Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Handel ludźmi w Gdańsku. Obywateli Bangladeszu zmuszano do pracy w stoczni

Szymon Zięba
Robert Kwiatek/Archiwum
Kilkunastu obywateli Bangladeszu miało być zmuszanych do ciężkiej pracy w stoczni. Prokuratura Apelacyjna w Gdańsku oskarżyła dwie osoby o handel ludźmi i przymuszanie do pracy.

Dziewiętnastu obywateli Bangladeszu do Gdańska trafiło późną jesienią 2009 roku. Spółka zajmująca się pośrednictwem pracy, prowadzona przez Muhammeda Z. I., Rosjanina bangladeskiego pochodzenia, i Swietłanę S., Rosjankę od dwudziestu lat mieszkającą w Polsce, obiecywała im zatrudnienie i wysokie wynagrodzenie przy filetowaniu ryb. Obcokrajowcy, którzy za chlebem przybyli do Polski, zdaniem prokuratury, zostali zmuszeni jednak do pracy przy remontach statków w gdańskiej stoczni, za co nigdy nie zobaczyli pieniędzy.

Śledztwo prowadzili policjanci z Komendy Wojewódzkiej Policji w Gdańsku, a gdańska Prokuratura Apelacyjna oskarżyła dyrektora spółki - 39-letniego Muhammeda Z. I. i 50-letnią Swietłanę S. o handel ludźmi i przymuszanie do pracy "z zastosowaniem praktyk podobnych do niewolnictwa". Procesowy korowód w tej sprawie ciągnie się już od trzech lat przed gdańskim Sądem Okręgowym.

Z materiałów śledztwa wynika, że cała dziewiętnastka na stałe przebywała w jednym z budynków przy ul. Świętokrzyskiej w Gdańsku. Mieli być tam zamknięci i pilnowani.

- Żyli stłoczeni, w polowych warunkach. Spali na ziemi, na materacach. Mieli także reglamentowaną żywność, a do pracy byli zmuszani - informuje prokurator Mariusz Marciniak, rzecznik Prokuratury Apelacyjnej w Gdańsku.

Stamtąd - tłumaczą śledczy - obywatele Bangladeszu wychodzili do pracy w gdańskiej stoczni. Filetowanie ryb bowiem "zamieniło się" w... szlifowanie kadłubów statków, do którego mężczyźni nie byli przyuczeni.

- Poszkodowanym zabrano paszporty, a za dwa przepracowane w stoczni miesiące nie otrzymali wynagrodzeń - tłumaczy schemat działania oskarżonych prokurator Marciniak.

Sprawa wyszła na jaw, kiedy kilku "pracowników" zdołało uciec do Warszawy. Tam skontaktowali się z Fundacją przeciwko Handlowi Ludźmi i Niewolnictwu La Strada, a firmą Muhammeda Z. I. zajęli się funkcjonariusze KWP, Morskiego Oddziału Straży Granicznej i Państwowej Inspekcji Pracy, wskazując wiele naruszeń. Wtedy też śledczy zwrócili uwagę na Rosjankę Swietłanę S., która w przedsiębiorstwie Z. I. pełniła funkcję wicedyrektora.

Ostatecznie Muhammed Z. I. trafił do aresztu, a niedługo później, razem ze Swietłaną S. zostali oskarżeni m.in. o " działanie wspólnie i w porozumieniu z innymi ustalonymi osobami, w zamiarze uprawiania handlu ludźmi, w celu wykorzystania do pracy o charakterze niewolniczym". Oboje nie przyznali się do stawianych im zarzutów.

- Podczas przesłuchań oskarżony stwierdził, że w związku z ogólnoświatowym kryzysem finansowym i długotrwałym załatwianiem dokumentów zatrudnienie przy filetowaniu ryb stało się nieaktualne jeszcze przed przyjazdem pokrzywdzonych do Polski - mówi prok. Marciniak. I dodaje, że ten miał poinformować pracowników o zmianie warunków zatrudnienia, które ci zaakceptowali.

Z ustaleń śledczych wynika, że Muhammed Z. I. do Polski przyjechał "w celach biznesowych". Według prokuratorów, ściągając swoich rodaków do Gdańska, wykorzystał ich chęć wyrwania się z ojczystego Bangladeszu.

- Spółkę założył z Rosjaninem pochodzenia białoruskiego. Potem wicedyrektorem w tej spółce została Swietłana S., a założyciel spółki zniknął, dosłownie "zapadł się pod ziemię". Nie udało się nigdy oficjalnie potwierdzić jego personaliów, miejsca zamieszkania. Dysponujemy wprawdzie jego danymi i fotografią, nie wiemy tylko, czy autentycznymi, bo sąd ciągle czeka na odpowiedź strony rosyjskiej i prawie od roku nie może sprowadzić go na rozprawę w celu przesłuchania w charakterze świadka - mówi prok. Marciniak.

W całej sprawie - jak słyszę od jednego z doświadczonych śledczych z Gdańska - wątpliwości i znaków zapytania jest jednak dużo więcej. Nieoficjalnie mówi się o "drugim dnie".

- Potwierdzam, że w toku śledztwa kontaktowaliśmy się z Delegaturą Agencji Bezpieczeństwa Wewnętrznego w Gdańsku. Odmawiam jednak odpowiedzi na pytanie, czego dotyczyły te kontakty - stwierdza prok. Marciniak.

Zdaniem jednego ze śledczych, nie można wykluczyć, że Muhammed Z. I. i Swietłana S. mieli być tylko figurantami, a kluczową rolę w "firmie zajmującej się pośrednictwem" prawdopodobnie miał odegrać tajemniczy Rosjanin białoruskiego pochodzenia.

Ten sam śledczy mówi: - Działania w tej sprawie do złudzenia przypominają instalowanie obcych agentów w tzw. stanie uśpienia. Już sam fakt, że po aresztowaniu Muhammeda Z. I. i po zatrzymaniu Swietłany S. drugi Rosjanin zniknął, jest bardzo wymowny. Ostatecznie przecież z jakiegoś powodu prokuratura kontaktowała się z Agencją Bezpieczeństwa Wewnętrznego.

[email protected]

Treści, za które warto zapłacić!
REPORTAŻE, WYWIADY, CIEKAWOSTKI


Zobacz nasze Magazyny: REJSY, HISTORIA, NA WEEKEND

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na dziennikbaltycki.pl Dziennik Bałtycki