Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Halny, wódka i dziewczyna. ROZMOWA z Lechem Miądowiczem, gdańskim bardem

Gabriela Pewińska
- Klarnet świetnie sprawdza się przy stole - uważa Lech Miądowicz
- Klarnet świetnie sprawdza się przy stole - uważa Lech Miądowicz Karolina Misztal
W cyklu Sztuka Jedzenia z Lechem Miądowiczem - gdańskimbardem, muzykiem i poetą o urodzinach Tuwima, pływaniu na kontrabasie, Chopinie do kotleta i spirytusie na wychodne rozmawia Gabriela Pewińska.

Co właściwie jada bard? Sushi?
Schabowego z kością. Sushi też, ale jedynie z ciekawości. Uwielbiam natomiast rolady z kaszą jęczmienną, z buraczkami albo z ogórkiem. Rosół. Pomidorową. W ogóle przepadam za zupami, choć w Poznańskiem, skąd pochodzę, obiad zaczyna się od słodkiego. Na stole ląduje ciężkie ciasto, potem lekkie wino, dopiero pod koniec coś konkretnego, a na finał naparsteczek spirytusu... żeby konsument po uczcie otrzeźwiał, mógł wejść do taksówki i pojechać do domu.

Spirytus, żeby otrzeźwieć?

Spirytus po obiedzie, na wychodne - stary, dobry sposób. Z miejsca stawia na nogi. Bo obżarstwo też może nas z nóg zwalić.
Zwłaszcza, jeśli na przystawkę podajemy, jak mówisz, "lekkie wino"... Jedzenie było kiedykolwiek dla Ciebie natchnieniem?
Bardziej dbam o sferę duchową. Jedzenie jest w moim życiu tylko dodatkiem. Dlatego inspiracji w talerzu raczej nie szukałem, choć temat ten przejawiał się w moich tekstach.

Masz w repertuarze monolog "Grochówka".
Lubię grochówkę, a nie powinienem jej jeść, ponieważ wywołuje u mnie podagrę... Cóż, choroba królów.
Bardzo stara choroba, związana z nadmierną ilością kwasu moczanowego, który wydziela się w organizmie i krystalizuje w stawach, głównie w palcach stóp, ponoć. Nogi puchną i bolą. Jeden znajomy tancerz, który to ma, skarżył się, że dopóki lekarz mu nie powiedział o właściwej diecie na tę dolegliwość, do głowy mu nie przyszło, że z powodu jedzenia może boleć noga!
Trzeba bardzo uważać. Szkodzi grochówka, śledzie, czerwone wino, czekolada, czyli wszystko co lubię.

A królowie pili, ile wlazło. Gotujesz?

Lubię gotować zupy, zwłaszcza pomidorową, krupnik oraz... kompoty z wiśni lub śliwek. Często przygotowuję pieczone ryby lub kurczaka, no i oczywiście schabowego z kością. To właśnie kość daje kotletowi charakterystyczny smak. Jedzenie łączy ludzi. Inspiruje do tworzenia sztuki. Dla Reja, Kochanowskiego aspekt ucztowania, biesiady był bardzo ważny. Kochanowski pisał o jedzeniu we fraszkach. W tej "Na gospodarza": "Posadziłeś mię wprawdzie nie nagorzej/Ale by trzeba mięsa dawać sporzej;/Przed tobą widzę półmisków niemało,/A mnie się ledwie polewki dostało./Diabłu się godzi takowa biesiada!/Gościem czy świadkiem ja twego obiada!".

W szkołach powszechną wesołość budziła fraszka "Na ucztę": "Szeląg dam od wychodu, nie zjem, jeno jaje:/ Drożej sram, niźli jadam; złe to obyczaje".
Z kolei Epikur trafnie podkreślił, jak ważne jest towarzystwo, z którym jadamy: "najpierw sprawdź z kim jesz i pijesz, a dopiero potem - co jesz i pijesz". Pisałem na studiach pracę na temat utworu z XVII wieku, który nazywał się "Obiad postny albo zabaweczka", a napisał go Hiacynt Przetocki. Dzieło owo to był zbiór fraszek na temat poszczególnych potraw postnego menu. Wśród dań pan Hiacynt wymienia polewki: migdałową, winną, kaparową i barszcz. Mamy tu też różnorodność ryb: jesiotry, kiełbie, łososie, czeczugi, ryby w rosole a nawet w cieście. Także minogi i ślimaki. Na koniec desery, ciasta, barwione głowy cukru, bakalie i owoce.

Dietetycznie, nie ma co... Ten utwór to staropolska satyra na chudopacholski stół. Sporo o jedzeniu pisał też Tuwim.
Zresztą dziś obchodzimy rocznicę jego urodzin. A i Rok Juliana Tuwima wciąż trwa.

Temat jedzenia był dla Tuwima ważny. A jeszcze bardziej rozmowy przy stole.

Ty lubisz biesiadować?

Mamy przyjaciół do ucztowania. Wczoraj kolega przyniósł moja płytę z lat 80. zasiedliśmy do stołu, on pił piwo, ja drinka i tak sobie słuchaliśmy i wspominaliśmy.

Drinki są dobre na podagrę?
Lepsze niż cokolwiek.

Może i Tuwim miał podagrę, bo uwielbiał koktajle alkoholowe.

Nie wiem, czy miał podagrę, na pewno miał lęk przestrzeni.

Ale od tego się nie umiera. Jego załatwił na amen halny. I wódka. W Zakopanem.
Nocowałem w pensjonacie ZAIKS-u, w którym umarł. Jest tam tablica pamiątkowa. Wódeczka, halny i jeszcze miła dziewczyna zapewne...

Nie znałam Tuwima z tej strony...
W życiu był płomienny. Zmarł podczas takiej właśnie biesiady we dwoje... W życiu chwila jest ważna.

Jedzenie to też przyjemność chwili.

Jak muzyka. Zresztą często z moją damą gramy ludziom biesiadującym w jednym z gdańskim pubów standardy, muzykę filmową, Chopina, kończymy ucztę "Sonatą Księżycową" Beethovena.

Ludzie jedzą golonkę, a Wy gracie Chopina?!
Okazuje się, że Chopin idealnie pasuje do biesiadowania. Kiedy my gramy nokturn, w pubie piją piwo. W końcu "gdyby Chopin żył, też by pił".

Ale mleko! Tak pisze przynajmniej jego kulinarna biografka!

Miał straszną tremę przed każdym występem. Wiadomo - nadwrażliwiec. Przypominam sobie, jak mój ojciec grał w orkiestrze prywatnej Michała Radziwiłła w Antoninie niedaleko Ostrowa Wielkopolskiego, w 1829 roku koncertował tu też Fryderyk. Pięknie urządzony jest ten pałac. Ojciec, jak o tamtych czasach opowiadał, to łzy mu ciekły, mówił: - Takich likierów pić już nie będziecie...

A co to za likiery?

Tak łkał, że nie zdołał nigdy ich wymienić. Mówił też, że damy, które przyjeżdżały do Antonina na bal, dostawały pokoje w kolorze sukni, którą miały na sobie.

A nie w kolorze likieru?
Gdyby tego zażądały, to pewnie tak by się stało.

Likiery, nalewki, coś w sam raz na ponure wieczory. Że zacytuję poetę Leszka Długosza : "A my tak - po kieliszku, po troszeczku/Popijamy calutki ten dzień/Próbujemy nalewki/Z dzikiej róży, z porzeczki/Żeby sprawdzić - czy zimą/To wypić się da?...". Ty pędzisz coś w domu na zimę?
Niestety nie. Choć wiem, jak się robi spirytus. Warto umieć takie rzeczy. Cała literatura jest na ten temat. Pamiętam jeden kabaretowy numer. Dwójka facetów z wyciągniętymi w górę rękoma krzyczy: "My pędzimy w Kosmos", a obok zataczający się pijacy: "A my pędzimy bimber!".

Lubisz grać do kotleta?
To też jest wyzwanie. Szkoda, że tak mało jest dziś lokali z muzyką na żywo. W liceum zdarzało się, że graliśmy w wakacje. Raz zastąpiliśmy orkiestrę dancingową. Podczas gry lubiłem patrzeć na tańczących ludzi. Świetna atmosfera, ludzie biesiadują, dostojnie przewijają się między stolikami kelnerzy.

To nie uwłacza muzykowi?
Chopin przecież koncertował w prywatnych salonach, podczas wystawnych obiadów i przyjęć. Sytuację tę znakomicie ilustruje anegdota o Chopinie i Liszcie: "Pewna hrabina, na przyjęciu, zwróciła się do Chopina ze słowami: - może by Mistrz coś zagrał? Na to Chopin - Liszt niech gra. Zjadł więcej". Wszędzie trzeba grać dobrze. To podstawa. Swego czasu występowałem ze znakomitym kaszubskim akordeonistą, Romanem Lepiochą, który grywał w Grand Hotelu, w latach 60. Opowiadał, że czasem zabawa kończyła się nad ranem, na molo. Kontrabasista skakał w rwące fale i płynął na kontrabasie w nieznanym kierunku. Zapewne stąd mamy tylu muzyków w krajach skandynawskich...

Na czym grałeś wtedy w lokalach i klubach?
Na klarnecie i saksofonie.

Jaka muzyka klarnetowa pasuje do konsumpcji?
Standardy. Klarnet to instrument, który przypomina głos ludzki, przez to jest znakomicie przy stole odbierany. Do kotleta grano kiedyś nawet muzykę operetkową. Teraz w lokalach włącza się muzykę z radia.

Jeśli już w pubie ktoś gra, to jest to zwykle muzyk przy keyboardzie, ubrany w dżinsy i bluzę dresową.
Kiedyś ważny był szyk. My, muzycy, występowaliśmy w czerwonych marynarkach, które świetnie prezentują się w światłach, mieliśmy fraki, muchy. Sznyt musiał być. Miałem okazję podczas trasy koncertowej poznać Mieczysława Fogga. Elegancki, pachnący...

Też śpiewał w restauracjach przed wojną.
A po wojnie otworzył w Warszawie swój lokal - Cafe Fogg.

Atmosfera w dawnej kawiarni Fogga była ponoć filmowa. A propos, w dwóch bardzo znanych filmach: "Pożegnania" Hasa i "Niewinni czarodzieje" Wajdy mamy bardzo nastrojowe speluny, świetna muzyka i piękne wokalistki z klasą śpiewają romantyczne szlagiery. Jaki toast wzniesiemy na cześć Tuwima?
Jest pewna anegdota, otóż na przyjęciu spotkali się znany satyryk, antysemita zresztą, Adolf Nowaczyński i Julian Tuwim. W pewnym momencie Nowaczyński wygłasza toast: - Panie i Panowie! Nie ma literatury polskiej bez Adama Mickiewicza, nie ma Adama Mickiewicza bez "Pana Tadeusza", nie ma "Pana Tadeusza" bez Jankiela... Zdrowie Juliana Tuwima!
Kolejny toast wygłosił Tuwim: - Panie i Panowie! Nie ma literatury polskiej bez Adama Mickiewicza, nie ma Adama Mickiewicza bez "Pana Tadeusza", nie ma "Pana Tadeusza" bez Jankiela, nie ma Jankiela bez cymbałów... Zdrowie Nowaczyńskiego!".

Codziennie rano najważniejsze informacje z "Dziennika Bałtyckiego" prosto na Twoją skrzynkę e-mail. Zapisz się do newslettera!

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na dziennikbaltycki.pl Dziennik Bałtycki