniec lat 90. i na początku XXI wieku zaczęły funkcjonować reprezentacje Polski kobiet i mężczyzn.

Paweł Ludwichowski funkcjonował w unihokeju jako zawodnik, sędzia i trener. Niestety, z powodu kontuzji musiał zrezygnować z gry i zająć się tylko trenerką. Za sprawą jego i jego brata dyscyplina ta w 1996 roku pojawiła się w Osowej. Początkowo wszystko funkcjonowało na zasadzie zwykłych zajęć szkolnych dla dzieci, potem zaczęły się wyjazdy na ogólnopolskie turnieje, aż wreszcie, w sezonie 2002/2003, do rozgrywek ligowych został zgłoszony zespół seniorski o nazwie Fiord Debiutantki Osowa. - Była to bardzo młoda drużyna, oparta głównie na juniorkach. Pod taką nazwą występowaliśmy dwa lata. Od sezonu 2004/2005 przyjęliśmy nazwę GGS Energa Olimpia Osowa, która z czasem została zmieniona na Energa Olimpia Osowa - mówi Paweł Ludwichowski.

Jak wygląda złota era Olimpii Osowej? Dowiesz się na następnej stronie!

W roku 2008 Energa Olimpia połączyła się z gdyńskim UKS Aligator Chwarzno i wówczas rozpoczęła się trwająca do dziś złota era gdańskiego unihokeja kobiet. Już w pierwszym sezonie po fuzji klub z Osowej sięgnął po mistrzostwo Polski, a od tamtego czasu opuścił najwyższy stopień podium tylko w roku 2013, gdy zajął drugie miejsce i 2015, gdy musiał zadowolić się brązowym medalem. Zwłaszcza sezon zakończony trzecią lokatą był dla Olimpii bolesny. - Przez cały sezon przegraliśmy ledwie dwa mecze. Niestety, były to mecze półfinałowe, a rywalizacja toczy się właśnie do dwóch zwycięstw. Graliśmy wówczas z drużyną z Trzebiatowa. Tam mecz nam nie wyszedł i przegraliśmy, ale jednocześnie było trochę kontrowersji sędziowskich, bo dostawaliśmy niezasłużone kary. U siebie graliśmy więc z nożem na gardle. Po pierwszej tercji prowadziliśmy 4:1 i ówczesny trener, Fin, uznał chyba, że jest już po meczu. Zaczął niepotrzebnie mieszać składem, co skończyło się w taki sposób, że przegraliśmy i musieliśmy grać o trzecie miejsce - tłumaczy Ludwichowski, który od tamtego czasu samodzielnie prowadzi drużynę.

Niejednemu mogło się wtedy pewnie wydawać, że oto nadchodzi kres dominacji Olimpii. Tym bardziej, że chwilę potem z Osowej odeszło aż siedem zawodniczek. Niektóre przestały grać z powodu kontuzji, inne uznały, że pora skończyć z unihokejem i zająć się w życiu innymi sprawami. Wyglądało więc na to, że potrzeba będzie trochę czasu na odbudowanie potęgi. Jednak, ku zaskoczeniu wszystkich, w następnym sezonie Olimpia odzyskała miano najlepszej drużyny w Polsce.

Przed startem sezonu 2016/2017 drużyna również miała spore problemy. - Kontuzję odniosły dwie ważne zawodniczki, Anna Szychta i Weronika Noga. Ta druga to być może najlepszy obrońca w kraju. Przez rok była na wypożyczeniu w Krakowie, potem miała wrócić do nas. Pojechała jednak na akademickie mistrzostwa świata, gdzie zerwała więzadła krzyżowe i sezon miała z głowy - mówi Ludwichowski. Mimo to, Olimpia obroniła tytuł mistrzowski. Rodzi się więc pytanie, w czym tkwi fenomen tego klubu? Jak to się dzieje, że mimo wielu problemów, zawodniczki z Osowej wciąż są na szczycie? - Sam się nad tym zastanawiam - śmieje się nasz rozmówca. Po czym już poważnie dodaje: - Receptą jest praca. Każda drużyna trenuje kilka razy w tygodniu, często jeździmy na turnieje. W zeszłym roku juniorki młodsze triumfowały w prestiżowym Viking Line Cup w Falun, a młodziczki były tam drugie. Sporo dziewczyn gra w kadrze, dzięki czemu ogrywają się w silnym towarzystwie. To przynosi efekty. W sporcie często mówi się, że komuś trafił się dobry rocznik. U nas nie ma przypadku, jest zachowana ciągłość. Starsze dziewczyny odchodzą, w ich miejsce wskakują młodsze i grają równie dobrze.

Teraz Olimpię spotkają prawdopodobnie dwa kolejne osłabienia. Maja Stenka, wybrana przez kibiców najlepszą zawodniczką w Polsce, jest blisko podpisania dobrego kontraktu w Norwegii. Anna Raczkowska, czołowa strzelczyni ligi, podjęła natomiast decyzję o zakończeniu gry w unihokej. Ich miejsce, jak zwykle, zajmą wychowanki.

Klub boryka się także z innym problemem. Rok temu, po kilkunastu latach współpracy, ze sponsoringu wycofała się Energa, której wsparcie stanowiło 1/3 budżetu Olimpii. Teraz klub musi opierać się na wsparciu mniejszych firm. - Było zagrożenie, że będziemy musieli wycofać drużyny juniorek młodszych i młodziczek, ale na szczęście udało się wszystko utrzymać. Wspierają nas firmy Interplastic, Motor Centrum, Doraco i Ziaja, mamy też pomoc od miasta Gdańska. Zawodniczki grają na zasadach amatorskich, a zdarza się czasem, że jeździmy na mecze prywatnymi samochodami.

Niewykluczone jednak, że prawdziwie złote czasy, zarówno dla Olimpii, jak i polskiego unihokeja, dopiero nadchodzą. W kwietniu w hali AWFiS-u odbywał się SuperFinał Salming Ekstraligi Unihokeja. Impreza okazała się ogromnym sukcesem, zgromadziła na trybunach blisko 1200 osób. A że turniej kobiet zakończył się triumfem gospodyń, mieliśmy do czynienia z prawdziwym świętem unihokeja. W klubie liczą, że może to stanowić duży krok naprzód. - W tej chwili na mecze seniorek przychodzi po 200-300 widzów. Mam nadzieję, że po tym finale przybędzie nam kibiców. Jeśli na trybunach zacznie pojawiać się 400-500 osób, będziemy bardzo zadowoleni. Wykonaliśmy duży krok do przodu i mam nadzieję, że będzie jeszcze lepiej - zdradza Ludwichowski.

Dodajmy, że szkoleniowiec Olimpii jest jednocześnie drugim trenerem reprezentacji Polski kobiet. Pomaga tam Szwedowi Christerowi Bertilssonowi. Kadrę mężczyzn prowadza natomiast Czesi. - W Szwecji mają najlepszą ligę w Europie, jej mecze są pokazywane w krajowej telewizji, a na mecze finałowe przychodzi po 12 tysięcy ludzi. Czeska też jest silna, ma wsparcie silnego sponsora w postaci Skody. Musimy się od nich uczyć, bo mają większe doświadczenie i tradycje, ich trenerzy są szkoleni na najwyższym poziomie. U nas jest możliwość dalszego rozwoju dyscypliny. Zainteresowanie jest duże, w szkolnych turniejach bierze udział więcej drużyn unihokejowych, niż siatkarskich czy koszykarskich. Ustępujemy właściwie tylko piłce nożnej. Problemem są jednak finanse, a zwłaszcza wydatki na dojazdy. Większość trenerów woli grać w lokalnych turniejach, na które wydadzą 5-6 tysięcy, niż brać udział w regularnych rozgrywkach, których koszt wynosi 40-50 tysięcy - mówi Ludwichowski. Unihokej w Polsce ma więc swoje problemy, ale jednocześnie są perspektywy do rozwoju. Miejmy nadzieję, że zostaną one wykorzystane i ta ciekawa dyscyplina urośnie w siłę.

TRZY WRZUTY. Arka zadowolona, Lechia z poczuciem zmarnowanej szansy

dziennikbaltycki.pl

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na dziennikbaltycki.pl Dziennik Bałtycki